Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Śmiać się w duchu
OGÓREK: Jedną z najbardziej zaraźliwych rzeczy jest śmiech. Realizatorzy różnych sitcomów to wykorzystują, podkładając wybuchy śmiechu w najmniej śmiesznych momentach, aby nim zarazić widzów. Ale do zarażania potrzebny jest kontakt, a nie społeczny dystans. Rodzaj komunikacji, jaki występuje pomiędzy ludźmi po wybuchu pandemii koronawirusa, jest zupełnie inny. My właściwie też nie powinniśmy sobie tak bezpośrednio rozmawiać – jesteśmy po prostu za bardzo bezpośredni w kontaktach. Popatrz, zupełnie nowy sens tego słowa.
BRALCZYK: W kontaktach oczekujemy reakcji. Jeśli nie będzie to śmiech, to przynajmniej uśmiech albo jakikolwiek wyraz twarzy. W takiej zdalnej rozmowie reakcji tej nie ma albo jest opóźniona.
O: Jakby ktoś wolniej myślał i załapywał dopiero po długim czasie. Telekonferencja uniemożliwia riposty.
B: Zanim coś powiem, to muszę milczeć, aby usłyszeć.
O Idealne dla wolno myślących, co nie znaczy, że dla wolnomyślicieli.
Kilka dni przed lockdownem zdążyłem jeszcze w kinie obejrzeć film islandzki, tak niszowy, że nawet tytułu nie da się teraz ustalić.
B: Zwłaszcza że jest islandzki.
O: Bohater tego filmu został skierowany na psychoterapię. W trakcie seansu dostaje szału, rzuca się na terapeutę, ale cały ten seans się odbywa zdalnie, to znaczy terapeuta jest tylko na ekranie, wobec czego bohater demoluje swój monitor, biurko i tak dalej. Straty ponosi znaczne, a następnie zostaje oskarżony o napaść na terapeutę. Scena ta pokazała wszystkie pułapki, w jakich tkwimy podczas zdalnych kontaktów, a nawet że jesteśmy w jednej wielkiej pułapce. Tak naprawdę przecież jesteśmy sami ze sobą, a rozmówca jest tylko pewnym rodzajem naszego wyobrażenia. Projekcji – w każdym znaczeniu tego słowa.
B: Ja myślę, że w przyszłości da się to zrobić, aby móc w jakiś sposób zrobić krzywdę fizyczną zdalnie. Takie urządzenie do zdalnego uszkadzania rozmówcy. Tylko że to urządzenie będzie bardzo drogie.
O: Jakoś koresponduje z tym żart o terapeutach, którzy leczą z uzależnień od internetu.
B: To jest jedno z poważniejszych uzależnień w tej chwili.
O: A jeśli muszą to robić za pośrednictwem internetu? Odzwyczajać od internetu przez internet?
B: Ten paradoks chyba przy wszystkich mediach by się sprawdzał. Książka, która instruowałaby, jak leczyć uzależnienie od słowa drukowanego…
O: Tyle że uzależnienie od czytania nie ma takiej siły. Teraz uzależnienie od internetu jest właściwie konieczne do życia. Ja zauważam, że nie wychodzę z sieci, jestem cały czas online.
B: Spotykam ludzi, którzy mówią: rozpoznaję pana z telewizji. Myślę, że częściej rozpoznają mnie już z komputera, tylko że jak to brzmi: rozpoznaję pana z komputera… Poznaję pana, pan był w komputerze.
O: W internecie występować może i gadać każdy. Telewizja wymusza już rodzaj selekcji.
B: Często negatywnej zresztą. Wyobraź sobie teraz taką selekcję na przykład w pismach satyrycznych – że ktoś kwalifikuje coś jako śmieszne lub nieśmieszne. To dopiero!
O: Byłem kiedyś przypadkowym świadkiem tak zwanej kolaudacji, czyli akceptacji przez właściwą komisję oceniającą śmieszność jakiegoś programu satyrycznego, bardzo nieśmiesznego zresztą. Przez cały czas trwania programu komisja nie zareagowała w jakikolwiek sposób, nie było nie tylko śmiechu czy uśmieszku, ale nawet szmerku jakiegoś, a po zakończeniu komisja powiedziała: no, dobrze.
B: To by pokazywało rodzaj operacji myślowej, której my dokonujemy, a która jest osobna od spontanicznej reakcji.
O: Ja myślę, że to jest takie podejście typu: mnie to nie śmieszy, ale być może kogoś tam, w sensie: jakiegoś głupszego telewidza, to może wziąć.
B: Zauważyłeś takie reakcje typu: to nie jest śmieszne. Na przykład w rodzinie: dziecko coś mówi, a ojciec na to: to nie jest śmieszne. Ustawia mu poczucie humoru. Zabawne są takie oceny śmieszności. Warto się zastanowić, do jakiego stopnia ocena śmieszności jest racjonalna czy "racjonalizowalna".
Tuwim tłumaczył dowcipy, a tłumaczenie miało być zabawne bardziej niż sam dowcip*.
O: Jacek Fedorowicz – legenda satyry polskiej – opowiadał mi, dlaczego nie współpracował ze znanym i słusznie cenionym zresztą (choć miało różne okresy) pismem satyrycznym "Szpilki". Tam panował zwyczaj, że kiedy jakiś żart rysunkowy się nie spodobał kolegium, to ono zmieniało podpis, "dymek", nadając rysunkowi zupełnie nowy sens. Oni dopiero – przynajmniej w swoim przekonaniu – nadawali mu śmieszność. Fedorowicz zdumiał mnie dosyć tą historią, bo nie sądziłem, że to szło tak daleko.
B: Nie możesz pamiętać, ale w najlepszym okresie "Przekroju", w latach 60., zamieszczono kiedyś ileś rysunków i ileś podpisów, które dopiero czytelnicy mieli do siebie dopasować.
O: Obecna sytuacja powoduje, że ciągle tylko telefonujemy. I telefon stał się naszym podstawowym narzędziem kontaktu ze światem. Potencjał komiczny rozmowy telefonicznej, od samego początku, kiedy telefon powstał, jest ogromny. Ileż skeczy jest na tym opartych. Ten słynny szmonces Sęk (przytaczamy go w rozdziale Żarty z brodą), jak również u Laskowika strasznie śmieszna Mamuśka, z którą on prowadzi rozmowy przez telefon.
Mamuśka - Zenon Laskowik i kabaret Tey
– Co ty mamuśka? Co? Tu jestem. Tu jestem! Nad wodą! No. Nie mogę teraz przyjść. Nie… Słuchaj, to się kawy napij. Kawy się napij! Tam jest turek. A dobrzynka? W kredensie. W kredensie! No na tej desce za tymi szmatami. No… Jak przyjdę, jak przyjdę, to porozmawiamy, dobrze? (…) Mamuśka… zostaw tą pralkę, no! My tą pralkę zaniesiemy do naprawy, ja wiem, co tam jest. Tam nic nie ma, no, ta blacha falista się wyprostowała i nie ma o co trzeć. No. Co? Oczywiście. No nie mogę, no! To sobie telewizję pooglądaj. Telewizję pooglądaj! Co? Czemu nie możesz? Firankę zasłonili? Oczywiście. Ja ci w domu wszystko opowiem, tylko nie teraz. Ja kupiłem margarynę! Ja kupiłem! Jaki rozrzutny, ceresu nie było. Będę w… kto tam jest z tobą? Kto tam jest z tobą?! Babcia? Daj mi babcię! Babcię daj mi! Babcia? Babcia?! BABCIA?! Wnuczek mówi! Chciałem babci złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji urodzin! Jakich przedostatnich!? Babcio!
No! Słuchaj, wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, pomyślności, daj mi mamę! Mamę daj mi! Babciu? Babcia będzie urządzać przyjęcie? To niech babcia przesączy to przez chleb! Noo…? Żeby to granatowe straciło…! Daj mi mamę! Mamę! No… Mamuśka! (…)**.
B: Słyszymy tylko jedną stronę rozmowy i to jest śmieszne. Widzimy reakcje, które są nieusprawiedliwione, biorą się nie wiadomo skąd. Są tutaj też skonwencjonalizowane formy, mające ładunek komiczny. Ile razy miałem telefony od ludzi, którzy dzwonili z rodzajem skargi na sposób, w jaki "mówi się przez telefon"… Chcieli się ze mną pooburzać na jakąś formę językową.
O: Ty się słabo oburzasz.
B: Słabo się oburzam. Na przykład taka forma, kiedy się mówi: "z tej strony". "Z tej strony Kuba". Że jak tu można mówić o jakiejś stronie. No, to może być zabawne, bo dla każdego ta strona jest ta. W zasadzie tamten człowiek powinien mówić: "z tamtej strony". Albo: "tu ten i ten". No jakie tu? Raczej tam. Samo przedstawienie się jest z kolei uznawane za wynoszenie się: jeślibym do kogoś zadzwonił i powiedział: "Jerzy Bralczyk".
O: Rozmówca mógłby w ogóle się wyłączyć ze strachu. Reżyser Jerzy Gruza zawsze zaczynał: "mówi Gruuza". No, ale on zawsze chciał u mnie coś zamówić, jakiś tekst, scenariusz.
B: Ty witasz fantazyjnym: "halooo".
O: Ale to tylko w rozmowie ze znajomymi, bo nieznajomy mógłby się wyłączyć. Przejąłem też od Basi Łopieńskiej, znakomitej reporterki, taki szkolny trochę zwyczaj, w którym ona się przedstawiała: "Nazywam się Barbara Łopieńska". W różnych sytuacjach bardziej oficjalnych tak mówię: "Nazywam się Michał Ogórek". Chociaż zawsze obawiam się, że ktoś powie: "No i co z tego", albo: "Nie ma się czym chwalić".
B: To jak przedstawianie się w Mikołajku: "Wczoraj przyszedł nowy nauczyciel gimnastyki. – Nazywam się Hektor Duval – powiedział – a wy? – My nie – odpowiedział Fabrycy i to nas okropnie rozśmieszyło"***. Jeszcze gorzej byłoby: "Jestem Bralczyk", nie?
O: To jak w końcu najlepiej?
B: Teraz mówię: "Słucham". Ale mówię to takim głosem, który chciałbym, aby brzmiał boleściwie.
O: A to dlaczego?
B: Słucham i wiem z góry, że nic z tego nie wyniknie.
*Wielkie udogodnienie dla czytelników „Cyrulika Warszawskiego", [w:] Julian Tuwim, Jarmark rymów, oprac. Janusz Stradecki, Czytelnik, Warszawa 1958, s. 396–399.
**[Cyt. za] youtube.com, youtu.be/L8S2bPwXVUY [dostęp: 17 marca 2021].
***René Goscinny, Wakacje Mikołajka, przeł. Barbara Grzegorzewska, ilustr. Jean-Jacques Sempé, Nasza Księgarnia, Warszawa 2005, s. 41.
A bodaj ci nóżka spuchła... Wydawnictwo Agora