Miguel Ángel Tobar był płatnym mordercą na usługach najokrutniejszego gangu świata – Mara Salvatrucha 13. Jego działalność kosztowała życie dziesiątki ludzi na salwadorskiej prowincji. Na mroczną "karierę" Młodego wpłynęły globalne procesy i mechanizmy wprawiane w ruch przez urzędników w Stanach Zjednoczonych i Salwadorze przez cały XX wiek. Jego wyobraźnią rządziły popkulturowe mity. Los jego i setek jemu podobnych został przesądzony na długo przed ich narodzinami.
Bracia Martínezowie zastanawiają się w swoim reportażu, dlaczego gangi są dla wielu Salwadorczyków sposobem na życie, co jest źródłem przemocy i wreszcie – jaką rolę w destrukcji salwadorskiego państwa odegrały Stany Zjednoczone.
Więcej artykułów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
26 stycznia 2022 roku reportaż ukaże się nakładem Wydawnictwa Filtry, z hiszpańskiego tłumaczył Tomasz Pindel. Przedpremierowo publikujemy fragment książki.
Miguel Ángel Tobar nie zazna spokoju nawet po śmierci.
Siedmiu mężczyzn próbuje go zakopać w niedzielę 23 grudnia 2014 roku. Dwunasta w południe, cmentarz w Atiquizayi w zachodnim Salwadorze, małym środkowoamerykańskim kraju. Słońce grzeje prosto w czubek głowy i nie trzeba się nawet ruszać, żeby zalać się potem.
Matka Miguela Ángela Tobara, drobniutka i siwa staruszka, stała spokojnie, gdy szwagier i bracia zmarłego kopali grób. Teraz, kiedy jej syn spuszczany jest do jamy w tekowej trumnie, klęka na ziemi, krzyczy, pyta dlaczego, dlaczego tak młodo. Dlaczego znowu. Dlaczego kolejny syn. Dlaczego kolejne zabójstwo.
Trumna, opłacona przez władze miasta, nie ma okienka. Często nie robi się go z szacunku dla rodzin, które nie chcą pamiętać widoku zmasakrowanego ciała. W przypadku Miguela Ángela Tobara powód musi być inny. Jego mordercy nie byli tak sprawnymi strzelcami jak on i opróżnili całe magazynki, żeby wpakować w niego tylko sześć kul. Trzy, które trafiły w głowę, przeszyły mniej widoczne miejsca, na przykład za uchem. Kule dobrze się z nim obeszły.
Można powiedzieć, że pogrzeb Miguela Ángela Tobara trwał jakieś pięć minut.
Resztę czasu zajęło kopanie, analizowanie głębokości dołu, dalsze kopanie. Ta reszta nie miała uroczystego charakteru. Jakby spotkała się rodzina, żeby wykopać studnię. Zlani potem mężczyźni spierali się o głębokość i szerokość jak robotnicy budujący cudzy dom. Kobiety szeptem uciszały płaczące dzieci i patrzyły na kopiących mężów.
Ale kiedy w siedmiu unieśli trumnę, a potem zaczęli ją spuszczać, banalna scena zmieniła się właśnie w to: pochówek kogoś, kogo kochali.
Matka krzyczy przez pięć minut. Jest bliska omdlenia. Żona Miguela Ángela Tobara, osiemnastoletnia dziewczyna, której życie nie potraktowało łaskawie, roni jedną łzę. Kobiety śpiewają ewangelickie pieśni ile sił w płucach. Wykrzykują słowa mówiące o niebiańskim schronieniu, ale też i o piekielnym jeziorze. Ich głosy zagłuszają płacz dzieci. Spoceni mężczyźni nie płaczą, bo łzy to niemęska rzecz, ale wbijają wzrok w ziemię.
Pięć grobów dalej czterech członków gangu gra w kości. Cmentarz jest kontrolowany przez Mara Salvatrucha 13 i nie jest to żadna tajemnica. Wie o tym grabarz, który teraz tylko się przygląda, jak inni chowają Miguela Ángela Tobara. Wie o tym strażnik miejski odpowiedzialny za ten teren, który zapytany: "A tamci to kto?", odpowiada zupełnie naturalnie: "Ci, co tu rządzą".
Podczas pogrzebu członka gangu – nieważne do jakiego gangu należał – obowiązuje niepisane zawieszenie broni. Daje się spokój temu, kogo się chciało zabić, kiedy już nie żyje. Ale dziś o tym niepewnym rozejmie zapomniano.
Dwaj kolejni gangsterzy wychodzą z uliczki między domkami zbudowanymi przy cmentarzu i dołączają do tych czterech, którzy grają w kości na płycie nagrobnej. Ci przerywają grę i wstają, żeby się przyjrzeć pochówkowi. Zjawia się jeszcze jeden i zaczyna spacerować kilka metrów od żałobników. To chudy i blady chłopak, wygląda, jakby ubrał się dzisiaj w galowy gangsterski strój: kapelusik w stylu Chaplina, okrągły i czarny, biała luźna koszula wpuszczona w szerokie czarne spodnie przewiązane sznurem, białe sportowe buty jakiejś apokryficznej marki podszywające się pod sneakersy Domba. Chudzielec spluwa pod nogi stojących w kręgu i wyzywająco szuka czyjegoś spojrzenia. Ale nikt mu w oczy nie patrzy.
Kolejny członek gangu nadchodzi z drugiej strony cmentarza, od jaru, i zatrzymuje się na jego krawędzi. Uczestnicy pogrzebu są teraz otoczeni: z jednej strony domki, z drugiej ci, co grali w kości, tam chudzielec, a jeszcze dalej jar.
Krewni Miguela Ángela Tobara rozumieją, że zostali osaczeni. Teść zezuje w bok i rzuca: "Kiepsko to wygląda". Jeszcze kilka machnięć łopatą. Nie ma czasu na uklepywanie kopczyka. Grób Tobara wygląda jak wybrzuszenie na ziemi. Bez nagrobka, krzyża czy tabliczki.
Jeden z mężczyzn ucina maczetą gałązkę kwiatu juki – izote, narodowego symbolu Salwadoru – i wbija ją w kopczyk na grobie.
Niewielka procesja ubogich pośpiesznie opuszcza cmentarz. Z domków wychodzą im naprzeciw kolejni członkowie gangu i każą się zatrzymać. Ludzie się śpieszą. Wszyscy wychodzą. Rozpraszają się.
Pożegnanie Miguela Ángela Tobara, sicario z bandy Hollywood Locos Salvatrucha należącej do Mara Salvatrucha – gangstera, który zdradził swój gang – wyglądało tak jak jego życie.
Człowiek taki jak Miguel Ángel Tobar, "Młody z Hollywood", nigdy nie zazna spokoju w takim kraju jak ten.
***
Miguel Ángel Tobar był członkiem Mara Salvatrucha 13. Członkiem i zabójcą należącym do aktualnie najpotężniejszego na świecie i budzącego największy lęk gangu – jedynej pandilli, która znajduje się na czarnej liście Departamentu Skarbu Stanów Zjednoczonych, razem z meksykańskim kartelem Zetas i japońską yakuzą. Gangu, który sprawił, że w ciągu dwóch lat – od 2015 do 2016 roku – Salwador stał się krajem o najwyższym współczynniku morderstw na świecie. Żeby dać pojęcie o skali: kiedy w 2015 roku w Meksyku, wstrząsanym przez działania Zetas i kartelu Chapo Guzmána, oburzano się, że odnotowano tam osiemnaście morderstw na sto tysięcy mieszkańców, w Salwadorze liczba ta wynosiła sto trzy. A już o Stanach nie ma co nawet wspominać: tamtejszy wskaźnik oscyluje koło pięciu. Więcej niż dziesięć osób na sto tysięcy mieszkańców to zdaniem ONZ epidemia.
Epidemia śmierci w Salwadorze przybrała szaleńcze rozmiary.
Zapewne Miguel Ángel Tobar tak czy inaczej zostałby bezlitosnym zabójcą. Może były mu pisane mogiła bez nagrobka, pochówek na pylistym cmentarzu gdzieś w zachodnim Salwadorze – w asyście mężczyzn, którzy nie płaczą, i omdlewających kobiet. Możliwe, że to wszystko i tak spotkałoby Miguela Ángela Tobara, nawet gdyby nie natknął się na MS-13. Jednak sprawy potoczyły się tak, jak się potoczyły.
Byli jakby dla siebie stworzeni. Tak podobni…
Zanim stał się Młodym z Hollywood, Miguel Ángel Tobar był pogubionym dzieckiem, półsierotą urodzoną pod koniec wojny domowej, która zabrała mu wszystko. Kiedy dobiegła końca ta wielka masakra, trwająca ponad dwanaście lat, a trupy ofiar jeszcze parowały, ze Stanów Zjednoczonych przyjechały setki ludzi, którzy mieli nowe propozycje. Deportowani, ci pierwsi apostołowie Bestii – tak Młody z Hollywood nazywał swój gang – zaoferowali Miguelowi Ángelowi Tobarowi i setkom tysięcy takich jak on nowy cel. Nową sprawę. Nową wojnę. Wojnę przeciwko "panienkom", "suczkom", "osiemnastkom", czyli przeciw gangowi Barrio 18. Miguel Ángel Tobar wszedł do tej rodziny, która zastąpiła mu środowisko stworzone przez dysfunkcyjnych osobników, z którymi łączyły go więzy krwi. Zaangażował się całym sobą. Ta nowa familia ludzi podobnych do niego dała mu powód do życia. Tym powodem była śmierć. Wojna.
Tyle że ta wojna między tak podobnymi do siebie chłopakami zaczęła się grubo przed przyjściem Miguela Ángela Tobara na świat, tysiące kilometrów od zapylonego i zapomnianego cmentarza w Atiquizayi.
Młody z Hollywood - okładka mat. prasowe