Wakacje z ciotką na Spitsbergenie i kryminalna afera. Duże emocje i oszałamiająca natura [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Ilona Wiśniewska, autorka cenionych reportaży z dalekiej Północy, debiutuje kryminałem dla młodych czytelniczek i czytelników, a niepowtarzalną atmosferę Spitsbergenu oddają sugestywne, malarskie ilustracje Mariusza Andryszczyka. W dniu premiery publikujemy fragment książki.

To miały być spokojne wakacje w towarzystwie ulubionej ciotki. Nietypowe, bo na dalekim Spitsbergenie, wśród reniferów, maskonurów i fiordów. Dwunastoletni Daniel nie spodziewał się jednak, że wpadnie w sam środek afery kryminalnej. Ktoś zabija niedźwiedzie polarne, a miejscowa policja nie potrafi ustalić sprawców. Czy w takiej sytuacji można być bezczynnym, szczególnie gdy ma się wolny czas, duszę odkrywcy i ciotkę dziennikarkę, która zna wyspę jak własną kieszeń?

Zobacz wideo Relacja z wyprawy na Spitsbergen. Zobacz, jak wygląda stacja badawcza UAM

Ilona Wiśniewska "Przyjaciel Północy", Wydawnictwo Agora dla Dzieci – fragment:

– Zaspaliście, żołnierzu. Dzień dobry! – Ciocia rozpala w piecu.

– Yhm. – Przeciągam się w fotelu, w którym odpadłem kilka godzin temu. W pierwszej chwili jestem zdezorientowany i muszę sobie przypomnieć, gdzie się znajduję. Rano zazwyczaj milczę więcej niż zwykle. I nie chodzi o zły humor, chociaż tak to może wyglądać.

Siku robimy na zewnątrz – usłyszałem wczoraj zaraz po przyjściu, więc wychodzę na dwór, gdzie od razu przeszywa mnie zimno. Widzę, że szczyty gór zniknęły, a chmury siedzą na nich jak berety. Niebo jest szare i niskie, wiatrak się nie kręci i dopiero teraz słychać, jak tu cicho. Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałem takie nic na tak ogromnej przestrzeni. Poza drzewami jeszcze czegoś mi tu brakuje. No tak. Ptaki nie śpiewają.

– Tu miało być dużo ptaków – zauważam po powrocie do chatki.

Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

– I jest ich mnóstwo, tylko dobrze się maskują. Ale śpiewający jest tylko jeden, fakt. – Ciocia nalewa wodę z wiadra do czajnika i ustawia na blacie kubki. – Nazywa się śnieguła i wygląda jak puchaty, biały wróbel. Zbudowałam tu dla nich budkę pod dachem, ale w tym roku nie zrobiły gniazda. Są bardzo nieśmiałe, potrzebują spokoju, a ja tu całą wiosnę i lato robię małe remonty na zewnątrz.

– A inne ptaki są?

– Jeszcze będziesz przed nimi uciekał! Wczoraj przejeżdżaliśmy koło gniazd edredonów, ale ich nie zauważyłeś, bo leżą na ziemi i zlewają się z kolorem tundry. Pokażę ci dzisiaj w drodze do miasta. Trzeba ci kupić wodery.

– To idziemy jednak na tę wyprawę?!

– Od rana biję się z myślami, czy to dobra decyzja, ale skoro masz ochotę mi towarzyszyć, to… Te niedźwiedzie chyba nas potrzebują.

– Taaaak! – Aż podskakuję z radości. – Ale potem ty będziesz się tłumaczył mamie.

– Spokojnie. Mam na nią sposoby. Nie pytam o szczegóły, bo wygląda na to, że ciocia ma wszystko pod kontrolą. Woda w czajniku bulgocze, a my przygotowujemy śniadanie. Kiedy ciocia zaczyna mieszać ciasto na naleśniki, zastanawiam się, czy to przypadek, czy po prostu potrafi czytać innym w myślach.

(…)

Dzisiaj z ulgą zauważam, że wertepy na drodze do Longyearbyen już wcale nie przeszkadzają mojemu żołądkowi. Jedziemy równą czterdziestką, ale w połowie drogi musimy się zatrzymać, bo tuż przed nami przechodzi stado gęsi.

– Bernikle przylatują tu w maju i najpierw bardzo dużo jedzą. – Ciocia wyłącza silnik, bo stado zatrzymuje się na środku i ani myśli iść dalej. – Cały teren wygląda wtedy jak sitko, bo dziobią wszystko, co jest do jedzenia. Teraz już pojawiają się pisklęta, ale za miesiąc zaczną się pierwsze przeloty i to jest dopiero frajda.

– Ciociu, nikt już nie mówi „frajda"… – wzdycham. – A co się właściwie takiego dzieje? – dopytuję się jednak, bo trochę mnie te gęsi zaciekawiły.

– Pisklęta, które uczą się latać, są bardzo pocieszne. Widać, że się denerwują, kiedy im nie wychodzi, popisują się przed innymi i robią to wszystko na naszych oczach. Arktyczne ptaki żyją w ciągłym pośpiechu, bo lato jest krótkie, a one muszą zdążyć wychować młode i odlecieć przed zimą. A zima, wiesz, mimo że dopiero się skończyła, może przyjść już za dwa miesiące.

Wreszcie stado rusza. I choć na drodze zostaje ostatnia niezdecydowana gęś, na powrót uruchomiony silnik hondy skłania ją, by biegiem dołączyła do reszty. Jedziemy powoli i zaraz za zakrętem znowu się zatrzymujemy. Tym razem koło psiarni. Teraz stoi tu sporo samochodów, psy szczekają, skaczą albo gonią się po wybiegu. Rosie by się tu podobało, myślę, mimo że żaden z nich nie jest labradorem jak ona. Rosa ma dwa lata i co rano staram się z nią wychodzić na spacer. Tylko czasem nie mogę się dobudzić i wychodzi tata. No dobrze, zwykle wychodzi tata, ale ja wyprowadzam ją po szkole i robimy rundkę po okolicy. OK, czasem po prostu wypuszczam ją do ogrodu. Mamy też kotkę Szprotkę, ale ona wyprowadza się sama. Była u nas przed Rosą i na początku nie mogła uwierzyć, że sprowadziliśmy do domu tego potwora. Teraz, po dwóch latach, są przyjaciółmi, nawet razem śpią.

Komentarz Maureen Lipman o wyborze nieżydówki Helen Mirren do roli Goldy Meir, choć aktorka dodała, że na pewno Mirren 'będzie w tej roli wspaniała', wywołał podobną dyskusje, jakie przechodziły już w ostatnim czasie przez branżę filmową. Mirren krytykowana za rolę Goldy Meir, bo nie jest Żydówką. Odgryzła się

Koło psiarni pachnie bardzo nieładnie, a mówiąc szczerze: śmierdzi. To chyba pierwszy raz od wczoraj, że czuję jakiś zapach na zewnątrz. W Todalen nic nie pachnie.

– A teraz patrz pod nogi. – Ciocia łapie mnie za ramię.

Między kojcami a drogą dopiero teraz widzę na ziemi ptaki w gniazdach. Jedne się rozglądają, drugie śpią z głowami na grzbietach.

– Ale sobie znalazły miejscówkę! – mówię zdumiony.

Edredony gniazdują koło psiarni, bo tu czują się bezpiecznie. Popatrz, samice są prawie niewidoczne w terenie, te czarno-białe to samce.

– Z czego są te gniazda?

– Głównie z puchu, który sobie same wydziobują z piersi, więc pisklęta mają ciepło jak pod pierzyną.

– A nie boją się ludzi?

– Ludzi boją się mniej niż lisów, bo my im przynajmniej nie wykradamy jaj i piskląt.

W tym momencie unoszą się skrzydła jednej z wysiadujących, wychyla się z nich dziób, a potem puchata główka. Kaczka zagarnia skrzydłami pisklę, żeby siedziało w spokoju, ale ono co chwila wysuwa łebek w innym miejscu. W końcu się poddaje i już nie próbuje uciekać, a ptasia mama przymyka oczy. Kucamy przy gniazdach, żeby się im poprzyglądać. Tkwimy tam tak długo, aż cierpną nam nogi. To niesamowite, że kaczki nie ruszają się ani o krok, mimo przejeżdżających samochodów, ciężarówki z węglem i kilku osób, które też chcą je zobaczyć z bliska.

Szkoda, że kosy w Polsce nie są takie cierpliwe. Ja z ptaków najbardziej lubię właśnie kosy. Zdarza mi się ich nasłuchiwać, gdy przebudzę się przed świtem. Mama mówi, że umiem gwizdać tak dobrze jak one i gdyby była kosem, toby przylatywała co rano na mój parapet.

Okładki książek Co warto czytać w 2022 roku? Polecamy książkowe nowości [CZĘŚĆ 2.]

Nasze zegarki tymczasem pokazują jedenastą i ciocia zarządza odwrót. Musimy jeszcze zrobić zakupy i przygotować się do drogi. Pierwszy raz będę niósł mój plecak sam, ale podobno ma nie być cięższy niż ten we wtorki, gdy mam siedem lekcji.

Wjeżdżamy do miasta i parkujemy na placu przed supermarketem, który nazywa się Svalbardbutikken. Na parkingu ciocia spotyka kilkoro znajomych. Przedstawiają się, ale natychmiast zapominam ich imiona. Są zresztą tak zaabsorbowani rozmową, że myślę, że ledwo co mnie zauważyli.

– Słyszeliście? – zagaja ciocia. – Wczoraj znaleźli czwartego niedźwiedzia, tam po drugiej stronie doliny. Wszystkie zostały zabite w ciągu ostatniego miesiąca. Pierwszy jakieś sto kilometrów stąd na południe, drugi przy lodowcu niecałe czterdzieści kilometrów od miasta, trzeci na brzegu niedaleko Grumantbyen, to przecież tuż za rogiem. I teraz ten – tak blisko Longyearbyen, że prawie niemożliwe, że nikt tego nie zauważył.

– Tak, wszyscy o tym mówią – odpowiada gość z rudą brodą. – Ale nikt nie chce się tym zająć. Jakby się zmówili. – Ciekawe, kogo ma na myśli, zastanawiam się. Mieszkańców? Policjantów? – Słyszałem nawet jednego, co mówił, że to dobrze, bo niedźwiedzie zagrażają mieszkańcom i im ich mniej, tym lepiej.

– Co za bzdury! To raczej ludzi tutaj jest za dużo – wykrzykuje ciocia.

– Wczoraj dzwoniłam do Jensa i powiedział, że nic się nie stanie do jutra i zbadają to w godzinach pracy, chociaż wiadomo, że może padać i zmyć ślady – dodaje bardzo wysoka pani w szarej czapce w paski. – Co to za policjant? Przecież tu nic się nie dzieje, nie jest przepracowany.

A więc miałem rację, chodzi o to, że policja nic nie robi w sprawie zabitych niedźwiedzi.

– Swoją drogą, ktoś musiał wiedzieć, że miejscowy helikopter jest zepsuty i że nie będą ich szukać z powietrza – zauważa ciocia. – Szkoda gadać. Samemu trzeba ruszać w teren, bo nam wkrótce tylko te miśki tutaj zostaną. – Wskazuje na wejście do sklepu, gdzie stoi wypchany niedźwiedź polarny. Drugiego widzę na wystawie sklepu z pamiątkami. – Akurat idziemy z Danielem na północ, może się czegoś dowiemy, może coś zauważymy, bo przecież tamci nie mogli się rozpłynąć w powietrzu. Gdzieś na pewno mają łódź, musieli zostawić jakiś ślad. Widzieliście Birgera?

– Wybierał się na Vindodden w ten weekend, chyba jeszcze nie wrócił – rzuca na pożegnanie ten rudy.

(…)

Przez kolejną godzinę pakujemy plecaki. Cięższe rzeczy do cioci, lżejsze do mnie. Do niej idą: namiot, cztery grube patyki z metalowymi zakończeniami, linki i metalowe pojemniki, suszone owoce, jedzenie w torebkach, zestaw do gotowania, sztućce, apteczka, telefon satelitarny, śpiwór z dmuchanym materacem i ubrania na zmianę, w tym wodery. Ja biorę swój śpiwór i materac, jedzenie i moje ubrania. Każde z nas dostaje po butelce wody i termosie z herbatą oraz słodycze, które upychamy w bocznych kieszeniach. Wykradam jeden z tych rzekomo niedobrych cukierków. Rzeczywiście paskudny.

Przykleja się do podniebienia i muszę go zeskrobać paznokciem. Ciocia przytwierdza do swojego plecaka jeszcze dwa kijki do chodzenia po górach, bo podobno przydadzą nam się przy przekraczaniu rzeki. Umiem pływać, ale widziałem na filmach, że jeśli się wpadnie w nurt, to nic nie pomoże, a na końcu rzeki zazwyczaj jest wodospad. (…)

– A teraz najważniejsze. – Ciocia stoi ze strzelbą w ręce, kiedy wracam do chaty. – To jest mauzer, którego bierzemy ze sobą na wszelki wypadek, gdybyśmy spotkali ciekawskiego niedźwiedzia i musieli go odstraszyć. Tylko ja go dotykam, ty nie wchodzisz nigdy przed lufę, nie zbliżasz się, jest dla ciebie niewidoczny. I od teraz będzie jak na prawdziwej wyprawie, że ufasz przewodnikowi, dobrze?

– Dobrze. A czy przewodnik może mnie z tej okazji już nie nazywać króliczkiem?

Mina cioci świadczy o tym, że nie jest to takie oczywiste. Wychodząc z chatki, zamykamy drzwi tylko na klamkę, a ja już nawet nie pytam, dlaczego nie na klucz. Mówię, że fajnie byłoby nie musieć pamiętać o alarmie w domu albo nie zapinać roweru za każdym razem, kiedy go zostawiam pod sklepem. Ciocia na to opowiada, że gdy kupowała tu rower i poprosiła o zabezpieczenie, sprzedawca powiedział, że nie mają niczego takiego, i prawie się obraził.

Ruszamy w głąb doliny, którą było widać z okien. Wszystko wydaje się bliżej niż w rzeczywistości. Z daleka trudno określić, czy coś jest duże, czy małe, bo nie ma z czym porównać. Jeśli ktoś widzi mnie teraz z daleka, być może pomyśli, że to dorosły z plecakiem, nie dziecko.

Mam już 158 centymetrów wzrostu, ale nadal sięgam cioci tylko do ramion. Są z mamą tego samego wzrostu i obie mają w zwyczaju opierać brodę o czubek mojej głowy. Odkąd przyleciałem, ciocia zrobiła to już trzy razy. Idziemy dobrym tempem. Zatrzymujemy się dopiero wtedy, gdy pod stopami pojawia się coraz więcej małych różowych kwiatków na zielonych kępkach.

– To lepnica bezłodygowa – wyjaśnia ciocia.

– Brzmi jak jakaś choroba! – wzdrygam się.

– Inaczej mówi się na nią kwitnący mech. Już lepiej, co?

– A czemu ma kwiaty tylko z jednej strony?

– Bo jest naturalnym kompasem i kwitnie od południa. Gdybyśmy podczas dnia polarnego nagle się zgubili, wskaże nam właściwy kierunek świata.

– Czyli teraz kierujemy się na północ.

– Na północny zachód. Trzeba brać poprawkę na precyzję kwiatów. (…)

<<Reklama>> Ebook i audiobook "Przyjaciel Północy" dostępny jest w Publio.pl >>

Przyjaciel Północy - okładkaPrzyjaciel Północy - okładka mat. prasowe



Więcej o: