Tony Carcano jest uznanym pisarzem, jednak jego codzienność jest raczej bezbarwna. Mieszka w Bolzano w tej samej dzielnicy, w której się urodził, a jego najlepszym przyjacielem jest stukilowy bernardyn. Nieoczekiwane wtargnięcie w jego życie Sibylle, niebezpiecznie fascynującej dwudziestolatki, która jeździ crossowym motocyklem i nosi nóż sprężynowy, diametralnie wszystko zmienia. Dziewczyna wręcza Tony’emu fotografię sprzed lat, na której on, młody i uśmiechnięty, stoi nad zwłokami kobiety. Choć mężczyzna próbował zapomnieć o przeszłości, teraz wraz z Sibylle rozpoczyna ponowne dochodzenie. Trop wiedzie ich na spotkanie z niewielką, zamkniętą wspólnotą górskiej miejscowości Kreuzwirt. Za zabójstwem Eriki kryje się niewyobrażalna tajemnica spleciona z kłamstw, przemocy, chciwości i szaleństwa. A kluczem do jej rozwiązania jest, jak się wydaje, pewien symbol – uśmiech kolibra.
Thriller w przekładzie Tomasza Kwietnia ukaże się nakładem Wydawnictwa W.A.B. 26 stycznia.
Więcej tekstów kulturalnych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Erika wróciła. Prawie jakby się rozmyśliła.
W wieczór Maturaballu Erika pożegnała się z nią, pocałowała w czoło małą, wyszła, a potem wróciła. Wróciła i zapukała do drzwi, choć w błyszczącej kopertówce miała pęk kluczy.
Ten szczegół napełni wyrzutami sumienia ciotkę Helgę. Gdyby tylko zrozumiała. Gdyby potrafiła wyczuć. Ale czy miała szansę?
Kopertówka była prezentem od Oskara. Wewnątrz Erikanznalazła dwa banknoty po pięćdziesiąt tysięcy lirów i bilecik. „Jesteśmy z ciebie dumni!". Z przejęcia otarła parę łez i uściskała Oskara tak mocno, że niemal go zmiażdżyła. Ale nie próbowała oddać pieniędzy. Erika wiedziała, że ich potrzebuje. Sibylle była skarbem, ale dzieci, kapryśne czy też nie, kosztowały fortunę.
Tak jak sukienka na Maturaball, którą ciotka Helga uparła się kupić ze swoich pieniędzy.
Aż do ostatniej chwili Erika nie mogła się zdecydować, czy wybrać czarną, czy czerwoną. W końcu zdecydowała się na czerwoną i ciotka Helga zaaprobowała wybór. Sukienka była prowokująca, bezczelna, seksowna. Innymi słowy, świetnie do niej pasowała. I nawet jeśli dwudziestego pierwszego wieczorem, gdy Helga pomagała jej uczesać włosy, Erika nie przestawała narzekać, że w tej sukience wygląda jak deska surfingowa (zaś ciotka Helga zwróciła jej uwagę, że również jej matka Helena nie miała z przodu mleczarni, co nie przeszkadzało uganiać się za nią połowie chłopaków z Kreuzwirtu), Helga wiedziała, że Erika jest zachwycona sukienką. Balem maturalnym. Życiem. W którym zaczynało się jej powoli układać. A przynajmniej tak wierzyła.
Bo Erika wróciła. Czekała, aż ona wstanie z sofy, położy niemowlę do kołyski i otworzy drzwi. Potem, i to również będzie dręczyć ciotkę Helgę przez lata (na jawie i w snach, w których na nowo przeżywała tę straszliwą chwilę), Erika uśmiechnęła się do niej i pogłaskała ją po policzku.
– Zapomniałam ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham.
– Ja też cię kocham. Na pewno się nie przeziębisz?
– Nie, tak jest dobrze.
Ciotka Helga zamknęła drzwi.
***
Erika, zamiast skręcić z dróżki biegnącej koło domu w prawo i dojść do Black Hat, gdzie umówiła się z Karin, Elisą i Gabrielem, skręciła w lewo. W kierunku lasu. W balerinkach, które po zejściu z asfaltu na ścieżkę natychmiast się zabłociły.
Jedna z nich, konkretnie lewa, zostanie odnaleziona następnego dnia przez wolontariusza, w kałuży jakiś kilometr od jeziora, mniej więcej w tym miejscu, gdzie kończy się las i zaczyna torfowisko. Erika zgubiła pantofelek i nie zatrzymała się, by go odnaleźć. No bo po co?
Tam, gdzie się wybierała, na nic się jej nie przyda.
Może na mapach jezioro ma jakąś nazwę. Dla mieszkańców Kreuzwirtu było po prostu jeziorem. Pod koniec marca jego wody pokrywała zazwyczaj patyna lodu. Ale wiosna 1999 roku był dziwna i gorąca. Halny nie odpuszczał przez cały styczeń i luty, nie pozwalając, by spadł śnieg. Temperatura o tej godzinie oscylowała w okolicach piętnastu stopni. Znacznie powyżej średniej. Dlatego Erika wyszła z domu w lekkiej kurtce zarzuconej na ramiona i nie włożyła nic cieplejszego. Dlatego lód nie przeszkodził jej w zrobieniu tego, co zrobiła.
Erika zanurzyła stopy po kostki. Potem woda sięgnęła jej do łydek. Potem do kolan.
Niewielu mieszkańców Kreuzwirtu chodziło się kąpać w jeziorze. Nie tylko z powodu lisów, których pełno było w okolicy, insektów i torfowiska roztaczającego niezbyt zachęcający zapach, ale dlatego, że jezioro było głębokie i niebezpieczne; wszyscy o tym wiedzieli. Ci, którzy się w nim zanurzyli, zwykle po to, by ochłodzić się w letniej spiekocie, mówili, że metr, może półtora metra od brzegu jest stopień. Krok dalej i wpadało się jak do studni. Erika pokonała tę granicę.
Lodowata woda zrobiła resztę.
Kiedy 22 marca o czwartej rano doktor Horst podczas jednego z licznych spacerów, do których zmuszała go bezsenność, zobaczył ją, jak unosi się twarzą w dół, od razu zrozumiał, że ma do czynienia ze zwłokami. Mimo to zrzucił kurtkę i wskoczył do wody. Heroiczny czyn, jak wszyscy mówili.
Nie bez wysiłku, jako że w 1999 roku doktor Horst był pięćdziesięciodwulatkiem w nieszczególnie dobrej kondycji fizycznej, wyciągnął Erikę na brzeg, na wszelki wypadek sprawdził jej puls i dopiero wtedy z telefonu komórkowego zadzwonił po karabinierów.
Najbliższy posterunek znajdował się w Campo Tures, jakieś trzydzieści kilometrów od Kreuzwirtu. Trwało wieczność, zanim karabinierzy dotarli na miejsce, ale Horst nie pomyślał nawet, by zostawić Erikę samą na torfowisku. Myśl, że przemoczone ubranie może go doprowadzić do śmierci z hipotermii, nawet nie przeszła mu przez głowę. Został na miejscu, obejmując się ramionami, dzwoniąc zębami i chodząc w tę i z powrotem, patrząc na twarz dziewczyny, jej włosy rozrzucone na błocku i pytając się, dlaczego, dlaczego, do diabła, dlaczego taka dziewczyna, dlaczego…
Karabinierzy przyjechali pół godziny później. Mieli latarki i mnóstwo pytań.
Choć Maturaball oficjalnie zakończył się około pierwszej w nocy wraz z Love Hurts w wykonaniu Nazareth (co pozwoliło parom migdalić się bez zażenowania w lekkiej mżawce, która właśnie zaczęła padać na Kreuzwirt w tej samej chwili, gdy koguty furgonetek karabinierów oświetliły główną ulicę miejscowości), na ulicach wciąż było sporo młodzieży.
Wiadomość rozeszła się błyskawicznie. Pomylona Erika nie żyje.
***
Potem pojawili się dziennikarze.
Sib spojrzała na niego w skupieniu swoimi wielkimi niebieskimi oczami, postukała palcem w fotografię, na której uśmiechał się przy zwłokach Eriki, i założyła ręce na piersiach.
Teraz jego kolej. Tony westchnął. Właśnie dlatego wyciągnął z garażu mustanga. Po co zwlekać?
<<Reklama>> Ebooki i audiobooki Luki D'Andrei dostępne są w Publio.pl >>