Miała cztery lata, kiedy pierwszy raz kopnęła piłkę. Teraz jest złotą medalistką olimpijską, dwukrotną mistrzynią świata i zdobywczynią niezliczonych nagród i wyróżnień dla najlepszej piłkarki, która swoją pozycję megagwiazdy sportu wykorzystuje, aby walczyć o bliskie jej wartości.
Od dziecka Rapinoe zawsze robiła, co mogła, by bronić tego, co słuszne - nawet jeśli oznaczało to występowanie przeciwko innym. W swojej książce po raz pierwszy ujawnia, jak wygląda jej życie zarówno na boisku, jak i poza nim. Pokazuje czytelnikowi swoją osobistą drogę, pełną humoru, człowieczeństwa i radości i mówi do niego: Masz jedno życie. Co z nim zrobisz?
Książka 'Jedno życie', Megan Rapinoe Grupa Wydawnicza Relacja
<<Reklama>> Ebook "Jedno życie ", Megan Rapinoe dostępny jest w Publio.pl >>
PROLOG
Pragnę zacząć od wyjaśnienia, po co powstała ta książka. Często zarzuca się osobom publicznym, że chcą z medialnej uwagi jak najwięcej wycisnąć dla siebie. Gdy przychodzi sława, wielu ludzi płynie z prądem. Występują w reklamach, wypuszczają własną markę perfum, piszą książki, biorą udział w reality show. Przyznaję bez ogródek – ja jak najbardziej zarabiam na swojej popularności. Jestem przy tym przekonana, że nie powoduje mną czyste wyrachowanie. Na kolejnych stronach tej książki będziecie czytać o moim dzieciństwie w północnej Kalifornii; o mojej siostrze bliźniaczce Rachael; o mojej przezabawnej mamie i zwariowanym tacie; a także o wzlotach i upadkach mojej kariery sportowej w reprezentacji Stanów Zjednoczonych w piłce nożnej. Przy okazji chciałam jednak poruszyć szereg tematów, które są nijak związane ze sportem czy moją rodziną.
Jako dziecko byłam dość mikra jak na swój wiek. A do tego nieśmiała – głos oddawałam siostrze. Nie wszędzie potrafiłam się odnaleźć. I choć byłam urodzoną sportsmenką – zarówno siostra jak i ja już w przedszkolu brałyśmy udział w zawodach skoków przez podwójny kabek – przez dłuższy czas brakowało mi pewności siebie. Trudno w to uwierzyć, ale dopiero jako zaczynająca studia osiemnastolatka zdałam sobie sprawę, że jestem lesbijką – z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, jak bardzo było to oczywiste i wciąż wkurza mnie, że rodzina nie zwróciła mi na to uwagi wcześniej.
Jak większość mieszkańców mojego rodzinnego miasta moja rodzina społecznie i politycznie sympatyzowała z konserwatystami, choć w domu nie mówiło się zbyt wiele o polityce. Rodzice nauczyli mnie, żeby nie dawać się zastraszyć i zawsze postępować właściwie, co oznaczało między innymi docenianie szczęścia, które było nam dane. Dzieci w rodzinie było sporo, a pieniędzy niewiele, ale wzrastaliśmy w atmosferze szczęścia i miłości, a wszystkie nasze potrzeby były zaspokajane. Moja bliźniaczka i ja byłyśmy przy tym ładne, wysportowane i popularne w szkole. Mamy z górki.
Jesteśmy przy tym białe. Może to i oczywista rzecz, ale szczerze uważam, że wielu białych ludzi nie zdaje sobie sprawę ze swojego uprzywilejowania, ustanowionego i wzmocnionego w ciągu ostatnich czterystu lat historii Ameryki. Ja również nie byłam tego świadoma. Po studiach chętnie wdawałam się w dyskusje na temat ochrony środowiska i praw kobiet, nieco później zaczęłam też mówić o prawach środowisk LGBTQ+ i nierówności płac. Nie od razu przyszło do mnie jednak zrozumienie oddziaływania władzy i polityki na moje doświadczenie i na obszary wykraczające poza nie. Zwracam się do was za pośrednictwem książki, za którą zapłacono mi dużo pieniędzy, a którą zaczęłam pisać pod koniec roku, w którym wyróżniono mnie wszelkimi możliwymi nagrodami nie dlatego, że dobrze gram w piłkę czy – jak chętnie powtarzają sportowcy – bo ciężko zapracowałam na swój sukces. (Wiecie kto ciężko pracuje? Wszyscy.)
Ludzie odbierają mnie tak, a nie inaczej, a mój wizerunek to wypadkowa różnych aspektów mojej osoby: mojego wyglądu; tego, co sobą reprezentuję i skojarzeń narosłych wokół sportu, jaki uprawiam. Drobna biała kobieta grającą w piłkę nożną – będąca przy okazji lesbijką o donośnym głosie i różowych włosach – jest inaczej prezentowana przez prasę niż, przykładowo, dwumetrowy czarnoskóry futbolista z fryzurą afro.
Osiągnięcie obecnego statusu chwilę mi zajęło. Przemawianie publiczne wciąż potrafi mnie zawstydzić. Proszenie o datki bywa niezręczne, podobnie jak zwracanie uwagi na rasistowski ton czyjejś wypowiedzi. Ludzie łatwo się złoszczą o takie rzeczy. Nawet wtedy, gdy nie zwracam się do nich bezpośrednio. Ciśnienie skacze im z zaskakujących powodów, szczególnie gdy wypowiada się kobieta. Jako zawodowej sportsmence nie wolno mi przeklinać publicznie, za dużo mówić o polityce, nadmiernie cieszyć się ze zwycięstwa, sugerować, że jestem dobra w tym, co robię albo przyznawać się do tego, że pieniądze też są dla mnie ważne. Mężczyźni uprawiają sport z pasji i z chęci wzbogacenia; kobiety zajmują się nim wyłącznie dla przyjemności płynącej z gry.
Nie wypada mi obnosić się z popularnością, ale nie wolno również zmarnować swojej chwili sławy. Doświadczenie moich kolegów i koleżanek po fachu pokazuje, że gdy pojawiają się pieniądze i rozgłos, człowiek robi co może, żeby nie wypuścić ich z dłoni. W ciągu ostatnich czterech lat narobiłam masę błędów. Nie mam nawyku wybiegania myślą w przyszłość. Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami zajmowanego przeze mnie stanowiska politycznego – które doprowadziło do upadku mojej firmy i sprawiło, że nieznajomi z Florydy dzwonili do moich rodziców, dopytując ich o błędy, które popełnili przy moim wychowaniu.
Zawsze rozumiałam natomiast, że gdy zyska się choćby śladową władzę, przestrzeń do działań i kontrolę, to przede wszystkim trzeba się tym podzielić. Niepotrzebne są przy tym wielkie gesty. Można prościej – wyrazić sprzeciw, gdy słyszymy krzywdzącą, niesprawiedliwą uwagę, nawet gdy jest wycelowana w grupę, do której nie należymy. Albo przypomnieć sobie historie ludzi takich jak Trayvon Martin, Sandra Bland, Eric Garner, PhilandoCastile, Walter Scott, Tamir Rice, Michael Brown i wielu podobnych. I zauważyć, że choć mówię o nich publicznie, to wciąż jestem zapraszana na różnego rodzaju wydarzenia, w przeciwieństwie do niektórych. Nieraz moje słowa wywoływały poruszenie. Ale uważam, że dostałam w życiu tak wiele, że chociaż tyle mogę, do cholery, zrobić – zabierać głos.
Co ciekawe, im częściej stajesz w obronie innych, tym łatwiej będzie ci bronić samej siebie. Uwielbiam grać w piłkę nożną. Nigdy nie robiłam niczego innego. Chcę grać, chcę wygrywać, ale patrząc na to, ile faktycznie wygrywam z moim zespołem – i biorąc pod uwagę to, co Federacja Piłki Nożnej Stanów Zjednoczonych nazywa realiami rynkowymi – chciałabym też kupić złotego rolexa i nie wydaje mi się to szczególnie skandaliczna zachcianka. Nie wydaje mi się również przesadą stwierdzenie, że choć czuję wdzięczność za własny talent i inne wylosowane przy narodzinach dary, to wcale nie jestem wdzięczna tym, którzy zarabiają na mnie i moich koleżankach z zespołu. Uważam, że to oni powinni być wdzięczni nam.
W 2019, po tym jak zdobyłyśmy Mistrzostwo Świata po raz drugi z rzędu, rozegrałyśmy parę meczów pokazowych na terenie całego kraju. Była to swego rodzaju runda honorowa, ale jeszcze więcej zyskałam z innej trasy, w którą ruszyłam w tamtym roku, a podczas której rozmawiałam z pracownikami różnych firm, organizacji charytatywnych, szkół i uniwersytetów i brałam udział w panelach dyskusyjnych razem z innymi feministkami i działaczami na rzecz sprawiedliwości społecznej. Mówiłam o nierówności płac między kobietami a mężczyznami, o piętnowaniu seksizmu, rasizmu i homofobii. O ryzyku związanym z aktywizmem oraz o płynących z niego radościach; o tym, że dbanie o innych jest super, a jeśli wyciągniesz do kogoś pomocną dłoń, też na tym zyskasz. Cudownie jest usłyszeć, jak pięćdziesiąt tysięcy gardeł krzyczy twoje imię, gdy strzelisz gola podczas meczu piłki nożnej, ale ja jestem równie dumna z udanych asyst; umożliwienie zdobycia bramki komu innemu – rola twórczyni możliwości – jest równie ważne, a może i ważniejsze.
Nie jestem najlepszą zawodniczką na świecie. Zaszłam w tej dyscyplinie dość daleko, ale na piłce praktycznie kończą się moje umiejętności. Poza tym nie znam się na niczym, na czym nie znaliby się wszyscy inni i nie robię nic, czego nikt inny nie potrafiłby zrobić. Wszyscy mamy podobne zasoby i jedno jedyne życie, na które składają się decyzje podejmowane przez nas każdego dnia. W niniejszej książce opowiem o tych, które podjęłam ja: począwszy od decyzji o pierwszym kopnięciu piłki, a skończywszy na wyborze, którego dokonałam w 2016, a który mógł zakończyć moją karierę. I mam nadzieję, że w tej opowieści wyraźnie zabrzmi jedno konkretne pytanie: co ze swoim życiem zrobicie wy?
<<Reklama>> Ebook "Jedno życie ", Megan Rapinoe dostępny jest w Publio.pl >>
Okładka książki 'Jedno życie', Megan Rapinoe Grupa Wydawnicza Relacja
Fragment książki: "Jedno życie", Megan Rapinoe, tłum. Ewa Pater-Podgórna, Wydawnictwo Relacja 2021.