"Babicki, dziennikarz radia Swoboda, był bodaj najbardziej niezwykłą z ofiar". O kulisach intryg FSB

Jak to się stało, że Rosja wróciła w koleiny ZSRR? Jak doszło do tego, że Czeczeni, do niedawna uważani za szlachetny naród walczący o wolność, dziś są traktowani jak banda terrorystów? Jak to możliwe, że bezbarwny dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa został prezydentem? Autorzy tej zakazanej w Rosji książki dowodzą, że wszystko zaczęło się w 1994 r. od rozpętanej przez rosyjskie służby specjalne, a przypisywanej Czeczenom kampanii terrorystycznej, która poprzedziła pierwszą wojnę czeczeńską i wybory prezydenckie.

Doświadczony oficer radzieckich i rosyjskich służb specjalnych Aleksander Litwinienko oraz wybitny historyk Jurij Felsztynski przyta-czają na poparcie tej tezy rozliczne dowody. Ich świadectwo jest tym bardziej przekonujące, że jeden z nich za nie zginął.

"Umierał dwadzieścia trzy dni. Jego silny, wysportowany organizm długo opierał się truciźnie zabić. Dopiero 13 listopada sprowadzono specjalistę, a ten stwierdził, że pacjent cierpi na chorobę popromienną. Przeniesiono go na specjalistyczny oddział szpitala uniwersyteckiego. Przez dziewięć godzin przesłuchiwał go, z pomocą tłumacza, inspektor Brent Hyatt ze Scotland Yardu. Gdy zapytał Litwinienkę, kogo on podejrzewa o zlecenie otrucia, usłyszał, że prezydenta Rosji" - pisze w posłowiu do nowego wydania Krystyna Kurczab-Redlich.

Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Jurij Felsztynski, Aleksander Litwinienko "Wysadzić Rosję. Kulisy intryg FSB", tłum. Maciej Szymański, Rebis - fragment:

Andriej Babicki, dziennikarz radia Swoboda, był bodaj najbardziej niezwykłą z ofiar. Mimo oczywistych różnic między tym, co spotkało Babickiego, a innymi porwaniami, sprawa ta dostarczyła nowych dowodów na zaangażowanie rosyjskich służb specjalnych w dokonywane w Czeczenii porwania.

Gdy wybuchła druga wojna czeczeńska, władze wojskowe w Mozdoku odmówiły Babickiemu akredytacji. Wymaganie oficjalnej akredytacji było sprzeczne z prawem, jako że w Czeczenii nie ogłoszono stanu wyjątkowego; nie utworzono też strefy "działań antyterrorystycznych". Zgodnie z decyzją Sądu Konstytucyjnego Federacji Rosyjskiej, nieopublikowane postanowienia rządu i instytucji wojskowych, które naruszają prawa i wolności obywateli, nie mają mocy prawnej. Tak właśnie interpretując rosyjskie prawo, korespondent radia Swoboda Andriej Babicki pojechał do Czeczenii, by wyrazić sprzeciw wobec bezprawnego zakazu. Pod koniec grudnia 1999 roku na kilka dni opuścił Grozny i wrócił do Moskwy, przywożąc ze sobą materiał wideo, który nadano następnie w programie "Itogi" telewizji NTW. 27 grudnia wrócił do Groznego, a 15 stycznia 2000 roku raz jeszcze zaczął się szykować do wyjazdu do Moskwy.

Zobacz wideo Tworzą związek od lat. W kilka dni wszystko może się zmienić. "Fucking Bornholm" w kinach

16 stycznia, po wyjeździe z Groznego, w pobliżu skrzyżowania szosy Rostow–Baku z drogą na Urus-Martan Babickiego i jego czeczeńskiego pomocnika zatrzymali przed blokadą milicjanci z penzeńskiego OMON-u. Według oświadczenia śledczego z prokuratury, Babickiego przeszukał i skonfiskował jego bagaż funkcjonariusz FSB – co dowodzi, że to Federalna Służba Bezpieczeństwa aresztowała dziennikarza. Babicki został przekazany funkcjonariuszom czeczeńskiej jednostki specjalnej. Jeden z jej dowódców, Łom-Ali, pobił go, po czym oddał Fominowi, szefowi oddziału FSB w Urus-Martanie.

Oficjalnie Babicki został aresztowany za włóczęgostwo. Wysłano go do obozu więziennego w Czernokozowie, w celu "ustalenia jego tożsamości". Tu został ponownie pobity, przy czym podczas długich godzin tortur zmuszano go, by "śpiewał". W sekwencji wideo pokazanej w telewizji 5 lutego, wciąż widać wyraźne ślady urazów.

Wbrew nakazowi zawartemu w kodeksie postępowania karnego, nie sporządzono protokołu przyjęcia Babickiego do obozu w Czernokozowie. Korespondentowi odmówiono też prawa do spotkania z krewnymi, a nawet z prawnikiem (co gwarantuje artykuł 96. część 6. kodeksu postępowania karnego). Prokuratura Generalna Federacji Rosyjskiej nie zadała sobie trudu odpowiedzenia na pisma prawników w tej sprawie, w tym na zapytania słynnego adwokata Genriego Reznika. Nie było też odpowiedzi na zapytanie o Babickiego, które wystosował deputowany do Dumy Państwowej Siergiej Juszenkow.

Koledzy Babickiego zaczęli go szukać 20 stycznia, ale ponieważ rosyjskie władze zaprzeczyły, jakoby został zatrzymany, minął tydzień, zanim sytuacja się wyjaśniła. 27 stycznia władze ogłosiły, że Babicki jednak został aresztowany, ponieważ uznano go za podejrzanego, i że zatrzymano go na dziesięć dni (czyli do 26 stycznia).

Prokuratura zamierzała oskarżyć go o przestępstwo z artykułu 208. kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej (Organizowanie nielegalnego związku zbrojnego lub udział w takim związku). "Jeśli nasi ludzie mają waszego przyjaciela, a ja myślę, że mają, to raczej go już nie zobaczycie. Nikt go nie zobaczy. Przykro mi, ale mówię to otwarcie" – usłyszał od starego znajomego, funkcjonariusza FSB, Aleksander Jewtuszenko, korespondent gazety "Komsomolskaja Prawda".

2 lutego do Czernokozowa dotarła paczka dla więźnia Babickiego. Śledczy Jurij Czerniawski nie pozwolił jednak nikomu na widzenie z nim, choć zasugerował, że Babicki może zostać zwolniony za cztery dni. Domagali się tego szefowie radia Swoboda, Rada Europy, amerykański Departament Stanu, Związek Dziennikarzy oraz obrońcy praw człowieka (w tym Jelena Bonner, wdowa po Andrieju Sacharowie). Podczas negocjacji z amerykańską sekretarz stanu Madeleine Albright rosyjski minister spraw zagranicznych Igor Iwanow stwierdził, że prezydent Putin osobiście "kontroluje sytuację".

2 lutego o szesnastej prokurator z czeczeńskiego rejonu naurskiego, Witalij Tkaczow, ogłosił, że środek zapobiegawczy w postaci aresztu zamieniono Babickiemu na zakaz opuszczania Moskwy, dokąd miał wkrótce zostać wysłany z Gudermesu. Nieco później sekretarz prasowy Prokuratury Generalnej Federacji Rosyjskiej, Siergiej Prokopow, ogłosił, że 2 lutego Babicki został zwolniony.

Dopiero potem okazało się, że to nieprawda: Babicki spędził noc 2 lutego w celi na kółkach – samochodzie do przewożenia więźniów.) Następnego dnia o piętnastej, w zasadzie bez śladu zakłopotania, Jastrzembski zadeklarował, że Babicki został uwolniony na zasadzie wymiany za trzech jeńców wojennych. Zaraz jednak poprawił się, mówiąc, że za dwóch. Jako że Babicki miał na sobie koszulę, którą wysłano do Czernokozowa 2 lutego, oczywisty wniosek był taki, że wypuszczono go 3 lutego. Nikt w Czeczenii nie znał "czeczeńskich dowódców polowych", którym według Moskwy przekazano Babickiego w zamian za "schwytanych żołnierzy rosyjskich". Prezydent Czeczenii Asłan Maschadow twierdził, że nie wie, gdzie przebywa Babicki. Nikt też nie widział rzekomo uwolnionych żołnierzy rosyjskich.

Prawda była taka, że prócz samego zainteresowanego wszyscy ludzie zaangażowani w tę wymianę byli funkcjonariuszami FSB. W wywiadzie dla NTW, nadanym 8 lutego wieczorem, rosyjski minister spraw wewnętrznych oznajmił, że to on podjął decyzję o wymianie Babickiego. Zarazem jednak inny urzędnik próbował przekonać dziennikarzy, że "wymiana" była inicjatywą lokalną i że Kreml jedynie próbował ustalić, kto jest odpowiedzialny za to, co zaszło, bo cała ta "afera Babickiego" działa na niekorzyść Putina.

Rzecznik rządu powiedział, że Babicki żyje i że następnego dnia dotrze do Moskwy kaseta wideo, która potwierdzi jego słowa. Wcześniej jednak nagranie trafiło do siedziby radia Swoboda, 8 lutego wieczorem, przekazane przez niezidentyfikowanych pośredników.

Jeden z "Czeczenów", którzy przywieźli kasetę, podobno przyjechał wprost z Czeczenii i miał na osobie mundur MWD. Nagranie ukazało wyczerpanego Babickiego. Dziennikarze, którzy analizowali nagranie, orzekli, że jeńca trzymano pod ramiona tak, jak to robią milicjanci, ale na pewno nie czeczeńscy bojownicy. Nawet funkcjonariusze FSB uwiecznieni na filmie z rzekomego przekazania Babickiego nie próbowali specjalnie udawać, że cała ta komedia wydarzyła się naprawdę. Gdy FSB świętowała rocznicę wycofania sił sowieckich z Afganistanu, jeden z funkcjonariuszy wyznał Aleksandrowi Jewtuszence: "Widzieliście bojowników w maskach. A ten, który trzymał Babickiego… Pokazali to w telewizji. To byłem ja".

Na miejsce "wymiany" wybrano okolice Szali, czyli teren znajdujący się pod całkowitą kontrolą sił federalnych. W pobliskiej wiosce Meskier-Jurt, również kontrolowanej przez federalnych, stacjonowali żołnierze, utrzymywano blokadę drogi i stały tam transportery opancerzone. Ludzie w maskach, którzy odjechali z Babickim, zabrali go, jak się później okazało, do wioski Awtury. Wprawdzie nie była ona zajęta przez siły federalne, ale też jeniec z całą pewnością nie trafił między bojowników ruchu oporu. Był po prostu więźniem w domu krewnych Adama Dienijewa, słynącego z kolaboracji z władzami moskiewskimi (jego religijna, proimperialna organizacja Adamałła miała nawet biuro w Moskwie). W tym domu Babicki spędził dwa tygodnie, bez możliwości skontaktowania się ze światem zewnętrznym.

23 lutego porywacze wyprowadzili go z domu, kazali ukryć się w bagażniku wołgi i powieźli w stronę Dagestanu. Tego dnia, w rocznicę deportacji Czeczenów, na federalnych posterunkach znacząco zwiększono obsadę. Mieszkańcy Czeczenii woleli teraz nie opuszczać domów, jeśli nie było to koniecznie. A jednak samochody porywaczy – wołga i towarzyszące jej żyguli – nie zostały zatrzymane ani razu, przy żadnym punkcie kontrolnym; kierowcy jedynie zwalniali, by okazać jakiś dokument.

Tym sposobem Babicki trafił do Machaczkały. Tu wręczono mu paszport wydany na cudze nazwisko, ale z profesjonalnie wpasowaną jego fotografią (jak się później okazało, był to dokument wydany zupełnie legalnie, choć in blanco, przez jedno z biur paszportowych MWD). Porywacze zażądali, by Babicki przekroczył granicę z Azerbejdżanem, posługując się właśnie tym paszportem. On jednak zdołał im uciec i powrócić do Machaczkały, skąd zatelefonował do przyjaciół (w hotelu musiał skorzystać z fałszywego paszportu).

Świat dowiedział się nareszcie, że dziennikarz żyje. W końcu Babicki oddał się w ręce dagestańskiej milicji.

Milicjanci otrzymali później medale za uratowanie Babickiego, ale prawda była taka, że początkowo władze oskarżyły go o posługiwanie się fałszywym paszportem, zamknęły na kilka dni w więzieniu w Machaczkale i urządziły mu proces zakończony wymierzeniem grzywny, którą zaraz potem anulowano…

Z jakiegoś powodu Prokuratury Generalnej nie obeszło, że Babickiego porwano, pobito i torturowano, zainteresowała się natomiast tym, że jako ledwie żywy zbieg musiał posłużyć się nie swoim paszportem, co uznała za poważne przestępstwo. Paszport stał się głównym dowodem przeciwko korespondentowi Swobody.

W całej tej sprawie, rzecz jasna, funkcjonariusze aparatu przymusu i oficjele przejawiali niezachwianą pewność, że działają całkowicie bezkarnie, a pewność tę brali stąd, że niedolę Babickiego usankcjonowały decyzje dowództwa FSB.

Niemal wszyscy uczestnicy tych wydarzeń są znani. (...)

Osoba, która zorganizowała "wymianę" Babickiego, została zidentyfikowana jako pułkownik FSB Igor Pietielin (rozpoznał go na nagraniu wideo korespondent wojenny "Nowej Gaziety", Wiaczesław Izmajłow). Sam Babicki zobaczył później w gazecie fotografię jednego z porywaczy – był to ochroniarz prezydenta Czeczenii, Achmada Kadyrowa.

Jeden znaczek może uratować życie tysiącom ludzi walczących o pokojową przyszłość Ukrainy i całej Europy. Licytuj razem z nami

<<Reklama>> Ebook "Wysadzić Rosję" dostępny jest w Publio.pl >>

Wysadzić Rosję - okładkaWysadzić Rosję - okładka mat. prasowe

Więcej o: