Ryszard Kozik: Musimy zacząć od powieści "Agla. Alef" Radka Raka (Powergraph), bo dawno żadna książka obojga nas tak bardzo nie zassała. Od pierwszej strony czytało mi się ją świetnie i około setnej zdałem sobie sprawę, że równocześnie cieszę się z ekspresowego tempa lektury i zaczyna mi być przykro, bo z każdą stroną zbliżam się do końca.
Anna Kowal: Ja w połowie pomyślałam, że popełniłam błąd, bo trzeba było poczekać, aż ukaże się cała trylogia i przeczytać ją tom po tomie. A "Agla. Alef" jest moim zdaniem za krótka!
Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Ryszard: A ma ponad 600 stron! To powieść napisana brawurowo i z rozmachem. Z dopieszczonymi detalami i pełnokrwistymi postaciami. Główna bohaterka Sofja Kluk musi dojrzeć w ekspresowym tempie. Gdy jej ojciec nie powraca długo z wyprawy badawczej, zostaje oddana na prywatne szkolenie do... czarodziejki. Nie nauczy się co prawda czarować, ale przeżyje pierwszą miłość, pozna swoją seksualność, a potem uruchomi lawinę zdarzeń, która porwie ją i poniesie. Wszystko to dzieje się w mocno odrealnionym, magicznym inaczej Krakowie, który tak się nie nazywa, ale ma m.in.: Planty, Collegium Maius, dzielnicę żydowską (o przepraszam, jomską), Szkieletora, Ogród Botaniczny i majaczące w oddali Hutę z Mogiłą.
Anna: Ja z postrzeganiem tego miasta jako Krakowa miałam pewien problem.
Ryszard: Przez to odrealnienie i fakt, że wszystko dzieje się jakby w czasie i poza czasem. Po ulicach krążą niby dorożki ciągnięte przez dziwne stwory i mercedesy służby bezpieczeństwa, zmutowane(?) raki psują małolaty, biedni ludzie goblinieją, a nad wszystkim czuwa wszechmocny Car. Są też czarodzieje, kaci i demony.
Anna: Nie zdradzaj wszystkiego!
Ryszard: Wiadomo. Dzięki Ani odrobiłem też zaległości i przeczytałem "Puste niebo" Raka. Tołpi, prosty wiejski chłopak wyławia z Bugu księżyc. Postanawia dać go dziewczynie, która mu się podoba, z nadzieją, że przestanie go wyśmiewać. Po drodze spotyka jednak wierzbowe licho - diabła Zapaliczkę i w trakcie przepychanek księżyc rozbijają. A bez księżyca kobiety przestaną miesiączkować i ludzie powymierają! Tołpi wyrusza więc do Lublina, do rabina przechrzty, który kiedyś prawie pojmał Boga. Podobno potrafi wytopić księżyc, okazuje się też, że ma ku temu bardzo mocną, prywatną motywację... Mamy tu i rewolucję, i tajemne korytarze pod miastem, których przebieg zmienia się w zależności od tego, kto nimi wędruje, i stwory wymyślone przez autora. Mamy miłość i nienawiść, pożądanie, radość i rozpacz, życie i śmierć, narkotyczne wizje i demony. Mamy też rzecz jasna Lublin, taki bardziej z Schulza niż z Singera.
Anna: Ej, miało być o nowościach!
Ryszard: Dla mnie to była nowość.
Marta Korycka: To ja od razu wskoczę też z jedną nowością-nienowością, bo z doskonałą książką "Będzie bolało" Adama Kaya (Insignis). Właśnie ukazało się wydanie z serialową okładką, bo powstał na jej postawie serial z Benem Whishawem (można go oglądać w CANAL+ online). To skrząca się ironicznym humorem opowieść o tym, co widział i czego doświadczył Kay w trakcie sześcioletniej pracy lekarza. Musiałam wyglądać co najmniej dziwnie, gdy czekając na opóźnioną premierę w kinie zaśmiewałam się co chwilę, ale po tym, jak zaczęłam czytać tę książkę w autobusie, trudno się było od niej oderwać (w drodze powrotnej w autobusie też się zresztą śmiałam). Oczywiście, to trochę śmiech przez łzy, bo oprócz po prostu zabawnych, czasem absurdalnych sytuacji, Kay pokazuje, w jak kiepskim stanie jest system brytyjskiej służby zdrowia. Dodam tylko, że autor już nie pracuje w zawodzie... Naprawdę, świetna lektura na urlop.
Anna: "Zbuduj swój dom wokół mojego ciała" Violet Kupersmith od Movy to z kolei jedna z najlepszych książek 2021 roku według "New York Timesa" i "Kirkus". 22-letnia Winnie, pół Amerykanka, pół Wietnamka czuje, że nie pasuje do rodziny. Porzuca Amerykę i wyjeżdża do Wietnamu, kraju ojca. Osiedla się w Sajgonie i uczy angielskiego. Ale i tu nie może się odnaleźć, a pewnego dnia... znika. Ponad dwadzieścia lat wcześniej nastolatka z zamożnej wietnamskiej rodziny gubi się na plantacji kauczuku. Kiedy zostaje odnaleziona, nie jest już taka jak dawniej. Autorka zabiera nas w podróż przez pół wieku historii Wietnamu, poznajemy też jego folklor i magię.
Marta: A co powiecie na biografię? Jedną z najlepszych, jakie czytałam od dawna, jest "Nie ma jak przyszłość" Michaela J. Foxa (Insignis). Jeśli spodziewacie się miliona anegdot z planów filmowych, tu ich tak wiele nie ma. Nie ma też skandali - Fox ma od lat jedną żonę, czworo dzieci i... parkinsona. Choroba, która ciągle wielu osobom kojarzy się z podeszłym wiekiem, została u aktora zdiagnozowana przed trzydziestką. Fox założył fundację, o której też opowiada w swojej książce. Przede wszystkim jednak pisze - jakże zwyczajnie i bez ściemy - o życiu z chorobą, do której jeszcze w "najstraszniejszym roku życia" doszedł m.in. nowotwór, o tym, co ważne. Bez nadmiernego nadęcia. To jest książka, do której można wracać.
Ryszard: Kolej na zdecydowanie najgłośniejszą premierę ostatnich tygodni. W "Empuzjonie" (Wydawnictwo Literackie), pierwszej po Noblu powieści, Olga Tokarczuk przenosi nas do sytuacji żywcem wyjętej z jednej ze swych ukochanych książek – "Czarodziejskiej góry" Tomasza Manna. Mamy oto uzdrowisko dla gruźlików (w Gorbersdorf, dzisiejszym Sokołowsku na Dolnym Śląsku), w którym ląduje Mieczysław Wojnicz, student inżynierii z Lwowa. Jest i grono współkuracjuszy toczących nieustannie dysputy polityczne i światopoglądowe. Jednym z głównych tematów rozmów są kobiety, a mówiąc wprost ich niższość pod każdym niemal względem.
Każdy z uczestników sporów próbuje przeciągnąć Mieczysława na swoją stronę. On sam zaś jest mocno zagubiony - w swej tożsamości narodowej, poglądach na różne kwestie, seksualności. Zaprzyjaźnia się z najmłodszych i najciężej chorym z kuracjuszy Thilo, który pokazuje mu na cmentarzu w sąsiedniej miejscowości (w Gorbersdorfie cmentarza nie ma) miejsce, gdzie chowane są ciała zmarłych na początku listopada. Podobno coś, nie wiadomo co, rozszarpuje co roku późną jesienią kolejne ofiary w lesie. A listopad tuż tuż...
Anna: Będę musiała przeczytać! "Lincoln Highway" (Znak) to nowa powieść Amora Towlesa, autora "Dżentelmena w Moskwie". Emmett Watson wychodzi z poprawczaka i wraca na rodzinną farmę w Nebrasce, gdzie czeka na niego młodszy brat, długi po ojcu i błękitny studebaker – jego jedyny majątek. Emmett chce zabrać brata do Kalifornii, gdzie zaczną wszystko od nowa. Może nawet uda im się odnaleźć matkę, która lata temu bez słowa wyjechała do San Francisco? Los sprawia, że bracia muszą wyruszyć w przeciwnym kierunku. Do Nowego Jorku – miasta, gdzie początek bierze legendarna autostrada Lincolna, pierwsza droga łącząca ze sobą dwa krańce Ameryki.
Ryszard: Brzmi dobrze, ale ja mam coś mocniejszego! "Tu byli, tak stali" Gabriela Krauzego (Czarne) to snuta na potężnym haju (bohaterowie non stop przypalają, aż dziwne, że książka nie pachnie ziołem) opowieść z życia gangsterskiego na londyńskim blokowisku South Kilburn, na którym budynki nazwano od nazwisk wybitnych pisarzy. Jest więc Blake Court i Austen House, Bronte House i Dickens House, a także Wordsworth House. Główny bohater Gabriel alias Snoopiacz, "gość ostrygość, gość wrednygość, gość twardygość", łączy bandyckie "chapania" (czyli kradzieże) ze studiowaniem literatury angielskiej. Oba światy mu się przeplatają, lecz ważniejszy pozostaje ten osiedlowy. On go nakręca, motywuje, daje poczucie własnej siły i wartości. On też czyni go nieustępliwym, agresywnym, bezwzględnym. Tylko jak długo da się tak żyć - non stop na pełnej? Świetnie napisana (brawa też dla tłumacza, Tomasza S. Gałązki - odwalił kawał roboty!) historia, zainspirowana wydarzeniami z życia autora, który we wczesnej młodości należał do gangu na South Kilburn. Gorąco polecam!
Anna: Ostre, ja jednak wolę delikatniejsze klimaty, np. "Merci, Monsieur Dior" Agnès Gabriel (Marginesy). Byłam przekonana, że jest biografią Diora, okazało się, że to powieść obyczajowa, a Dior jest w niej raczej dodatkiem. Główną bohaterką historii jest Célestine – młoda dziewczyna, która postanawia zmienić swoje życie, pakuje walizki i wyjeżdża z Normandii do Paryża. Jest rok 1946, miasto powoli odżywa po wojnie. Nasza bohaterka ma dużo szczęścia i szybko znajduję dobrze płatną pracę u… Christiana Diora. Na początku zajmuje się sprzątaniem i gotowaniem, wkrótce jednak zaczyna wkraczać w świat mody. Po kilku latach jest nie tylko gospodynią domu, ale też pomaga przy projektach, archiwizuje dokumenty, dba o sekrety swojego pracodawcy. Życie Célestine to również poszukiwanie szczęścia, zdobywanie niezależności, podążanie za marzeniami. Po drodze spotyka ją wiele rozczarowań i kilka zawodów miłosnych, ale młoda kobieta niezmiennie docenia to, jak wygląda jej życie. Nie da się ukryć, że opowieść mnie zauroczyła i zapewniła mi bardzo przyjemne popołudnie.
Marta: Mnie bardzo dobrze czytało się "Cztery muzy" Sophie Haydock (Albatros). To opowieść o czterech kobietach związanych z jednym z najbardziej znanych i kontrowersyjnych austriackich malarzy, uczniu Gustawa Klimta, Egonem Schielem. Jego siostra, modelka i żona oraz jej siostra, w wszystko w czasach przełomowych - końcu XIX wieku aż po okres II wojny światowej. Autorka na podstawie skrawków informacji na temat czterech kobiet stworzyła fabularyzowaną, pełną namiętności powieść. Naprawdę mnie wciągnęła.
Ryszard: Podobnie jak mnie "Powszednia historia" Sebastiana Nowaka od wydawnictwa WAB. To opowieść o grupie młodych osób, próbujących uporządkować swoje życie. To także opowieść o miłości, odmienności, tolerancji. Jana, Ludwik, Krzysiek, Stach - ich z pozoru spokojne życie wibruje/rezonuje większymi i mniejszymi emocjami. Są też Babcia (z doświadczeniem życiowym i... samotnością), upierdliwa sąsiadka, tajemnicza Ducha, Janusz (sikający na okładce pod budką telefoniczną, która też ma w opowieści do odegrania pewną rolę) i rodzinna szafa (z ciężarem, historią i symboliką). Autor zręcznie balansuje pomiędzy tym, co ważne/poważne, a tym, co zabawne/groteskowe. Fajny debiut!
Anna: Skoro znowu jesteśmy przy literaturze polskiej, to pora na "Szczelinami" Wita Szostaka (Powergraph). To jedno wielkie wyzwanie, także dla autora, który postawił - przed sobą, ale i przed czytelnikami - zadanie: "spisać życie – autoportret poetki, lecz zrobić to z założenia za pomocą form niepowieściowych krótkich i pełnych przemilczeń, a potem czytelnika zaprosić do niezwykłej gry w sklejanie życia narratorki z okruchów jej najintymniejszych doświadczeń: dojrzewania, miłości i rozstań rozczarowań i macierzyństwa, trudnych relacji rodzinnych długiego cienia przeszłości losu kobiety w świecie rządzonym przez mężczyzn". No i jak, podejmiecie te wyzwania?
Ryszard: Rozważam. A sam polecam "Pięcioro małych Indian" Michelle Good (Sonia Draga). To książka zainspirowana doniesieniami o tym, co działo się w Szkołach Misyjnych w Kanadzie. Kenny, Lucy, Clara, Howie i Maisie, zabrani rodzinom i wysłani do odległej, prowadzonej przez Kościół szkoły z internatem, ledwo wchodzą w dorosłość, gdy po latach uwięzienia zostają wypuszczeni na wolność. Samotni, nieprzystosowani do życia w społeczeństwie, pozbawieni wsparcia i rodzin docierają do obcej, obskurnej dzielnicy w centrum Vancouver, gdzie lgną do siebie, próbując znaleźć poczucie bezpieczeństwa i przynależności w świecie, który ich nie chce. Mocne i bolesne!
Marta: Magdalena Majcher też często inspiruje się prawdziwymi historiami, pisząc swoje powieści. W "Najgorszym domu" bohaterką jest prywatna detektyw, która próbuje dowiedzieć się, co stało się z jej młodszą siostrą. Taki opis być może nie przywołuje na myśl przymiotnika "życiowy", ale uwierzcie mi, to zaledwie zalążek tej opowieści. To opowieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym, w którym autorka dobrze myli tropy do samego końca.
Anna: Gdyby zrobić sondę uliczną i zapytać o książkę Aldousa Huxleya, to 99 proc. tych, którzy by odpowiedzieli, wymieniłoby "Nowy, wspaniały świat". A przecież nie był on autorem jednej książki. "Po wielu latach" (Muza) to nowy przekład powieści, za którą pisarz dostał najstarszą brytyjską nagrodę literacką James Tait Black Memorial Prize. Książka jest satyrą na społeczeństwo amerykańskie z jego pędem do bogacenia się i obsesją na punkcie młodości.
Ryszard: Skoro jesteśmy już w Stanach… "Rytm Harlemu" Colsona Whiteheada (Albatros) to barwna opowieść o murzyńskiej (akcję umieścił autor w latach 1959-64, gdy określenie to nie było jeszcze niepoprawne politycznie) dzielnicy Nowego Jorku. Jej głównym bohaterem jest Ray Carney, właściciel sklepu z meblami. Ciężko pracuje, aby zarobić na utrzymanie rodziny, zmaga się z rasizmem, stara się nie narazić policji i gangsterom. Czasem dorabia na boku paserką. Jego życie nabiera tempa, gdy przez kuzyna zostaje wplątany w napad na hotel, w trakcie którego skradziono zawartość skrytek z depozytami klientów. Był wśród nich przedmiot należący do dziewczyny bossa półświatka, robi się więc nerwowo. Na dodatek jeden z rabusi dochodzi do wniosku, że po co dzielić się łupem z pozostałymi, skoro można ich zabić... Wbrew pozorom nie jest to jednak kryminał, a raczej powieść obyczajowa z wątkami gangsterskimi. Dla autora ważniejsze od budowania napięcia jest snucie opowieści o stosunkach panujących na początku lat 60. w Harlemie, niełatwej drodze do awansu społecznego czarnych przedsiębiorców, a także dylematach moralnych Raya Carneya. Bardzo ciekawe.
Anna: Ja też zapraszam do wędrówki w czasie i przestrzeni. "Róża Sewastopola" Katharine McMahon (Insignis) przenosi nas do połowy XIX wieku, w czasy Wojny Krymskiej. Piękna Rosa Barr jest jedną z pielęgniarek ochotniczek, które wyruszają na Krym, by opiekować się rannymi w wojnie z Rosją rodakami. W Londynie zostaje jej kuzynka, Mariella Lingwood, tęskniącą za Henrym, chirurgiem operującym rannych żołnierzy sił sprzymierzonych. Kiedy okazuje się, że zachorował i przebywa we włoskim Narni, postanawia go odwiedzić. A potem wyrusza na poszukiwania Rosy, o której słuch zaginął... Dużo się tu dzieje i przyjemnie się to czyta.
Ryszard: Z pewnością nie aż tyle, co u Philipa K. Dicka "Radio Wolne Albemuth" (Rebis) to nieustannie aktualna opowieść o mechanizmach władzy. Pod rządami paranoicznego prezydenta Ferrisa Fremonta USA stają się państwem policyjnym. Pisarz powieści science fiction Philip K. Dick stara się być wierny sobie, a tymczasem jego przyjaciel odbiera transmisje od... pozaziemskiego wyższego bytu, który przekazuje mu instrukcje, jak pokonać Ferrisa Fremonta. Odjechana historia, jak to u Dicka.
Anna: Dwie nowości Albatrosa ładnie wpisują się w obchodzony w czerwcu Miesiąc Dumy LGBT+. W powieści "Cantoras" Caroliny De Roberts bohaterkami jest pięć kobiet. Romina, Flanca, Anita, Paz i Malena są przyjaciółkami i kochankami. Gdyby akcja historii działa się obecnie w zachodniej Europie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że byłyby szczęśliwe i korzystałyby z życia pełnymi garściami. Niestety, nasze bohaterki mieszkają w Urugwaju – państwie zdominowanym przez mężczyzn, w którym panuje wojskowa dyktatura, a homoseksualność jest karana więzieniem. Na szczęście kobietom udaje się znaleźć miejsce, w którym mogą być sobą – przylądek Cabo Polonio to miejsce, gdzie mieszka tylko latarnik i kilku łowców fok. Do przylądka kobiety wracają przez 35 lat. Czasem razem, czasem w parach, a czasem samotnie. W książce pełno jest smutnych i bolesnych momentów, ale jest też nadzieja i szczęście. Jak to bywa w prawdziwym życiu...
"Gra na dwa fronty" Lily Lindon to lektura zdecydowanie lżejsza. Poznajemy w niej Georginę. A właściwie Ginę i George. Tylko, że to jedna osoba. Zaczynamy nieco skomplikowanie, ale już tłumaczę, co i jak. Georgina czuję się rozdarta między dwoma światami – jako Gina jest poukładaną, skrupulatną nauczycielką gry na pianinie, spędzającą weekendy na oglądaniu "Przyjaciół" i na randach z chłopakiem, jako George jest natomiast spontaniczną dziewczyną, wieczorami spotyka się z przyjaciółkami z queerowych barach. Chciałaby też zagrać w pewnej kultowej kapeli, której perkusistka się jej podoba. I tak Georgina lawiruje między swoimi dwoma światami, ale w końcu będzie musiała wybrać... czy podąży za swoimi marzeniami i odnajdzie szczęście?
Marta: Skoro było pianino, niech będą skrzypce. "Proste równoległe" to powieść Anny Romaniuk (Wydawnictwo Agora), która do tej pory pisała dla dzieci (może znacie jej Kocią Szajkę). Mamy tu dwie bohaterki - nastoletnia i bardzo utalentowana Marta poznaje nad morzem Wandę Krajewską, najwybitniejszą polską skrzypaczkę i ta zgadza się udzielać jej lekcji. Krajewską otacza tajemnica - środowisko od lat zastanawia się, dlaczego zrezygnowała z koncertowania. Czytelnicy odkryją zarówno tajemnice Wandy, jak i poznają lepiej Martę, która przez wspólnie spędzone lata z dziewczynki zmieni się w kobietę, ale czy także z uczennicy w niezależną, świadomą artystkę? Bardzo ciekawa lektura, a zainteresowani czytając mogą słuchać specjalnie przygotowanej przez autorkę plejlisty.
Ryszard: Może zakończymy naszymi ostatnimi lekturami? Moja tak naprawdę ukaże się dopiero za miesiąc, więc jeśli skusi was "Tango. Czarny kryminał retro" Michała Witkowskiego (Znak Literanova), wypatrujcie go pod koniec lipca w księgarniach tam, gdzie was wakacyjne szaleństwo poniesie. Lata 20. XX wieku. W prowincjonalnym miasteczku N***, w pobliżu Drohobycza i Borysławia, ktoś zaczyna mordować z pozoru (ale tylko z pozoru) niezwiązane ze sobą osoby. Morderca jest bardzo brutalny, a przy zwłokach zostawia kartki z cytatami z popularnych tang. Jego morderstwa zdają się też nawiązywać do serii sprzed 10 lat, której sprawcy nie złapano. Śledztwo prowadzi starszy aspirant Adolf Piątek, ale to nie na nim koncentruje się nasza uwaga. Przez książkę przewija się cała plejada barwnych postaci z półświatka i elity miasteczka (światy te wyjątkowo są tu wymieszane), a Witkowskiemu - jak zawsze - widoczną przyjemność sprawia opisywanie brudu, wyuzdania i upadku. Robi to jednak z wdziękiem (którego zazwyczaj brakuje jego publicznym prowokacjom) i dużym poczuciem humoru. Mam dużą słabość do pisania Witkowskiego, kupuję konwencję i barwny język jego opowieści, bawiłem się więc bardzo dobrze. Jeśli szukacie szalonej, kryminalnej i ociekającej krwią opowieści na wakacje – polecam.
Anna: Ja mam zdecydowanie delikatniejszą propozycję, choć nie ukrywam, że uśmiechałam się, kiedy cytowałeś mi Witkowskiego. "Życie Violette" Valerie Perrin od Albatrosa to książka niezwykła. Jego bohaterka nie miała łatwego życia - nieszczęśliwe dzieciństwo, trudne małżeństwo... Kiedy ją poznajemy, pracuje jako dozorczyni na cmentarzu. Jak widzicie, nie brzmi to zbyt optymistycznie i zapowiada smutną historię. Nic bardziej mylnego. Violette właśnie na cmentarzu odzyskała spokój. Życie toczy się tutaj powoli, rutynowo, wśród samych znajomych twarzy. Ale nadchodzą też zmiany. Pewnego dnia do Violette przyjeżdża komisarz Julien. Czy zmieni życie naszej bohaterki? Tego oczywiście wam nie zdradzę. Weźcie ze sobą "Życie Violette" na leniwe wakacje. Idealnie sprawdzi do czytania na leżaku albo hamaku. Powieść pełna jest spokoju i nieśpieszności, tego właśnie wakacyjnie życzę i wam.
Marta: O, zaczęłam ją czytać w marcu i w natłoku obowiązków po kilku rozdziałach porzuciłam. W takim razie postaram się do niej wrócić podczas urlopu. A tym, którzy nie mogą podróżować zbyt daleko, polecam moją (jeszcze nieskończoną) ostatnią lekturę. Reportaż "Nad rzekę, której nie ma" Grzegorza Kapili (Lira) to relacja z wyprawy w poprzek Ameryki Południowej. Tu macie fragment na zachętę:
<<Reklama>> Polecane ebooki dostępne są w Publio.pl >>
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina