Łukasz Hassliebe: To tylko jeden, poboczny wątek. A było o wiele gorzej. Pisałem powieść o przyszłości i nagle to, co wymyślałem, zaczęło się dziać w realu, w tym zwłaszcza jedna, tragiczna sytuacja. Miałem więc poczucie jakiegoś koszmarnego ścigania się ze współczesnością. Książkę skończyłem w sierpniu zeszłego roku i wreszcie poczułem ulgę. Siedem miesięcy później przyszedł globalny kryzys, który ponoć zmienić ma wszystko.
Zaraz, czekaj, Szumowski to ten facet, co jednocześnie zapowiadał szczyt epidemii na połowę kwietnia, w tej samej połowie kwietnia ma nam dać odpowiedź, co z wyborami w maju, za którymi to majowymi wyborami właśnie kilkukrotnie zagłosował w Sejmie? Aha, no ale najważniejsze, że krócej sypia… Nie wiem, może niech idzie do lekarza. Od spania. A potem, jako lekarz, najpierw sobie przeczyta dekalog, a potem, ja wiem, przysięgę Hipokratesa?
Jeśli w lutym Agencja Rezerw Materiałowych sprzedaje 60 tysięcy masek, jeśli Polska nie przystępuje do unijnego przetargu na testy, jeśli lekarze i ratownicy błagają na Facebooku o jakiekolwiek środki ochrony, więc każdy, kto może, szyje te maseczki… to odpowiedź jest jasna. Ostatnio wielki warszawski szpital prosił prywatną firmę o przekazanie 30 sztuk turystycznego ponczo, bo nie można bezpiecznie intubować bez zabezpieczenia górnej części ciała… Ale Szumowski niewyspany i głosuje za majowymi wyborami. Wiedziałeś o tym, że domownicy osób podanych kwarantannie mogą bez przeszkód wychodzić z domu? Czyli idziesz na kwarantannę, ale twoja żona wychodzi codziennie do pracy i wszystkich kolejno zaraża. Rząd na to nie wpadł… Przy czym w moim felietonie nie chodzi nawet o pojedyncze błędy, ale o całkowity odwrót od społeczeństwa, również, a może zwłaszcza ten ekonomiczny. Wiesz, co robią na Węgrzech? Zawieszają wszystkim spłatę kredytów. A w Czechach? Dają pomoc na 18 proc. PKB.
Dokładnie grubo ponad ćwierć miliona unikalnych wejść na bloga w kilka dni. To dużo. I to pokazuje, jak bardzo ludzie są wściekli. Paradoksalnie PiS to rozumie, dlatego tak prze do wyborów, bo wie, że wściekłość wśród ludzi narasta. Spadamy wszyscy autobusem w przepaść, a dla Kaczyńskiego najważniejsze jest, kto będzie trzymał długopis, bo przecież nawet nie kierownicę.
Zabawne, bo to ja, wraz z kolegami z Twittera, jestem współautorem tego pojęcia, czy może raczej pojęcia "symetryzowanie". Stworzyłem nawet na blogu definicję, którą ktoś wpisał do Wikipedii, ale ostatnio, o dziwo, już widnieje jako przypis do Obserwatorium Językowego Uniwersytetu Warszawskiego (śmiech). Przypomnę więc, że symetryzm w swym pierwotnym znaczeniu to "postawa ideologiczna zakładająca, że każdemu negatywnemu zjawisku zawinionemu przez dany obóz polityczny należy automatycznie przeciwstawiać analogiczne negatywne zjawisko zawinione przez obóz jego przeciwników". Ja, takim symetrystą, nazwijmy go geometrycznym, oczywiście nie jestem i nigdy nie byłem.
Problem z symetryzmem pojawił się, gdy dla wielu stał się grzechem odstępstwa od słusznej linii świętego Grzegorza Schetyny i niepokalanej Platformy Obywatelskiej. I czego by PiS nie robił, to zamiast się zastanowić i obiektywnie oceniać, trzeba od razu w ciemno krzyczeć, że to zamach stanu, to zamach stanu! Trochę jak ten Rewiński oblewany wodą ze szlaucha w Uprowadzeniu Agaty. Żeby było jasne: to, co z szeroko rozumianym ładem prawnym robi PiS, to oczywista bandyterka i mówię o tym wprost. Ale jednocześnie ten sam PiS, jak wspomniała Magda Okraska z "Nowego Obywatela", sprawił, że pani, która sprząta w szpitalu, nagle z czterech złotych za godzinę dostała za czasów PiS podwyżkę do ośmiu złotych i obietnicę wcześniejszej emerytury. Jak można ludziom płacić cztery złote za godzinę, a potem się dziwić, że nie chcą umierać za konstytucję, do licha! Myślę, że Agnieszka Holland jako reżyserka "Kobiety samotnej" powinna to doskonale rozumieć.
Nie jest sztuką opisać, co nie działa, ba, nie jest sztuką emocjonalnie wykrzyczeć to na blogu. Sztuką jest zrozumieć, dlaczego tak się dzieje i co się stało, że nie tylko u nas, ale przez cały świat przetacza się prawicowy populizm. Co się stało, że cała baza lewicowa została przejęta przez partie Trumpa i Kaczyńskiego, którzy tymi ludźmi albo gardzą, jak Trump kantujący Polaków zrywających dla jego spółeczki azbest, albo traktują instrumentalnie, niczym wirusowe mięso armatnie, jak Kaczyński przy ostatniej decyzji o wyborach majowych.
Właśnie o tym jest moja książka, która się za chwilę ukaże. O tym, jak te dwie Polski spotykają się w przyszłości tu, w Warszawie, ale też na prowincji, bo to ważne, i jak nie potrafią już ze sobą w ogóle rozmawiać. Więc Polska płonie, dosłownie płonie. I oczywiście, dziwnym trafem, największymi ofiarami są jak zwykle kobiety albo mniejszości narodowe.
Łukasz Hassliebe "Przedwojnie" - przeczytaj fragment >>
Blog to publicystyka i, jak to nazywamy na Twitterze, domowa punditerka. A powieść to zupełnie inny świat, na innym oddechu, bardziej epicki i gęsty. To zdaje się Andrzej Stasiuk powiedział, że prozę powinno się pisać po trzydziestce. I chyba miał rację. Wtedy zaczyna się wszystko powoli w głowie układać i można się zdobyć na tę śmiałość podzielenia się ze światem kilkoma doświadczeniami. Kto wie, może okażą się dla nas wszystkich chociaż trochę wspólne. Bo wspólnoty nam dziś brakuje chyba najbardziej.
Rok temu dla "Krytyki Politycznej" napisałem "Pancerną brzozę - słownik prawicowej polszczyzny", czyli opis prawicowego imaginarium, które zawładnęło dyskursem publicznym. Ale podobne imaginarium stworzył sobie też liberalny świat i w moim kajeciku, być może na potrzeby drugiego tomu, spisuje takie słowa. Właśnie "rozdawnictwo" obok "biurwy" czy "społeczeństwo nie istnieje" (śmiech) jest na jednej z pierwszych pozycji. W tym liberalnym świecie dawanie przez państwo pieniędzy obywatelom, aby pomóc wychować dzieci, nazywane jest rozdawnictwem, a gdy to samo państwo daje pieniądze przedsiębiorcy na rozwój, to nazywamy to już nie rozdawnictwem, ale dotacją, prawda? I to nie tak, że jestem przeciwko dotacjom dla innowacyjnego biznesu, ale zróbmy zamianę i nazwijmy dotacją rodzinną dawanie pieniędzy małżeństwom, a dawanie pieniędzy przedsiębiorcom nazwijmy rozdawnictwem. Wszystko wygląda inaczej, prawda? Nie tylko "Financial Times", ale także Międzynarodowy Fundusz Walutowy już dawno zrozumiał np. błędy polityki zaciskania pasa, a Unia Europejska chce na walkę z bezrobociem dać 100 miliardów euro. W tym pokładam nadzieję, bo przecież nie w Kaczyńskim, Gowinie (śmiech) ani Ryszardzie Petru czy Rzońcy (śmiech jeszcze donioślejszy).
Odwieczny dylemat władzy brzmi: na ile jest ta władza po coś, a na ile władza jest celem samym w sobie. Notabene moim zdaniem właśnie teraz obserwujemy, jak PiS przeistacza się z partii pewnego celu, czyli mówiąc nieco zawile patokonserwatywnego modernizmu, w partię, dla której władza jest już tylko celem samym w sobie. Dlatego tak bardzo boi się późniejszych wyborów, bo wie, że przegra. Problem polega jednak na tym, że, jak pisze ostatni z wieszczów, "To co nas podzieliło - to się już nie sklei". Podziały są na tyle głębokie, nasza wspólna studnia jest na tyle zatruta, że żadna władza w przyszłości nie będzie w stanie zdobyć nawet minimalnego zaufania drugiej strony. A działać będzie przecież w warunkach o wiele, wiele gorszych, warunkach, które te antagonizmy będą tylko podsycać. Skoro nie uznajemy obcych, tak ważne jest patrzenie na ręce władzy przez swoich. Ale czy naprawdę ktoś wierzy, że plemię liberalne będzie rozliczać liberalną władzę, a plemię prawicowe - władzę prawicową? Ilu znasz konserwatywnych dziennikarzy, którzy potrafią naprawdę postawić się Kaczyńskiemu i go ostro skrytykować albo potępić? Niestety druga strona, gdy poczuje władzę oraz obawę przed jej utratą, wcale nie musi być lepsza. Co najwyżej mniej bezczelna, ostentacyjna, ale czy na pewno tak o wiele, wiele lepsza? Sam przywołujesz to zasadnicze pytanie: "Ale czemu ty ich bronisz?". No więc również i o takich pytaniach jest "Przedwojnie". Bo one w świetle ewentualnego rozpadu obozu Kaczyńskiego są dziś aktualne jak nigdy wcześniej. Dlatego ta książka tak bardzo wstrzeliła się w swój czas.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie jadę po wszystkich i na pewno nie jadę równo. Po pierwsze to jest właśnie takie symetryzowanie, którego nie lubię. Zamiast iść tam, gdzie twoim zdaniem, być może błędnym, znajduje się prawda, stajesz z linijką i na siłę odmierzasz równą odległość od obu stron. To jakaś aberracja intelektualna. Tymczasem, jak często powtarzam, z Ziemi do Księżyca jest o wiele bliżej niż do Słońca, ale nadal, k…a, bardzo daleko (śmiech). Zamysł tej książki polega na odwróceniu sytuacji i wyobrażeniu sobie, że oto prawica traci władzę i staje się rozdrobnionym planktonem, a władzę obejmuje liberalna opozycja. Jak by się zachowali #SilniRazem z obecnej opozycji i jak by się zachowała dławiona bezsilnością prawica? Czy tak samo jak teraz? Stawiam tezę, że owszem, trochę podobnie, ale jednak trochę inaczej. Bo to mimo wszystko inna estetyka, inna odwaga i inna tradycja. A jak bardzo inaczej, jak bardzo różniliby się liberałowie będąc u władzy? No tego już wszyscy dowiedzą się z książki. I może kilka osób sobie uświadomi, że samo odejście od władzy Kaczyńskiego aż tak wiele nie zmieni, bo przecież jego wyborcy nie znikną. Zostaną, jeszcze bardziej rozżaleni niż zwykle i nie będą chcieli pogodzić się z porażką. A czy druga strona będzie zdolna do jakiejś, o ironio, ponownej grubej kreski, czy przeciwnie – będzie się chciała odegrać? Nie, nie na Kaczyńskim, on w ogóle nie pojawia się w "Przedwojniu", ale na jego wyborcach. Na ile być tolerancyjnym dla nietolerancyjnych i gdzie przebiega ta cienka granica między słuszną obroną a cynicznym atakiem wyprzedzającym?
To czysta literatura. Przynajmniej mam taką nadzieję. Oczywiście antagonizmy społeczne w Polsce są ważną warstwą socjologiczną, ale to tylko tło sensacyjnej w gruncie rzeczy powieści. Na pierwszym planie mamy Maćka, który szuka swojej zaginionej żony Edyty, no i samą Edytę. To wokół losów tych dwojga toczy się akcja. Wokół ich walącego się życia i sprawdzianów, jakich życie nam nigdy, zwłaszcza gdy tworzymy z kimś związek, nie szczędzi. No i jest jeszcze zagadka. Bez niej nie ma powieści. Moi rodzice, bardziej chyba mama, bardzo lubili "Frantic" Polańskiego. Wiele bym dał, żeby doczekała mojego debiutu.
Kwiecień, jak mylił się Eliot, wcale nie jest, albo przynajmniej nie był, najokrutniejszym miesiącem. Był miesiącem najpiękniejszym, bo dawał nadzieję, na wiosnę, na lato, był jak kolejne narodziny. Niestety, jako ludzkość poprzez konsumpcyjne wyżymanie tej planety sami sobie zgotowaliśmy ten los i właśnie wracamy do Ziemi jałowej Eliota. Tyle że nie metaforycznej, ale coraz bardziej realnej.
"Przedwojnie" można już zamawiać w przedsprzedaży na Publio.pl (e-book) i Kulturalnysklep.pl (wersja papierowa). Premiera e-booka 15 kwietnia, a książki jest zaplanowana na 28 kwietnia.