Jest ciało - jest zbrodnia, nie ma ciała - nie ma zbrodni? Mówił, że jest wnukiem Barei, dziś odsiaduje dożywocie

Prawniczka i mediatorka sądowa, autorka kryminałów, oraz kryminalistyk i suicydolog, dyrektor Centrum Kryminalistyki i Medycyny Sądowej przeczytali dziesiątki tomów akt i zapoznali się z setkami zeznań świadków w najgłośniejszych polskich sprawach o morderstwo, w których wyrok zapadł, mimo że nie odnaleziono ciała ofiary. Pytali o szczegóły śledztw specjalistów medycyny sądowej, kryminalistyków, śledczych. Wskazali luki, błędy, pominięte fakty. A nawet rozmawiali ze skazanym za zbrodnię. Publikujemy fragment ich książki.

Diana Brzezińska i Andrzej Gawliński "Zbrodnie bez ciał. Jest ciało - jest zbrodnia, nie ma ciała - nie ma zbrodni?", Wydawnictwo Otwarte - przeczytaj fragment:

Ofiara

Edyta W. urodziła się 22 listopada 1974 roku. Mieszkała w Ząbkach, mieście oddalonym o mniej więcej 10 kilometrów od Warszawy. Miała rodzinę w Łowiczu.

Wiele czasu poświęcała swojej pracy, którą bardzo lubiła. Prowadziła księgowość w austriackiej firmie. Dojeżdżała do stolicy. Szybko się usamodzielniła. W 2005 roku miała dobrą sytuację materialną, ale nie żyła ponad stan. Nie lubiła również pożyczać pieniędzy.

Rodzina i przyjaciele postrzegali ją jako osobę otwartą, komunikatywną i towarzyską. Uśmiech zwykle nie schodził jej z twarzy. Miała grono serdecznych przyjaciół, była też lubiana przez współpracowników. Starała się troszczyć o najbliższych. Szczególna relacja łączyła ją z matką.

Edyta W. była brunetką o niebieskich oczach. Jej samoocena była bardzo niska – i to mimo osiągania sukcesów w życiu zawodowym. Pragnęła ustabilizować swoje życie prywatne. W tym celu zarejestrowała się na popularnym portalu randkowym. Zależało jej na znalezieniu partnera i założeniu rodziny.

Zapach trawy - fragment okładki "Nikt by się nie dowiedział, że uczymy się w domu, gdyby nie ekspedientka w wioskowym sklepiku"

Znajomość

Na początku sierpnia 2005 roku Edyta W. poznała mężczyznę posługującego się pseudonimem "Atilla". To on pierwszy do niej napisał. Wymienili ze sobą wiele wiadomości na różne tematy. Początkowo jedynie na portalu randkowym, później na popularnym niegdyś komunikatorze Gadu-Gadu. Oprócz tego często do siebie dzwonili i wysyłali SMS-y. Rozmowy stawały się coraz częstsze, aż w końcu zaowocowały spotkaniem.

Przyjaciele, znajomi i rodzina Edyty pamiętają jej szczęście. Kobieta początkowo była sceptycznie nastawiona do portalu randkowego, jednak po poznaniu "Atilli" zmieniła zdanie. Myślała, że spotkała mężczyznę swojego życia.

Arkadiusz B. – tak nazywał się "Atilla" – miał 28 lat. Zaprezentował się jako mężczyzna z dobrymi perspektywami, gotowy na stworzenie stałego związku. Pochodził z bogatej rodziny. Jego rodzice oraz młodsza siostra i siostrzeniec przeprowadzili się na stałe do Włoch, do miejscowości Trabucco. On został w Warszawie razem z babcią. Opiekował się nią i pomagał w codziennych obowiązkach. Mężczyzna był wnukiem słynnego reżysera, Stanisława Barei. Miał psa, który wabił się Kodi.

Wspomniał Edycie, że kilka lat wcześniej był wojskowym stacjonującym w Chorwacji. Gdy się poznali, studiował prawo i wspólnie z kolegami prowadził działalność gospodarczą. Firma dobrze prosperowała i przynosiła zyski. W wolnych chwilach uczył dzieci sztuk walki na warszawskim AWF-ie, łowił ryby i degustował drogie wina. Arkadiusz B. twierdził, że lubi długie spacery - szczególnie po warszawskich parkach - wyjazdy za miasto oraz wystawy kulturalne. Miał interesować się historią i często podróżować po świecie. Wspomniał też Edycie, że przez pewien czas mieszkał w klasztorze Nat Sou.

Opowiedział jej również o swoim poprzednim związku. Według jego słów partnerka miała mu za złe zbyt częste wyjazdy.

Arkadiusz B. był młody, bogaty, wykształcony, miał dobre perspektywy i szukał stałego związku, swojej wymarzonej kobiety, tej jedynej. Ideał, prawda?

(...)

Rodzina i przyjaciele Edyty W. nigdy nie poznali jej wybranka. Arkadiusz B. skutecznie unikał spotkań z bliskimi Edyty, cały czas przekładał je na później. Nawet zaręczyny nie były dla niego wystarczającą okazją. Zastrzegł również, żeby Edyta nie opowiadała o nim nikomu - o tym, kim jest, jak wygląda i czym się zajmuje. Miał pozostać całkowicie anonimowy. Przekonywał ją, że sam o sobie opowie, gdy nadejdzie właściwy moment.

Zobacz wideo Stworzył "Gotowe na wszystko", dziś znowu stawia kobiety na pierwszym planie

Sprawca

Praktycznie wszystko, co Arkadiusz B. o sobie mówił, okazało się kłamstwem. Stworzył obraz człowieka, którym nigdy nie był.

Jak wyglądała jego kariera?

W rzeczywistości miał średnie wykształcenie, studiował administrację publiczną w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Warszawie. Nie prowadził żadnej działalności, był bezrobotny, ewentualnie podejmował drobne prace dorywcze. Niesumienny - tak określali go kolejni pracodawcy.

Jak wyglądało jego idealne życie z bogatą rodziną we Włoszech?

Mieszkał z matką w niewielkim zadłużonym mieszkaniu w Warszawie. Pozostawał na całkowitym utrzymaniu kobiety. Nie spłacał kredytu bankowego. Dodatkowo obciążał go debet. Miał jedynie samochód marki Polonez, rocznik ’99, który został później zajęty przez komornika. Zmyślił, że ma psa.

Miejscowości Trabucco nie ma ani we Włoszech, ani nigdzie na świecie. To nazwa włoskiego producenta sprzętu wędkarskiego. Sam Arkadiusz B. prawdopodobnie nigdy nie był we Włoszech, a na pewno nie mieszkała tam jego rodzina. Nie mógł też nigdy mieszkać w klasztorze Nat Sou, gdyż taki klasztor po prostu nie istniał.

Prawdą jest, że Arkadiusz B. utrzymywał wcześniej bliskie kontakty z Anną B., która była piękną kobietą. W czasie tej znajomości korespondował z wieloma potencjalnymi kochankami na portalach randkowych. Każdej z nich podawał inne informacje o swojej sytuacji osobistej, rodzinnej i majątkowej. Jedna z jego znajomych z uczelni wspominała, że miał posiadać dom, kilka psów i zajmować się uprawą róż.

Większość z tych znajomości kończyła się bardzo szybko, nie dochodziło do żadnego spotkania. Prawdopodobnie dlatego, że idealny obraz budowany przez Arkadiusza B. wydawał się kobietom podejrzany, niespójny. Niekiedy Arkadiusz B. miał być również przesadnie natarczywy - wysyłał bardzo wiele wiadomości, co ostatecznie zniechęcało kobiety.

Czy Edyta W. próbowała kiedykolwiek zweryfikować informacje uzyskane od Arkadiusza B.? Czy miejscowość Trabucco wzbudziła w niej podejrzenia? Czy widząc Arkadiusza, wierzyła w jego wysokie zarobki?

Arkadiusz B., jak już wspomniano, był bezrobotny i zadłużony, nie pracował oraz nie posiadał żadnego majątku. Poznanie dobrze sytuowanej kobiety było dla niego jak wygrana na loterii.

Edyta W. dowiedziała się, że narzeczony ma drobne problemy związane z jego nowym biznesem, w który zainwestował duże kwoty. Arkadiusz B. chciał kupić zagraniczny sprzęt elektroniczny, a następnie sprzedać go Polsce. Zapewniał, że będą to szybkie, pewne i łatwe pieniądze, które przeznaczą na wspólne i większe mieszkanie. Potrzebował jednak na to znacznych środków. W nową działalność zainwestował 75 tysięcy złotych. Brakowało mu jeszcze 80 tysięcy, żeby nie stracić wpłaconych pieniędzy i czerpać zyski z nowej działalności. Poprosił Edytę W. o pożyczkę. Miał zwrócić pieniądze w konkretnym terminie. Kobieta nie miała takich oszczędności, ale była to dla niej kwota możliwa do uzyskania.

W tym czasie Arkadiusz B. w dalszym ciągu utrzymywał kontakty ze swoją byłą partnerką – Anną B. Przechowywał również jej zdjęcia. Edyta miała być o nią bardzo zazdrosna, o czym napisała mu w wiadomości wysłanej 10 października 2005 roku. Uważała się za brzydszą od Anny. Świadomość, że partner wciąż ma zdjęcia byłej dziewczyny, pogarszała jej i tak już niską samoocenę.

Jak ustalono w toku śledztwa, Arkadiusz B. dobrze wykorzystał tę sytuację. Szantażował narzeczoną emocjonalnie. Stworzył fikcyjny adres mailowy i 18 października 2005 roku wysłał z niego wiadomość do Edyty. Podawał się za Annę B. i twierdził, że ta przekaże mu pieniądze, o które poprosił Edytę. Prawdopodobnie to właśnie owa wiadomość przekonała Edytę W. do udzielenia pożyczki partnerowi.

Kobieta przelała na konto Arkadiusza B. całe swoje oszczędności w wysokości 18 tysięcy złotych. Kolejne 35 tysięcy uzyskała dzięki wsparciu doradcy finansowego, wzięła również pożyczkę z zakładu pracy w wysokości 10 tysięcy złotych. Pozostałą część kwoty pożyczyła od rodziny i znajomych. Częściowo zdradziła im wówczas cel pożyczki. Bliscy ostrzegali ją wtedy przed tajemniczym Arkadiuszem, którego nie zdążyli poznać.

Prawdopodobnie 7 listopada 2005 roku Edyta W. przekazała Arkadiuszowi B. około 70 tysięcy złotych. Do transakcji ze sprzętem elektronicznym miało dojść w Kostrzynie nad Odrą.

'Mindhunter 2' Wyprawa autora "Mindhuntera" w mroczny świat drapieżców seksualnych [FRAGMENT]

Ostatni kontakt

Edyta W. powiedziała znajomym, że została zaproszona przez Arkadiusza B. na romantyczną kolację. Miała spędzić cały weekend ze swoim narzeczonym, była tym bardzo podekscytowana. Początkowo umawiali się na 9 listopada 2005 roku, ale Arkadiusz B. nie zdążył wrócić. Przesunął kolację z uwagi na opóźniającą się transakcję. Edyty to jednak nie zniechęciło, cały czas szykowała się na ten wieczór. Mieli go spędzić w wynajętym przez mężczyznę mieszkaniu.

Następnego dnia Edyta W. przyjechała na miejsce spotkania swoim samochodem. Było tuż przed 17.00. Edyta prowadziła wtedy rozmowę telefoniczną z kolegą z pracy. O godzinie 16.47 ją zakończyła, twierdząc, że właśnie dojechała. Kilka minut później zadzwonił do niej Arkadiusz B.

11 listopada telefon Edyty W. był wyłączony. Następnego dnia pozostawał włączony, ale nikt nie był w stanie dodzwonić się do kobiety, połączenia nie były odbierane.

Zgłoszenie zaginięcia

15 listopada 2005 roku Jerzy i Alicja W. zgłosili zaginięcie córki na komisariacie policji w Ząbkach. Edyta W. nie pojawiła się w pracy 14 listopada 2005 roku. Nikogo nie uprzedziła o swojej nieobecności. Jak wynika z zeznań jej znajomych, było to nietypowe zachowanie. Kobieta bardzo szanowała swoją pracę i zawsze dotrzymywała terminów.

Od 10 listopada Edyta W. nie skontaktowała się także z rodziną, chociaż obiecała mamie, że zadzwoni zaraz po weekendzie.

Podczas składania zawiadomienia rodzice Edyty wskazali również, że Arkadiusz B. wyłudzał od ich córki pieniądze i że to on widział ją jako ostatni. Wspomnieli przy tym, że weekend miała spędzić właśnie z nim.

Policjanci przyjęli zgłoszenie i zajęli się sprawą.

23 listopada rodzice Edyty udali się nawet do Człuchowa, gdzie skorzystali z porady jasnowidza. Zaczęli poszukiwania na własną rękę.

Zachowanie Arkadiusza B.

Rodzina Edyty W. skontaktowała się z Arkadiuszem B. Było to całkowicie naturalne zachowanie - w końcu to z nim kobieta miała spędzić weekend, był również jej narzeczonym, a w grudniu planowali wziąć ślub.

To był ich pierwszy kontakt ze sobą. Arkadiusz B. podczas rozmowy wyjaśnił, że nie miał wobec Edyty żadnych poważnych planów matrymonialnych. Zaprzeczył również, by miał od niej pożyczyć jakiekolwiek pieniądze. Przedstawił wersję, w której to on pożyczył Edycie 30 tysięcy złotych. Na tę okoliczność rzekomo spisali umowę.

W sprawie dnia zaginięcia, 10 listopada 2005 roku, Arkadiusz B. wyjaśnił, że Edyta W. nigdy nie przybyła na miejsce spotkania. Taką informację przekazał jej rodzinie. Tego dnia Arkadiusz B. widział się z narzeczoną w mieście pomiędzy godziną 17.00 a 18.00, później się jednak rozstali. Więcej ani jej nie widział, ani się z nią nie kontaktował. To wersja, którą podał policjantom.

Arkadiusz B. kilkakrotnie zmieniał wersję wydarzeń z dnia zaginięcia. Jego zachowanie w czasie śledztwa również bywało niespójne.

Przed policjantami Arkadiusz B. odgrywał rolę zatroskanego narzeczonego. Bardzo często bywał na komisariacie w Ząbkach, interesował się śledztwem, pytał o postępy i pomagał w poszukiwaniach. Zawsze był spokojny i opanowany.

Zupełnie inaczej zachowywał się w kontaktach z rodziną Edyty W. Upominał się o zwrot pieniędzy, które miała od niego pożyczyć. W rozmowach podkreślał, że ma duży żal do Edyty za to, że zniknęła po tym, jak przekazał jej pieniądze, a on sam teraz nie może opłacić studiów.

Bywało również tak, że w tych rozmowach ostrzegał rodzinę Edyty - czy wręcz jej groził - że ma znajomego prokuratora, zna się na prawie i nic mu nie grozi, poza tym ma alibi. Wahania nastrojów oraz zmiana zachowania zainteresowały śledczych. Sprawdzono dokładnie zarówno Arkadiusza B., jak i podawaną przez niego wersję wydarzeń. Był ostatnią osobą, która widziała Edytę W. żywą.

Rodzice Edyty pierwszy raz zobaczyli Arkadiusza B. na komisariacie w Ząbkach. Nie wspominali tego spotkania dobrze. Według nich mężczyzna był niechlujny i sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Matka kobiety zeznała nawet, że zachowywał się, jakby był niezrównoważony psychicznie - podczas rozmowy nerwowo przekładał klucze z ręki do ręki.

Zbrodnie bez ciał - okładkaZbrodnie bez ciał - okładka Wydawnictwo Otwarte

Więcej o: