Dziewięć początków
1. Dlaczego piszę?
Zaczynałam ten tekst dziewięć razy. Każdy początek wyrzuciłam.
Nie cierpię pisać o swoim pisaniu. Prawie zawsze tego unikam. Dlaczego więc nie unikam teraz? Ponieważ obiecałam, że napiszę. Otrzymałam list. Wysłałam odpowiedź odmowną. Potem byłam na przyjęciu i spotkałam osobę, która wysłała ten list.W rozmowie twarzą w twarz trudniej jest odmówić. To, że powiedziałam "tak", wiązało się z byciem miłą, do którego my, kobiety, jesteśmy wychowywane, i ze służeniem pomocą, czego również uczy się nas w procesie wychowania. Wiązało się także z zasadą pomagania innym kobietom, dla których gotowe jesteśmy oddać pół litra krwi. Z niepowoływaniem się na święte prawa, z unikaniem typowego dla artystów niedotykalskiego chronienia siebie, z niebyciem egoistką. Z dążeniem do zgody, z dokładaniem swojej cegiełki, z ugłaskiwaniem. Obietnica napisania o swoim pisaniu jest zobowiązaniem społecznym. Nie jest to zobowiązanie wobec pisania.
Więcej fragmentów książek znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
2. Dlaczego piszę?
Wyrzuciłam każdy z dziewięciu początków. Wydawały się nie na temat. Były zbyt asertywne, zbyt dydaktyczne, zbyt frywolne lub zbyt walczące, lub niby-mądre. Tak jakbym dysponowała jakimś objawieniem, które miałoby innym dodać otuchy, albo jakąś wyjątkową wiedzą, jakimś zgrabnym powiedzonkiem, mogącym służyć za talizman tym, których ciągnie do pisania, którzy mają na jego punkcie obsesję. Ale nie mam takich talizmanów. Gdybym miała, to pozbyłabym się ciągot do pisania, obsesji na jego punkcie.
3. Dlaczego piszę?
Nie cierpię pisać o swoim pisaniu, bo nie mam o nim nic do powiedzenia. Nie mam o nim nic do powiedzenia, bo nie pamiętam, co się dzieje, kiedy piszę. Czas poświęcony na pisanie przypomina kawałeczki materii wyciętej z mózgu. Nie jest to czas, w którym żyłam. Pamiętam szczegóły pokoi i mieszkań, w których pisałam, warunki zewnętrzne, to, co robiłam przed i po, ale samego procesu pisania nie. Pisanie o pisaniu wymaga samoświadomości, pisanie tymczasem wymaga, by się jej wyrzec.
4. Dlaczego piszę?
Sporo można powiedzieć o tym, co dzieje się na peryferiach pisania. O pewnych wyobrażeniach, o pewnych motywacjach, o wielkich zamysłach, które nie zostają wcielone w życie. Mogę mówić o negatywnych recenzjach, o seksistowskich reakcjach na moje pisarstwo, o robieniu z siebie idiotki w występach telewizyjnych. Mogę mówić o książkach, które się nie udały, które nie zostały ukończone, i o tym, dlaczego się nie udały. W tej było zbyt wielu bohaterów, w tamtej zbyt wiele płaszczyzn czasowych, tematów zastępczych, które odciągały moją uwagę, gdy tak naprawdę chciałam wziąć na warsztat coś innego, jakiś zakątek widzialnego świata, jakiś głos, jakiś niewypowiedziany krajobraz.
Mogę mówić o trudnościach, z którymi mierzą się kobiety pisarki. Na przykład, jeśli jesteś pisarką, to z całą pewnością ktoś kiedyś zada ci pytanie: czy uważa się pani przede wszystkim za pisarkę, czy za kobietę? Miejcie się na baczności. Ten, kto o to pyta, nienawidzi i boi się zarówno pisania, jak i kobiet.
Wiele z nas, przynajmniej w moim pokoleniu, trafiło na nauczycieli, pisarzy czy innych zniechęcających cymbałów, którzy mówili nam, że kobiety tak naprawdę nie potrafią pisać, ponieważ nie mogą być kierowcami ciężarówek czy żołnierzami piechoty morskiej, nie rozumieją zatem ciemnej strony życia, do czego zalicza się seks z kobietami. Mówiono nam, że piszemy jak gospodynie domowe, bądź traktowano nas jak mężczyzn honoris causa, tak jakby bycie dobrym pisarzem oznaczało stłumienie kobiecości.
Tego rodzaju sądy wygłaszano tak, jakby były najzwyczajniejszą prawdą. Dziś są podawane w wątpliwość. Niektóre rzeczy zmieniły się na lepsze, ale nie wszystkie. Dziewczynkom zaszczepia się brak pewności siebie na bardzo wczesnym etapie, zanim jeszcze pisanie jawi im się choćby jako jedna z możliwości. Aby być pisarzem, trzeba mieć pewną dozę odwagi, odwagi niemal fizycznej, tego rodzaju, jaka potrzebna jest do przejścia po kłodzie przerzuconej nad rzeką. Gdy koń cię zrzuci, musisz znów go dosiąść. Nauczyłam się pływać dzięki temu, że wrzucano mnie do wody. Trzeba zdawać sobie sprawę, że można się topić, a mimo to nie utonąć. Dziewczynkom powinno pozwalać się na zabawę w błocie. Powinno się je zwolnić z obowiązku doskonałości. Przynajmniej część tego, co piszesz, powinno być ulotne jak zabawa.
W proces pisania wbudowany jest pewien odsetek porażek. Nie bez przyczyny ewolucja stworzyła kosz na papiery. Myśl o nim jako o ołtarzu Muzy Zapomnienia, której składasz w ofierze nieudane pierwsze szkice, symbole twojej ludzkiej niedoskonałości. Ona jest dziesiątą muzą, tą, bez której pozostałe nie mogłyby funkcjonować. Dar, jaki przynosi, to swoboda drugiej szansy. Czy każdej kolejnej szansy, na którą wystarczy ci śmiałości.
5. Dlaczego piszę?
W połowie lat osiemdziesiątych zaczęłam prowadzić nieregularny dziennik. Dzisiaj do niego wróciłam, by poszukać czegoś, co mogłabym z niego wyjąć i opchnąć jako odnoszące się do zadanego tematu, zamiast pisać o swoim pisaniu. Dziennik okazał się jednak bezużyteczny. Nie było niczego o tworzeniu czegokolwiek, co napisałam w ciągu ostatnich sześciu lat. Znalazłam za to kierowane do siebie przykazania: wstawać wcześniej, więcej spacerować, nie pozwalać się rozpraszać i odciągać od pracy. Znalazłam coś takiego: "Pij więcej wody", "Kładź się wcześniej spać". Były zestawienia, ile stron dziennie napisałam, ile przepisałam na maszynie, ile jeszcze zostało. Poza tym nic, jedynie opisy pokoi, relacje z tego, co ugotowaliśmy i/lub zjedliśmy i w czyim towarzystwie, listy wysłane i otrzymane, warte zapamiętania powiedzonka dzieci, zaobserwowane ptaki i zwierzęta, pogoda. Co zaczęło rosnąć w ogrodzie. Choroby, moje i innych. Śmierci, narodziny. O pisaniu ani słowa.
1 stycznia 1984. Blakeny, Anglia. Na dziś mam gotowych około 130 s. powieści i pomału zaczyna ona nabierać kształtu & osiągać punkt, w którym mam poczucie, że istnieje i dam radę ją ukończyć i że może okazać się warta wysiłku. Pracuję w sypialni głównego domu i tutaj, w salonie. W kominku płonie ogień, napaliliśmy też koksem w rozpadającym się piecu w kuchni. Jak zwykle jest mi za zimno, co jest lepsze, niż gdyby było mi za gorąco – dziś jest szaro, ciepło jak na tę porę roku, wilgotno. Gdybym wstawała wcześniej, może pracowałabym więcej, ale możliwe też, że po prostu więcej czasu bym marnowała na odwlekanie pracy – jak teraz.
I tak dalej.
6. Dlaczego piszę?
Człowiek uczy się pisać, gdy czyta i pisze, czyta i pisze. Jako rzemiosła uczymy się pisania w systemie czeladniczym, w którym jednak każdy sam wybiera sobie majstra lub majstrów. Czasami są to żywi, a czasami tacy, którzy już nie żyją.
Jako powołanie pisanie zawiera element przekazywania przez namaszczenie. Otrzymujesz powołanie i musisz przekazać je dalej. Może dokonasz tego tylko poprzez książki, a może również w inny sposób. Tak czy owak, należysz do społeczności, społeczności pisarzy, społeczności opowiadaczy, której korzenie sięgają daleko wstecz, do samych początków ludzkich społeczeństw. Jeśli chodzi o konkretne społeczeństwo, którego stanowisz część, czasami będziesz mieć poczucie, że mówisz w jego imieniu, czasami zaś, gdy przybrało niesprawiedliwą formę – przeciwko niemu, bądź w imieniu innej społeczności, społeczności uciśnionych, wykorzystywanych, pozbawionych głosu. Tak czy inaczej, znajdziesz się pod silną presją; w niektórych krajach może ona nawet okazać się śmiertelna. Jednak nawet tutaj, gdy będziesz „promować" kobiety czy jakąkolwiek inną grupę wdeptywaną w ziemię, zawsze znajdzie się sporo takich, zarówno podzielających twój pogląd, jak i mu przeciwnych, którzy każą ci się zamknąć albo mówić to, co oni każą ci powiedzieć, albo mówić inaczej. Albo ocalić im życie. Miejsce na plakatach czeka, ale jeśli ulegniesz pokusie, by się na nich znaleźć, skończysz jako istota dwuwymiarowa.
Mów to, co wychodzi od ciebie. Jeśli inni chcą powiedzieć coś innego, niech przemówią sami, zamiast wysługiwać się tobą.
7. Dlaczego piszę?
Dlaczego jesteśmy tak uzależnieni od przyczynowości? "Dlaczego piszę?" (Rozprawa autorstwa psychologa dziecięcego, przedstawiająca traumy rozwojowe. Inne podejście: wróżenie z rąk, astrologia i badania genetyczne, czyli wskazywanie jako odpowiedzialnych albo gwiazd, albo losu, albo dziedziczności). "Dlaczego piszę?" (To znaczy dlaczego nie robię raczej czegoś pożytecznego?). Gdybyś była lekarzem, mogłabyś opowiedzieć jakąś możliwą do przyjęcia moralną historyjkę o tym, jak w dzieciństwie naklejałaś kotom bandaże na łapki, jak zawsze pragnęłaś uleczyć cierpienie. Z tym nie byłoby dyskusji. Ale pisanie? Po co to komu?
Kilka możliwych odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego pani/pan pisze?": A dlaczego słońce świeci? Zważywszy na absurdalność współczesnego życia, dlaczego miałabym/miałbym robić coś innego? Ponieważ jestem pisarką/pisarzem. Ponieważ chcę odkryć powtarzające się wzorce w chaosie czasu. Bo muszę. Bo ktoś musi dać świadectwo. A dlaczego pani/pan czyta? (To ostatnie kryje w sobie pułapkę – pytający może nie czytać).Ponieważ chcę wykuć w kuźni duszy sumienie mojej rasy. Ponieważ chcę zrobić siekierę, by rozbić zamarznięte morze wewnątrz nas.(Te dwie ostatnie odpowiedzi zostały już wprawdzie wykorzystane, ale są dobre).
W ostateczności – ćwicz wzruszanie ramionami. Albo mów: "Lepsze to niż praca w banku". Albo mów: "Bo mam z tego frajdę". Jeśli powiesz coś takiego, nikt ci nie uwierzy, ewentualnie stracisz poważanie, bo ukażesz się jako osoba trywialna. W każdym razie odpowiedź będzie z głowy.
8. Dlaczego piszę?
Nie tak dawno, gdy porządkowałam w gabinecie papiery, otworzyłam szafkę na dokumenty, do której nie zaglądałam od lat. Leżały tam luźne kartki, złożone, pomięte i brudne, przewiązane kawałkiem starego sznurka. Były to rzeczy, które napisałam pod koniec lat pięćdziesiątych, w liceum i podczas pierwszych latach studiów. Znajdowały się wśród nich nabazgrane atramentem wiersze o śniegu, rozpaczy i rewolucji węgierskiej. Opowiadania traktujące o dziewczętach, które musiały wyjść za mąż, oraz o przygaszonych, myszowatych nauczycielkach angielskiego w szkole średniej – podzielenie losu jednych czy drugich jawiło mi się wówczas jako najczystsze piekło – wystukane dwoma palcami na wiekowej maszynie do pisania, z której wszystkie litery wychodziły półczerwone.
Oto ja, uczennica dwunastej klasy. Skończyłam właśnie odrabiać zadanie domowe, wypracowanie z francuskiego, przeglądam pisma literackie, przepisuję na maszynie smętne wiersze i opowiadania śmiało patrzące na rzeczywistość.(Śmiałość patrzenia grała u mnie ważną rolę. Miałam oko do śmieci na trawie i psich odchodów na chodnikach. W tych opowiadaniach zwykle pada śnieg z deszczem albo deszcz; a przynajmniej jest breja. Jeśli akcja rozgrywa się latem, temperatura i wilgotność zawsze są nieznośnie wysokie i moi bohaterowie mają plamy od potu pod pachami; jeśli akcja toczy się wiosną, buty oblepia im mokra glina. Na swoją obronę mogę powiedzieć, że według niektórych tak po prostu wygląda pogoda w Toronto).
W prawym górnym rogu niektórych z tych opowiadań moje przepełnione nadzieją siedemnastoletnie ja umieściło klauzulę: "Prawo do pierwodruku wyłącznie na terytorium Ameryki Północnej". Nie byłam pewna, co znaczy – zamieszczałam ją, ponieważ w pismach literackich powtarzały się zalecenia, że tak należy. Byłam wówczas fanką pism literackich, bo nie miałam nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić po fachową radę.
Gdybym była archeolożką i przekopałabym się przez warstwy starego papieru, wyznaczające ery w moim pisarskim życiu, to na najniższym poziomie, odpowiedniku epoki kamienia łupanego – powiedzmy od piątego do siódmego roku życia – znalazłabym kilka wierszy i opowiadań, niewyróżniających się niczym szczególnym prekursorów całej mojej późniejszej frenetycznej pisaniny.(W tym wieku wiele dzieci pisze, podobnie jak wiele dzieci rysuje. Dziwne, że tak nieliczni zostają później pisarzami czy malarzami).Potem – wielka pustka. Przez kolejne osiem lat zwyczajnie nie pisałam. Po czym nagle, jakby nie brakowało żadnego ogniwa, gruby plik rękopisów. W jednym tygodniu nie byłam pisarką, w kolejnym już nią byłam.
Za kogo ja się uważałam, sądząc, że mi się uda? Co myślałam o tym, co przedsiębiorę? W jaki sposób taka się stałam? Wciąż nie mam odpowiedzi na te pytania.
9. Dlaczego piszę?
Jest czysta kartka i jest to, co stanowi twoją obsesję. Historia, które chce cię porwać, i twój opór przed nią. Twoje pragnienie, by się uwolnić, wyzwolić się z tego poddaństwa, zrobić sobie wagary, zająć się czymkolwiek innym – wstawić pranie, obejrzeć film. Są słowa oraz ich inercja, ich uprzedzenia, ich niedostateczność, ich wspaniałość. Jest ryzyko, które podejmujesz, i załamania odwagi, i pomoc, która nadchodzi, kiedy najmniej się jej spodziewasz. Są pracochłonne poprawki, pokreślone, pozgniatane w kule kartki, które zaściełają podłogę jak zawartość przewróconego śmietnika. Jest to jedno zdanie, które na pewno zatrzymasz.
Na drugi dzień jest czysta kartka. Poddajesz jej się jak lunatyk. Dzieje się coś, czego później nie pamiętasz. Patrzysz na to, co zostało napisane. Jest beznadziejne.
Zaczynasz od nowa. Z czasem bynajmniej nie jest łatwiej.
<<Reklama>> Ebook "Ruchome cele" dostępny jest w Publio.pl >>