Harlan Coben: Oj, od dawna nie brałem udziału w żadnym książkowym wydarzeniu. W Stanach w tej chwili promuję książkę "Win", natomiast w Europie jesienią ukazał się "Chłopiec z lasu". W USA wyszedł on w marcu 2020 roku, więc dokładnie w momencie, kiedy wszystko się zamykało i eventy promocyjne zostały odwołane. Będzie przynajmniej półtora roku, odkąd spotkałem się z czytelnikami.
Tak, musiałem się przystosować - od początku pandemii w zdecydowanej większości siedzę w jednym pokoju, chociaż efekty pisania są porównywalne do tych sprzed pandemii. Co ciekawe, jestem teraz bardziej zajęty niż kiedykolwiek wcześniej. Moja metoda zawsze polegała na tym, że nie miałem żadnej konkretnej metody, więc tak jak wspomniałaś - najpierw piszę w jednym miejscu, potem przestaje mi ono pasować, więc idę gdzie indziej; piszę o różnych porach, czasami zdarza mi się pisać ręcznie… Kluczem jest to, co cię napędza do pisania. Gdyby ktoś poprosił mnie o radę, jak pisać, odpowiedziałbym: po prostu pisz.
Wiesz, kilka lat temu nie miałem nawet telewizora i w ogóle nie interesowałem się tym, co się dzieje na Netfliksie, więc teraz, kiedy z nimi pracuję, pochłania to sporo czasu. To o tyle trudniejsze od pisania, że mam o wiele mniej elastyczne terminy i zadania narzucone z góry - muszę obejrzeć scenę, rzucić okiem na nagrania castingowe, rozmawiać z reżyserem, czuwać nad scenariuszem… Nie da się tego porównać do pisania powieści, co często polega na patrzeniu w pustą kartkę. Dużo się dzieje - w zeszłym roku mieliśmy polskie "W głębi lasu", kilka tygodni temu zadebiutował hiszpański "Niewinny", niebawem francuski Netflix wypuści adaptację "Bez pożegnania", będzie też ekranizacja "Zostań przy mnie"... A później najprawdopodobniej kolejny polski serial.
Jeżeli chodzi o seriale, w część z nich jestem zaangażowany bardzo mocno, w inne nieco mniej - wszystko zależy od kraju itd. Ale tak, to wszystko, czym się zajmuję, nie mam już nic innego do roboty (śmiech). Mam dorosłe dzieci, najmłodsze jest na studiach, więc dawno skończyło się panowanie czwórki ruchliwych brzdąców nad domem. Tym bardziej nie wiem, co innego mógłbym robić. Zaskoczyło mnie to, jak telewizja i książki w moim życiu się uzupełniają. Z natury jestem introwertykiem, lubię siedzieć i pisać, ale raz na jakiś czas dobrze jest wyjść do ludzi, czyli w tym przypadku do aktorek i aktorów, ekipy, scenarzystów. A po kilku dniach spędzonych z nimi chcę tylko wrócić do siebie i znowu być sam. Dlatego właśnie te dwa światy działają wspólnie, zamiast sobie przeszkadzać.
Ja oczywiście jedynie wspieram autorów scenariuszy w tym procesie - toczy się wiele dyskusji, w stosunku do książki wymaganych jest wiele zmian. Jeżeli chodzi o "W głębi lasu", weźmy pierwszy z brzegu przykład obozu letniego - te, które odbywają się w New Jersey, są diametralnie inne od tych, które znacie w Polsce. Trzeba było to zaadaptować, ale bardzo lubię ten proces. Dopasowywanie fabuły do określonego otoczenia zawsze mnie ekscytuje.
Zawsze patrzyłem na adaptacje jak na piosenki. Jeśli napiszę piosenkę, np. pod tytułem "Niewinny" albo "W głębi lasu", i okaże się ona hitem, po czym jakiś polski zespół postanowi ją wykonać, na pewno nie chciałbym, żeby brzmieli tak samo jak ja. Nie chcę, żeby brzmieli jak goście z New Jersey, tylko z Warszawy czy Krakowa, i żeby wnieśli tutaj swoją historię, kulturę. Wiele się nauczyłem o Polsce, kiedy wprowadzaliśmy zmiany fabularne do "W głębi lasu". Niezwykle podobała mi się obsada, wszyscy wypadli świetnie - macie zresztą w Polsce wiele wspaniałych talentów - i aktorów, i filmowców. Z wielkim podziwem obserwowałem cały ten proces. Nie mogę się już doczekać, aż ruszymy z kolejną produkcją - to będzie druga polskojęzyczna adaptacja. Polska wiele dla mnie znaczy.
To proste, nie podoba ci się - nie oglądaj! (śmiech) Moim zadaniem nie jest odpowiadanie na zachcianki czytelników, tylko podążanie za tym, co według mnie będzie najlepszym rozwiązaniem. Większość moich czytelników to inteligentni, otwarci ludzie i myślę, że te zmiany im się podobały. Sam wyznaję filozofię, że najgorsze adaptacje to takie, które są zbyt zbliżone do oryginału, które za bardzo starają się pozostać wierne książce. Książka jest książką, serial jest serialem - to dwa różne media i powinny się od siebie różnić. Dla mnie liczy się to, żeby to, co wypuszczam, było zwyczajnie dobre.
Mógłbym to samo pytanie zadać tobie - to bardzo ogólne odczucie. Uważam, że to, co w życiu robisz, musi ci się podobać. Ostatnio moje dzieci szukały czegoś do obejrzenia w telewizji i jedno z nich mówi: "chcę zobaczyć taki serial jak ten twój, tato". To było ekstra. Częścią fachu pisarza jest kształtowanie gustów - jeżeli sam nie jesteś pewny, czy twoje treści robią robotę, nie będzie łatwo. Jasne, może ci pomóc redaktor, krytyk - ale moim najgorliwszym redaktorem i najostrzejszym krytykiem jestem ja sam.
Oczywiście, mówi mi o tym. Co prawda zazwyczaj podoba się jej wszystko, co robię, ale często ma dla mnie cenne rady. Nie przypominam sobie zbyt wielu sytuacji, gdy usłyszałem od niej: "no nie, to nie działa" - i całe szczęście! Ale zanim pokażę tekst komukolwiek, nawet jej, mam pewność, że będę pokazywał coś, co wielokrotnie sprawdziłem. Nie ujawniłbym się z czymś, co uważam za słabe. Pisarz musi umieć pracować z własnym tekstem. Chyba Faulkner powiedział: "Na piśmie musisz zabić wszystkich swoich ulubieńców" - i o to właśnie chodzi. Trzeba wiedzieć, co w książce zostawić, a czego się pozbyć.
Właściwie codziennie tak jest, to część procesu. Mógłbym to porównać do podróżowania - mogę wiedzieć, dokąd jadę, ale nie mam zielonego pojęcia, co dokładnie się wydarzy po drodze. Mogę pruć autostradą, popłynąć łódką, ktoś może mnie nagle okraść, mogę zabłądzić… Postaci zaskakują zawsze. Bardzo często chciałbym, żeby dany bohater zrobił coś, co pomoże mojemu zarysowi fabuły, ale jak przychodzi co do czego, ta postać jednak nie chce tego zrobić. Ciągle mi się to zdarza.
Zanim wezmę się do pisania, trzon książki właściwie jest już gotowy, bo wymyśliłem go sobie prawie od A do Z. Kiedy więc zasiadam przy biurku, idzie mi dość szybko - jeżeli jest inaczej, to prawdopodobnie coś w moim planie poszło nie tak. Sam proces pisania to wartka sprawa, bo planowanie, próby sprawdzenia, w którą stronę mogę poprowadzić postaci i historie, mam za sobą.
Tylko raz. Przez 30 lat pisania zdarzyło mi się, że przestałem po dotarciu do 90. strony. A dzisiaj w sumie nie wiem, o co mi chodziło, bo przeczytałem to od nowa i zapowiadało się naprawdę dobrze. Niestety, nie pamiętam już, jak fabuła szła dalej - to było w 2000 roku, ponad 20 lat temu. Prawda jest taka, że zanim się poświęcę pisaniu powieści, myślę o niej miesiącami. Mam setki, tysiące różnych pomysłów - niektóre z nich ze mną zostają i właśnie z nimi pracuję. Kto opowiada tę historię, jak się ona skończy…
W tej chwili akurat rozmawiam z tobą, z czego bardzo się cieszę (śmiech). Ale tak, niebawem do tego wracam. Zawsze, kiedy skończę jakąś książkę, muszę sobie zrobić przerwę, bo nie mam już więcej pomysłów, jestem pusty. Czuję się trochę jak bokser, który po piętnastu rundach jest zbyt zmęczony, żeby w ogóle podnieść ręce. Na ten moment nie jestem aż tak daleko, jak powinienem być, napisałem bodajże jedną trzecią książki. Ostatnio troszkę się rozleniwiłem, muszę się na nowo przyzwyczaić do ciężkiej pracy.
Chciałbym zobaczyć wszystkie! (śmiech) Myślę, że każdą z moich powieści dałoby się w jakiś sposób przerobić. Książek jest ponad 30 - 11 z nich stanowi serię "Myron Bolitar", trzy z nich składają się na serię "Mickey Bolitar", do tego cała reszta. Tak jak wspominałem, w najbliższym roku powinny się pojawić trzy nowe adaptacje. Niezwykle podoba mi się, co hiszpańska ekipa Netfliksa zrobiła z "Niewinnym" - jest mroczny, o wiele bardziej drastyczny, ale niezwykle fascynujący. To chyba najwierniejszy mojej książce serial ze wszystkich, które do tej pory powstały. Liczę na to, że będzie ich coraz więcej, tak samo jak seriali bazujących na oryginalnych pomysłach. "Safe", który również jest na Netfliksie, wziął się właśnie z oryginalnego pomysłu. Mam nadzieję, że będę mógł działać na jednym, i na drugim polu ile się tylko da, dopóki się mną nie zmęczą!
Mam zupełnie normalne życie - mieszkam na przedmieściach w stanie New Jersey, jestem ojcem czwórki dzieci i pracuję, pisząc. Pisarz to nie to samo co aktor - wśród moich znajomych jest wielu aktorów i ich styl bycia jest diametralnie inny niż mój. Pisarze mają spokój. Mój przyjaciel, który jest bardzo znanym aktorem, mówi, że ja cieszę się tą dobrą stroną sławy - mam z tego jakieś profity, a do tego mogę wyjść na ulicę i mieć pewność, że nie będę specjalnie oblegany. Po prostu jestem sobą i robię swoje. Bardzo się cieszę, że ludzie reagują na moją literaturę - nie umiem ci nawet opisać, jak wielka to dla mnie radość, że tak dużo osób w Polsce czyta moje książki i ogląda "W głębi lasu". Mam z tego ogromną frajdę, ale ona mnie nie zmieniła i nie zmieni.
<<Reklama>> Ebooki Harlana Cobena dostępne są w Publio.pl >>