Ta strona zawiera treści przeznaczone wyłącznie dla osób dorosłych
Dwa sezony "Mindhuntera" są dostępne w Netfliksie. Nowa książka Douglasa będzie miała premierę 11 sierpnia.
Wszyscy byli martwi. Cztery osoby. Cała rodzina.
Był rok 1979. Siedziałem przy biurku w Quantico, wpatrując się w kolorowe fotografie z miejsca zbrodni. Petersonowie leżeli w sypialni swojego jednokondygnacyjnego domu w średniej wielkości mieście w środkowej części Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych – on na łóżku, jego żona Sarah nago na podłodze, z głową wykrzywioną na bok. Zostali skrępowani czarnym kablem, a śmierć ponieśli, jak wynikało ze śladów na szyjach, prawdopodobnie wskutek uduszenia białymi sznurkami od żaluzji. Oczy mieli na szczęście zamknięte, niemniej wyraz zakrwawionych i obrzękłych twarzy daleki był od spokoju. Jedenastoletnią Melissę znaleziono w piwnicy skrępowaną białym kablem i przywiązaną w pozycji stojącej za szyję do rury kanalizacyjnej. Usta miała zakneblowane ręcznikiem. Była naga od pasa w dół, z ubrania zostały jej tylko skarpetki i majtki, skłębione na wysokości kostek. Wpatrywałem się w jej twarz, w długie ciemne włosy rozsypane w bezładnych kosmykach na twarzy. Musiała chyba być ładną dziewczynką, ale zawsze trudno coś takiego wyczytać ze zdjęć wykonanych na miejscu zbrodni. Przemoc odziera człowieka z wielu rzeczy, przemoc zakończona śmiercią odziera go ze wszystkiego. Daniel, nazywany Dannym, miał zaledwie dziewięć lat. Leżał na podłodze obok łóżka w swoim pokoju, ubrany, związany kablem. Głowę miał owiniętą plastikowym workiem. Niezależnie od innych obrażeń widocznych na ciałach dzieci zmarły od uduszenia sznurkiem. Mordu dokonano między ósmą a dziesiątą w środowy wieczór w lutym 1974 roku – ponad pięć lat temu. Od tego czasu odnotowano dwa, może trzy podobne morderstwa, co sugerowało, że nieznany sprawca – NIESP – nie zaprzestał swojej działalności. Właśnie z tego powodu lokalna policja zwróciła się z tą sprawą do nas.
Nazwiska i niektóre okoliczności sprawy zostały zmienione z powodów, które wyjaśnią się wkrótce, niemniej pozostałe fakty przedstawiono wiernie.
Przejrzałem pozostałe fotografie oraz policyjne raporty dotyczące sprawy Petersonów. Mimo piekła pozostawionego na miejscu zbrodni morderca nie działał w sposób chaotyczny ani niezaplanowany. Nie stwierdzono śladów włamania, ale z jednego ze zdjęć wynikało, że przed wtargnięciem do domu napastnik przeciął linię telefoniczną, a oględziny domu przeprowadzone przez oficerów śledczych pozwoliły się domyślić, że kabel użyty do skrępowania ofiar został przyniesiony przez mordercę. Ktokolwiek dokonał zbrodni, musiał ją wcześniej zaplanować.
Trudno było stwierdzić, czy cokolwiek zniknęło z domu. Skradziono tylko samochód Petersonów. Policja znalazła go porzuconego na parkingu jakiegoś sklepu spożywczego.
W 1979 roku nasz program profilowania przestępców znajdował się jeszcze w powijakach. W Quantico byłem zatrudniony dopiero od dwóch lat, najpierw jako psycholog w Akademii FBI, później jako instruktor mający za sobą dwa krótkie okresy pracy w terenie w Detroit i Milwaukee. Jednostka Nauk Behawioralnych (Behavioral Science Unit) niewiele wcześniej otrzymała oficjalną zgodę dyrektora FBI Williama Webstera na uzupełnienie naszej dotychczasowej działalności edukacyjnej i badawczej o konsultacje z dziedziny profilowania psychologicznego. Kilka lat później jako pierwszy miałem zrezygnować z prowadzenia szkoleń i poświęcić się w całości profilowaniu, ale na ówczesnym etapie moim głównym zajęciem pozostawało nauczanie, w szczególności prowadzenie kursu "Stosowana psychologia kryminalna" dla nowych agentów i policyjnych stypendystów z całych Stanów Zjednoczonych i innych państw. Bob Ressler, Roy Hazelwood i kilku innych instruktorów również zaczynało prowadzić konsultacje, choć w wymiarze, na który pozwalały im obowiązki dydaktyczne.
Mimo że byliśmy nową i wciąż względnie mało znaną jednostką, zdążyliśmy już wypracować procedurę działania: zainteresowani mieli nam przysyłać fotografie z miejsca zbrodni i raporty policjantów, którzy dokonywali jego oględzin, a także zeznania świadków, zdjęcia z sekcji zwłok, protokoły i raporty lekarzy sądowych, mapy miejsc zbrodni lub miejsc porzucenia ciał oraz wszystkie inne materiały związane ze sprawą. Chcieliśmy, żeby przekazali nam wszystko, co wiedzą na temat ofiar, ich nawyków i stylu życia, ale nie mieli się z nami dzielić listą podejrzanych, jeżeli takową już sporządzili, ani wskazywać, kto ich zdaniem mógł dokonać zbrodni. Nie chcieliśmy, żeby w ten sposób wpływali na nasze opinie.
Kenneth Peterson miał w chwili śmierci czterdzieści jeden lat. Jego żona Sarah miała trzydzieści cztery, czyli tyle samo, ile ja, kiedy siedziałem w Quantico i zapoznawałem się z dokumentacją ich sprawy. Kenneth był w przeszłości zawodowym żołnierzem i stacjonował w Niemczech. Po zakończeniu służby przeniósł się z powrotem do Stanów, osiadł w miłym mieście na Wschodnim Wybrzeżu, gdzie pracował jako pilot i mechanik na małym lotnisku położonym na skraju metropolii. Do domu, w którym zostali zamordowani, Petersonowie wprowadzili się mniej więcej miesiąc wcześniej.
Przesunąłem wzrokiem po bezosobowych opiniach medycznych z czterech raportów z sekcji zwłok. Zgodnie z tym, co wynikało z samych fotografii, cała czwórka zmarła przez uduszenie wskutek ściśnięcia krtani przez sznur, co doprowadziło do obrzęku płuc i przekrwienia narządów wewnętrznych. Na ciele Sarah widniały ponadto inne obrażenia, a w raporcie wspomniano również, że Melissa miała na sobie wcześniej biały biustonosz, który został rozcięty z przodu. Mimo to u żadnej z kobiet nie stwierdzono oznak napaści seksualnej.
Chociaż na ciałach ofiar nie widniały ślady po pociskach, doszedłem do wniosku, że napastnik musiał posiadać broń palną. Inaczej nie zdołałby zapanować jednocześnie nad tyloma osobami, zwłaszcza że jedna z nich służyła w przeszłości w wojsku. Nie ulegało jednak wątpliwości, że tak naprawdę nie planował użyć broni, chyba że w samoobronie. Człowiek ten bez wątpienia wszedł do domu z zamiarem popełnienia morderstwa – niemożliwe, żebyśmy mieli do czynienia z włamaniem albo rozbojem, które przypadkowo zakończyły się śmiercią ofiar – ale nie był zainteresowany tym, żeby zabić szybko i "schludnie" za pomocą kuli.
Policja podała do wiadomości publicznej listę podejrzanych, lecz nie dysponowała żadnymi mocnymi dowodami. W październiku redaktor lokalnej gazety odebrał telefon, rozmówca polecił mu zajrzeć do określonej książki w głównym oddziale biblioteki miejskiej. W środku znajdował się list napisany na maszynie przez kogoś, kto twierdził, że jest mordercą. Utrzymywał, że podejrzani wytypowani przez policję "nie wiedzą nic". Aby uwiarygodnić, że to on ponosi odpowiedzialność za zbrodnię, tuż pod nagłówkiem "SPRAWA PETERSONÓW" podał szczegółowe opisy wszystkich ofiar, w tym ułożenie ciał, sposób ich skrępowania, ubrania, które miały na sobie, i sposób, w jaki zostały zabite. Przy każdym zamordowanym umieścił ponadto dodatkowe "Uwagi", na przykład informację, że Kenneth zwymiotował, a Sarah nie zaścieliła łóżka. Poskarżył się nawet, że ukradzione przez niego auto było w środku brudne i miało praktycznie pusty bak.
Przeczytałem poszarzałą fotokopię listu, każda strona znajdowała się w plastikowej koszulce ochronnej. "Jakie informacje na swój temat mi tu zdradzasz?", pomyślałem.
Kolejne akapity zawierały mało składne wynurzenia o tym, jak autorowi trudno jest nad sobą panować od czasu popełniania morderstw, o braku skutecznego sposobu radzenia sobie z pragnieniem zabijania w związku z niemożnością zwrócenia się z tym problemem do kogokolwiek.
Nigdy nie wiem, kiedy ten potwór wedrze się do mojego umysłu. Już zawsze będzie mi towarzyszył. Jak można się z czegoś takiego wyleczyć? Gdybym po zabiciu czterech osób zwrócił się do kogoś o pomoc, wyśmiałby mnie albo spanikował i zadzwonił po policję.
Stwierdzenia te skojarzyły mi się z błaganiem pozostawionym na miejscu zbrodni przez Williama Heirensa, siedemnastoletniego studenta, który w latach czterdziestych XX wieku popełnił liczne morderstwa w Chicago. Szminką jednej z ofiar napisał na ścianie: "Na liTOść BOską złApcie Mnie ZaNim Zabiję kolejne. Nie panuję nad sobą". Kiedy został ujęty, winę za morderstwa zrzucił na niejakiego George’a Murmana (prawdopodobnie skrót od murder man, morderca), który – jak w końcu przyznał – mieszkał w jego wnętrzu. Został osądzony i skazany na dożywocie. Bob Ressler i ja odbyliśmy z nim rozmowę w ramach naszego Projektu Badań nad Osobowościami Przestępczymi (Criminal Personality Research Project). Różnica polegała na tym, że o ile w napisanych szminką przez Heirensa słowach mogło się kryć autentyczne błaganie, o tyle ten gość próbował pogrywać z odbiorcami listu.
Oto jak opisał swój modus operandi (MO): "[…] śledzenie ich, zbieranie informacji na ich temat, czekanie w ciemności, czekanie, czekanie". Podobnie jak Heirens próbował zrzucić z siebie odpowiedzialność, stwierdzając: "Może uda wam się go powstrzymać. Ja nie potrafię. Wybrał już kolejną ofiarę albo ofiary, ale jeszcze nie wiem, kim one są". List zakończył następującymi słowami: "Powodzenia w polowaniu". Podpisał się jako "WASZ PRAWDZIWIE WINNY".
W post scriptum dodał:
Ponieważ przestępcy seksualni nie zmieniają swojego MO, albo nie pozwala im na to ich natura, ja również nie zmienię swojego. Moim hasłem rozpoznawczym będzie… Wyszukaj i zniszcz.
Zdałem sobie sprawę, że to ostatnie stwierdzenie jest kluczem do jego osobowości. Człowiek ten nie tylko przypisuje sobie sprawstwo zbrodni, ale też opatruje je swoją etykietą, dokonując w ten sposób autokreacji. Niezależnie od tego, czego dokonał w życiu – a podejrzewałem, że nie dokonał zbyt wiele – mordowanie napawało go największą dumą. Właśnie temu poświęcał najwięcej przemyśleń i fantazji. Uważał się za artystę, a morderstwa traktował jako swoje "dzieła", swoją spuściznę. Druga część listu jest tylko wyjaśnieniem, powierzchownym wytłumaczeniem, dlaczego zamierza dalej to robić. Człowiek ten w niczym innym nie potrafi znaleźć spełnienia. Przez tę krótką chwilę może uciec od swojego nędznego, bezowocnego istnienia i sprawować największą możliwą władzę nad innymi ludźmi. Niezależnie od tego, kim oni są albo byli, on staje się od nich potężniejszy. I właśnie jako ktoś taki chciałby zostać zapamiętany.
Na tym sprawa się zakończyła, przynajmniej tak się wydawało. Nie dokonano kolejnych morderstw, nie nadesłano następnych listów.
Niemniej nawet bez dowodów, które leżały przede mną, byłoby dla mnie jasne, że NIESP nie zakończył swojej działalności. Przeanalizowałem dokładniej pierwszą stronę listu. Szczegółowość opisów była uderzająca, nigdy wcześniej nie spotkałem się z niczym podobnym. Odnotował nawet lokalizację okularów Melissy. Jak tego dokonał? Czy kompulsywnie obszedł całe mieszkanie, sporządzając drobiazgowe notatki? Z całą pewnością nie mógł przygotować tych opisów z pamięci po upływie ośmiu miesięcy.
Oczywiście, że nie! Patrzył na fotografie z miejsca zbrodni – dokładnie tak samo jak ja. Tyle że dysponował własnymi. Na miejsce przyniósł aparat fotograficzny albo, co bardziej prawdopodobne, zabrał jeden ze znajdujących się w posiadaniu Petersonów. Łatwo można przeoczyć zniknięcie aparatu, jeżeli się nie wie, że należy go szukać. Jeżeli człowiek ten nie był pasjonatem fotografii, który dysponuje własną ciemnią, musiał użyć polaroidu. Nie zaryzykowałby przecież oddania do wywołania filmu z tego rodzaju zdjęciami.
W jakim celu je zrobił? Nie po to, żeby móc później opisać miejsce zbrodni policji i mediom, nawet jeśli niewątpliwie sprawiło mu to przyjemność. Uświadomiłem sobie, że zdjęcia zrobił po to, żeby móc po wielokroć przeżywać tamte chwile. Niektórzy przestępcy zabierają z miejsca zbrodni biżuterię albo bieliznę. Ten człowiek wykonywał fotografie. To jasne, że będzie zabijał dalej. A uczyni to ponownie, kiedy przestaną mu wystarczać wspomnienia poprzedniego zabójstwa.
<<Reklama>> Ebooki Johna Douglasa dostępne są w Publio.pl >>
Obsesja. Wyprawa autora 'Mindhuntera' w świat drapieżców seksualnych Znak Literanova