"Co najbardziej rozczarowało mnie w macierzyństwie? Inne matki". Magdalena Kostyszyn "też tak ma" [FRAGMENT KSIĄŻKI]

"O naszym życiu można powiedzieć jeszcze wiele rzeczy. Można strywializować kolejne jego aspekty, ośmieszyć problemy, unieważnić to, co czujemy. Można zapytać o to, czy zajmowanie się domem to hobby, czy może jednak praca? O to, czy komentarz 'fajne masz cycki' jest komplementem. I o to, czy krótka sukienka jest zaproszeniem do gwałtu. To nie jest literacka fikcja. To codzienność Polek. I to o nich, o nas jest ta książka" - zapowiada wydawnictwo W.A.B., którego nakładem 10 listopada ukaże się "Też tak mam" Magdaleny Kostyszyn. W Gazeta.pl prezentujemy przedpremierowy fragment książki.

Magdalena Kostyszyn, autorka fanpage'a i książki "Ch**owa Pani Domu", wraca z nową propozycją czytelniczą. "Gdybym miała jednym zdaniem napisać, dlaczego warto kupić tę książkę, to powiedziałabym, że warto dla tych wszystkich dziewczyn, które podzieliły się ze mną swoimi historiami. Otworzyły się, zaufały mi, powiedziały na głos o trudnych przeżyciach: o depresji poporodowej, przemocy ze strony rodziców / partnera, o samotności, niezrozumieniu, ale też o radości z bycia kurą domową i satysfakcji z możliwości życia po swojemu" — napisała Kostyszyn na Facebooku o "Też tak mam". Premiera książki jest zaplanowana na 10 listopada — poniżej przeczytacie fragment. 

Zobacz wideo Popkultura odc. 90

Magdalena Kostyszyn, "Też tak mam" - fragment książki

INNE MATKI… Tak brzmiała moja odpowiedź na pytanie, co najbardziej rozczarowało mnie w macierzyństwie. Mogłabym pisać, że zawiódł mnie partner, zawiodły własne cycki albo intuicja, która podpowiadała: jesteś kobietą plannerem, bez względu na wszystko dasz sobie radę. Ale nie. Najbardziej – oprócz tych kilku, które dawały mi wspaniałe bezinteresowne wsparcie – rozczarowały mnie inne kobiety.

Powiedziałam to na głos.

"Polać jej!" - usłyszałam od matek zmęczonych nieustającą oceną, krzywym spojrzeniem na placu zabaw, pogardą skierowaną na paczkę chipsów wyciągniętą z torebki i przekazaną w małe ręce; plikiem porad, o które nikt nigdy nie prosił. Matek, które mają dość presji spadającej na nie każdego dnia, tak jak gdyby one same nie były dla siebie najsurowszymi nauczycielkami, nie wytykały bezlitośnie sobie samym najdrobniejszych błędów. W końcu matek, które w siebie nie wierzą, bo wmówiono im, że nie są dość dobre w tym, co robią. Zresztą nie wystarczy już być tylko dobrym, wystarczającym czy – o zgrozo! – przeciętnym. Trzeba być najlepszym. Tylko taka kategoria się liczy.

Macierzyństwo potrafi być piękne. Ale potrafi być też trudne na bardzo wielu poziomach. Męczące i skomplikowane. Niesie ze sobą nie tylko nowy rodzaj lęku, który można sobie dopisać do tych, które hodowało się już od dzieciństwa. Ale bywa również pretekstem do wystawiania się na ocenę innych.

Kobieto, matko! Pamiętaj, że zawsze masz wybór, to twoje życie, możesz robić, co ci się podoba. Ale pod warunkiem, że innym też przypadnie to do gustu.

JA BYM TAK NIE MOGŁA

To komentarz, który na blogu Anny Skury (What Anna Wears) padał przy okazji każdej z zagranicznych podróży, na które wybierała się bez dziecka. A szczególnie tej pierwszej, kiedy córka Anny miała niecałe sześć tygodni. „Anna Skura zostawiła miesięczną córkę i poleciała na Bali", „Anna Skura bez córki na Bali".

Fani pytali: „Ania, gdzie twoje dziecko?". Nikt nie spytał: „Gdzie twój mąż?". A powinien, bo okazało się, że to ojciec opiekował się dzieckiem podczas kilkudniowej nieobecności influencerki. Po prostu został w domu ze swoją córką, by jej mama mogła zrealizować swoje obowiązki zawodowe.

NIE-WIA-RY-GOD-NE!

I kiedy blogerka relacjonowała z Tajlandii Wake Up Call Bali Festiwal, czytelnicy w komentarzach pod jej postami dawali wyraz głębokiemu niepokojowi, który odczuwali w związku z rozwojem psychicznym jej córki. Kilkudniowa nieobecność matki stała się przyczynkiem do – w najlepszym przypadku – podważania instynktu macierzyńskiego Skury. W najgorszym zaś do całkiem wyszukanych obelg.

Pretekstów do obrzucenia młodej mamy kompilacją wyzwisk było jednak znacznie więcej. „Mam 1,5-miesięczną córeczkę i jak idę do kosmetyczki, to już mam wyrzuty. No ale jak widać, Pani Skura ma inne priorytety"; „Każdy robi, jak uważa. Faktem jest, że dziecko, noworodek powinien być przy matce!!!"; „Dziecko przez pierwsze dwa lata życia musi być prawie stale z matką. Inaczej jak dorośnie, będzie stałym klientem psychologa".

W ciągu kilku godzin Anna została wykreślona z listy wzorowych Matek Polek, które po porodzie razem z łożyskiem pozbywają się ostatnich resztek kobiecości, pasji oraz zainteresowań. Internetowe Ekspertki oraz Eksperci z działu Etycznego wychowywania dzieci orzekli, że matce bardziej niż na własnej córce zależy na lansie. Postawili krzyżyk, dali kciuk w dół. Powiedzieli, choć nikt nie mówił na głos, każdy stukał w klawiaturę: „Jesteś największym zerem, dziewczyno".

Tymczasem, uwaga, uwaga, napiszę coś bardzo odkrywczego: ojcowie również mogą, a nawet powinni zajmować się małymi dziećmi. Również noworodkami! Mieszanki mleka modyfikowanego można nabyć dziś w każdym sklepie spożywczym. Pełnosprawny mężczyzna zazwyczaj, podobnie jak kobieta, posiada dwie ręce, dwie nogi, rozum oraz godność człowieka i może wykonywać przy dziecku te same czynności co jego partnerka. Oprócz karmienia piersią oczywiście. Zadziwiające, prawda?

Pójdźmy o krok dalej. Co wydarzyłoby się, gdyby w analogicznej sytuacji znalazł się mąż bohaterki całej akcji? Gdyby to on w celach zawodowych wyjechał na kilka dni za granicę? Czy czekałby go lincz w serwisach plotkarskich? Łapka w górę, kto jest na tak!

1. „Ja bym tak nie mogła" - oznajmiła na blogu What Anna Wears czytelniczka.

2. „No widzisz, a ja mogę!" - odpisała jej Anna Skura.

JA NIE MOGĘ, TO TY TEŻ NIE MOŻESZ

Piątek. Cały świat żyje już weekendem, wolnością i swobodą, a jakiś malutki skrawek społeczeństwa żyje aferą na portalu plotkarskim. Aferą, że jakaś znana kobieta śmie mieć nianię dla swoich dzieci. KTO-TO-WIDZIAŁ? Pyta Ewelina z Justyną. „Jakie to żałosne, że kobieta rodzi dziecko i nie ma czasu sama się nim zająć, bo jest zajęta gonitwą za kasą" ? dodaje uprzejmie użytkowniczka podpisana jako ALA. „Niania to nie matka"; „Ja mam troje i jakoś ogarniam, nie potrzebuję niani"; „Niech się lepiej zajmie wychowywaniem dzieci, a nie udaje bizneswoman" - wtórowały jej inne czytelniczki. Wśród całej internetowej, długiej na kilkanaście stron, rozmowy trudno znaleźć głosy w obronie celebrytki.

Generalnie jest tak, że kiedy postanawiasz zostać z dzieckiem w domu, słyszysz: brak ambicji, leń, odpieluszkowe zapalenie opon mózgowych. Kiedy postanawiasz wrócić do pracy, słyszysz: samolub, karierowiczka, pępek świata. Kiedy masz więcej niż dwójkę dzieci, stajesz się patologią, plebsem i dzieciorobem. Kiedy nie masz ich wcale, jesteś egoistką i nienawidzisz ludzi. Wracasz trzy miesiące po porodzie do pracy, zarobić na życie? Wyrodna matka. Karmisz piersią trzy lata? Po*ebana świruska. Nie karmisz naturalnie? Jeszcze gorzej.

Zasadniczo, cokolwiek zrobisz z własnymi dziećmi, możesz mieć pewność, że zrobisz to źle.

Kwestia przedszkoli, pomocy domowych to kolejny temat, który wielu staje jak ość w gardle. I jeszcze pal licho, kiedy pracujesz zawodowo i po urlopie macierzyńskim wracasz do pracy - temat opieki nad dzieckiem jest dla świata w miarę zrozumiały. W miarę. Bo też pojawiają się głosy, że przecież matka powinna siedzieć z dzieckiem w domu do jego trzeciego roku życia. Być może ich głosiciele wierzą, że do trzeciego roku życia dziecko żywi się powietrzem albo Świnką Peppą. Ale powiedzmy, że jeśli wracasz do pracy, to jeszcze jakoś możesz się wywinąć. Ale jeśli przykładowo nie pracujesz na cały etat albo jesteś freelancerką, a mimo to wysyłasz dziecko do placówki opiekuńczo-wychowawczej, nie możesz liczyć na żadne zrozumienie. No siedzi taka na dupie w domu i co, dzieckiem się nie może zająć?

*

Czytelniczka Magda podpowiada mi, że zatrudniła nianię po to, żeby dwa razy w tygodniu móc pójść do kina. I wcale nie jest jej wstyd. Klaudia pyta, czy jeżeli na zatrudnienie niani przeznacza prawie całą pensję, to dalej uchodzi za zamożną czy już nie? Ewa rzeczowo stwierdza: „Nie biegniesz od razu po pracy do żłobka? Tylko masz czelność iść jeszcze po zakupy? SHAME, SHAME, SHAME!".

A ci sami ludzie, którzy krzywo patrzą na nianie, bez problemu oddają swoje dzieci w ramiona dziadków. Bo nieodpłatna praca bliskich jest już okej. I nie jest wstydem.

Więcej o: