Na polską premierę czekaliśmy 200 lat. Preczytaj fragment "Żywota Rancego"

"Żywot Rancego" to nieznane w Polsce arcydzieło francuskiego pisarza. Na jego polską premierę czekaliśmy niemal dwieście lat. Publikujemy fragment książki.

"Żywot Rancego" opowiada o życiowej i duchowej podróży Armanda Jeana de Rancégo. Dziecięcy geniusz, chrześniak kardynała Richelieugo i ulubieniec XVII-wiecznych dworów na końcu swej drogi zostanie opatem trapistów – cysterskiego zakonu o najsurowszej w Kościele Katolickim regule. François-René de Chateaubriand napisał to dzieło na polecenie swojego duchowego przewodnika. Praca nad książką była dla autora moralną, metafizyczną podróżą, w którą dzięki wspaniałemu tłumaczowi możemy dziś wyruszyć także i my.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

François-René de Chateaubriand "Żywot Rancego", przekład: Wiktor Dłuski, Wielka Litera - fragment:

Marie de Montbazon stała się sławna. Pojawia się we wszystkich ówczesnych pisemkach. Ta niestała przyjaciółka Rancégo, kochana przez księcia de Condé, bywała często szczęśliwą rywalką pani de Longueville. Służką pani de Montbazon był diuk de Beaufort. Z przyczyny diuszesy, która w ogóle nie uznawała dyskrecji, nie można mu było zawierzyć żadnej znaczącej tajemnicy. Musiała przeprosić panią de Longueville z powodu dwóch bilecików pani de Fouquerolles pisanych do hrabiego de Maulevrier, które wypadły mu z kieszeni. Pani de Montbazon je znalazła, wydało jej się, że pisała je pani de Longueville i dotyczą Coligny’ego. Pani de Montbazon komentowała te listy nader kpiąco. Doniesiono o tym pani de Longueville, która wpadła we wściekłość. Dwór się podzielił. Wa ż n i wzięli stronę pani de Montbazon, królowa zaś dołączyła do partii pani de Longueville, siostry księcia d’Enghien, świeżo upieczonego zwycięzcy spod Rocroi. Partia Wa ż n y c h s k ł a d a ł a s i ę z c z t e - r e c h c z y p i ę c i u m e l a n c h o l i k ó w w y g l ą - d a j ą c y c h n a g ł ę b o k o m y ś l ą c y c h (Retz).

Zobacz wideo "Najważniejszy projekt do tej pory w moim życiu". Sanah wraca z nową płytą

Nazwała ich tak pani de Cornuel, bo kończyli swe wypowiedzi słowami: "Wychodzę w pewnej ważnej sprawie". Diuk de Beaufort, bożyszcze Hal, mimo wszystko zapewnił im pewien rozgłos. "Zabił diuka de Nemours, mężczyźni opłakiwali go publicznie, a kobiety po kryjomu", mówi Benserade.

Christina Lamb i okładka 'Nasze ciała, ich pole bitwy. Co wojna robi kobietom' "Czułam, że nawet śmierć mnie nie chce". Setki tysięcy kobiet noszą niewidzialne rany wojenne

Kardynał Mazarini z damskich komeraży uczynił sprawę państwową. Pani de Longueville domagała się zadośćuczynienia i Kondeusz popierał swoją siostrę. Pani de Montbazon odmawiała udzielenia jakiejkolwiek satysfakcji i wspierał ją diuk de Beaufort.

"Kiedy byłam w Vincennes – opowiada panna de Scudéri – przyszła tam pani de Montbazon z panem de Beaufort, on jej pokazywał wszystkie niedogodności tego mieszkania, tchórzliwie ciesząc się z nieszczęścia księcia, na którego śmiałby spoglądać tylko z drżeniem, gdyby ów był na wolności". Panna de Scudéri za dobrze pamięta, że ułożyła zgrabny czterowiersz o uwięzieniu wielkiego Kondeusza. Diuk de Beaufort mógł śmiało patrzeć wszystkim w twarz. Obrzucił nawet Kondeusza obelgami i przewaga nad młodszą gałęzią uznanych bastardów pozostała przy nieuznanych.

Po długich korowodach zmierzających do pogodzenia pani de Longueville z panią de Montbazon uzgodniono, za zaleceniem Anny Austriaczki i Mazariniego, w jaki sposób pani de Montbazon ma przeprosić panią de Longueville. Te przeprosiny spisano na bileciku przyszpilonym do wachlarza pani de Montbazon. Pani de Montbazon wkroczyła wspaniale wystrojona do komnaty księżnej i odczytała ze skrawka papieru przymocowanego do swego wachlarza:

Pani, przychodzę zapewnić Panią, że jestem całkiem niewinna złośliwości, o którą chciano mnie oskarżyć. Żadna honorowa osoba nie mogłaby wypowiedzieć podobnej kalumnii. Gdybym popełniła grzech tego rodzaju, poddałabym się karom, które by nałożyła na mnie królowa; nie pokazałabym się nigdy w świecie i poprosiłabym panią o wybaczenie. Proszę mi wierzyć, że nie uchybię nigdy szacunkowi, jaki jestem Pani winna, i opinii, jaką mam o cnocie i zasłudze pani de Longueville.

Księżna odpowiedziała:

Pani, bardzo chętnie wierzę Pani zapewnieniom, że nie miała Pani żadnego udziału w złośliwościach, które rozgłoszono. Zbyt ufam zaleceniom, które wydała mi królowa.

"Pani de Montbazon odczytała bilecik – mówi pani de Motteville – w sposób najdumniejszy i najbardziej wyniosły, z miną, która zdawała się mówić: «Gwiżdżę na to, co mówię»".

Obie damy spotkały się znów w ogrodzie Renarda, na końcu ogrodu tuileryjskiego. Pani de Longueville oświadczyła, że nie godzi się być obecna na przyjęciu, jeśli pozostanie tam jej rywalka. Pani de Montbazon odmówiła odejścia. Nazajutrz pani de Montbazon otrzymała królewski rozkaz wycofania się do jednej ze swych wiejskich posiadłości. W następstwie tego zamieszania doszło do pojedynku między panem de Guise a panem de Coligny.

Usta rzeźbiarki - okładka "Ty malowałaś Stalina, a ja go rzeźbiłam. Ty jako dziecko chorowałaś na polio, a ja musiałam patrzeć, jak choruje świat"

Wreszcie Montbazon

Zmieniła dom,

Pragnąc za tę cenę

Być bliżej Paryża;

Ale pieniądze, jakie wzięła,

Omroczyły nam umysły.

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

W piosence śpiewanej na melodię "Przebudź się, piękna uśpiona", nadaje się pani de Montbazon przezwiska: La Feuillade’e, Barbezieux, La Meilleraie, Vassenar i hrabia d’Evreux. Tysiąc innych paskudztw można znaleźć w zbiorze Maurepasa. Takie były ówczesne francuskie wolności.

Zuchwałość pani de Montbazon dorównywała swobodzie jej życia. Kardynał de Retz sypał dowoli moralizującymi apoftegmatami i sprośnymi maksymami; kiedy pisał "Pamiętniki", myślano, że opłakuje własne grzechy. Mówił o pani de Montbazon, że "nigdy nie widział osoby, która by w występku okazywała tak mało poszanowania dla cnoty". Chociaż była wysoka i współcześni uważali, że przypomina antyczny posąg, może posąg Fryne, to francuska Fryne nie zaproponowałaby, jak Fryne z Tespiów, że odbuduje Teby na własny koszt, byle jej pozwolono upamiętnić siebie w przeciwstawieniu do wspomnienia o Aleksandrze. Pani de Montbazon nade wszystko – jak słyszeliśmy w piosenkach – wolała pieniądze. Skąpstwo oziębiało jej zmysłowe rozkosze, nie powstrzymując ich. Rouville i Bullion układali się z nią o p i ę ć s e t d u k a t ó w m i e s z c z a ń s k i c h. Bullion był mocno obśpiewywany w ówczesnych zbiorkach piosenek. Wprowadził sou zamiast liwra. Igrając słowami, mówiono w okropnym czterowierszu:

Śmierć dwóch ludzi pochwyciła,

Ten był pijany, ów upity

Przeto w królestwie zmarłych,

Wzięto pijanego za upitego.

D’Hocquincourt ku oburzeniu Péronne’a pisał do pani de Montbazon: "Péronne jest przy pięknej z pięknych". Mówił: "Już nie wiem, co robić, by zdobyć panią de Montbazon: a gdybym ją trochę pobił?". Kiedy zdobył pokojówkę, schował się pod łóżkiem diuszesy. Miał więcej szczęścia niż Chastelard, naturalny syn Bayarda, bez strachu, lecz nie bez skazy. Chastelarda ścięto za to, że schował się pod łóżkiem Marii Stuart. Ułożył na cześć swej ukochanej królowej romancę:

Samotne miejsca

Tajemne góry

Tylko one spisują

Żałosne moje żale.

Kiedy stary diuk de Montbazon wszedł do sypialni młodej diuszesy, swojej żony, jej pieski zaszczekały i zdradziły obecność d’Hocquincourta. Ten łatwo uporał się z osiemdziesięciolatkiem, który przeczytawszy, że św. Paweł był s t a t k i e m w y b r a n y m, sądził, że święty podróżował jakimś wielkim statkiem zwanym "Wybrany" i mówił królowej: "Pani, proszę pozwolić mi odejść. Czeka na mnie żona. Ilekroć słyszy konia, myśli, że to ja".

Kardynał de Retz przytacza rozmowę o słabościach diuka de Beaufort, jaką miał z panią de Montbazon i powiada: "Byłem przyzwyczajony do jej mowy, ale nie do jej słodyczy. Była bardzo piękna, zaproponowałem, że wejdę do gabinetu, a mnie zaproponowano, żebym najpierw zaszedł do Péronne’a. Tak skończyły się nasze miłości".

Byłoby niesprawiedliwe nie umieścić obok tego obrazu uzupełnienia namalowanego bardziej przyjazną ręką: pędzel trzyma zakonnik.

"Kiedy tylko młoda diuszesa de Montbazon pojawiła się na dworze, przyćmiła swoją urodą wszystkie te, co się nią szczyciły. Póki żył jej mąż, ani jej mądrość, ani jej cnota nie znalazły się nigdy w podejrzeniu. Poczuwszy się uwolnioną od jarzma małżeństwa, przyznała sobie nieco więcej swobody. Opat de Rancé, który miał wówczas dziewiętnaście lub dwadzieści lat, bywał już w pałacu Montbazon. Miał dar podobania się diuszesie, ona zaś umiała bardzo rozmaicie odnosić się do wszystkich tych, co odwiedzali jej dom.

Kiedy pan de Rancé ojciec zmarł, jego syn opat, zostawszy w wieku dwudziestu sześciu lat głową rodziny, rozpostarł skrzydła do wielkiego lotu. Pojawił się w świecie z większym blaskiem, niż roztaczał kiedykolwiek przedtem: wystawniejsze życie, piękniejszy powóz, osiem najpiękniejszych i najlepiej utrzymanych cugowych koni, najsprawniejsza służba. Odpowiedni do tego stół. Jego zabiegi u pani de Montbazon nasiliły się. Spędzał często noce przy grze albo z nią. Ona posługiwała się nim w swoich sprawach: młoda wdowa potrzebuje pomocy. Ta poufałość zrodziła wielu zazdrośników, myślano i mówiono o tym, co kto chciał, może za wiele.

Więcej o: