Wszystko to w powieści kryminalnej Davida Lagercrantza – znanego szwedzkiego pisarza i dziennikarza śledczego, który jest autorem kontynuacji kultowego "Millennium" Stiega Larssona.
W Sztokholmie zostaje pobity na śmierć sędzia piłkarski. Zebrane dowody wskazują na porywczego ojca jednego z młodych piłkarzy. Starsi stażem policjanci chcą na tym etapie zakończyć śledztwo, ale młoda i ambitna policjantka, Micaela Vargas, wciąż ma wątpliwości. Kontaktują się więc z światowej sławy profesorem psychologii, Hansem Rekkem. Przenikliwy i działający nieszablonowo geniusz widzi więcej i szybko wywraca śledztwo do góry nogami. Okazuje się bowiem, że nic nie jest takie, na jakie z pozoru wygląda, a zamordowany nie był tym, za kogo się podawał.
Czyżby ofiarę pomylono z katem?
Śledztwo zmierza w polityczne rejony: od tajnych więzień, gier wywiadów, przez wojny terrorystów, aż po najwyższe szczeble władzy.
W trakcie prób rozwikłania tych mrocznych tajemnic między Micaelą i Rekkem zawiązuje się wyjątkowa relacja. Choć to zderzenie dwóch światów – wykształconego i kulturalnego przedstawiciela klasy wyższej z policjantką z klasy niższej – to ten wybuchowy duet uzupełniających się przeciwieństw staje się wkrótce solą w oku wszystkich zaangażowanych w śledztwo.
<<Reklama>> Ebook "Człowiek, który wyszedł z mroku" dostępny jest w Publio.pl >>
Przeczytaj fragment książki "Człowiek, który wyszedł z mroku":
Micaela wierciła się na krześle. Nastrój był nieszczególny, choć Falkegren robił wszystko, żeby stać się częścią zespołu. Ale to od początku było skazane na porażkę. On należał do innego gatunku ludzi. Nie tylko dlatego, że przez cały czas się uśmiechał, nosił wyprasowany garnitur i mokasyny z chwostami.
– A jak wygląda kwestia dowodów, Carl? Rozmawiałem przelotnie z… – Tu Falkegren spojrzał na nią pytająco.
Najwyraźniej nie pamiętał jej nazwiska albo nagle przyszło mu do głowy coś innego, bo niedokończone zdanie zawisło w powietrzu.
Wtedy wtrącił się Fransson i zaczął przedstawiać sytuację dowodową. Jak zwykle kiedy mówił, wszystko brzmiało przekonująco. Wyglądało na to, że jedyną brakującą rzeczą jest wyrok skazujący, i może właśnie dlatego komendant nie słuchał go zbyt uważnie. Wymamrotał tylko twierdząco:
– No właśnie, właśnie tak, czyli wagi materiału dowodowego w żaden sposób nie osłabia diagnoza z raportu P7.
– Nie, w zasadzie nie – powiedział Fransson, na co Micaela podniosła głowę znad notatek.
„P7 – pomyślała – ten cholerny raport P7". Miała go w rękach dziesięć dni temu i nie do końca wiedziała, o co w nim chodzi. To było wstępne badanie psychiatryczne, które poprzedzało właściwą diagnozę. Micaela zaczęła czytać wyniki z ciekawością, ale prawie natychmiast się rozczarowała. „Antyspołeczne zaburzenie osobowości" – napisano we wnioskach. „Prawdopodobne antyspołeczne zaburzenie osobowości". Czyli innymi słowy, Costa miałby być psychopatą. Nie wierzyła w to.
– Dokładnie tak – powiedział komendant z nową ekscytacją w głosie. – Tam jest klucz do jego osobowości.
– No, może – przyznał Fransson niepewnie.
– Ale chodzi o to, żeby wydobyć od niego przyznanie się do winy.
– Tak, oczywiście.
– I byliście już blisko?
– Tak, w sumie tak.
– I ja też odegrałem w tym dramacie pewną rolę, prawda? – pytał dalej Falkegren.
Przez chwilę wszyscy sprawiali wrażenie, jakby nie wiedzieli, o co chodzi, choć wiedzieli bardzo dobrze. Dlatego też nikt nie był zdziwiony, kiedy dodał:
– To ja poprosiłem was, żebyście wypróbowali nową technikę przesłuchań.
– No właśnie, tak, to była bardzo dobra rada – wymamrotał Fransson, udając wdzięczność, ale bez nadmiernego podziwu.
Po zapoznaniu się z diagnozą z raportu P7 Falkegren zaproponował, żeby przestali wywierać naciski na Giuseppe Costę, a zamiast tego pozwolili mu wypowiadać się jako znawcy psychologii. Brzmiało to nieco dziwnie, ale Falkegren nie ustępował. „Jego mniemanie o sobie jest gigantyczne, zdaje mu się, że wie wszystko na temat piłki nożnej" – utrzymywał, więc w końcu zdecydowali się podjąć próbę.
Pewnego dnia, kiedy Giuseppe był w szczególnie chełpliwym nastroju, Fransson rzucił:
– Ma pan ogromne doświadczenie, więc pewnie może nam pan powiedzieć, co sobie myśli człowiek, który dokonuje tak niesłychanego czynu jak zamordowanie sędziego piłkarskiego.
Wtedy Costa wyprostował się na krześle i zaczął mówić z takim zaangażowaniem, iż można było odnieść wrażenie, że oto właśnie pośrednio przyznaje się do winy. Był to rzeczywiście interesujący moment w śledztwie. Jednak dopiero teraz Micaela w pełni zrozumiała, jaką dumą przepełniało to Martina Falkegrena.
– Bo wiecie, to znany chwyt. Był taki jeden sławny przypadek – wyjaśnił.
– Ach tak, doprawdy? – rzucił Fransson.
– Pewien młody dziennikarz przeprowadzał wywiad z Tedem Bundym w więzieniu na Florydzie.
– Słucham?
– Ted Bundy – powtórzył Falkegren. – Właśnie ten. W przypadku Bundy’ego metoda okazała się skuteczna. Facet studiował psychologię i kiedy dostał możliwość wypowiadania się jako ekspert, po raz pierwszy się otworzył – mówił dalej komendant.
Już nie tylko Micaela miała teraz sceptyczny wyraz twarzy. Ted Bundy. Przecież mógł równie dobrze wymienić Hannibala Lectera.
– Nie zrozumcie mnie źle – dodał Falkegren. – Nie zamierzam robić tu porównań. Chcę tylko powiedzieć, że w tej dziedzinie pojawiły się nowe metody, nowe techniki przesłuchań, tymczasem my w policji… – Przerwał na chwilę.
– Tak?
– …mamy duże braki w fachowej wiedzy. Powiedziałbym nawet, że byliśmy dotąd naiwni.
– Doprawdy? – rzucił Fransson.
– Ależ tak. Samo pojęcie psychopaty przez długi czas uważano za przestarzałe i stygmatyzujące. Ale, dzięki Bogu, ten trend się odwrócił. Niedawno byłem na wykładzie, znakomitym wykładzie, muszę podkreślić.
– No proszę – skomentował Fransson.
– Był niesłychanie wciągający. Wszyscy siedzieliśmy jak przyklejeni do krzeseł, naprawdę, szkoda, że was tam nie było. Wykładowcą był Hans Rekke.
– Kto?
Mężczyźni popatrzyli po sobie. Jasne było, że nikt nie znał tego nazwiska ani też szczególnie się tym nie przejmował.
– Jest profesorem psychologii na Uniwersytecie Stanforda, niezwykle prestiżowe stanowisko.
– Imponujące – stwierdził ironicznie Fransson.
– Naprawdę – potwierdził Falkegren, który najwyraźniej nie wyczuł ironii. – Jest cytowany we wszystkich czołowych pismach branżowych.
– To fantastycznie – rzucił Ström tym samym kpiącym tonem.
– Ale nie myślcie, że to typ oderwany od rzeczywistości. Jest specjalistą od techniki przesłuchań, pomagał policji w San Francisco. Jest niezwykle bystry i ma ogromną wiedzę.
Te słowa też nie zrobiły na nikim wrażenia, pogłębiły raczej panujące w pokoju poczucie podziału na „my" kontra „oni". Czyli na jednym biegunie on – szef, karierowicz, który wybrał się na jakiś wykład i doznał olśnienia, a na drugim Fransson i jego ludzie – ciężko pracujący policjanci, którzy mocno stąpają po ziemi i nie wpadają od razu w zachwyt nad każdą modną nowinką.
– Profesor Rekke i ja od razu znaleźliśmy wspólny język, dobrze się rozumiemy – ciągnął Falkegren, podkreślając, że on też jest kimś wyjątkowym, skoro dobrze rozumie się z tak wybitnym człowiekiem. – Opowiadałem mu o sprawie Costy – dodał.
– O, doprawdy? – Fransson uniósł brew.
– Wspomniałem o tej jego manii wielkości, cechach narcystycznych, o tym, że jesteśmy w trudnej sytuacji, bo nie mamy fizycznych dowodów winy.
– Okej – rzucił Fransson.
– Wtedy on przypomniał o metodzie wykorzystanej przy sprawie Bundy’ego i powiedział, że może też powinniśmy jej spróbować.
– Dobrze, a więc wiemy już, skąd ta myśl – powiedział Fransson, jakby zależało mu na zakończeniu tej rozmowy.
– Ale potem, kiedy to zadziałało, kiedy Costa rzeczywiście się otworzył, pomyślałem: a niech to! Jeśli Rekke tak bardzo nam pomógł taką zwykłą uwagą, rzuconą z marszu, to czego mógłby dokonać, gdyby bliżej zapoznał się ze sprawą?
– Hm, rzeczywiście można się zastanawiać – rzucił zaniepokojony Fransson.
– Otóż to – potwierdził Falkegren. – Dlatego trochę popytałem tu i ówdzie, bo jak wiecie, mam swoje kontakty, i wszędzie słyszałem same pochwały. Same pochwały, moi panowie. Dlatego pozwoliłem sobie wysłać nasze materiały profesorowi Rekkemu.
– Co takiego? Co zrobiłeś?! – wykrzyknął Fransson.
– Posłałem mu materiały ze śledztwa.
Teraz wszyscy mieli wrażenie, że nie do końca rozumieją. Potem Fransson zerwał się z krzesła.
– Przecież to, do jasnej cholery, jest naruszenie tajności śledztwa – warknął.
– Spokojnie, tylko spokojnie – odparł Falkegren. – Wcale tak nie jest. Rekke będzie częścią naszego zespołu, jest zresztą zobowiązany do tajemnicy zawodowej jako psycholog. Szczerze powiedziawszy, uważam, że naprawdę go potrzebujemy.
<<Reklama>> Ebook "Człowiek, który wyszedł z mroku" dostępny jest w Publio.pl >>
Okładka książki 'Człowiek, który wyszedł z mroku', David Lagercrantz Wielka Litera
Człowiek, który wyszedł z mroku, David Lagercrantz, przeł. Alicja Rosenau, Wielka Litera 2022.