"Spytał: Ile razy próbowała się pani zabić?". Biografia księżnej Diany nazywana jest "najdłuższym pozwem rozwodowym w historii" [FRAGMENT]

Słynna, bezkompromisowa książka uzupełniona o nieznane dotąd fakty z życia księżnej Walii. "Diana: Jej historia" jest już dostępna. To biografia nazywana "najdłuższym pozwem rozwodowym w historii". Została napisana we współpracy z samą księżną i przy wsparciu jej przyjaciół. Nigdy wcześniej żaden członek rodziny królewskiej nie mówił w tak surowy sposób o swoim nieszczęśliwym małżeństwie, relacji z królową i życiu w domu Windsorów.

Księżna Diana, królowa ludzkich serc – ikona za życia i legenda po śmierci – nie przestaje fascynować.

Po 25 latach od pierwszego wydania książki Andrew Morton powraca do tajnych taśm, które nagrał z księżną i ujawnia nowe, zaskakujące fakty o jej życiu i osobowości. W tym nowym, rozszerzonym wydaniu biograf analizuje dziedzictwo Diany – kobiety, która odmieniła rodzinę królewską – nadając jej bardziej emocjonalną, ludzką twarz, a tym samym pomagając jej wejść w XXI wiek. Morton bada także wpływ, jaki poprzednia edycja książki wywarła na opinię publiczną.

"Diana: Jej historia" jest książką najbliższą autobiografii księżnej. To bezkompromisowa opowieść o kobiecie, która nadała ludzką twarz rodzinie królewskiej i zapłaciła za to najwyższą cenę.

 

<<Reklama>> Ebook "Diana. Jej historia" dostępny jest w Publio.pl >>

Przeczytaj fragment książki:

Myślę, że to bulimia mnie obudziła. Nagle uświadomiłam sobie, co stracę, jeśli odpuszczę. Zastanawiałam się, czy warto się tak poświęcić. Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Carolyn Bartholomew i spytała: "Czy zdajesz sobie sprawę, że gdy wymiotujesz, wydalasz z organizmu potas i magnez i że to dlatego masz te straszne napady depresji?". Odpowiedziałam: "Nie". "Przypuszczalnie na to właśnie chorujesz. Powiedziałaś o tym komuś?" Odpowiedziałam: "Nie". "Musisz powiedzieć lekarzowi". Odparłam: „Nie, nie mogę". Ona na to: „Musisz. Daję ci godzinę na zadzwonienie do lekarza. Jeśli tego nie zrobisz, powiem o tym całemu światu". Była na mnie wściekła. I właśnie dzięki temu spotkałam się z psychiatrą Maurice’em Lipsedge’em. Przyszedł, był uroczy i bardzo miły. Wszedł i spytał: "Ile razy próbowała się pani zabić?". Pomyślałam: „Nie wierzę, że o to pyta", ale usłyszałam swój głos: „Cztery lub pięć". Zadawał mi różne pytania, a ja mogłam być z nim całkowicie szczera. Rozmawialiśmy kilka godzin i wreszcie powiedział: „Będę do pani przychodził raz w tygodniu na godzinę i będziemy wszystko omawiać". Potem dodał: „Z panią jest wszystko w porządku, problemem jest pani mąż". I gdy to powiedział, pomyślałam: „Może to jednak nie ja". Pomógł mi odzyskać poczucie własnej wartości i dał mi do przeczytania różne książki. Cały czas myślałam: „To o mnie, to o mnie, nie jestem sama".

Doktor Lipsedge powiedział: „Za sześć miesięcy nie pozna pani siebie. Jeśli uda się pani powstrzymać od wymiotów, pani życie zupełnie się zmieni". Muszę przyznać, że jakbym narodziła się na nowo, wcześniej były tylko wybuchy, dziwne wybuchy, zwłaszcza w Balmoral (bardzo trudna sytuacja), Sandringham i Windsorze. Cały czas źle się czułam i wymiotowałam. W zeszłym roku wszystko było w porządku, chorowałam raz na trzy tygodnie, podczas gdy wcześniej zwracałam cztery razy dziennie. Strasznie się ucieszyłam z tego postępu. Choroba nigdy nie wpłynęła ani na moją skórę, ani na zęby. A przecież wydalałam z siebie tyle kwasu! Byłam zdumiona stanem swoich włosów.

Wydawało mi się, że skoro ludzie widzą mnie uśmiechniętą na pierwszej stronie „Daily Mail", to pomyślą, że wszystko ze mną w porządku. Ale oni chyba zastanawiali się, co się dzieje, tylko nikt nie spytał o to na głos. Krawcowe się zorientowały, ale z nimi było jak z lekarzami, którzy mówią: „Trochę pani schudła" albo „Trochę pani przytyła", albo „A co tu mamy? Musi pani trochę o siebie zadbać". Ale na tym się skończyło, nikt się w to nie zagłębiał.

Nienawidziłam siebie tak bardzo, że myślałam, że nie jestem wystarczająco dobra. Myślałam, że nie jestem wystarczająco dobra dla Karola, że nie jestem wystarczająco dobrą matką – miałam mnóstwo wątpliwości.

Jestem taka jak moja matka. Niezależnie od tego, jak źle się czuję, potrafię udawać niezmiernie szczęśliwą. Moja matka jest od tego ekspertką. Dałam radę, ogarnęłam sytuację, ale w tych mrocznych czasach nie potrafiłam poradzić sobie z tym, że ludzie mówili: „To jej wina". Słyszałam to zewsząd, z każdej strony, od rodziny królewskiej i mediów, które zaczęły pisać, że to moja wina, że „jestem Marilyn Monroe lat osiemdziesiątych i strasznie mi się to podoba".

A ja nigdy nie powiedziałam: „Hura, jak wspaniale". Jeśli kiedyś tak zrobię, będzie to oznaczało kłopoty. Będę wykonywać obowiązki księżnej Walii tak długo, jak będzie mi to przeznaczone. A jeśli pójdę w inną stronę, to trudno. Jeśli moje życie się zmieni, to się zmieni. Wydaje mi się, że będę pełnić obowiązki księżnej Walii dwanaście, piętnaście lat... Zabawne, wydaje mi się, że dłużej nią nie będę.

Zdjęcie datowane na dzień 21.12.84 (od lewej do prawej) Królowa Matka, Królowa Elżbieta II, książę William, książę Harry oraz książę i księżna Walii po ceremonii chrztu Księcia Harry'ego.Zdjęcie datowane na dzień 21.12.84 (od lewej do prawej) Królowa Matka, Królowa Elżbieta II, książę William, książę Harry oraz książę i księżna Walii po ceremonii chrztu Księcia Harry'ego. Archiwum

Od pierwszego dnia wiedziałam, że nigdy nie zostanę królową. Nikt mi tego nie powiedział – po prostu to wiedziałam. Sześć lat temu trafiłam do astrolożki Penny Thornton. To Fergie nas sobie przedstawiła. Powiedziałam: „Muszę się stąd wydostać, nie zniosę tego dłużej", a ona do mnie: „Pewnego dnia się wydostaniesz, ale dostaniesz na to pozwolenie. Nie nastąpi to wskutek rozwodu ani niczego takiego". Jej słowa zawsze siedziały mi w głowie. Powiedziała mi to w 1984 roku, więc wiem o tym już od jakiegoś czasu.

Ubierałam się na kolację, a on [Karol] mnie krytykował: „Tylko nie znowu ta sukienka" albo coś w tym stylu. Jedną z najodważniejszych rzeczy w całym swoim dziesięcioletnim życiu z nim zrobiłam wtedy, kiedy poszliśmy na to okropne przyjęcie z okazji czterdziestych urodzin siostry Camilli. Nikt się mnie tam nie spodziewał, ale jakiś głos we mnie powiedział: „Do cholery, idź na całość". Nastawiłam się więc na coś strasznego. Postanowiłam, że nie będę już całować Camilli na powitanie, tylko uścisnę jej dłoń. To był dla mnie wielki krok. Czułam się strasznie odważna i dzielna, chciałam zrobić to, co do mnie należało. Karol dokuczał mi przez całą drogę do Ham Common, gdzie miało się odbyć przyjęcie. „Dlaczego ze mną jedziesz?" – cały czas mi dokuczał, dokuczał, dokuczał. Nie dałam się sprowokować, ale byłam na granicy.

W każdym razie weszłam, po raz pierwszy wyciągnęłam do Camilli rękę i pomyślałam: „Phi, łatwo poszło". W przyjęciu brało udział około czterdziestu osób, wszyscy usiedliśmy. Pamiętaj, że wszyscy oni byli w wieku mojego męża, czułam się więc kompletnie nie na miejscu. Postanowiłam jednak zrobić to, co zaplanowałam. A zaplanowałam atak.

Po kolacji byliśmy wszyscy na górze. Rozmawiałam z kimś i nagle się zorientowałam, że w pobliżu nie ma ani Camilli, ani Karola. Zaniepokoiło mnie to, więc zeszłam na dół. Wiedziałam, z czym będę musiała się skonfrontować. Próbowano mnie powstrzymać przed zejściem na dół. „Diano, nie schodź". „Chcę tylko znaleźć męża, chcę się z nim zobaczyć". Siedziałam na górze od jakiejś godziny, miałam więc prawo zejść na dół, żeby go znaleźć. Na dole zastałam szczęśliwy trójkącik – Camillę, Karola i jeszcze jednego mężczyznę. Radośnie ze sobą gawędzili. Pomyślałam: „Dobra, czas na ciebie", i włączyłam się do rozmowy, tak jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. A potem ten mężczyzna powiedział: „Chyba powinniśmy już iść na górę". Wstaliśmy więc, a ja powiedziałam: „Camillo, chętnie zamieniłabym z tobą słowo, jeśli to możliwe". Wyglądała na bardzo zawstydzoną, zwiesiła głowę, a ja powiedziałam do Karola i tego drugiego mężczyzny: „Dobra, chłopcy, ja tu sobie utnę pogawędkę z Camillą i za chwilę wracam". Wystrzelili na górę jak kurczaki bez głów. Czułam, że na piętrze rozpętało się piekło. „Co ona zamierza?".

Zaproponowałam Camilli: „Może usiądziesz?". Usiadłyśmy. Strasznie się jej bałam, ale powiedziałam: „Camillo, chcę tylko, żebyś wiedziała, że doskonale zdaję sobie sprawę, co się dzieje". Ona na to: „Nie wiem, o czym mówisz!". A ona:„To nie jest żadna tajemnica". Odpowiedziałam: „Chyba jednak tak". Nie byłam tak silna, jak bym chciała, ale przynajmniej udało mi się z nią porozmawiać. Powiedziała: „Nigdy nie pozwalasz mu się widywać z dziećmi, kiedy jest w Szkocji". Odparłam: „Camillo, dzieci są albo w Highgrove, albo w Londynie". To największy błąd Karola: nigdy nie widuje się z dziećmi. Ale ja ich wcale nie zabieram. Pewnego dnia William spytał: „Tato, pobawisz się z nami?". A on na to: „Nie wiem, czy mam czas". To słynny cytat – zawsze pada w takiej sytuacji. Nie może więc narzekać, że to ja ograniczam mu kontakty z dziećmi.

Ale wróćmy do Camilli. Powiedziała: „Masz wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłaś. Wszyscy mężczyźni na świecie padają ci do stóp, masz dwoje cudownych dzieci. Czego więcej można chcieć?". Nie potraktowałam tego poważnie. Odpowiedziałam: „Chcę mojego męża".

<<Reklama>> Ebook "Diana. Jej historia" dostępny jest w Publio.pl >>

Okładka książki 'Diana. Jej historia', Andrew MortonOkładka książki 'Diana. Jej historia', Andrew Morton Wydawnictwo Marginesy

Więcej o: