Kogo nazywano "Czerwonym Księciem"? Kim był serialowy bohater wszech czasów? Kto uchodził za najsłynniejszego erotomana PRL-u? W czasach wszechobecnej szarzyzny PRL-u celebryci, kochani przez tłumy i rozpieszczani przez władzę, jawili się przeciętnemu obywatelowi niczym rajskie ptaki, istni królowie życia. Na temat owych sław krążyły rozmaite, często rozdęte do granic absurdu, a nawet krzywdzące plotki, czego na własnej skórze doświadczył niejeden z nich.
Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Iwona Kienzler snuje opowieść o politykach, artystach, dziennikarzach i sportowcach, zarówno tych powszechnie uwielbianych, jak i tych znienawidzonych ze względu na przynależność partyjną, czy oskarżanych o zaprzedanie się systemowi. Cyrankiewicz, Sokorski, Łomnicki, Mikulski, Jaroszewicz, Ciszewski, Komar, Głowacki – w najnowszej książce "Królowie życia PRL-u" oglądamy ich z zupełnie innej niż dotąd, nieznanej strony.
Chociaż Łomnickiego trudno byłoby uznać za ideał męskiej urody, to jednak nigdy nie narzekał na brak powodzenia u płci pięknej. Aż pięciokrotnie stawał na ślubnym kobiercu, zresztą mawiał o sobie, że "chyba urodził się żonaty", cztery razy się rozwodził i… nie stronił od pozamałżeńskich przygód. W Krakowie, jeszcze jako młody chłopak, spotykał się z Haliną Mikołajską, ale ona, chyba jako jedna z nielicznych, była oporna na urok Tadeusza: wyjątkowo często nie przychodziła na umówione wcześniej randki, tłumacząc adoratorowi, że po prostu o zapomniała o planowanym spotkaniu. A tymczasem on czekał na nią na ławce całymi godzinami…
Pierwszą żoną aktora była Halina - jego pierwsza, młodzieńcza miłość. Para dość szybko się pobrała i doczekała się syna Jacka, późniejszego operatora filmowego. Zdaniem niektórych biografów to właśnie Halina namówiła Tadeusza do wstąpienia do partii, w co powątpiewa jego ostatnia żona, Maria Bojarska. Aktor został rodzicem w wyjątkowo młodym wieku, bo kiedy urodził mu się synek, Łomnicki miał zaledwie dwadzieścia cztery lata i chyba nie był gotowy na rolę ojca, zresztą roli męża także nie potrafił sprostać.
Z kolei żona nie rozumiała jego perfekcjonizmu ani miłości do teatru. Była młoda, chciała się bawić i "bywać", a tymczasem partner całymi godzinami przygotowywał się do kolejnej roli.
Zniechęcona, znalazła sobie w końcu kochanka, którego Tadeusz zresztą znał. Kiedy Jacek miał zaledwie dwa latka, aktor wyjechał do Warszawy kręcić "Piątkę z ulicy Barskiej". Drogi małżonków rozeszły się wówczas na dobre i para wzięła rozwód.
Kolejną kobietą, która zauroczyła Łomnickiego, była Irena, córka mieszanego małżeństwa Polki i Rosjanina, połączonych poglądami politycznymi (oboje byli komunistami). Ojciec Ireny zginął w trakcie stalinowskich czystek, a ona trafiła do jednego z sowieckich domów dziecka pod Saratowem; tam w 1951 roku odnalazła ją matka i zabrała do Polski. Z aktorem poznali się w 1953 roku na planie Pokolenia, filmu kręconego w Łodzi; Irena pracowała jako praktykantka przy realizacji dźwięku. Łomnicki zaczepił ją po raz pierwszy na schodach łódzkiego Grand Hotelu i razem z Tadeuszem Janczarem zapraszał na kolację, ale dziewczyna odmówiła. Kiedy tylko się odwróciła, by odejść, usłyszała za plecami słowa Łomnickiego: "Ja i tak się z panią ożenię!". Faktycznie postawił na swoim, gdyż rok później Irena została jego żoną; wszyscy mu jej zazdrościli, gdyż druga pani Łomnicka, drobna i rudowłosa, była bardzo ładną kobietą.
Para zamieszkała na Nowym Świecie, a ponieważ Irena nadal słabo mówiła po polsku, Łomnicki wcielił się w rolę nauczyciela. "Tadeusz nauczył mnie języka, polskiej historii i poezji", przyznała po latach. Problem polegał jednak na tym, że rola mentora i nauczyciela weszła mu w krew i z czasem usiłował zdominować swoją małżonkę, podporządkować ją swojej karierze. Doszło do tego, że Irena całymi nocami nie spała i spóźniała się do pracy.
"Dla mnie było go dziesięć razy za dużo - opowiadała o swoim małżeństwie. - Ciągle czegoś dociekał, nie wytrzymywałam tego napięcia. On wyrywał mnie z mojego świata. Ja zawsze żyłam 'do wewnątrz'". Podobno niemal od początku wspólnego życia myśleli o rozwodzie, do którego doszło ostatecznie w 1960 roku. Sama rozprawa okazała się trudnym przeżyciem dla Ireny, gdyż sędzia zażądała szczegółów na temat rozdźwięku między nimi. "Na ślubie wystarczyło powiedzieć 'tak', dlaczego teraz nie wystarczy 'nie'?" - odparła zirytowana kobieta i dodała: "Ja chciałam szafę dwudrzwiową, on trzydrzwiową; ja chciałam kubki, a on szklanki...".
Aktor odzyskaną wolnością cieszył się niespełna rok; wakacje 1961 spędzał już z kolejną kobietą swego życia, Teresą Sobańską, asystentką radiowego teatru dla dzieci. Ponoć ujęła go nie tylko urodą i wdziękiem, lecz również arystokratycznym nazwiskiem i koneksjami rodzinnymi z Erwinem Axerem. Sobańska natomiast była zauroczona charyzmą aktora i atencją, z jaką ją traktował.
Po ślubie jednak sytuacja uległa zmianie, a Łomnicki, podobnie jak miało to miejsce w poprzednim związku, przybierał pozę mentora i nauczyciela. Tymczasem żona zrezygnowała z kariery zawodowej tylko po to, by być z nim, odbierać telefony, umawiać spotkania i przyrządzać chude mięso z sałatą. Nocami natomiast, kiedy nadmiar wrażeń odbierał aktorowi sen, godzinami spacerowała z nim po wyludnionych ulicach Warszawy. Po latach przyznała, że okres poprzedzający każdą premierę był dla niej prawdziwym piekłem, podobnie jak bezustanne dążenie Tadeusza do perfekcji.
Kiedy zaspała na egzamin na socjologię, urządził jej karczemną awanturę i obraził się tak bardzo, że nie rozmawiali ze sobą przez kolejne dwa tygodnie. Nic dziwnego, bo przecież sam się z nią do tego egzaminu przygotowywał: przeczytał mnóstwo książek z tej dziedziny, a kiedy już przyswoił sobie wiedzę, niczym profesor przepytywał żonę. Ostatecznie Teresa dostała się na filozofię wyłącznie po to, by zrobić przyjemność Tadeuszowi.
"Trzeba było okazywać zachwyt, inaczej zamykał się w sobie, wściekły był, trzaskał drzwiami - wyznała po latach Sobańska. - Potem się nauczyłam, że jeśli chcę mu na jakiś drobiazg zwrócić uwagę, to muszę go najpierw przez dwadzieścia minut chwalić. Szukał bezgranicznej akceptacji". Przyznała też: "Naprawdę szczęśliwego zobaczyłam go w Leningradzie w roku 1963, gdy zagrał tam Artura Ui. Rosyjscy artyści go wielbili. Przez dwa tygodnie trwał nieustanny bankiet na jego cześć. Każdy chciał go podejmować u siebie w domu. A on był wreszcie pogodny i rozluźniony".
Potrafił obsypywać żonę drogimi prezentami, by za chwilę zrobić jej awanturę o zbyt wysokie, jego zdaniem, domowe rachunki. I uwielbiał demonstrować władzę: kiedy pokłócili się podczas podróży samochodem na koncert Marleny Dietrich, tuż przed dotarciem na miejsce w ramach takiej demonstracji postanowił, że nie pójdą na ten, przecież długo wyczekiwany, występ.
Codzienne życie z Łomnickim, niestroniącym w szale zazdrości od rękoczynów, przypominało zresztą emocjonalny rollercoaster: "Była jakby sielanka, a jednocześnie wszystko wisiało na włosku - wspominała jego trzecia żona. - Jakiś niewinny telefon do mnie wzbudzał jego furię. Był wściekle zazdrosny, a równocześnie nie krył, że mnie zdradza. Jaki był? […] Czy można opisać tęczę albo ogień? Czarujący. Nieuchwytny. Potwór... i kochałam go". Kiedy jednak Łomnicki zadurzył się w Zawadzkiej, czara goryczy się przelała i Teresa zdecydowała się na rozwód.
Jak wiadomo, młodziutka aktorka porzuciła go dla Holoubka. Łomnicki szukał pocieszenia w ramionach czwartej żony, z którą doczekał się nawet syna, Piotra, dziś uznanego grafika; jednak narodziny dziecka nie scementowały związku. Para rozstała się w 1974 roku, a na rozprawie rozwodowej małżonka, tłumacząc powód rozstania, powiedziała, że wychodziła za mąż za aktora, a nie za działacza partyjnego - był to bowiem czas ożywionej działalności artysty w szeregach partii.
Łomnicki niezbyt rozpaczał po rozstaniu, nie tylko dlatego, że jego czwarte małżeństwo okazało się tragiczną pomyłką - był już wówczas zainteresowany kolejną kobietą. W tymże 1974 roku w jego życiu pojawiła się kolejna kobieta, młodsza od niego o dwadzieścia sześć lat, Maria Bojarska, z zawodu muzyk i teatrolog. Trzecia żona powiedziała kiedyś, że Łomnicki zwykle zakochiwał się "młodziutkich kobietach, bo chciał bezwzględnie dominować"; jednak do Bojarskiej przyciągnęła go nie tylko jej młodość i uroda, lecz także osobowość.
Maria chyba jako jedyna z jego żon rozumiała, jakie męki przeżywa on, przygotowując się do sztuki, zresztą sama była artystką - grała na klawesynie, poza tym jako teatrolog była przecież związana ze światem teatru. Tym razem jednak Łomnicki nie popełnił błędu z przeszłości: z kolejną partnerką ożenił się dopiero po dziesięciu latach wspólnego życia, jego decyzję o piątym małżeństwie należałoby zatem uznać za głęboko przemyślaną. Maria także wiedziała, na co się pisze: "Z całą świadomością zostałam żoną artysty zajętego sobą, swoją twórczością, który nie chciał mieć dzidziusia, nie chciał moich przyjaciół, potrzebował tylko mnie. Teatr był jego sposobem na życie, życie było dla niego teatrem i grał bez przerwy" - wyznała w jednym z wywiadów; jednocześnie określiła swój związek jako "sakramencki, nie sakramentalny".
I chociaż podporządkowała własne życie karierze męża, to jednak nie dała się całkowicie zdominować. Pracowała jako teatrolog, krytyk teatralny i pisarka, a kiedy chciała odpocząć, wyjeżdżała na wakacje sama; zdarzało się także, że para spędzała oddzielnie święta czy sylwestra, co bynajmniej nie odbiło się niekorzystnie na ich relacjach. O Tadeuszu nie mówiła nigdy "mój mąż", tylko "były narzeczony", i nie dała się zapędzić do kuchni. Wielu bywalców ich domu było wręcz oburzonych na widok wielkiego aktora pichcącego obiadki czy smażącego jajecznicę, chociaż przecież wielu mężczyzn doskonale się relaksuje psychicznie w kuchni. Zdumionym gościom Maria oświadczała bez ceregieli, że w ich domu panuje ustalony podział: jej małżonek zajmuje się stołem, natomiast ona łożem.
Mimo wszystko związek z aktorem do łatwych nie należał, zwłaszcza kiedy zbliżała się premiera; Bojarska wyznała, że przed każdym premierowym spektaklem poważnie rozważała wystąpienie o rozwód, a jednocześnie przyznawała: "Rozumiałam w głębi duszy jego napięcie, zdenerwowanie, rozdrażnienie. Kabotyństwem byłoby, gdyby swoje problemy, uczucia ukrywał i nie dzielił się nimi ze mną". Z czasem zdała sobie sprawę, że wychodząc za Łomnickiego, została "dożywotnim więźniem teatru, bez żadnych widoków na ułaskawienie". Przyznała też, że jego osobowość była tak silna, że miała wrażenie, jakby mieszkała z dziesięcioma artystami. Chociaż była od męża młodsza o dwie dekady, także musiała się mierzyć z zazdrością o inne kobiety; podejrzewała Tadeusza chociażby o romans z jej własną siostrą, Anną, którą małżonek "zachwycał się zbyt entuzjastycznie".
Wiążąc się z mężczyzną z przeszłością, Bojarska siłą rzeczy musiała pogodzić się z obecnością jego dzieci. Starszy z synów Łomnickiego, tylko dwa lata od niej starszy, był już dorosły i żył własnym życiem; ale młodszy, nastoletni, raczej jej nie lubił, tak przynajmniej wynika z relacji zamieszczonej w książce, a właściwie nie przyjmował do wiadomości faktu jej istnienia. Kiedy Maria zaszła z Tadeuszem w ciążę, aktor zdecydowanie zażądał aborcji; wprawdzie się opierała, ale ostatecznie uległa jego woli. Pomimo rozmaitych burz i zawirowań to właśnie z Bojarską Łomnicki stworzył najdłuższy i najbardziej stabilny w swoim życiu związek - związek, który przetrwał aż do śmierci aktora.
<<Reklama>> Ebook "Królowie życia PRL-u" dostępny jest w Publio.pl >>