"Zaczynam się pocić, potem pojawia się swędzenie...". Od 16 lat cierpi na bezsenność, opisał to w reportażu

Anders Bortne, znany norweski dziennikarz od 16 lat cierpiący na bezsenność, pokazuje w swojej książce, jak brak snu wpływa na życie osobiste, rodzinne i zawodowe. Wyczerpany, postanowił szukać pomocy i zaczęła się jego podróż po krainie pastylek na sen i eksperymentalnych terapii. Choć starał się normalnie żyć, jego nocne walki o ułamki snu zamieniały się w prawdziwą obsesję. Przedpremierowo publikujemy fragment reportażu, który ukaże się w Polsce 29 września.

Anders Bortne "Nie śpię. Osobisty reportaż z życia bez snu", Znak Literanova - fragment:

Następnego ranka siadam na łóżku. Czuję się ociężały i otumaniony. Czy spałem wystarczająco głęboko? Wystarczająco długo? Czy w ogóle spałem? Przez te wszystkie lata stałem się ekspertem w obserwowaniu i diagnozowaniu własnego snu. Działa to tak samo jak w przypadku każdego innego profesjonalnego autorytetu: im głębiej kopiesz, tym dłuższe i mniej zrozumiałe są odpowiedzi.

Minęło sporo czasu, odkąd odpowiedziałem szczerze na pytanie o to, czy dobrze spałem. Nauczyłem się po prostu kiwać głową i mówić, że "w porządku". Pytanie to jest zwrotem grzecznościowym, nikt nie chce słuchać rozwlekłych wywodów.

Wiem w przybliżeniu, co mnie czeka każdego dnia, ale nad nocą nie mam żadnej kontroli. Nie mam pojęcia, co się wydarzy, i z reguły nie wiem też później, co się działo. Sen przychodzi albo nie. Mogę przespać całą noc lub przeleżeć ją, wpatrując się w ścianę. Mogę nie spać przez pół nocy, a drugie pół spędzić w głębokim śnie. Mogę położyć się o trzeciej i zacząć dzień o wpół do piątej. Mogę leżeć w stanie nieprzytomnej senności przez osiem godzin, nie zapadając w głęboki sen. Mogę przenosić się kolejno z łóżka na sofę numer jeden, potem na sofę numer dwa, na podłogę przed telewizorem i wreszcie z powrotem do łóżka. Mogę obejrzeć trzy filmy.

W niektóre noce zaznaję snu, w inne nie. Gdziekolwiek jest, staram się za nim podążać.

Agatha Christie Tajemnicze zniknięcie i wyjątkowe rytuały. 11 ciekawostek z życia Agathy Christie

Skoro w nocy wszystko może się zdarzyć, to jedyne, co mogę zrobić, to wczuć się w sytuację i spróbować wyrazić ją słowami.

Teraz jednak nie jestem pewien.

Słyszę na górze Line i dzieci, nie śpią już i rozmawiają. Dziwnie jest budzić się jako ostatni. Biorę prysznic i się ubieram, a kiedy przekraczam próg między nocą a dniem, zdaje mi się, że coś jest nie tak. Czy to pigułka, której efekt dalej odczuwam? Musiałem być w taki lub inny sposób nieprzytomny, ale nie czuję posmaku snu. Nie czuję się, jakbym nie spał, lecz nie mam też uczucia naładowania baterii, jak to zwykle bywa po dobrej nocy. Gdy wchodzę na górę, dzieciaki radośnie do mnie krzyczą, ale nie mogę zmusić się do uśmiechu.

– Hej – mówi Line.

– Hej – odpowiadam.

Zobacz wideo "After" jeszcze jako fan fiction nie bez powodu doczekało się porównań do "50 twarzy Greya"

Pierwsze słowa dnia, pierwsza interakcja z inną istotą ludzką – czasem to jak otwieranie drzwi do wypchanego po brzegi schowka. W niektóre poranki zawartość pozostaje na swoim miejscu, innym razem wszystko wypada.

Dziś wiem, że muszę się powstrzymywać; nie mam nic dobrego do przekazania. Byle wytrzymać – myślę. Za trzy kwadranse dzieci będą w przedszkolu, a ja w pracy. Praca daje mi dystans, którego potrzebuję, dystans do innych ludzi, ale też do samego siebie. Tu, w domu, z dwójką małych dzieci, życie patrzy mi prosto w oczy, nie ma bufora, nie ma gdzie się ukryć.

Zaczynamy przygotowywać się do wyjścia z domu. Trzeba znaleźć ubrania i buty, pamiętać o butelkach na picie i o odzieży przeciwdeszczowej, trzeba ubrać ciała. To sytuacja, w której szybko mogę stracić cierpliwość – dziś rano jest gorzej niż kiedykolwiek. Zaczynam się pocić, potem pojawia się swędzenie. Czuję skurcz w klatce piersiowej, nie mogę oddychać. Korytarz ze wszystkimi ciałami, ubraniami i butami jest dla mnie jak klatka. Marzę tylko, żeby wyjść.

– Ale ja nie chcę zakładać dżinsów – jęczy pięciolatka, kiedy wciągam na nią spodnie.

Czuję szybko narastający gniew.

– Musisz.

– Nie chcę.

Przytrzymuję ją mocno.

Stalin, Ulbricht i Mao Zedong, 1949 rok W miarę jak Stalin się starzał, kino stawało się jego obsesyjnym rytuałem

– Mam to gdzieś!

– Anders – rzuca Line ostrzegawczym tonem.

Kiedy wychodzimy schodami na zewnątrz, chwytam dwuletniego synka, który nie chce przejść przez próg.

– Chodź tu!

Kręci głową.

– Cholera! – warczę i wyciągam go na słońce. – Chodź tu!

Patrzy na mnie zdumiony.

– Tato – mówi tylko.

– Opanuj się! – Line posyła mi ostre spojrzenie i nie spuszcza ze mnie wzroku.

Jestem rozgrzany i mokry na plecach, swędzi mnie skóra głowy. Jeśli się zdenerwuję, to będzie już za późno, wiem o tym, ale nie chcę się opanowywać, nie chcę się powstrzymywać. Czy dzieci zamierzają się opierać na każdym milimetrze drogi? Czy Line chce się pokłócić? Proszę bardzo, jestem gotowy.

Teraz zatrzymuje się Line. Wygląda, jakby nagle zobaczyła przed sobą obcego.

– Co jest z tobą nie tak? – pyta. – Wziąłeś te tabletki od Doktora Czyste Zło czy o co chodzi?

Przyglądam się twarzom dzieci. Pięciolatka patrzy na mnie, jakbym oszalał, buzia dwulatka jest czerwona i wykrzywiona od płaczu. Podnoszę go i próbuję pocieszyć, ale wyciąga ramiona w kierunku matki i wykręca się z mojego uścisku.

Kiedy po rozwiezieniu wszystkich siedzę samotnie w samochodzie, zaczynam płakać. Łzy spływają jak po masce, nie czuję ich, jestem odrętwiały, ociężały, oszołomiony lekami. Czuję suchość w ustach, a na języku metaliczny posmak, którego nie mogę się pozbyć. Nie ma znaczenia, czy te tabletki mają leczyć bezsenność czy niemoc. Nie działają.

Tydzień później znów stoję przed lustrem w toalecie gabinetu lekarskiego. Pochylam się nad umywalką w stronę lustra. Oczy mam szkliste, jakbym był pijany albo miał gorączkę. Na zmianę pocę się i mam dreszcze, bolą mnie mięśnie i stawy. Skręca mnie za każdym razem, kiedy dzieciak w poczekalni wali ciężarówką o stół z zabawkami. To nie tabletki nasenne powodują te objawy, są one naturalną reakcją organizmu na brak snu. Poprzedniego wieczoru wcześnie poszedłem spać, ale obudziłem się o pierwszej i nie udało mi się znów zasnąć. Zasnąłem dopiero o świcie, na sofie. Poprzedniej nocy było tak samo źle.

Nie wiem, czy to ta jedna noc ze środkami nasennymi zapoczątkowała nowy, zły okres. Nie ma to znaczenia. To trwa już od szesnastu lat. Szesnaście lat to 5840 nocy. Przy założeniu, że powinienem spać po siedem godzin, to należało mi się 40 880 godzin snu. Tyle czasu na jawie. Tyle straconych godzin.

Wracam do poczekalni, siadam, biorę archiwalny tygodnik dla pań i czuję, jak błyszczący papier wibruje pomiędzy palcami. Prawie niezauważalne drżenie. Nie zwróciłem na to wcześniej uwagi. Czy to początek mojego rozpadu? Czy jest to spowodowane wiekiem, czy może brakiem snu przez te wszystkie lata? Jak to było w tym artykule – że istnieje o czterdzieści procent większe ryzyko zachorowania na raka? Może więcej? W niektóre wieczory serce galopowało mi w piersi, co to mogło być?

Mój Boże, jak mogłem pozwolić, by to trwało tyle lat, tak po prostu godzić się z tym brakiem snu, nie wziąć się za siebie. Muszę spróbować znaleźć rozwiązanie. Nie chodzi tylko o moje zdrowie czy życie; mam rodzinę, która mnie potrzebuje, zdrowego, silnego i wypoczętego jeszcze przez wiele lat. Czy to strach, czy nadzieja przywiodły mnie tu z powrotem? Czy one zawsze idą ramię w ramię?

Zostaję wezwany i powłócząc nogami, wchodzę do gabinetu.

– I jak poszło? – pyta lekarz.

– Nigdy więcej pigułek – mówię. – Co jeszcze mogę zrobić, żeby spać?

Nie śpię - okładkaNie śpię - okładka Znak Literanova

Więcej o: