Andrzej Wajda i Olga Tokarczuk korespondowali ze sobą przez długie lata, a treść ich poszczególnych listów opublikowały "Zeszyty Literackie". Na listy natknęli się Tadeusz Lubelski i Agnieszka Morstin, którzy pracowali nad wydaniem "notesów" poświęconych reżyserowi. W ten sposób odkryli, że reżyser jeszcze pod konie lat 90., kiedy pracował nad filmem "Pan Tadeusz" napisał do Olgi Tokarczuk pierwszy list, w którym zaproponował jej twórczą współpracę przy projekcie filmowym poświęconym postaci Fryderyka Chopina. Reżyser chciał stworzyć od lat cykl o kompozytorze, jednak nie było to możliwe za komuny. Urzeczony twórczością przyszłej jeszcze noblistki, postanowił "podrzucić" jej ten temat do rozmyślań.
Czyta też: Andrzej Wajda napisał do Krystyny Jandy list miesiąc przed śmiercią. Teraz ujawniła jego treść
Andrzej Wajda 25 czerwca 1998 roku napisał:
Wielce Szanowna i Droga Pani Olgo,
pozwalam sobie tak pisać do Pani, gdyż chcę Pani powierzyć projekt bardzo drogi memu sercu. Jest to jeszcze jedna i chyba już ostatnia próba filmu o Chopinie, do którego w różnych latach, niestety bez powodzenia, zbliżałem się kilkakrotnie. (...) zresztą ja nie domagam się scenariusza - jak to było przed laty, kiedy Jerzy Andrzejewski napisał 'Bramy raju' w dwóch zdaniach, a miała to być tylko rzecz do filmu.
Olga Tokarczuk na tym etapie swojej twórczości wydała już m.in. "Prawiek i inne czasy". Odpisała mu wtedy:
Szanowny Panie,
poczułam się naprawdę wyróżniona tym, że zechciał się Pan podzielić ze mną swoim projektem tak bliskim Pana sercu. Temat jest rzeczywiście tajemniczy. Rozbudza wyobraźnię. Budzi domysły. Myślę, że to świetny materiał na film. (...)
W tej chwili mogę Pana zapewnić, że zajmę się tym tematem, cokolwiek miałoby z tego wyniknąć. We wrześniu wyjeżdżam na dwumiesięczne stypendium do Francji i będę w domu pod koniec listopada. Wiem, że i Pan jest teraz zajęty pracą nad 'Panem Tadeuszem'.
Niestety projekt ten nigdy nie doszedł do skutku - pisarka uznała, że ten tema trochę ją przerasta, była też zajęta samodzielnym wydawaniem swojej książki i promowaniem kolejnych projektów. W 1999 roku napisała list, w którym przeprosiła za milczenie i wyjaśniła:
Myślę teraz, że jednak nie odważę się wziąć za Chopina. To dla mnie za trudne. Nie umiem. Zmagałam się z esejem o Lalce Prusa i Paryż na zawsze już będzie mi się kojarzył z wędrówkami Wokulskiego. Literacko czuję się kompletnie wyczerpana po tej ostatniej powieści i chyba długo nic nie napiszę. Ogromnie dziękuję za zaufanie z Państwa strony. Gorąco pozdrawiam i czekam, jak wszyscy, na Pana Tadeusza. Jeszcze raz proszę o wybaczenie mojego milczenia
Wajda jednak się nie poddał i utrzymał z pisarką kontakt. Zaproponował jej także współtworzenie filmu o czasach Solidarności, współczesnej "Lalki" - tutaj jednak Tokarczuk nie "czuła" tematu. Ona z kolei zaproponowała mu, by zajęli się razem tematem wypędzeń, które miały miejsce po II wojnie światowej. Pisarka uznała, że ten temat w Polsce poruszył tylko film "Sami swoi", a to stanowczo za mało. Ta propozycja jednak nie przypadła jednak do gustu Andrzejowi Wajdzie.
Przełom nastąpił, kiedy reżyser zaczął prace koncepcyjne nad filmem "Tatarak" na podstawie twórczości Jarosława Iwaszkiewicza. Wajda w kwietniu 2005 roku napisał w tej sprawie do Tokarczuk po tym, jak przeczytał jej tekst poświęcony temu opowiadaniu w "Tygodniku Powszechnym":
Przeczytałem raz jeszcze Pani opowiadania i jestem pewien, że jest w nich bliski memu sercu duch kobiecości, który umiałbym pokazać na ekranie. Tym bardziej, że kobieta jawi mi się jako bohater naszych czasów. Proszę o mnie czasem pomyśleć
Projekt dojrzewał bardzo długo, reżyser w międzyczasie nakręcił nominowany do Oscara "Katyń". W 2007 roku nieco jeszcze, jak sam napisał, szantażował pisarkę:
Nie jest łatwo być starym reżyserem, gdyż kino jest z samej natury młode i takie małżeństwo starca nad grobem z dziewczyną wygląda okropnie, a tu jeszcze mają zamiar robić dzieci… To, co napisałem, trąci naturalnym szantażem, ale raz jeszcze wracam do naszej telefonicznej rozmowy. Budzi ona moje wielkie nadzieje i wierzę, że nie zawiedzie mojej intuicji. Proszę przyjąć serdeczności i życzenia sukcesów nowej książki.
W odpowiedzi przeczytał na samym wstępie - "Naprawdę bardzo się przejęłam tym pomysłem. Uważam, że może to być piękny i mądry film o samotności, zagubieniu w rolach i pragnieniach, które jakoś zawsze idą pod prąd wszystkiemu". Spodobał jej się pomysł, by główną bohaterką uczynić kobietę dojrzałą i przypisać jej wątek romantyczny, a również tragiczny - romans z młodszym mężczyzną. Przyszła noblistka pisała do genialnego reżysera:
Czuję w tym ogromny potencjał, bo to jest rzecz okryta potężnym tabu. W naszej kulturze kobiety po pięćdziesiątce nie mają żadnej seksualności. Mężczyźni, ich równolatkowie, z powodzeniem żenią się powtórnie z młodziutkimi dziewczynami, robią sobie jeszcze dzieci i miewają się dobrze. Kobiety w tym wieku są wystawione poza nawias. A przecież to zupełna bzdura. Zresztą każdy człowiek ma prawo pragnąć w tym świecie, który zbudowany jest głównie z niespełnienia, czy nie mam racji?
Trochę to zajęło, ale Olga Tokarczuk i Andrzej Wajda zaczęli wspólnie pisać scenariusz do filmu, często się w tej sprawie spotykali - szukali pomysłów na to, jak na język filmu przenieść twórczość Jarosława Iwaszkiewicza, jak uzupełnić pewne luki i stworzyć przekonującą opowieść. Reżyser dostał od niej konspekt, a później scenariusz jeszcze pod koniec 2007 roku. W 2008 roku ich wspólny scenariusz złożono w PISF. Na tym etapie jednak koniecznie były dalsze zmiany, Tokarczuk wiele z nich zaproponowała, m.in. by przyjaciółka głównej bohaterki była aniołem śmierci.
Od samego początku było wiadomo, że główną rolę zagra Krystyna Janda. I w międzyczasie, kiedy Andrzej Wajda i Olga Tokarczuk pracowali nad scenariuszem, doszło do tragedii. Na raka płuc zmarł mąż aktorki, wybitny operator Edward Kłosiński. To spowodowało tymczasowe wstrzymanie prac. I to aktorka miała ostateczny wpływ na kształt scenariusza - ofiarowała reżyserowi notatki o śmierci męża, które zdecydowała się odczytać przed kamerą. I w takiej postaci nakręcono zdjęcia w 2008 roku.
Po zakończeniu prac reżyser pytał w kolejnych listach Olgę Tokarczuk, czy może umieścić jej nazwisko w napisach. Pisarka pisała co prawda -"czuję, iż także część mojego serca została przy Pani Marcie i "Tataraku". Cieszę się, że wszystko poszło tak szybko, to dla mnie znaczy, że przypłynęło jednak dużo dobrej energii do tego filmu", jednak kiedy zobaczyła gotowe dzieło, uznała, że nie jest już jego współautorką i dlatego nie ma sensu, by umieszczać ją w czołówce. A czego dowiedzieliśmy się dzięki publikacji "Zeszytów Literackich".