Thriller oparty na niepublikowanym odkryciu polskiego naukowca. Przeczytaj fragment "Zderzacza"

- Oto pierwszy polski thriller naukowy z prawdziwego zdarzenia - mówi o tej książce Vincent V. Severski. Publikujemy fragment powieści "Zderzacz" Joanny Łopusińskiej, która oparta swoją historię na niepublikowanym odkryciu polskiego naukowca. Autorka spędziła w Szwajcarii i samym CERN-ie wiele tygodni, zbierając materiały do książki.

Zbrodnia w Wielkim Zderzaczu Hadronów – sercu największego ośrodka badań jądrowych na świecie – wstrząsa nie tylko Szwajcarią, ale i międzynarodowym środowiskiem naukowym. Dzień po przedstawieniu rezultatów poszukiwań bozonu Higgsa, tzw. boskiej cząstki – odkrycia, które ma stać się największą sensacją naukową XXI w. – ginie genialny fizyk polskiego pochodzenia, Noah Majewski. Reguła Przypadku, nad którą w sekrecie pracował, może na zawsze zmienić znany nam świat. W dodatku notes skrywający bezcenne matematyczne równanie zapada się pod ziemię. Ten, kto go znajdzie, może przejąć kontrolę nad życiem miliardów ludzi. Śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci Majewskiego i zaginięcia jego dziennika prowadzi charyzmatyczna inspektor Danielle Hauser. Kiedy siostra i przyjaciel Noaha znikają – rusza ich śladem. Ale nie tylko ona…

Zobacz wideo Co nowego w popkulturze?

Joanna Łopusińska "Zdarzacz", Wydawnictwo W.A.B. - fragment:

Centrum Genewy

Obiekt jeden nieprzerwanie przebywa na miejscu. Wciąż nie udało mi się zainstalować pluskiew. – Mężczyzna odsłuchiwał wiadomość nagraną przez współpracownika monotonnym, niskim głosem kilka minut wcześniej. W tej chwili zatrudnił dwójkę najemników, zmieniali się plus minus co dwadzieścia godzin. Oczywiście stać go było na najęcie większej liczby ludzi, jednak sekrety nie lubią tłoku. – Widok nadal jest niedostępny, nie mogę wykonać dokumentacji poza tym, co przesłałem wcześniej – dodał. – Obiekt dwa przyjechał dwadzieścia minut temu, jest w środku. Bez odbioru.

Nagranie zakończyło się.

Nasze magiczne EncantoPrzebój, którego nikt się nie spodziewał. Disney ma nr 1, którego nie dał im nawet "Król Lew"

Mężczyzna westchnął, odejmując telefon od ucha. Będzie musiał zebrać informacje osobiście. Telefon zapiszczał, ledwie odłożył go na stół. Kolejna wiadomość od jego numeru jeden, nagranie na poczcie.

Na miejscu pojawiła się czarna mazda RX-8 z dwojgiem pasażerów. Dziewczyna wysiadła i weszła do środka. Kierowca po chwili odjechał. Mam numery blach. Wydaje mi się, że widziałem już ten samochód.

Mężczyzna kiwnął głową z uznaniem, zatrudniał świetnych ludzi. On też widywał tę mazdę. Całkiem często. I to razem z kierowcą. Miał nadzieję, że usłyszy jeszcze coś o dziewczynie, która towarzyszyła Aleksandrowi Kedzie. Nie pomylił się.

Dziewczyna bez znaków szczególnych, młoda, może dwudziestoletnia, metr siedemdziesiąt, dość ciemna blondynka, normalnej budowy, może trochę pucołowata. Miała ze sobą średniej wielkości plecak. Bez odbioru.

Mężczyzna odłożył telefon, uśmiechając się pod nosem.

Wojciech MłynarskiKryptonim "Talent". Wojciech Młynarski był inwigilowany przez SB

Wstał i zaczął szykować się do wyjścia. Ostatnio polubił pracę w terenie. Sięgnął po wełniany płaszcz, który ledwie godzinę wcześniej odwiesił do szafy. Zjechał windą na podziemny parking. Nikogo! Cały kanton grzecznie śpi – pomyślał. Ach, ci Szwajcarzy, tak do bólu przewidywalni. Kiedy zbliżył się do grafitowego porsche cayenne, samochód otworzył się automatycznie. Nie przepadał za tą marką, wolał brytyjskie, zwłaszcza stare, których dawno już nie produkowano. Starał się jednak nie rzucać w oczy, a w tym kraju, co zrobić!, jeździło się niemieckimi samochodami.

Ruszył z piskiem opon. Drogę znał na pamięć.

Wewnątrz było ciemno. Ava wymacała włącznik światła. Roz- błysła żarówka i ujawniła mały zagracony przedsionek. Miała nadzieję, że Noah jest w domu. Nie wyszedłby przecież, wiedząc, że ona ma przyjechać! Przynajmniej taką miała na- dzieję. Drzwi nie zamykał prawie nigdy, więc to, że zastała je otwarte, nie mogło ani oznaczać, że Noah jest w domu, ani sugerować, że wyszedł.

Z głębi dobiegły ją podniesione głosy, ruszyła w tamtym kierunku, odstawiając plecak na podłogę.

Drzwi, do których podeszła, były uchylone. Słyszała toczącą się za nimi rozmowę. Powinna zapukać. Zamiast tego stała, podsłuchując.

Nie żartuj nawet! – prychnął po angielsku kobiecy głos z wyraźnie włoskim akcentem. Czuło się w nim zarówno zdenerwowanie, jak i irytację.

Nie żartuję. – Usłyszała w odpowiedzi baryton brata. Inny jednak, niż pamiętała, matowy, znużony. – To, co robicie, to nie jest nauka, to jest science fiction. To nie może być nauka, skoro całkowicie zmieniliście jej metodologię, odrzuciliście logikę. Nie tworzycie teorii, tylko fantazje, które sankcjonujecie waszymi stopniami naukowymi i Noblami – podsumował. Ava aż się wzdrygnęła. Nie słyszała wcześniej w jego głosie takiej pogardy. – Nauki już dawno nie ma, a na pewno nie ma jej w CERN-ie. Co to za nauka, która kombinuje i kalkuluje? Tworzy teorie, opierając się na aksjomatach przyjętych na wiarę? Publish or perish*! – podniósł głos. – Od prawie stu lat nie odkryto żadnego nowego prawa przyrody. Dlaczego? – zapytał, choć Avie nie wydawało się, żeby oczekiwał odpowiedzi. – Bo dzisiejsze teorie naukowe pozwalają co prawda klasyfikować fakty, ale nie pozwalają ich rozumieć. I tu wracamy do logiki. Wymień trzy zasady logiki – polecił po chwili. – Tylko trzy – zachęcił tonem wykładowcy.

Daj spokój – odpowiedziała z westchnieniem rezygnacji rozmówczyni Noaha.

No dalej, dalej – nie ustępował mężczyzna. – Trzy zasady, pani profesor. – W jego głosie nie wyczuwało się już kpiny, nie modulował go. Wypluwał z siebie kolejne słowa, jakby nie zależało mu wcale, jak zabrzmią. – To ja ci powiem, bo widzę, że profesorowie fizyki nie mają dziś pojęcia o podstawach logi- ki. Zasada niesprzeczności, tożsamości, zasada wyłączonego środka… i jeśli chcesz czwartą, możemy wymienić dictum de omni et nullo** – wyrecytował. – Na gruncie logiki nie udowodnicie żadnej ze swoich fantazji, dlatego jak już powiedziałem, wyłączyliście ją ze swojej metody – podsumował. – I ty o tym wiesz – dodał ciszej. – Wiesz od dawna.

Zamierzasz to gdzieś opublikować? – zapytała kobieta w odpowiedzi na jego wywód. Ava zauważyła, że nie odniosła się do oburzających zarzutów stawianych naukowcom przez jej brata.

Co opublikować? Krytykę współczesnej nauki? – parsknął. – A bo to mało się o tym pisze?

Wiesz, że o czym innym mówię – odparła.

Boisz się, że twoja porażka zmiecie papieży i premie- rów? – zażartował wyraźnie żywszym tonem. – Że za dużo forsy już na to poszło, żeby miało się nie udać? Musi się udać, co? – kpił. – Musisz znaleźć Higgsa, choćby nie wiem co!

To nie jest śmieszne – odparowała natychmiast.

A może boisz się o swoją ładną, bezsensowną karierę? – drążył. – Jedziesz prosto z konferencji? Spisałaś się? Wszyscy na górze zadowoleni? – Avie wydało się, że w jego głosie słyszy drwinę. – A może chodzi o coś więcej? O sens życia? – kontynuował. – Myślisz teraz, że przecież nie spędziłabyś dwudziestu lat, szukając czegoś, co nie istnieje? Że tysiące fizyków cząstek nie może się mylić? – westchnął. – Zupełnie jak setki milionów katolików, no nie? – ugodził celnie.

Idź do diabła – powiedziała cicho kobieta. Kiedy się denerwowała, jej włoski akcent stawał się jeszcze bardziej wyraźny.

Adekwatny przytyk – przyznał. – Zastanowię się nad twoją sugestią.

Zostaw to, co robisz, wróć do normalnej – podkreśliła twardo – pracy. Tym, co robisz, niczego nie zmienisz, nie przy- niesie ci to uznania, zmarnujesz tylko to, co osiągnąłeś. Bardzo, bardzo dobrze ci radzę – podkreśliła, przeciągając słowa. W tonie jej głosu Ava wyczuła groźbę. Noah chyba też.

Teraz to ty idź do diabła – powiedział, otwierając gwałtownie drzwi.

Ava odskoczyła. Jej oczom ukazała się piękna czterdziestolatka o południowej urodzie. Zza drzwi, jakby wyczuwając czyjąś obecność, wychylił się chudy i zarośnięty człowiek z wielkimi okularami na nosie. W rękach ściskał czarny notatnik.

Ava – powiedział nieznajomy głosem jej brata.

Pójdę już – odezwała się kobieta, ruszając do wyjścia. – Przepraszam – powiedziała, mijając ją. Ani się nie przedstawiła, ani nie przywitała, nawet zdawkowo. Po czterech latach w uprzejmej do przesady Anglii takie zachowanie Ava uznała za skrajnie niegrzeczne.

Trzasnęły drzwi.

Dopiero teraz wyraźnie zobaczyła Noaha. Schudł chyba o połowę, ubrania – co najmniej kilka numerów za duże – wisiały na nim. Włosy miał skołtunione, posiwiał. Urosła mu broda, ale w niczym nie przypominała modnych gęstych zarostów, stylizowanych przez wykwalifikowanych barberów. Pod oczami miał ciemne kręgi, jakby dawno nie przespał ciągiem całej nocy.

Noah – szepnęła. Nie wiedziała, czy wygląd brata bardziej martwi ją, czy przeraża. – Was isch denn da los***? – zapytała po szwajcarsku. Züüritüütsch**** był ich językiem, od kiedy w dzieciństwie przeprowadzili się do niemieckojęzycznej części Szwajcarii. – Was zur Höll isch denn da los*****?! – podniosła głos, kiedy nie odpowiadał. Wtedy wzruszył ramionami i od- wrócił się, kierując do biurka. – Kto to był? – drążyła. – O co jej chodziło? Czy ona ci groziła?

Brat ponownie wzruszył ramionami, nie odpowiadając na żadne z jej pytań.

Powiedz coś! – zdenerwowała się.

Jestem zmęczony – rzucił, jakby to kończyło dyskusję.

Widzę – odpowiedziała, wchodząc za nim do pokoju. Dopiero teraz dostrzegła panujący w środku chaos. Sterty książek na każdej wolnej płaskiej przestrzeni, setki kartek i karteczek poprzypinanych i ponaklejanych na ścianach i tablicach. Zdjęcia, wycinki z gazet, wyrwane z książek i poznaczone flamastrami stronice. Długie wzory, skomplikowane równania, algorytmy i ciągi zapisane pismem brata. Objęła ramiona dłońmi, jakby próbowała obronić się przed bezładem, który ją otoczył. Osaczył.

Kiedy pracowała, zdarzało jej się, że kilka dni z rzędu była jak w transie. Nie pamiętała, czy jadła, brała prysznic, co od- powiadała zagadującym do niej ludziom. Nigdy jednak nie doprowadziła swojego miejsca pracy do takiego stanu.

Noah usiadł przy biurku, plecami do niej. Jak gdyby nigdy nic, rozłożył na stole gruby czarny notes. Poznała moleskine’a, który kupiła mu cztery lata wcześniej na Gwiazdkę. Wtedy widzieli się ostatni raz, w co trudno jej było uwierzyć. Spędzali święta u matki pod Zurychem. Dopiero co zaczęła studia w Oksfordzie, przypomniała sobie.

Dlaczego nie wyjechałeś po mnie na lotnisko? – Ruszyła w kierunku biurka. Popatrzył na nią, marszcząc brwi.

A miałem? – zdziwił się.

Mama mówiła, że będziesz. – Ava poczuła, że nie rozumie, co się dzieje.

Jakoś jednak dotarłaś. – Mówił do niej takim samym bezbarwnym głosem jak do tamtej kobiety.

Aleksander Keda mnie przywiózł – odpowiedziała, unosząc brwi.

A, on – odpowiedział Noah niewyraźnie.

On, twój najlepszy przyjaciel.

Raczej nie.

Co raczej nie?! – zirytowała się.

Pracuję – odparł ze znużeniem w głosie.

Nie porozmawiamy? Nie zajmiesz się mną? – wykrzyknęła.

Jestem zajęty.

Ale rozumiem, że jedziemy jutro do Zurychu? – zmarszczyła brwi.

Ja nie, a ty rób, jak chcesz.

Co tu się, kurwa, dzieje?! – zaklęła, wyprowadzona z równowagi. – Przyjeżdżam i co zastaję? Żyjesz jak w chlewie!

Nie widziałaś kuchni – rzucił z dziwnym półuśmiechem, pochylony nad notatnikiem. Wyrwała mu go.

Gdzie mam spać? – zapytała.

W salonie. Jedyne zamknięte drzwi. A teraz – wyciągnął rękę – oddaj mi notes.

Niechętnie podała mu zapisany gęsto, jak zdążyła zauważyć, zeszyt. Pokręciła głową. Nie doczekawszy się żadnej reakcji, wyszła i trzasnęła drzwiami, aż odskoczyły. Żałowała, że nie wypadły z zawiasów!

Przez pomyłkę trafiła do kuchni. Nad zlewem, z którego wylewały się nieumyte naczynia, świeciło się małe światło. Wszędzie leżały resztki psującego się jedzenia i przygotowane do wyrzucenia, ale nigdy niewyniesione śmieci. Podłoga wręcz lepiła się do butów. Wycofała się, szukając salonu. Pchnęła pierwsze napotkane drzwi. Sypialnia. Ten sam chaos książek, wydruków, zdjęć i karteczek typu post-it. Pod ścianą łóżko ze skołtunioną pościelą, na podłodze jednorazowe opakowania po jedzeniu.

Ostatni pokój zamknięto na klucz. To musiał być salon, w którym miała spać. Wnętrze było zaskakująco czyste, zważywszy na wygląd reszty domu. Noah z pewnością go nie używał – pomyślała. Choć wszystko pokrywała warstwa kurzu, to każda rzecz miała swoje miejsce. Książki, zastawa i kieliszki w szklanych witrynkach, obrus na stole, poduchy i narzuta na sofie. Tylko wielki uschnięty bukiet w wazonie opowiadał jakąś bardzo – jak jej się zdało – smutną historię.

Ava zamknęła drzwi i uchyliła okno, bo i tu dotarł smród z kuchni. Stanęła na środku niewielkiego pokoju.

Nad kominkiem wisiały zdjęcia. Siedemnaście, przeliczyła zupełnie mimowolnie. Podeszła bliżej. Większość miała stłuczone szkiełka, jakby ktoś rozbił je młotkiem. Przedstawiały ciemnowłosą dziewczynę o oliwkowej skórze i prawie czarnych oczach. Czasem fotografowano ją z uśmiechniętym i zadowolonym Noahem u boku, na niektórych byli we troje z Alexem. Nigdy nie widziała, żeby brat tak się śmiał. Zdjęła jedno ze zdjęć ze ściany. Dziewczyna i Noah patrzyli na siebie wzrokiem pełnym obietnic. W rogu była data: początek marca 2008 roku. Ponad trzy lata temu. Dlaczego nigdy o niej nie słyszała? Kto to jest? Gdzie teraz jest? I skoro to, co było między nią a jej bratem, skończyło się, jak wnioskowała z potrzaskanych ramek, to dlaczego wszystkie zdjęcia ciągle tu wisiały?

Ava usiadła na sofie i podciągnęła nogi. Wyjęła komórkę i napisała uspokajającą wiadomość do matki. Miała nadzieję, że do rana Noah zmieni zdanie w kwestii wyjazdu. Nie wiedziała, co miałaby powiedzieć matce, gdyby nie chciał jechać.

Poszła po plecak, wygrzebała z niego pidżamę. W małym kredensie znalazła czysty ręcznik. Poszukała łazienki.

Światło pod sufitem obnażyło wielomiesięczne zaniedbania w sprzątaniu. Ava zastanawiała się nawet, czy nie zrezygnować z prysznica. Czuła się jednak zmęczona i było jej zimno. Spłukała kabinę gorącym strumieniem. Kąpała się szybko, starając się nie dostrzegać brudu wyłażącego z każdej szczeliny. Wytarła ciało, a stojąc przy umywalce, odruchowo przesunęła dłonią po zaparowanym lustrze. Było pęknięte i przecięła sobie palec. Otworzyła szafkę za szklaną taflą, szukając wody utlenionej i plastra.

Na półce stała jednak tylko przezroczysta pomarańczowa tubka z białym wieczkiem, w jakich na amerykańskich filmach wydaje się leki na receptę. Wzięła ją do ręki. Na nalepce wy- drukowano nazwę apteki z adresem w Nowym Jorku. Poniżej nazwisko: Rebeka Leman. I dalej nazwa leku: Ultram, 100 mg, sześćdziesiąt tabletek. Brać co cztery do sześciu godzin aż do ustąpienia objawów, napisano po angielsku. Na drugim końcu nalepki znalazła datę wydania: 27 czerwca 2007 roku. Prze- terminowane o cztery lata – pomyślała, ściskając plastikowy pojemnik. O ile tramadol się może przeterminować – dodała, zanim z ociąganiem odstawiła tubkę i zamknęła szafkę.

W lustrze odbiły się jej oczy. Pełne wstydu i winy. Zgasiła światło.

Więcej fragmentów i informacji o książkach znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

* Publish or perish (ang.) – publikuj albo giń.

** Dictum de omni et nullo (łac.) – zasada logiczna: to, co jest prawdziwe w odniesieniu do ogółu, jest prawdziwe i w poszczególnym wypad- ku; to, co jest nieprawdziwe w odniesieniu do ogółu, jest takim i w po- szczególnym wypadku.

*** Was isch denn da los? (szwajc.) – Co tu się dzieje?

**** Züritüütsch – jeden z dialektów szwajcarskiej odmiany języka niemieckiego, używany w okolicach Zurychu.

***** Was zur Höll isch denn da los? (szwajc.) – Co tu się, do diabła, dzieje?

<<Reklama>> Audiobook "Zderzacz" dostępny jest w Publio.pl >>

Więcej o: