Widzowie pokochali go za role w komediach romantycznych, takich jak kultowa "Bezsenność w Seattle" czy "Masz wiadomość". Jednak to role dramatyczne przyniosły mu nagrody i uznanie. W filmie "Filadelfia" pokazał nową twarz i zdobył pierwszego Oscara. Rok później zdobył drugiego – za niezapomnianą rolę w uwielbianym przez widzów na całym świecie filmie "Forrest Gump". Role w produkcjach takich jak "Szeregowiec Ryan", "Cast Away – poza światem" czy "Terminal" ugruntowały jego pozycję jako jednej z największych gwiazd Hollywood. David Gardner pokazał Hanksa od nowej, mniej znanej strony i opowiedział m.in. o jego bardzo trudnych początkach, kiedy ledwo wiązał koniec z końcem.
Dla młodego małżeństwa bez pracy życie w Nowym Jorku nie było łatwe. Wprowadzili się do małej, pełnej karaluchów kamienicy blisko torów kolejowych w dzielnicy Hell’s Kitchen. Na podłodze nie było linoleum ani dywanów, tylko gołe deski. Tom wyruszył od razu na poszukiwanie pracy. Pierwsze kilka miesięcy przetrwał jedynie dzięki łasce swoich szefów w Cleveland.
– Najmilszą rzecz zrobili dla mnie, kiedy chciałem odejść – powiedział. – Byłem już wcześniej w Nowym Jorku i chciałem tam wrócić, bo pojawiły się dla mnie pewne możliwości, ale by przeżyć, potrzebowałem zasiłku dla bezrobotnych. Żeby go dostać, nie mogłem sam porzucić pracy. Powiedziałem im więc: „Musicie mnie zwolnić". A oni na to: „Zrobiłeś dla nas wiele. Więc cię zwalniamy". To było bardzo miłe.
Miesiącami Tom chodził na przesłuchania do niezliczonych ról w teatrach, telewizji i kinie. Miał equity card, która pozwalała mu pracować jako aktor, ale Susan straciła szansę na uzyskanie swojej przez ciążę, dlatego porzuciła nadzieję na znalezienie zatrudnienia w zawodzie.
W 1979 roku ledwie wiązali koniec z końcem i dawali radę zapłacić dwieście osiemdziesiąt pięć dolarów czynszu miesięcznie głównie dzięki zasiłkowi dla bezrobotnych i pieniądzom, które sporadycznie udawało im się zarobić. Sytuacja zrobiła się dramatyczna do tego stopnia, że siostra Toma, Sandra, sprzedała butelki do skupu, a potem przesłała swojemu udręczonemu bratu zarobione w ten sposób dwadzieścia dolarów.
– Raz dostałem dwadzieścia pięć dolarów za rolę, do której same przesłuchania trwały cztery weekendy – wspominał Tom.
– Byliśmy młodzi i działaliśmy impulsywnie. To był gorący czas – powiedział w wywiadzie dla magazynu „Première". – Ale też niebezpieczny. Cudownie, że nasz syn nie chorował, bo w przeciwnym razie musielibyśmy go zabierać do lekarza… A to byłby koszmar. Nie mieliśmy w ogóle pieniędzy. Nauczyło nas to jednak by się nie poddawać. Gdybym nie miał żony i dziecka, cóż, wtedy mógłbym robić, co bym chciał. Ale sprawy wyglądały inaczej, powiedzieliśmy więc sobie: „OK, sytuacja przedstawia się tak: mamy takie, a nie inne warunki do życia i tyle czasu do zainwestowania. I nie narzekamy!". Nie mieliśmy dokąd pójść. Nawet gdybyśmy chcieli, nie mieliśmy jak. (...)
Tom desperacko potrzebował pracy, sytuacja stała się tak beznadziejna, że wziął z banku wszystkie pozostałe pieniądze, czyli jakieś sto dolarów, i zaczął jeździć od miasta do miasta i przyjmować wszystkie możliwe zlecenia, których nikt inny nie chciał.
– Czasami budziłem się w środku nocy i szedłem do łazienki. Wpatrywałem się w swoje odbicie w lustrze i myślałem: „Co się ze mną stało? Moja kariera nawet się jeszcze nie zaczęła, a już nastąpił jej kres". (...)
Irlandzka aktorka Bairbre Dowling grała w Wiśniowym sadzie w Sacramento razem z Tomem. Była córką Vincenta Dowlinga i należała do grupy z Cleveland. Ona także wyjechała do Nowego Jorku. Zamieszkała nawet blisko Hanksów w dzielnicy Hell’s Kitchen i razem z Tomem czekała w kolejkach na castingi.
– Wszyscy mieszkaliśmy w tej samej okolicy. My pod numerem czterdzieści trzy, a Tom i Samantha chyba pod czterdzieści pięć. Straszne to były nory. Z mieszkania Toma pamiętam tylko tyle, że było bardzo ciemne. Mieszkaliśmy tam całą grupą, mieliśmy jedno z najlepszych mieszkań, ale nasz jedyny mebel stanowił materac. Moja siostra i ja zajmowałyśmy się dzieckiem Toma i Samanthy. Nazywałyśmy siebie „ciotkami starymi pannami". Zarówno Tom, jak i ja szukaliśmy pracy i mieliśmy duże nadzieje. Cały świat stał przed nami otworem, chociaż brakowało nam pieniędzy. Tom i Samantha jako jedyni mieli dziecko, więc było im ciężko. Nie wychodzili balować jak my. Jadaliśmy jednak razem w niedzielę i urządzaliśmy spotkania. Po tym, jak dostał rolę w "Bosom Buddies", wpadał do nas w odwiedziny, ale przez lata kontakt się urwał. Lubiłam przebywać w jego otoczeniu, zawsze był pozytywnie zakręcony.
Nawet wtedy jednak Tom trzymał się nieco na uboczu, zupełnie jakby pielęgnował to poczucie samotności, które zawsze mu towarzyszyło. Traktował je jak swój pancerz, o czym wiedzieli jego przyjaciele. Bairbre wspominała:
– Nie otwierał się. Nie sądzę, by komukolwiek z nas udało się go naprawdę poznać.
Po setkach nieudanych przesłuchań Tom wyrobił sobie mechanizm obronny: zachowywał się tak, jakby mu zbytnio nie zależało. Wydawał się na tyle nonszalancki, że przez to sam nieraz rujnował swoje szanse.
– Ludzie nie cierpią takiego zachowania – powiedział.
Presja stawała się dla niego zbyt wielka, w pewnym momencie nie widział drogi ucieczki z tej dołującej spirali, w którą wpadł. Po wielu latach przyznał w wywiadzie dla „Evening Outlook":
– Miałem takie okresy, kiedy nieszczęście towarzyszyło mi bez ustanku i nic nie potrafiłem z tym zrobić, choćbym nie wiem, jak się starał. Jestem pesymistą, po prostu. Wydaje mi się, że to wynika z doświadczenia, że przychodzi wraz z pewną wiedzą, którą zdobywa się dzięki trudnym chwilom. Zawsze zakładasz, że wszystko się schrzani. W ten sposób nie bywasz zawiedziony.
Tom jednak, zupełnie jak jego ojciec kiedyś, się nie poddawał. Latem 1979 roku wrócił do Cleveland, żeby zagrać niewielką rolę w "Otellu" i wcielić się w dramaturga Harolda Pintera w innej sztuce. Lecz mimo to czuł, że nie dostaje wystarczająco dużo ofert, wrócił więc do Nowego Jorku, gdzie dostał angaż w niezależnym horrorze "On wie, że jesteś sam". Zapłacili mu osiemset dolarów za trzy dni pracy.
Przełom, chociaż niewielki, nastąpił, gdy zagrał w komediowej produkcji "Mandragola, czyli napój zapładniający" autorstwa Machiavellego.
– Jedna z dziewczyn znała agenta, który kogoś szukał – powiedział Tom. – Poszedłem do niego i odbyłem z nim długie spotkanie. Powiedział: „Poszukam czegoś dla ciebie i dam ci znać". I tak też zrobił. Spotykałem już różnych agentów, ale on zadzwonił do mnie następnego dnia i podpisaliśmy umowę. Później skończyłem ostatni sezon w Great Lakes, na który się wcześniej zapisałem. Po powrocie stamtąd wystąpiłem w "On wie, że jesteś sam". To jeden z tych horrorów, które kręci się na Staten Island za jakieś czterdzieści dolców.
Tom zajął ósme miejsce na liście płac.
– Może to i kiepska fucha, ale po raz pierwszy mogłem w pracy założyć normalne ubranie, a nie jakieś skórzane kamizelki, sandały i pas z mieczem.
W ubogim krewnym takich serii jak "Halloween" i "Piątek trzynastego" obowiązkowo znalazły się liczne morderstwa i scena pod prysznicem rodem z "Psychozy". Fabuła kręciła się wokół tego, że morderca miał zamiłowanie do zabijania ładnych młodych dziewczyn w czasie, gdy uprawiały seks.
Toma ominęły cała ta przemoc i nagość, wcielił się bowiem w rolę Elliota, studenta, który odprowadza grupkę dziewcząt na festyn i ostrzega je przed niebezpieczeństwami, jakie czają się w ludzkim umyśle. Nie czekał na recenzje swojego filmowego debiutu z niecierpliwością. Kevin Thomas z „Los Angeles Times" ocenił film dość typowo: „standardowy, makabryczny festiwal seryjnych morderstw… To niedorzeczne, że ludzie płacą, by zobaczyć coś takiego".
Simon Maslow, agent, który pomógł Tomowi dostać rolę w tym filmie, został potem jego nowym menedżerem. Kontaktował się z wieloma agentami i studiami, aby załatwić swojemu klientowi kolejne role.
Nie wszyscy jednak wierzyli w młodego aktora z Kalifornii, który nie mógł poszczycić się ani piękną opalenizną, ani muskulaturą, ani przystojną twarzą. Johnnie Planco, wówczas wschodząca gwiazda agencji William Morris, pamięta spotkanie z Hanksem pod koniec lat siedemdziesiątych. W wywiadzie dla magazynu „People" powiedział:
– Tom przyszedł do mnie. Miał długie włosy w stylu afro i kiepską cerę. Jego zęby również nie zachwycały. Nie zrobił na mnie wrażenia. Kiedy przyszedł, nie umiałem go zmusić do rozmowy. – Po namowach Maslowa Planco dał Hanksowi drugą szansę. – Wtedy Tom wypadł bardziej czarująco. Dalej jednak byłem na nie, ponieważ zaczynał od zera.
***
Podczas gdy rola w niskobudżetowym horrorze stanowiła niewielki przełom w karierze Hanksa, w życiu prywatnym pojawiły się pewne problemy: zaczął potajemnie zażywać narkotyki.
Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych na Manhattanie, a zwłaszcza w branży rozrywkowej, można było dostać wszelkie możliwe środki odurzające. W wielu klubach, a także w niektórych barach ludzie otwarcie wciągali kokainę wprost ze stolików. W show-biznesie ten narkotyk pojawiał się na każdej imprezie. Był to szczyt ery klubu Studio 54 i nawet od bezrobotnych aktorów oczekiwano, że będą sobie uprzyjemniać życie jakimś stymulantem.
Tom miał styczność z prochami od czasów szkoły, ale zawsze odmawiał. Nawet w Nowym Jorku nie wykazywał zainteresowania, zwłaszcza że – jak sam powiedział: „Palenie trawki robiło z niego najgłupszego człowieka na ziemi".
W pewnym momencie jednak zaczął koić smutek i frustrację marihuaną i kokainą, o czym nie wiedzieli nawet jego najbliżsi. Jak przyznaje, był to okres, w którym zażywał najwięcej narkotyków.
– Zażywałem te środki potajemnnie – wyznał w 1994 roku. – Robiłem to bardzo dyskretnie.
Szybko jednak zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
– Zrozumiałem, że nie mogę tak dłużej postępować. Nie da się być odpowiedzialnym ojcem i brać prochy. To się musiało skończyć. Nie mogłem się wymawiać towarzystwem. Widziałem w tym zagrożenie nie tylko dla mnie, ale także dla moich bliskich. Dzięki temu dość łatwo przyszło mi powiedzenie sobie: „Koniec z tym".
Kiedy już wydawało się, że spirala porażek ponoszonych na castingach rozkręciła się na dobre, rekruter z amerykańskiej stacji telewizyjnej ABC zobaczył w pewnym siebie młodym aktorze to coś. W 1980 roku zaprosił Toma do budzącego postrach Los Angeles, aby ten wziął udział w przesłuchaniach do kilku planowanych produkcji, między innymi do serialu "Bosom Buddies", komedii sytuacyjnej o dwóch uganiających się za spódniczkami copywriterach, którzy przywdziewają damskie kostiumy, by móc mieszkać w tanim hotelu dla kobiet.
Tom przyciągnął uwagę Joyce Selznick, siostrzenicy legendarnego szefa studia Davida Selznicka, i producenci postanowili dać mu szansę, zestawiając go z innym młodym aktorem, Peterem Scolarim. Pierwszy odcinek został wyemitowany w listopadzie 1980 roku.
Wraz z żoną i dzieckiem Hanks przeprowadził się wówczas na drugi koniec kraju z szansą na stałą pracę. Mając dwadzieścia trzy lata, nagle zaczął zarabiać niemalże dziewięć tysięcy dolarów za odcinek.
– Nie mieli powodów, żeby mnie zatrudniać – powiedział. – W dwa tygodnie zarobiłem więcej niż w całej dotychczasowej karierze.
Tom Hanks. Enigma mat. prom. (Wydawnictwo Znak)