Moje dziecko twierdzi, że Ben Ripley "to taki drugi Harry Potter", a to naprawdę ogromny komplement

Dawno już nie śmiałam się w głos, czytając książkę, jednocześnie przewracając kolejne strony w napięciu, oczekując na rozwój akcji. Takie emocje mi oraz mojemu synowi zapewniła lektura "Szkoły szpiegów w obozie wroga" Stuarta Gibbsa. Premiera - 26 stycznia.

To już trzecia książka z serii, której głównym bohaterem jest Ben Ripley, najpierw dwunasto-, a teraz już trzynastolatek, który ze zwykłej szkoły trafia do takiej, co w tajemnicy przed społeczeństwem szkoli agentów CIA.

Ben w pierwszej części musi odnaleźć się nie tylko wśród nowych koleżanek i kolegów, ale także pokrzyżować plany złowrogiej organizacji o nazwie Pająk. Nie zaskoczę nikogo informacją, że mu się to udaje (oczywiście nie zdradzę, w jaki sposób, ale zapewniam, że czytanie kolejnych rozdziałów to doskonała rozrywka). Sukces pomaga mu osiągnąć doskonała znajomość matematyki (bo np. z samoobroną nie radzi sobie najlepiej) i pomoc starszej od niego szpieżki - także uczennicy - Eriki Hale. W drugiej części - razem z nią i grupą innych uczniów - ponownie stawia czoła Pająkowi, a w trzeciej... trafia do obozu wroga jako rekrut. Już sam opis tego, w jaki sposób z kandydata na agenta CIA staje się kandydatem na złoczyńcę jest świetny. Nie wierzycie? Czytajcie do końca ten tekst, bo niżej publikujemy fragment "Szkoły szpiegów w obozie wroga".

Ben Ripley? Najpierw był Jimmy, Jimmy Bond

Gibbs, który zawodowo pisał także scenariusze filmów i seriali dla dzieci, wpadł podobno na pomysł, by stworzyć pierwowzór Bena Ripleya jeszcze w czwartej czy piątej klasie podstawówki, gdy obejrzał po raz pierwszy w życiu film z Jamesem Bondem. W "Publishers Weekly" mówi o tym:

Zawsze lubiłem pisać opowiadania, więc napisałem historię Jimmy’ego Bonda o synu Jamesa Bonda, zatytułowaną "Dzieciak ze złotym pistoletem na wodę". Jimmy był agentem 006 i 1/2. Uznałem, że James dużo podróżował po świecie i nie było go w pobliżu, aby nauczyć Jimmy'ego wszystkiego, co wiedział, więc Jimmy mógł pójść do ściśle tajnej szkoły szpiegowskiej, aby nauczyć się, jak być szpiegiem.

Więcej tekstów dotyczących kultury znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl 

Wiele lat później ta opowieść ewoluowała do pierwszej książki, która ukazała się w 2012 roku, a potem do aż dziewięciu wydanych do tej pory części, przetłumaczonych już na kilkanaście języków (czwarta książka ukaże się w Polsce jesienią tego roku nakładem Wydawnictwa Agora). Nie wiem, czy na kolejną odsłonę bardziej czeka mój ośmioletni syn czy ja, powstrzymująca się, by nie sięgnąć po kolejne części cyklu w oryginale. Oboje bardzo polubiliśmy zarówno bohaterów, jak i humor "Szkoły szpiegów", a także zawrotne tempo - tutaj akcja naprawdę rozgrywa się niczym w szpiegowskim filmie, rzadko książki dla dzieci są aż tak nią przesycone. Moje dziecko twierdzi, że Ben Ripley "to taki drugi Harry Potter", a to naprawdę ogromny komplement.

Zobacz wideo Dlaczego nasi przodkowie mieli więcej zębów? [PRACOWNIA BRONKA]

Polskie wydanie jest o tyle wyjątkowe, że prawdopodobnie jako jedyne na świecie jest ilustrowane. W rozmowie z polskim wydawcą autor zachwycał się pracą, którą wykonał Mariusz Andryszczyk - ilustrator i projektant graficzny pracujący na Akademii Sztuk Pięknych W Łodzi, który do tej pory w Wydawnictwie Agora zilustrował "Lolka" Adama Wajraka i "Rutkę" Joanny Fabickiej.

Szkoła szpiegów w obozie wrogaSzkoła szpiegów w obozie wroga Wydawnictwo Agora

Oboje mamy nadzieję, że niedługo powstanie wreszcie zapowiedziany jeszcze w 2018 roku serial na podstawie "Szkoły szpiegów", a tymczasem jako ogromni fani polecamy czytanie - syn koleżankom i kolegom w klasie, a ja wszystkim czytelnikom Gazeta.pl.

Książki dla dzieci - licytacja dla WOŚPLicytuj pakiet książek dla dzieci z autografami [AUKCJA GAZETA.PL DLA WOŚP]

Stuart Gibbs "Szkoła szpiegów w obozie wroga", przekład Jarek Westermark - fragment:

Rozdział 1 – CIĘŻKA ARTYLERIA

Pole bitwy, 3 września, godzina 11.00

Biegłem, ile sił w nogach, ścigany przez siedmioro wrogich agentów.

Od dawna szykowałem się na tę chwilę. Trenowałem samoobronę. Uczyłem się, jak zachować spokój mimo presji. Czytałem wszystkie dostępne materiały o starciach na śmierć i życie. Miałem nadzieję, że kiedy rzeczywiście znajdę się w ogniu walki, zachowam zimną krew, jak na szpiega przystało.

Ale zamiast tego zacząłem wrzeszczeć.

Nie był to na całe szczęście piskliwy wrzask przerażonego dziecka. Raczej długie, ciągnące się "aaa!", które miało przekazać następującą wiadomość: "Wpadłem w poważne tarapaty, niech mi ktoś pomoże!".

Teoretyczne przygotowanie do bitwy najwyraźniej nie wystarczy, żeby poradzić sobie w praktyce. Kluczyłem między stosami kamieni i gruzu pewien, że agenci są z każdą chwilą coraz bliżej. Też się darli, ale w ich przypadku był to raczej okrzyk bojowy. Tłumaczenie: "Jak cię złapiemy, będzie po tobie!". Nosiłem wojskowy strój maskujący: byłem zakamuflowany od stóp do głów, ale najwyraźniej nic na tym nie zyskałem, bo wrogowie i tak widzieli mnie doskonale. Obok ucha syknął mi pocisk snajpera. Nieco dalej coś zawyło w powietrzu i eksplodowało.

Przed sobą zobaczyłem okop. Większość ludzi dostrzegłaby w nim tylko wielką, brudną dziurę w ziemi, ale dla mnie był absolutnie przepiękny.

– Erico! – krzyknąłem do mikrofonu, który miałem przy ustach. – Zaraz będę! I mam towarzystwo!

– Dobrze – odparła spokojnie. – Jestem gotowa.

W ogóle nie brzmiała, jakby wokół niej toczyła się walka. Wydawała się przedziwnie wyluzowana, jakby bujała się w hamaku na przyhotelowej plaży.

Wskoczyłem do okopu. Miał metr dwadzieścia głębokości. Erica Hale siedziała w jego centralnym punkcie oparta o jedną ze ścian i jak gdyby nigdy nic przeglądała numer magazynu "Broń i Amunicja". Zupełnie nie zwracała uwagi na otaczający ją chaos. Miała na sobie ten sam strój maskujący co ja, ale jakimś cudem wyglądała w nim naprawdę stylowo. Tylko że Erica wyglądałaby stylowo nawet w worku na ziemniaki. Była najpiękniejszą dziewczyną, jaką znałem, a do tego najmądrzejszą, najbardziej wysportowaną i najbardziej śmiertelnie niebezpieczną.

– Po piętach depcze mi horda wrogich agentów – sapnąłem. – Są uzbrojeni po zęby. Rzucili się na mnie, kiedy byłem już blisko celu…

– Benie, wyluzuj. – Spokojnie wsunęła sobie pismo do plecaka. – Czemu tak się nakręciłeś?

– Będą tu lada chwila! – wrzasnąłem. – I nie mają litości!

– Mają za to po dwanaście lat.

Słuszna uwaga. Rzeczywiście chodziło o dwunastolatków. A bitwa stanowiła część szkolnej gry wojennej. Trwał tradycyjny egzamin, podczas którego Akademia Szpiegostwa CIA sprawdzała nasze umiejętności w dziedzinie prowadzenia walki oraz sztuki przetrwania. Naszą bronią były karabiny do paintballu, a pole bitwy przygotowano na terenie szkolnej strzelnicy. Ja jednak czułem, jakby to wszystko działo się naprawdę.

– Niektórzy z tych dwunastolatków są bardzo wyrośnięci… – zacząłem.

Ich wrzask przybierał na sile. Lada moment mieli nas dopaść.

– Ilu jest wrogów? – spytała Erica.

– Siedmioro.

Jednym płynnym ruchem poderwała się na nogi i otworzyła ogień znad krawędzi okopu. Po każdym z pięciu strzałów dało się słyszeć jęk kogoś, kto oberwał pociskiem wypełnionym farbą.

Erica znów kucnęła obok mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Teraz już tylko dwoje – powiedziała.

To najlepsza towarzyszka, jaką mogłem sobie w tej sytuacji wymarzyć. Choć miała dopiero piętnaście lat, była najbardziej utalentowaną przyszłą szpieżką w całej szkole. Szykowała się do tego zawodu od urodzenia: szpiegostwo miała we krwi. Agentami była większość jej przodków, poczynając od Nathana Hale’a, który walczył podczas wojny o niepodległość. Dziadkiem Eriki był Cyrus Hale, jeden z najlepszych szpiegów wszech czasów, który przekazał jej niemal wszystkie swoje umiejętności.

Ja tymczasem, dla porównania, pochodziłem z długiej linii sklepikarzy. Miałem trzynaście lat i jeszcze siedem miesięcy temu najbliżej świata szpiegów byłem, kiedy oglądałem filmy o Jamesie Bondzie. Jednak od tamtej pory dwukrotnie pomogłem pokrzyżować plany Pająka, tajnej organizacji złoczyńców szerzącej zamęt i zniszczenie. Miałem więc o wiele więcej doświadczenia od prawie wszystkich pozostałych uczniów. Co nie znaczy, że dobrze czułem się w ogniu walki – nawet udawanej.

Na przykład: dzisiejsza bitwa odbywała się pierwszego dnia jesiennego semestru. Dopiero co wróciliśmy z wakacji – jak się okazało, w samą porę na coroczną Ocenę Zdolności Bojowej i Sprawności. Przez pierwszy OZBiS przechodziłem w pojedynkę, bo moja rekrutacja przebiegła w środku roku szkolnego, ale teraz zarząd musiał przetestować naraz zarówno cały pierwszy rok, jak i powracających uczniów. Klas było sześć (od siódmego do dwunastego roku edukacji), a w każdej uczyło się pięćdziesięcioro dzieci. Razem trzysta osób. Nic dziwnego, że zdecydowano się na walną, udawaną bitwę. Szkołę podzielono na dwie drużyny: czerwonych (wrogowie) i niebieskich (nasi). Każda drużyna miała za zadanie ukraść przeciwnikom pewien obiekt, jednocześnie strzegąc własnego. Coś jak gra w zdobywanie flagi, tyle że zorganizowana z ogromnym rozmachem i realistyczna (mogła się skończyć poważnymi uszkodzeniami ciała). Jako że całość była na niby – a ścigała mnie banda pierwszoroczniaków – powinienem być równie spokojny jak Erica. Ale nie byłem. Denerwowałem się, że zawalę sprawę na oczach nauczycieli, którzy oceniali nasze poczynania z bezpiecznej odległości.

– Miałaś tylko pięć pocisków w karabinie? – spytałem Ericę.

– Nie – odparła. – Mam ich o wiele więcej.

– To dlaczego nie skasowałaś wszystkich przeciwników?

Wzruszyła ramionami.

– To byłoby zbyt nudne.

Dwoje pozostałych napastników wpadło do naszego okopu z dzikim wrzaskiem i bronią w ręku. Chcieli pokryć nas czerwoną farbą od stóp do głów. Zobaczyłem chłopaka zaskakująco wysokiego jak na swój wiek, o klatce piersiowej szerokiej jak pień sekwoi. Towarzyszyła mu drobniutka dziewczyna. Przypominała ciężko opancerzoną elfkę.

Chłopakiem zajęła się na szczęście Erica. Skoczyła do akcji, zanim zdążył wystrzelić. Podcięła go, wybiła mu z rąk karabin, po czym skasowała go strzałem w klatkę piersiową, od którego zrobił się cały niebieski.

Ja natarłem na dziewczynę. Źle mi było z tym, że atakuję drobną elfkę, ale przecież trzymała mnie na muszce! Choć nadal nie potrafiłem walczyć tak dobrze jak Erica, szkoła szpiegów naprawdę wiele mnie nauczyła. W dawnym życiu nie byłbym w stanie pokonać nawet drobnej dziewczyny. Teraz mi się udało. Niezbyt to rycerskie, przyznaję, ale stawka była wysoka – chodziło o dobrą ocenę! Odepchnąłem karabin dziewczyny w momencie, gdy pociągnęła za spust. Pocisk przemknął obok mnie i zostawił czerwoną plamę na ścianie okopu. Następnie naparłem na nią tak, że upadła na plecy, i wyrwałem jej karabin.

Wycelowałem gotów do strzału.

Tyle że elfka zaczęła płakać.

– Przestań! – jęknęła. – Rezygnuję!

– Rezygnujesz? – spytałem zaskoczony. – Eee… chyba tak nie można.

– Myślałam, że dam sobie radę w szkole, ale to był błąd – chlipnęła. – Jest za ciężko! Chcę do domu! Do mamusi!

Opuściłem karabin. Było mi wstyd, że tak mocno pchnąłem ją na ziemię.

– Przepraszam. Niektórzy nie pasują do szkoły szpiegów…

– Na przykład ty? – Elfka momentalnie przestała płakać. Najwyraźniej tylko udawała, że chce do mamusi. Próbowałem strzelić, ale kopnęła mnie w tylną część kolana. Upadłem na ziemię, a karabin wyleciał mi z rąk. Elfka poderwała go i znów wycelowała…

Po czym została skasowana przez Ericę. Sześć strzałów pokryło ją niebieską farbą od stóp do głów. Erica wskazała na teren poza polem bitwy.

– Nieźle, młoda, ale wypadasz z gry.

Elfka wyglądała teraz jak smerf. Wściekły smerf.

– Miałeś szczęście – warknęła do mnie. – Następnym razem twoja dziewczyna cię nie ratuje.

Odwróciła się na pięcie i pobiegła do położonej na obrzeżach pola bitwy "kostnicy", skąd pokryte farbą trupy mogły obserwować przebieg walk.

– Nie jestem jego dziewczyną! – zawołała za nią Erica.

Z wysiłkiem podniosłem się i otrzepałem z ziemi.

– Rany, kłamała jak z nut!

– Owszem – przyznała Erica. – Widać, że się u nas odnajdzie.

Psi patrol: Film"Psi Patrol Film" w kinach. Sprawdzam, skąd taka obsesja dzieciaków na punkcie tej bajki

"Siema! Gazeta.pl kolejny już raz gra #JedenDzieńDłużej dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Każde dodatkowe wsparcie dla tej akcji jest bezcenne. Licytujcie i kwestujcie razem z nami"

<<Reklama>> Ebooki z serii "Szkoła szpiegów" dostępne są w Publio.pl >>

Szkoła szpiegów w obozie wrogaSzkoła szpiegów w obozie wroga Wydawnictwo Agora

Więcej o: