Początkowo ukazało się w odcinkach, a po dwóch latach zostało w całości opublikowane w Paryżu, do którego Nabokov zdążył wyemigrować jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. "Zaproszenie na egzekucję" to jedno z ostatnich dzieł, które Nabokov napisał w swoim rodzimym języku. To również powieść, którą autor oceniał jako najlepszą w swoim dorobku literackim. Nowe wydanie książki, w której bohater, Cyncynat, zostaje skazany na egzekucję za wymyślone zbrodnie, ukaże się w księgarniach już 23 marca. Publikujemy przedpremierowy fragment.
- Ciągle jeszcze nie przyjechał? - zagadnął Cyncynat, nie po raz pierwszy zadając to pytanie, mocno drażniące Rodiona, który i tym razem nic nie odpowiedział.
- A następnego widzenia nie będzie? - spytał Cyncynat.
W oczekiwaniu na codzienną zgagę położył się na chwilę i odwróciwszy się do ściany, długo, długo pomagał zarysować się na niej wzorom, które ustępliwie tworzyły się z gruzełków połyskliwej farby i ich okrąglutkich cieni; odkrywał na przykład maleńki profil z ogromnym mysim uchem; potem wzór się zatracał i Cyncynat nie był w stanie go zrekonstruować. Od ochry wionęło grobem, była krostowata, okropna, wzrok jednak ciągle wybierał i wiązał ze sobą potrzebne pryszczyki - tak bardzo mu brakowało, tak bardzo spragniony był choćby niewyraźnej aluzji do ludzkiej twarzy. Wreszcie Cyncynat odwrócił się, położył na wznak i z taką samą uwagą zaczął obserwować cienie i pęknięcia na suficie.
"A w ogóle zdaje się, że mnie wykończyli - pomyślał. - Tak zmiękłem, że będzie to można zrobić nożykiem do owoców".
Przez pewien czas siedział na brzegu łóżka, zgarbiony, z dłońmi ściśniętymi kolanami. Wydał drżące westchnienie i znów zaczął chodzić. Ciekawe, bądź co bądź, w jakim to języku. Drobna, gęsto zbita, ornamentalna czcionka, sierpowate litery z jakimiś kropkami i zawijasami w środku były chyba wschodnie - przypominały w czymś napisy na kindżałach w muzeum. Takie stare tomiki, mroczne stroniczki… niektóre z żółtymi zaciekami…
Zegar wybił siódmą i po chwili zjawił się Rodion z obiadem.
- Na pewno jeszcze nie przyjechał? - spytał Cyncynat.
Rodion już miał wyjść, ale obejrzał się na progu:
- Wstydu pan nie ma - rzekł płaczliwym głosem - od rana do wieczora i od wieczora do rana zbija pan bąki… karm go tu człowieku, chuchaj na niego, leć z nóg, a on ci się odwdzięczy tylko głupimi pytaniami. Tfu, niegodziwy…
Czas, brzęcząc jednostajnie, płynął dalej. Powietrze w celi pociemniało, a kiedy stało się całkiem nieprzeniknione i ociężałe, pedantycznie zapaliło się światło na środku sufitu - nie, niezupełnie na środku - bolesne przypomnienie. Cyncynat rozebrał się i położył do łóżka z Quercusem. Autor dochodził już do czasów cywilizowanych, jak można było wyrokować na podstawie rozmowy trzech wesołych wędrowców, Tita, Puda i Żyda Wiecznego Tułacza, pociągających wino z bukłaków na chłodnym mchu pod czarnym wieczornym dębem.
- Czy naprawdę nikt mnie nie uratuje? - spytał nagle głośno Cyncynat i usiadł na łóżku (dłonie otworzył w geście biedaka, pokazującego, że nie ma nic).
- Czy naprawdę nikt? - powtórzył Cyncynat, patrząc na bezlitosną żółtość ścian i ciągle tak samo trzymając puste dłonie.
Przeciąg zmienił się w leśny powiew. Z gęstwiny cieni, które rozrosły się w górze, wypadł, podskoczył i potoczył się po kołdrze wielki, dwa razy większy niż w naturze, wspaniale pomalowany na połyskliwy żółtawy kolor, wypolerowany i mocno, jak jajko w kieliszku, tkwiący w swojej korkowej miseczce - żołądź-rekwizyt.
<<Reklama>> Książki Vladimira Nabokova dostępne są w formie e-booków w Publio.pl >>
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Trwa rosyjska wojna przeciwko Ukrainie. Są informacje o zniszczonych domach, rannych i zabitych. Potrzeby rosną z godziny na godzinę. Dlatego Gazeta.pl łączy sił z Fundacją Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), by wesprzeć niesienie pomocy humanitarnej Ukrainkom i Ukraińcom. Każdy może przyłączyć się do zbiórki, wpłacając za pośrednictwem Facebooka lub strony pcpm.org.pl/ukraina. Więcej informacji w artykule: