"Pomalowali na zielono wyschniętą trawę przed domem, co przypomina trochę nakładanie makijażu zmarłym". Tak będzie wyglądał nasz świat?

"Kalifornię nawiedza najdotkliwsza susza od stuleci. Przez długi czas sądzą jednak, że wszystko wróci wreszcie do normy, jeśli tylko będą przestrzegać reguł: nie podlewać trawników, nie wypełniać basenów, nie brać długich pryszniców. Wszystko zmienia się w chwili, gdy z kranów przestaje lecieć woda. Przez kolejne trzy dni 28 milionów ludzi będzie walczyć o przetrwanie. To doświadczenie zmieni każdego, komu uda się przeżyć" - czytamy w opisie "Suszy". Czy tak niedługo będzie wyglądał nasz świat?

Akcja powieści dla młodzieży "Susza", która miała premierę 11 sierpnia, rozgrywa się w nudnym miasteczku, które w mgnieniu oka zmienia się w pole bitwy. Sąsiedzi, a nawet członkowie rodzin zwracają się przeciwko sobie, zdesperowani, aby zdobyć zapasy wody, które pozwolą im utrzymać się przy życiu. Kiedy rodzice nastolatki Alyssy znikają z pola widzenia, aby uratować siebie i swojego młodszego brata, dziewczyna zostaje zmuszona do dołączenia do brutalnej walki o przetrwanie.

Zapach trawy - fragment okładki "Nikt by się nie dowiedział, że uczymy się w domu, gdyby nie ekspedientka w wioskowym sklepiku"

Neil Shusterman, Jarod Shusterman, "Susza", tłum. Jacek Konieczny, Wydawnictwo YA! - czytaj fragment:

W niedzielę wstaję późno. Przez większą część nocy wymieniałam wiadomości z przyjaciółmi. Musiałam omówić wydarzenia minionego dnia. Mora pomaszerowała pod miejski ratusz w towarzystwie rodziny i kilkudziesięciu innych osób - z żądaniem odszkodowania. Franz i jego tata przez cały dzień próbowali uruchomić urządzenie do uzdatniania wody metodą odwróconej osmozy, które zamieniałoby mocz w wodę pitną. Uprzedzę pytania: bez skutku. No i Cassie, która spędziła dzień w synagodze, napełniając butelki z wodą dla starszych ludzi. "Taka jest micwa - wyjaśniła. - Poza tym syn rabina jest okropnie przystojny".

Ledwo przebudzona idę do łazienki i z przyzwyczajenia odkręcam prysznic, po czym przypominam sobie, że zapomniałam ręcznika. Idę po niego, wracam do łazienki i dopiero wtedy zauważam, że z prysznica nie leci woda. No tak. Czuję się jak idiotka. Myślałam przecież o Suchych Kranach, gdy odkręcałam prysznic, ale mój przerośnięty małpi mózg z jakiegoś powodu nie skojarzył, że pod prysznicem również znajduje się kran. Pamiętałam przecież, że nie poleci z niego woda - oczywiście, że pamiętałam - ale kiedy człowiek porusza się na porannym autopilocie, rutyna i pamięć mięśniowa dominują nad rozumem. Kręcę kurkami, bo nie pamiętam, w którą stronę się je zamyka, a w którą otwiera. Do czasu ponownego włączenia wody nie będzie to miało znaczenia.

Na razie koniec z prysznicami. To dopiero będzie zabawa. Opryskuję się większą ilością dezodorantu niż zwykle i schodzę na dół.

Zobacz wideo Bluszcz, Shyness!, Kasia Lins... Jeśli jeszcze ich nie znacie, Męskie Granie rozwiąże ten problem

- Dzień dobry, kochanie - mówi mama, po czym informuje mnie, że na śniadanie zjemy ćwiartkę arbuza, który od tygodnia zalega w kącie lodówki. Objedzona skórka z plastra Garretta nadal leży na jego talerzu niczym szeroki zielony uśmiech. To nietypowa propozycja jak na śniadanie, ale mama zwraca uwagę na wysoką zawartość wody w arbuzie, co sprawia, że pieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Poza tym zbliża się już pora lunchu.

Przed wyłączeniem wody planowałam, że w niedzielę zajmę się wypracowaniem na temat "Władcy much". Zamierzam postawić hipotezę, że gdyby na wyspie wylądowała grupa dziewcząt, a nie chłopców, sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Kiedy przedstawiłam ją nauczycielce, chłopcy z mojej klasy przyznali mi rację - ich zdaniem wszyscy znacznie szybciej by poumierali. Ja oczywiście zamierzałam udowodnić przeciwną hipotezę. Zwlekałam ponad tydzień z pracą nad tekstem, tymczasem termin upływa w poniedziałek. Nagle wypracowanie nie wydaje się takie ważne. Ogłoszono już, że wszystkie szkoły w naszym okręgu zostaną jutro zamknięte - poza tym nie potrafiłabym się zmusić do rozważań, kto będzie dzierżył muszlę, a kto znęcał się nad Prosiaczkiem (czy też w mojej teoretycznej wersji - nad Prosiaczką).

Mimo to dochodzę do wniosku, że lepiej się czymś zająć i nie rozmyślać niepotrzebnie nad obecną sytuacją. Chcę zachowywać się możliwie normalnie, dlatego postanawiam odwiedzić przyjaciółkę, Sofíę Rodriguez, która poprzedniego wieczora nie odpisała na żaden z moich esemesów. Po kilku kolejnych nieudanych próbach nawiązania kontaktu postanawiam zajrzeć do niej do domu, jak to często robiłam, kiedy byłyśmy młodsze.

Wychodzę i ruszam w stronę jej domu, który znajduje się jedną przecznicę od mojego. Po drodze obserwuję, jak przedstawia się sytuacja w okolicy. Szyby niemal wszystkich samochodów są pokryte pyłem i owadami. Prawie każdy trawnik wygląda na zaniedbany; gdzieniegdzie w jego miejsce posadzono sukulenty. Niektórzy pomalowali na zielono wyschniętą trawę przed domem, co przypomina trochę nakładanie makijażu zmarłym przez pracowników domów pogrzebowych. Uchwała przeciwko lekkomyślnemu zużyciu wody nie zakazywała wyłącznie obrzucania się napełnionymi nią balonikami. Nielegalne stało się również napełnianie przydomowych basenów. Wtedy wydawało się to rozsądnym pomysłem - ostatecznie w czasie suszy basen należy uznać za zbędny luksus. Ludzie wykorzystali zatem wodę, którą już mieli w basenach, do mycia samochodów, nawadniania trawników i innych podobnych czynności. W związku z tym oraz z parowaniem większość basenów stoi teraz zupełnie pusta. W rezultacie te minizbiorniki retencyjne są wyschnięte tak samo jak nasze krany.

Podchodzę pod dom Sofíi i widzę, że jej tata przymocowuje walizki do dachu hyundaia. W pierwszej chwili tłumaczę sobie, że pewnie wyrusza w jedną ze swoich podróży biznesowych, ale kiedy dostrzegam ulubioną różową torbę Sofíi, nie mogę się dłużej łudzić. Cała rodzina zbiera się do wyjazdu.

- Sofía jest w domu - informuje mnie jej ojciec, nie przerywając ani na chwilę pracy.

Pożar w Kalifornii Kalifornia. Z ogromnym pożarem walczy kilka tysięcy strażaków

Wchodzę do domu przez garaż. Środek wygląda normalnie. Te same korytarze. Te same pastelowoniebieskie ściany. Ta sama sofa w kwiatowy wzór. Niemniej z jakiegoś powodu wszystko wydaje się inne, jakby to wcale nie był ten dom, w którym się właściwie wychowywałam… W pewnej chwili dostrzegam dlaczego. Telewizor jest wyłączony, a w powietrzu nie unoszą się słodkie zapachy potraw gotowanych przez panią Rodriguez. Zniknęły zdjęcia rodzinne; na pociemniałych od słońca ścianach zostały po nich jasne prostokąty, cienie wspomnień, które tam niegdyś przechowywano. Wydaje się, jakby budynek został odarty z tych wszystkich drobnych elementów, które czyniły go prawdziwym domem.

Zaczynam myśleć o naszym domu. O tym, że trzymamy wszystkie idiotyczne zdjęcia rodzinne na parterze, żeby inni mogli je oglądać - i o tym, że choć nienawidzę, jak na każdym z nich wyglądają moje włosy, uśmiech i ubranie, nie potrafię sobie wyobrazić, że tak po prostu ściągamy je ze ścian.

Sofía wyłania się ze swojego pokoju, zauważa mnie, ściska na powitanie, przytrzymuje w uścisku odrobinę dłużej niż zwykle, po czym cofa się z niewyraźnym uśmiechem.

- Zajrzałabym do ciebie przed wyjazdem…

- Dokąd się wybieracie? – pytam.

- Na południe - odpowiada. Ta lapidarność wydaje się zastanawiająca, ponieważ normalnie Sofíi nie zamyka się buzia. Przypominam sobie, że ma dziadków w Kalifornii Dolnej, na półwyspie na zachodzie Meksyku, i wszystko nabiera nagle sensu… choć jakoś mi się nie wydaje, żeby sytuacja w Meksyku mogła być teraz choć odrobinę lepsza niż w południowej Kalifornii. Większość tego kraju to przecież pustynia.

- Nie oglądałaś wiadomości w telewizji? - dziwi się. - Mówią, że wysechł nawet akwedukt w Los Angeles. Ukrywano przed nami, że woda nie płynie nim już od kilku tygodni. Ludzie sami odchodzą z pracy albo są zwalniani. Dyrektor wodociągów w Los Angeles zostanie podobno pociągnięty do odpowiedzialności karnej.

- Dlaczego nie wymyślą jakiegoś rozwiązania, zamiast tracić czas na szukanie winnych?

- Prawda? Tak czy inaczej, tata uważa, że sytuacja jeszcze się pogorszy. - Sofía chichocze nerwowo. - No wiesz, jaki on jest… zawsze przesadza.

Śmieje się, ale bardziej z poczucia obowiązku niż z rzeczywistej potrzeby. Do pokoju wchodzi pani Rodriguez. Prowadzi za rękę pięcioletniego brata Sofíi, a w drugiej ręce niesie stos rysunków córki.

- Które zabierasz?

- Wszystkie - odpowiada bez wahania Sofía.

Matka kładzie rysunki na stercie innych, które znajdują się już na stole.

- Wybierz trzy.

Całuje córkę w czoło i uśmiecha się ciepło do nas obu. Mama Sofíi należała do kobiet tak pięknych, że ludzie uważali ją i jej córkę za siostry. Pod każdym względem prezentowała się młodzieńczo. Zawsze w niej to uwielbiałam. Dziś wygląda po prostu na zmęczoną.

Sofía przegląda rysunki.

- Ten jest twój - mówi, odwracając się w moją stronę. - Namalowałaś go dla mnie na plastyce w siódmej klasie, pamiętasz?

- Tak - odpowiadam. - Jako prezent urodzinowy.

- Myślę, że powinnaś go zatrzymać.

- Umówmy się, że zabieram go na przechowanie. Na tydzień albo coś w tym stylu - precyzuję.

- Dobra. - Sofía posyła mi ciepły uśmiech, ale jej oczy mówią co innego. Zawsze należała do osób pozytywnie nastawionych do życia, ale po jej spojrzeniu widzę, że pokłady optymizmu wyczerpały się u niej równie doszczętnie jak woda w basenie.

SuszaSusza Wydawnictwo Ya!

Więcej o: