Poćwiartowała zwłoki męża i w walizkach wrzuciła do wody. "Nie lubię zwalać winy na czynniki wychowawcze"

Młoda matka, pielęgniarka, w 2007 roku została skazana na dożywocie. Melanie McGuire odsiaduje wyrok za zabójstwo z premedytacją, zbeszczeszczenie zwłok, krzywoprzysięstwo i nielegalne posiadanie broni. Zabiła męża, poćwiartowała zwłoki i w walizkach wrzuciła do zatoki Cheasepeake w New Jersey. McGuire jest jedną z rozmówczyń Christophera Berry'ego-Dee, autora "Rozmów z seryjnymi mordercami. Głosy zza krat". Publikujemy fragment książki.

"Niniejsza książka analizuje chorą psychikę wyrzutków społeczeństwa, którzy popełnili straszliwe zabójstwa. Tym razem pozwalam tym potworom powiedzieć, co chcą... a oni zdradzają więcej, niż zamierzali" - pisze na początku książki autor, zaznaczając, że nie dokonywał cenzury. Brytyjski kryminolog i pisarz przeprowadził wywiady z przeszło trzydziestoma seryjnymi mordercami. Książka, która ukazuje się 28 lipca nakładem wydawnictwa Czarna Owca, to kontynuacja jego bestsellerowych "Rozmów z seryjnymi mordercami". 

Christopher Berry-Dee "Rozmowy z seryjnymi mordercami. Głosy zza krat" (tłum. Tomasz Wyżyński), Wydawnictwo Czarna Owca - fragment:

Billa McGuire’a po raz ostatni widziano żywego w czwartek 29 kwietnia 2004 roku, w dniu, gdy małżonkowie sprzedali za pięćset tysięcy dolarów elegancki dom w Ashbury w okręgu Warren w New Jersey.

Kilka dni później w zatoce Chesapeake pojawiły się trzy walizki. Zawierały poćwiartowane zwłoki Billa zapakowane do czarnych plastikowych worków na śmieci.

W trakcie procesu, opartego wyłącznie na dowodach poszlakowych, prokuratorzy wysunęli przypuszczenie, że Melanie McGuire podała mężowi wino ze środkiem odurzającym, po czym go zastrzeliła. Śledczy znaleźli pistolet, z którego oddano śmiertelny strzał; w czasie rozmowy telefonicznej z przyjacielem Melanie powiedziała, że kupiła go zaledwie dwa dni przed zniknięciem męża.

Policja utrzymywała, że Melanie poćwiartowała zwłoki Billa pod prysznicem za pomocą piły, dzieląc je na cztery części. Wykorzystano wszystkie zdobycze kryminologii dostępne współczesnym organom ścigania, próbując dowieść, że mężczyzna zginął w swoim domu i że żona miała kontakt ze zwłokami.

Adwokaci Melanie McGuire agresywnie kwestionowali zarzuty; twierdzili, że ich klientka nie miała powodu zabijać męża, który, podobnie jak ona, był zaangażowany w związek pozamałżeński.

Melanie powiedziała policji, że po raz ostatni rozmawiała z mężem rankiem 29 kwietnia, gdy posprzeczali się o nowy dom. Oświadczyła, że odjechał samochodem i nigdy więcej go nie widziała. W trakcie procesu sugerowano, że jego śmierć mogła mieć związek z długami hazardowymi; ujawniono list od rzekomego gangstera należącego do dużej, zorganizowanej grupy przestępczej z New Jersey. Autor listu twierdził, że Bill McGuire był winny rodzinie mafijnej dziewięćdziesiąt tysięcy dolarów i że nakarmiono nim ryby w stylu Cosa Nostry.

***

Piękno jest rzeczą ulotną, lecz na niektórych fotografiach Melanie McGuire jest niewątpliwie ładna: ma lśniące ciemne włosy, delikatny profil, filigranową sylwetkę. Jednak na zdjęciu z kartoteki więziennej wydaje się znużona. Makijaż dodaje jej pewności siebie, wygląda jak prawdziwa femme fatale; można ją również uważać za wyrachowaną manipulatorkę wykorzystującą swoje rzekome "nieszczęście".

Kiedy zauważyłem, że na pewno otrzymuje wiele listów i że jest femme fatale, odpowiedziała: "Owszem, dostaję mnóstwo listów od mężczyzn, ale femme fatale, NAPRAWDĘ?!".

To szczególne stwierdzenie wiele mówi o kobiecie, którą skazano za zamordowanie męża. Obrona utrzymywała, że nadużywał alkoholu, uganiał się za kobietami, uprawiał hazard, bił żonę i groził, że odbierze jej dzieci – tak przynajmniej twierdzi Melanie.

Istnieje stare przysłowie: "Książki nie należy oceniać po okładce". Melanie była kiedyś piękną kobietą, jak z okładki kolorowego czasopisma; nawet najsurowsi krytycy nie mogli odmówić jej atrakcyjności. Jednak jej osobowość ujawniająca się w listach ma w sobie coś enigmatycznego i uwodzicielskiego. Kiedy spytałem o jej ulubione potrawy, odpisała pięknym charakterem pisma: "Moje ulubione potrawy? Azjatyckie (japońskie, chińskie, francuskie). Nie, nie można dostać w więzieniu przyzwoitego pasztetu strasburskiego. Ryby i owoce morza (hej, wychowałam się nad oceanem). Nie wspominam o kuchni włoskiej, bo to moje codzienne jedzenie".

Kiedy spytałem o jej ulubiony kolor i o to, jakie stosuje odżywki do włosów, odpowiedziała: "Kolor to szarozielona barwa oczu mojego młodszego syna. Oszczędzę Ci wyliczania odżywek – i tak zniosłeś już wystarczająco dużo. Och, żartowałam na temat koloru".

***

Gdy rodzice Melanie się rozwiedli, Linda Slate ponownie wyszła za mąż za Michaela Cappasaro. Melanie pisze: "Utrzymywałam sporadyczne kontakty z biologicznym ojcem, nim zmarł 26 lutego 1987 roku. Miałam wtedy czternaście lat".

Od jedenastego roku życia mieszkała w Middleton w stanie New Jersey, gdzie skończyła Middleton High School South, uzyskując dobre świadectwo. Zapisała się do Rutgers College, a następnie na Uniwersytet Rutgersa. Okazała się "dość przeciętną studentką". Był to jej pierwszy pobyt poza domem i przyznaje, że najbardziej interesował ją "uniwersytecki styl życia". "Mimo to umiem pisać" – dodaje z ironicznym uśmiechem.

W 1994 roku uzyskała licencjat ze statystyki. Kilka miesięcy wcześniej poznała Billa McGuire’a; oboje pracowali jako kelnerzy w pobliskim mieście, by zarobić trochę pieniędzy. "W owym czasie studiowałam na Wydziale Farmacji Uniwersytetu Rutgersa, który zresztą mieścił się w tym samym gmachu co Wydział Statystyki" – pisze. Nie była zadowolona z wybranej specjalizacji, zapisała się na kilka kursów psychologicznych i pedagogicznych, a następnie, w wieku dwudziestu dwóch lat, w sierpniu 1994 roku rozpoczęła studia pielęgniarskie w Charles E. Gregory School of Nursing.

Melanie McGuire wreszcie dokonała trafnego wyboru. Była znakomitą studentką i w 1997 roku uzyskała dyplom z drugim wynikiem na roku. Zaprzyjaźniła się również z Jamesem "Jimem" Finnem, przyszłym słynnym graczem futbolu amerykańskiego występującym na pozycji obrońcy. Nawiązali "trochę nieregularny związek", jak to określa Melanie, i nigdy nie zerwali ze sobą kontaktu. Finn był świadkiem na jej procesie.

W szkole pielęgniarskiej Melanie odpowiedziała na ogłoszenie – poszukiwano dawczyń komórek jajowych. Przed ukończeniem studiów trzykrotnie pobierano jej komórki jajowe w Klinice św. Barnaby; przeszła indukcję owulacji. Pisze: "Rozmawiałam z personelem i szefową pielęgniarek, która wiedziała, że niedługo zdaję egzamin licencjacki. Zaproponowali mi posadę «koordynatorki adopcji komórek jajowych»".

Spotykała się z Billem, który zachęcał ją do przyjęcia oferty pracy. Zaręczyli się w 1998 roku; wcześniej dwukrotnie pobierano jej komórki jajowe – tym razem w celach naukowych. Wzięli ślub w niedzielę 6 czerwca 1999 roku; ona miała dwadzieścia siedem lat, on trzydzieści cztery. Na tydzień przed ślubem dowiedziała się, że jest w ciąży.

Była zachwycona:

Sześć miesięcy wcześniej miałam bardzo wczesne poronienie. Byłam szczęśliwa, ale zdenerwowana. Pod koniec roku lekarz, z którym pracowałam, odszedł z Kliniki św. Barnaby i założył Reproduction Medicine Associates (RMA). Odeszłam razem z nim. Poznałam doktora Bradleya T. Millera i zaczęłam z nim współpracować; prowadzi dobrze prosperującą praktykę w Morristown.

Brad wkrótce został kochankiem Melanie.

Kiedy korespondowaliśmy na temat wczesnego okresu życia Melanie, spytałem, czy uważa, że rozpad małżeństwa rodziców miał na nią negatywny wpływ. Odpowiedziała:

Nie powiedziałabym, że rozwód rodziców wytrącił mnie z równowagi – ledwo go pamiętam. Miałam ogromne szczęście, że później matka poślubiła wspaniałego mężczyznę, którego uważam za prawdziwego ojca. Muszę jednak przyznać, że brak biologicznego rodzica wywołał trochę typowych problemów – byłabym nieszczera, gdybym powiedziała, że jego nieobecność na mnie nie wpłynęła (podobnie jak okazjonalne spotkania). Nie lubię się nad tym zastanawiać i zwalać winy na czynniki wychowawcze. Jestem wykształconą kobietą; nie chcę pozwolić, by miały nade mną władzę.

Melanie pisze: "W więzieniu otaczają mnie kobiety, które nie chcą wziąć odpowiedzialności za swoje życie, zawsze zrzucają winę na wychowanie albo jego brak". Sugeruje, że typowa więźniarka myśli: "Obrabowałam staruszkę, grożąc jej pistoletem, i o mało jej nie zatłukłam, ale winna jest moja matka, bo była dla mnie podła".

Posługując się umiejętnościami komunikacyjnymi, z których mógłby być dumny zawodowy psychoterapeuta, Melanie McGuire stwierdza jasno:

Nie chcę sugerować, że doświadczenia z dzieciństwa (lub ich percepcja) nie wpływają na rozwój psychiczny – ale jeśli mam problemy związane z dorastaniem, są to tylko problemy. Jako dorośli możemy zdecydować, czy pozwolimy tym sprawom na nas wpływać albo kształtować nasze decyzje. Czy moje małżeństwo było 'nieudane'? Czy mąż mnie maltretował, emocjonalnie albo fizycznie? Tak. Ale to ja ponoszę odpowiedzialność za to, że z nim zostałam i ulegałam jego woli w kwestiach, w których powinnam być stanowcza. Uważam, że 'syndrom maltretowanej kobiety' naprawdę istnieje i że w niektórych przypadkach stanowi okoliczność łagodzącą. Mimo to sądzę, że każda 'ofiara' również przyczynia się do tego, co ją spotyka, choć w ograniczonym zakresie. W swojej sprawie kryminalnej nigdy nie powoływałam się na problemy małżeńskie – zawsze twierdziłam, że jestem zupełnie niewinna.

<<Reklama>> Ebook "Rozmowy z seryjnymi mordercami" i inne dostępne są w Publio.pl >>

Rozmowy z seryjnymi mordercami. Głosy zza krat - okładkaRozmowy z seryjnymi mordercami. Głosy zza krat - okładka Czarna Owca

Więcej o: