Tytułowy bohater naprawdę nazywa się Court Gentry, jest byłym agentem CIA i płatnym zabójcą. To nieuchwytny człowiek z cienia, Gray Man właśnie. W tej powieści już od pierwszych stron akcja jest pełna emocji, są tu i przemoc, i ofiary, i... dowcip.
Prawa do "Gray Mana" kupił Netflix i w marcu tego roku rozpoczęły się zdjęcia do filmu. W roli głównej wystąpi Ryan Gosling, a partnerują mu m.in. Chris Evans, Billy Bob Thorton i jedno z najgorętszych nazwisk ostatnich miesięcy - Regé-Jean Page, któremu niezwykłą popularność przyniosła rola księcia w serialu "Bridgertonowie". To najdroższa produkcja w historii Netfliksa - budżet wynosi 200 milionów dolarów. Twórcy filmu, bracia Russo, premierę zapowiadają na wiosnę lub lato 2022 roku.
Gentry pozwolił sobie na stwierdzenie, że być może los jednak zaczynał mu sprzyjać. Po niecałej godzinie mozolnej wędrówki na północ w stronę granicy z Turcją natrafił na patrol kurdyjskiej policji. Kurdowie w północnym Iraku uwielbiają Amerykanów, a zwłaszcza amerykańskich żołnierzy. Widząc podarty mundur i rany Courta, wzięli go za agenta amerykańskich służb specjalnych. Gentry nie wyprowadzał ich z błędu.
Zawieźli go do Mosulu, umyli i zmienili bandaże w klinice wybudowanej za amerykańskie pieniądze. I oto siedem godzin po wypadnięciu z samolotu praktycznie bez spadochronu amerykański zabójca znalazł się w wyprasowanych spodniach i lnianej koszuli na pokładzie samolotu linii komercyjnych do Tbilisi.
Faktem jest, że poprawa jego położenia wynikała nie tylko z kilku szczęśliwych zbiegów okoliczności. Jeden z planów awaryjnych Courta zakładał, że będzie musiał wydostać się na własną rękę z Iraku. Na tę okoliczność wszył w nogawki spodni sfałszowany paszport z wizami do Gruzji i Turcji, trochę gotówki i kilka innych niezbędnych dokumentów.
Mimo iż Gentry korzystał raz na jakiś czas z uśmiechów losu, nie uzależnił się od niego. Był zawsze doskonale przygotowany na każdą okoliczność.
Przez gruzińską kontrolę celną przeszedł z kanadyjskim paszportem jako Martin Baldwin, dziennikarz-freelancer. Następnie kupił bilet do Pragi. Samolot, w którym spędził pięciogodzinną podróż do Czech, był prawie pusty. Tuż po dwudziestej drugiej czasu lokalnego Court już był na lotnisku Praga-Ruzyne.
Pragę znał jak własną kieszeń. Był tu kiedyś na dłuższym zleceniu, a poza tym często używał jej peryferii jako kryjówki.
Po przejażdżce taksówką, a potem metrem szedł już po kocich łbach Starego Miasta, po czym zameldował się w malutkim hoteliku nieopodal Wełtawy. Kiedy po długim, dokładnym prysznicu usiadł, aby zmienić opatrunek na udzie, z jego nowiutkiego plecaka zaczęło dochodzić pikanie telefonu satelitarnego. Sprawdził, kto dzwoni – to Fitzroy. Wrócił do opatrywania rany postrzałowej. Don może poczekać do rana.
Oczywiście, że Gentry był wściekły, że ekipa, która miała go wydostać z tarapatów, zwróciła się przeciwko niemu. Jednak nawet przez chwilę nie przyszło mu na myśl, że to sir Donald mógł nasłać na niego swoich ludzi. Złościł się, winił Fitzroya za niedopatrzenie. Nie dopilnował sprawy i Nigeryjczycy zdołali zinfiltrować misję. Prawie im się udało zamienić jego wybawców w oprawców. A że Fitzroy był przeciwny temu, by Court wykonał zlecenie na Abubakera po śmierci zleceniodawcy, Gentry podejrzewał, że mógł niechlujnie przygotować akcję ratunkową jako wyraz dezaprobaty.
Fitzroy posiadał zorganizowane struktury pomocy agentom, tak zwaną siatkę, która była w terenie jedynym kołem ratunkowym Gentry’ego. W jej skład wchodzili lekarze, którzy opatrywali rany bez zadawania pytań, piloci legalnych samolotów transportowych, gotowi przyjąć dodatkowego człowieka na pokład, nie przyglądając się jego bagażowi, oraz drukarze poprawiający na zawołanie chochliki w dokumentach. Lista dostępnych usług była długa i wciąż się rozwijała. Gentry jednak starał się korzystać z siatki najrzadziej, jak to tylko możliwe, znacznie mniej niż pozostali ludzie Fitzroya. Gray Man był, bądź co bądź, agentem szybkim i wydajnym. Ale od czasu do czasu każdy w tym niełatwym fachu musi skorzystać z pomocy, a Court nie był wyjątkiem.
Gentry pracował dla Fitzroya cztery lata. Zaczął kilka miesięcy po tym, jak CIA dało mu do zrozumienia, że już nie potrzebuje usług swojego najbardziej doświadczonego i najzdolniejszego zabójcy. Court wspomniał tę noc. Wyraz niezadowolenia został podkreślony bombą umieszczoną w jego samochodzie, ekipą zabójców w jego mieszkaniu i międzynarodowym nakazem aresztowania przygotowanym przez Departament Sprawiedliwości, przekazanym za pomocą Interpolu do wszystkich organów ścigania na całym świecie. Gentry był wtedy w nagłej potrzebie znalezienia pracy, która opłaciłaby mu ukrywanie się przed amerykańskim agencjami, tak więc skontaktował się z sir Donaldem Fitzroyem. Anglik prowadził pozornie całkowicie legalną firmę świadczącą usługi ochrony, ale Gentry miał już do czynienia z ciemniejszym obliczem Cheltenham Security Services podczas pracy w sekcji zadań specjalnych CIA. Było to naturalne miejsce dla bezrobotnego zabójcy.
Od tego czasu stał się kimś w rodzaju celebryty w światku prywatnych zabójców. Choć prawie nikt nie wiedział, jak nazywał się naprawdę ani że pracował dla Fitzroya, Gray Man stał się legendą wśród zabójców na zlecenie w całym świecie zachodnim.
Jak to bywa w przypadku wszystkich legend, wiele szczegółów na jego temat zostało wyolbrzymionych, wzbogaconych czy wręcz wyssanych z palca. Jednak jeden z mitycznych szczegółów nie mijał się z prawdą, mianowicie pogłoska, że Gray Man kierował się własnym kodeksem moralnym i przyjmował wyłącznie te zlecenia, których cele jego zdaniem zasłużyły na karę poza wymiarem sprawiedliwości. Zasada ta była nowością w świecie zabójców do wynajęcia, i choć zapewniła mu godną reputację, sprawiła też, że był wyjątkowo wybredny w kwestii przyjmowanych zadań.
Gentry podejmował najtrudniejsze z misji, sam wchodził pomiędzy łotrów, stawiał czoła legionom wroga, budując przy tym reputację i wielkość konta bankowego niezrównaną w jego dość dyskretnym zawodzie. Przez cztery lata z powodzeniem zakończył dwanaście misji przeciwko terrorystom i zleceniodawcom terrorystów, ludziom zyskującym na handlu żywym towarem, handlarzom narkotykami i bronią oraz bossom rosyjskiej mafii.
Krążyły plotki, jakoby Gray Man zaoszczędził już więcej, niż mu kiedykolwiek będzie potrzebne, stwierdzono więc, że robił to, co robił, z potrzeby dążenia do sprawiedliwości, obrony maluczkich i naprawiania świata za pomocą lufy karabinu.
To akurat był mit, bajka. Jednak w przeciwieństwie do większości bajek jej bohater naprawdę istniał. Jego pobudki były bardziej skomplikowane niż te komiksowe, przypisywane mu w kuluarach, ale to prawda, że w głębi duszy uważał się za jednego z "dobrych". Ponadto nie potrzebował pieniędzy. Nie miał też skłonności samobójczych. Court Gentry stał się Gray Manem dlatego, że wierzył, że po tym świecie chodzili źli ludzie, których należało zlikwidować.
Mark Greaney 'Gray Man' - okładka Wydawnictwo Poradnia K