Zapytałem Russella, co robił ostatnio, a on, że film o gladiatorach. "Ale to bullshit". Po czym ten bullshit przyniósł mu Oscara

Zbigniew Zamachowski to dla jednych niezapomniany pan Wołodyjowski, dla innych - fenomenalny Shrek. Pracował z największymi: Wajdą, Kieślowskim, Kutzem, Grzegorzewskim. 1 września ukaże się książka "Zbyszek przez przypadki", w której opowiada o życiu Beacie Nowickiej. Przedpremierowo publikujemy fragment.

Beata Nowicka "Zbyszek przez przypadki", Społeczny Instytut Wydawniczy Znak - fragment: 

To Lew Rywin polecił cię Taylorowi Hackfordowi, który w Polsce kręcił pięciominutową czołówkę "Dowodu życia" z Russellem Crowe’em i Meg Ryan w rolach głównych.

Lew zadzwonił do mnie i powiedział, że Taylor pamięta mnie właśnie z "Białego" i chce mi powierzyć rólkę kierowcy naszego głównego bohatera. Sekwencja dzieje się w Czeczeni, którą udawała Polska, bo było bezpieczniej, taniej, a poza tym u nas wciąż zalegał wojskowy sprzęt radziecki. Robiliśmy to na poligonie w Biedrusku pod Poznaniem i nasz obóz został wybudowany dokładnie w miejscu, w którym wcześniej stał nasz filmowy obóz do "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana. Filmu, który jak na naszą polską skalę był ogromną produkcją i naprawdę wcześniej nie robiłem niczego z tak dużym rozmachem, z taką ilością ludzi, ekipy, koni, rekwizytów i wszystkiego innego. Gdy przyjechali Amerykanie i na tym samym polu zobaczyłem ich obóz, siedem razy większy, oniemiałem. To właściwie było miniaturowe miasteczko z uliczkami, latarniami, knajpkami, barami, siłownią, każdy miał swój kamper, uliczki codziennie wyrównywano, bo był marzec, padało, robiło się błoto.

Pamiętam, że Russell nie chciał przylecieć do Warszawy, bał się lądowania na tym końcu świata, wylądował więc w Berlinie i stamtąd przywieźli go do Biedruska luksusową limuzyną. Mieli kłopoty, bo na przejściu granicznym celnicy nie chcieli puścić tej limuzyny, bali się, że ktoś ją ukradnie. Na planie "Dowodu życia" zobaczyłem, jak dopieszczano kolegę Russella, który zamiast kampera dostał dwie przyczepy od tirów! Jedną poznałem od środka, bo mieściła się tam jego charakteryzatornia, z której również korzystałem, a resztę stanowiła część socjalna.

W drugim tirze miał prywatną siłownię z osobistym trenerem, ponieważ był tuż po zdjęciach do "Informatora" Michaela Manna i się odchudzał. Moim zdaniem przez te siedem dni wszedł tam może ze dwa razy.

Zobacz wideo Vito Bambino: Na początku myślałem, że "Ale jazz!" jest za słodki. Potem w pokoju usiadł Dawid Podsiadło

Według scenariusza miałem do wygłoszenia długi monolog po angielsku, szczęśliwie znałem już ten język. Scena polegała na tym, że jestem jego kierowcą, Polakiem, który ożenił się z Czeczenką, wiozę go na jakieś spotkanie i w samochodzie opowiadam cały swój życiorys. Żeby to wykuć na blachę, tydzień jeździłem po wertepach w moich Pęcicach swoim samochodem, cały czas gadałem ten monolog i naprawdę dobrze się tego nauczyłem. Ale gdy przyjechałem na plan i zobaczyłem aktualny scenopis Russella, natychmiast się zorientowałem, że cała ta moja nauka jest o kant dupy potłuc, ponieważ wszystko idzie na offie Russella, który opowiada o tym zdarzeniu, czego oczywiście nie uwzględniono w polskiej wersji, jaką otrzymałem. De facto jadę tym samochodem, coś mu gęgam, ale tego w ogóle nie słychać. Równie dobrze mogłem mówić do niego po arabsku, a tak też było, bo mieliśmy scenkę, w której podjeżdżamy pod jakiś czeczeński punkt patrolowy i wygłaszam cały dialog po arabsku, który notabene też poszedł do kosza.

Właściwie wszystko poszło do kosza. Któregoś dnia na plan przyjechał modelator z Włoch, mistrz świata w swoim fachu, wziął odlew mojej twarzy i zrobił mi sztuczne, lateksowe czoło. Scena, jak już wiemy, polegała na tym, że ja mu opowiadam, opowiadam, opowiadam, w końcu przywożę go na miejsce, gdzie ma negocjować i odebrać zakładnika. Siedzę w starej ładzie nivie, czekam na niego, nagle Rosjanie zaczynają strzelać, dostaję postrzał w tył głowy i już w trzeciej minucie filmu Zbigniew efektownie staje się trupem. To ujęcie, niesamowite zupełnie, robili "piromani", którzy pracowali przy "Plutonie" Olivera Stone’a.

Krzysztof Krawczyk w 1996 roku "Pobiliśmy się przy nagrywaniu płyty Trubadurów. Urazy nie chował. Ale emocjonalny był"

Wyglądało to tak, że z daleka, gdzieś zza wzgórza, wyjeżdża wóz pancerny, który strzela, ładunki były założone na ziemi, zsynchronizowane z ładunkami umieszczonymi na dachu tej łady, a ostatni strzał polegał na tym, że z przodu kierowcy była przyspawana lufa karabinowa, do której chłopaki włożyły kulkę jak do łożyska i trochę krwi. A to wszystko było zestrojone z ładunkiem, który miałem na czole, elegancko ukrytym w lateksie. Chyba z siedem kamer to kręciło: idzie seria du-du-du po dachu, ja dostaję strzał, który rozwala mi czoło, a w tym samym czasie kula przebija przednią szybę, tam gdzie powinna. Majstersztyk.

Tyle tylko, że chłopcy zbierali się do tego ujęcia trzy dni i nie mogli nakręcić. Ostatniego dnia nalali troszeczkę za dużo farby do tej lufki i jak to pierdyknęło, to prawie nic nie było widać, bo zachlapało całą szybę. Generalnie nic z tego wszystkiego, o czym ci opowiadam, nie weszło do filmu. Pokazuję się w dwóch czy trzech ujęciach. I to w nieostrości.

Felice Schragenheim i Elisabeth Wust - sierpień 1944 roku (z lewej) i Felice Schragenheim w 1941 roku Była całkiem przeciętną niemiecką nazistką. Potem zakochała się w Żydówce i wszystko się zmieniło

Przykro ci było?

Niespecjalnie, potraktowałem to jako fajną przygodę. Siedzieliśmy z Russellem w tej ładzie godzinami, woziłem go po poligonie i gadaliśmy sobie, to było urocze, bo on był, jest właściwie, takim fajnym łobuzem, facetem, który niczego nie udaje. Myślałem, że może coś mu opowiem o sobie, może nawet trochę zaimponuję, i zapytałem, czy zna kino Kieślowskiego. Na co on odpowiedział pytaniem: "A kto to?". Było zabawnie. Wtedy jeszcze paliłem papierosy, on miał złote benson and hedges z Australii, po dwadzieścia pięć sztuk w paczce, tutaj takiego formatu w ogóle nie było. Opalałem go notorycznie, siedzieliśmy sobie, gadaliśmy, popalaliśmy, pamiętam parę fajnych rozmów. Zresztą jak tylko się dowiedziałem, że będę z nim grał, byłem niezwykłe szczęśliwy, ponieważ dosłownie parę dni wcześniej obejrzałem "Tajemnice Los Angeles" Curtisa Hansona, gdzie zagrał świetną rolę. Powiedziałem mu, że właśnie widziałem ten film, i zapytałem, bo byłem ciekaw, jak pracowało mu się z koleżanką Kim Basinger, która jest śliczną kobietą. Nie podjął tematu, machnął tylko ręką, skrzywił się i powiedział: "She is a cold fish", i to był koniec rozmowy. No dobra. Wobec tego zapytałem, co robił ostatnio, a on na to: "A taki film historyczny". "Ale jaki historyczny?" "O gladiatorach". "O, czyli Rzym, a kto to robi?" "Aaa, Ridley Scott. Ale to bullshit". Nie był zachwycony tą współpracą. Po czym ten bullshit przyniósł mu Oscara i światową sławę.

Zresztą z Taylorem też mu się nie układało. Russell był rogaty strasznie. Generalnie lubił się napić whisky, zajarać, spóźnić. Co chwilę dochodziło do jakichś drobnych scysji, a ja sobie siedziałem z boku i obserwowałem, jak Amerykanie robią film. Zabawny szczegół: na planie reżyser jako jedyny miał prawo chodzić w czerwonych ciuchach. Nikt inny z ekipy, która liczyła mniej więcej trzysta osób, nie mógł mieć na sobie nic czerwonego, bo tylko Taylor Hackford miał być widoczny. Mało tego, któregoś dnia nasza tłumaczka, przemiła, cudna Basia, wyprzedziła Taylora, chcąc go o coś zapytać, a on na moich oczach i uszach, bardzo kulturalnie, ale stanowczo powiedział jej, żeby już nigdy więcej tego nie robiła. To był jej pierwszy i ostatni raz, kiedy złamała szyk, ponieważ to on prowadził ten orszak.

Kadr z filmu Na planie "Noża w wodzie" spadła z masztu. Przez 60 lat nikt jej nie wyłowił

Niewiarygodne. Nie zdawałam sobie sprawy, że tam na planie panuje taka wyraźna, niemal wojskowa hierarchia. U Romana Polańskiego było podobnie? Zresztą epizod w "Pianiście" również zawdzięczasz Lwu Rywinowi.

To było bardzo zabawne. Lew Rywin zadzwonił do mnie w czwartek wieczorem: "Zbyszek, ratuj". "Ale co się dzieje?" "Miałem jutro zagrać u Polańskiego bogatego Żyda, który w getcie liczy pieniądze, ale nie mogę". Okazało się, że Lew pojechał sobie wcześniej na wakacje do Egiptu i nie dość, że nie wyglądał na chudego, zabiedzonego Żyda, to jeszcze wrócił… opalony! Gdy Polański go zobaczył, sklął go strasznie, i wtedy Lew zadzwonił do mnie, żebym mu pomógł uratować skórę i zagrał za niego. Natychmiast rzuciłem wszystko.

To była niema scena w restauracji, w jednym rogu Adrien Brody grał na fortepianie, po drugiej stronie przy jednym ze stolików siedziała nasza trójka: nieżyjący już Andrzej Blumenfeld, Lejb Fogelman, jeden z głównych producentów tego filmu, i ja, który miałem liczyć złote dwudziestodolarówki na marmurowym blacie. Okazało się, że te prawdziwe, złote, wydają inny dźwięk niż fałszywe, i dziesięć złotych dwudziestodolarówek przyniósł na plan producent i przyjaciel Polańskiego Gene Gutowski, skrupulatnie je odliczając. Kręciliśmy najpierw na stronę Adriena. Ja, jako nerwus, mam taki tik, że lata mi noga. Wtedy byłem dość zdenerwowany, więc ta noga cały czas mi podskakiwała. W przerwie ujęcia zobaczyłem, że Adrien szepcze coś do ucha asystentowi, asystent poszedł do pana Romana, a pan Roman podszedł do mnie i powiedział, że bardzo przeprasza, ale byłoby dobrze, gdybym jednak mógł przestać trzepać tą nogą, bo bardzo przeszkadzam Adrienowi. Powiedziałem: "Adrien, sorry", przeprosiny zostały przyjęte, dwiema rękami przykleiłem nogę do podłogi i poszło dalej.

Na planie "Pianisty" zobaczyłem na własne oczy, jak Roman Polański biega wokół Adriena Brody’ego. On go właściwie nosił na rękach, ponieważ wiedział, że na nim wisi cały jego film. Robił wszystko to, o czym wcześniej mówił mi i co mnie zapewnił Marin Karmitz. A z "Pianistą" wiadomo, jak to się skończyło…

Roman Polański i Adrien Brody dostali Oscary. Co ci daje granie za granicą, poza wymiarem finansowym, rzecz jasna?

Oddech, wyjście w zupełnie inny świat. Pracujesz z facetem, który kręcił z Nicole Kidman czy z Benem Kingsleyem, grasz z Omarem Sharifem albo fantastyczną Anouk Aimée, którą pamiętam z genialnego filmu Claude’a Leloucha "Kobieta i mężczyzna".

Zbyszek przez przypadkiZbyszek przez przypadki Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

Więcej o: