"Jest mi równocześnie zimno i gorąco, mam dreszcze i oblewa mnie pot. Co, do cholery, jest ze mną nie tak?" [FRAGMENT]

O takim thrillerze mówi się: nieodkładalny. Od pierwszej strony "Żony" Shalini Boland wciąga czytelników w świat zawiłych intryg rodzinnych, a automatycznie nasuwające się rozwiązania zagadki za każdym razem prowadzą w ślepy zaułek.

To miał być najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Welon, wymarzona biała suknia, rodzina, goście, wspaniałe przyjęcie. A jednak coś poszło nie tak. Zoe zemdlała tuż przed ślubem i mimo że ceremonia potoczyła się dalej bez przeszkód, później przez długi czas nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zanim straciła przytomność, stało się coś złego. Czy rocznica ślubu celebrowana w miejscu, gdzie poślubiła przystojnego Toby’ego, rozwieje w końcu jej wątpliwości? Im bliżej uroczystości, tym więcej niepokojących sygnałów – kłamstw ze strony najbliższych, krzywdzących plotek, nielojalności w przyjaźni…

Zobacz wideo Dziś świat zachwyca się Maneskinem, ale nie tylko ci Włosi zrobili na świecie muzyczną karierę

Fragment powieści "Żona" Shalini Boland:

Siedemnastowieczna kamienna kaplica pęka w szwach od naszych przyjaciół i krewnych. Większość należy do ogromnej rodziny Toby’ego, ale to nie szkodzi. Niedługo też stanę się jej częścią. Czarne proste włosy spięłam z tyłu perłowym grzebieniem, który należał do mamy. Mam na sobie koronkową sukienkę w kolorze kości słoniowej wyszywaną perełkami — na górze jest obcisła, na dole lekko rozkloszowana. Stoję przy wejściu i odnoszę wrażenie, że śnię.

— Na pewno wszystko w porządku, Zoe? — Becky patrzy na mnie z niepokojem, a Lou poprawia mi tiulowy welon.

Okładki książek Shalini BolandOkładki książek Shalini Boland mat. promocyjne wydawcy

Dopiero po kilku sekundach orientuję się, że mówi do mnie. Słaniam się z gorąca. Jest bardzo duszno. Wprawdzie to grudzień, zanosi się na śnieg, ale niewielkie pomieszczenie jest zatłoczone i przegrzane. Oddycham z trudem. Powinnam była wcześniej o tym pomyśleć. Zadbać o to, żeby obniżyli trochę temperaturę ogrzewania. Wyraźnie widać, że gościom też jest za ciepło — pozdejmowali kurtki i wachlują się kartkami z programem ceremonii.

Ocieram pot z górnej wargi i czoła, żałując, że wybrałam tak ciasno dopasowaną sukienkę. Guz z tyłu głowy mi pulsuje, jestem lekko zamroczona i niewykluczone, że niedługo zwymiotuję.

— Nic mi nie jest — odpowiadam szeptem zaniepokojonym druhnom. Postanowiłam nikomu nie opowiadać o omdleniu, żeby zupełnie nie przyćmiło uroczystości. Toby i jego rodzice też zgodzili się zachować to w tajemnicy.

— Tylko że jesteś dość blada. — Becky marszczy czoło. — Wyglądasz świetnie, ale… jesteś jakaś nieswoja.

— Wychodzi za mąż — wtrąca cicho Lou, przygładzając czarne włosy. — To wielki dzień, więc oczywiście, że jest nieswoja. Denerwuje się. A twoje komentarze wcale jej nie pomagają.

Becky patrzy na nią spode łba.

— Nie zaszkodzi zapytać. Po prostu martwię się o swoją przyjaciółkę, to tyle.

— To też moja przyjaciółka.

— Skoro tak, to na pewno zauważyłaś, że jest bledsza niż zwykle.

Nie wzięłam pod uwagę, że druhny niezbyt za sobą przepadają, choć to moje dwie najlepsze przyjaciółki. To dlatego nie zaproponowałam, żeby wczoraj nocowały ze mną w hotelu. Przyjechały rano i od tego czasu ciągle się kłócą. Nie wiem, skąd między nimi taka wrogość. Nawet zbyt dobrze się nie znają. Z Lou Schiavone chodziłam do szkoły i chyba jest trochę zazdrosna o moją nową przyjaźń z Becky Webb, którą poznałam w pracy. Nie powinnam teraz zaprzątać sobie tym głowy. Dzień ślubu to nie czas na łagodzenie tego rodzaju waśni.

Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Gorąco zapraszałam też swoją siostrę, Dinę, ale odpisała, że nie zdoła przyjechać, bo za późno zabrała się do rezerwowania biletów z Tajlandii. Moimi druhnami zostały więc Becky i Lou.

Może to i lepiej, zwłaszcza że nasza ostatnia rozmowa z Diną, delikatnie rzecz ujmując, nie przebiegła najlepiej. Moja relacja z siostrą jest skomplikowana. Nie chcę teraz o tym myśleć.

Kiedy rozbrzmiewa marsz weselny, czuję ucisk w żołądku. Czekałam na tę chwilę od miesięcy. Wzdrygam się, kiedy tata bierze mnie pod rękę. Druhny na chwilę zakopują topór wojenny i jednocześnie unoszą mój welon. Z trudem powstrzymuję się, żeby się nie obrócić i nie sprawdzić, czy wszystko między nimi gra. Pomimo napięcia nie zamierzam się wtrącać. Zwracam się do ojca i ze zdumieniem odkrywam, że w jego oczach błyszczą łzy.

— Wyglądasz pięknie, Zoe. Zupełnie jak twoja mama.

Udziela mi się jego wzruszenie — tracę oddech i wciągam głęboko powietrze.

— Dziękuję, tato.

Zwykle nie jest sentymentalny, więc jego słowa i reakcja dużo dla mnie znaczą. Szkoda tylko, że teraz nie jestem w stanie tego docenić, bo jest ze mną kiepsko. Twarz ojca zaczyna mi się nagle rozmywać przed oczami i ponownie muszę gwałtownie oddychać, opanowując w ten sposób mdłości. Modlę się, żeby znów nie zemdleć. Może bierze mnie grypa? Trudno o gorszą porę. Jestem gotowa ruszyć do ołtarza, ale tata jeszcze mnie przytrzymuje.

Thriller 'Żona' Shalini BolandThriller 'Żona' Shalini Boland mat. promocyjne wydawcy

— Muszę cię zapytać, Zoe… Jesteś absolutnie pewna? To ważna decyzja. — Jego słowa brzmią zdecydowanie. Patrzy mi o oczy.

— Co? — Na moment odzyskuję jasność umysłu i zirytowana posyłam mu złowrogie spojrzenie. Wcześniej nie zgłaszał żadnych wątpliwości co do moich planów małżeńskich — szczerze mówiąc, nigdy za bardzo nie interesował się moim życiem. Dlaczego więc zadaje mi takie pytanie teraz, kiedy za moment mam złożyć przysięgę? — Jak to "pewna"? O co ci chodzi?

— Nieważne. To nic takiego. — Oblewa się rumieńcem, odchrząkuje i patrzy przed siebie.

Gdybym miała więcej siły, zaoponowałabym mocniej. Trzeba przyznać, że rzadko rozmawiam z ojcem i nie zamierzam zaczynać teraz, kiedy obserwuje nas prawie dwieście osób. Poza tym tata lubi powtarzać: "Najlepszym brakiem jest brak słów".

— Najważniejsze, że ty jesteś szczęśliwa — ciągnie bez przekonania. — Mama byłaby z ciebie dumna — dodaje.

W odpowiedzi tylko kiwam głową, bo jestem tak wściekła, że wolę się nie odzywać. Złości mnie, że wspomina o mamie. Jakby to miało usprawiedliwić poprzednie pytanie.

Goście na nas zerkają, czekając na początek ceremonii. Muzyka nadal gra, ale my stoimy w miejscu. Tata chyba zdaje sobie sprawę, że wszystko opóźnia, więc robi pierwszy krok, a ja ruszam razem z nim po wytartej kamiennej posadzce między dwoma rzędami drewnianych ławek. Spowalniam oddech. Kilka razy przełykam ślinę, żeby stłumić falę nudności. Na pewno wszyscy zauważyli, że coś ze mną nie w porządku, i teraz zażarcie plotkują. A może tylko to sobie uroiłam?

Mam nadzieję, że wyglądam tak, jak mówił tata, a nie tak, jak się czuję. Nie tak wyobrażałam sobie stawanie na ślubnym kobiercu. Spodziewałam się ekscytacji i błogiej radości. Przynajmniej dobrze, że zemdlałam przed ceremonią, a nie w jej trakcie. Żebym tylko nie zapeszyła. Mocniej chwytam się taty, a on pocieszająco klepie mnie po ręce.

Przez olbrzymie witrażowe okno wpada blade zimowe światło i rozświetla ołtarz, z którego obserwują nas cztery kolorowe figury świętych — pewnie widziały już niejedną pannę młodą. Kiedy mijam kolejne rzędy ławek, twarze gości wydają mi się zamazane, udaje mi się jednak wyłowić kilkoro znajomych. Zauważam eleganckie fryzjerki z salonu, w którym pracuję. Widzę też Cassie Barrington z chłopakiem i rodzicami. Tylko że jej nie zaliczam już do przyjaciółek, odkąd zdałam sobie sprawę, że myśli wyłącznie o sobie. Niestety musiałam zaprosić Barringtonów, bo mój tata jest ojcem chrzestnym Cassie. Nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Po prostu za młodu nasi rodzice się przyjaźnili, więc Barringtonowie poprosili moich na chrzestnych, żeby tradycji stało się zadość.

Na szczęście szybko przestaję myśleć o Cassie, bo z przodu dostrzegam pękających z dumy Celię i Malcolma. Nick, który drużbuje bratu, uśmiecha się do mnie z otuchą. No i wreszcie widzę Toby’ego. Miłość mojego życia.

Tata przekazuje mnie panu młodemu i przez moment czuję się jak rzecz, która zmienia właściciela. Przypuszczam, że dawniej właśnie tak traktowano kobiety. Kilka razy mrugam i lekko się otrząsam, żeby pozbyć się tych dziwnych myśli. Muszę spróbować cieszyć się chwilą. Chłonąć każdą sekundę, zamiast czekać, aż wszystko się skończy. Kiedy staję przed ołtarzem, patrzę Toby’emu w oczy i widzę, że wyraźnie się o mnie martwi. Składa mi na dłoniach pocałunki. To na chwilę mnie uspokaja. Usiłuję sobie wyobrazić, że jesteśmy sami. W naszym domku u stóp wzgórza, gdzie nikt nie zakłóca nam spokoju.

Pastor rozpoczyna ceremonię, a ja wsłuchuję się w słowa przysięgi. Setki razy słyszałam ją w filmach. Recytowało ją już wielu moich przyjaciół. Dawno temu składali ją sobie moi rodzice. A teraz sama ją powtarzam. To przełomowa chwila w moim życiu. Coś, czego nigdy nie zapomnę. Toby drążącą ręką wsuwa mi na palec obrączkę.

A pastor ogłasza nas mężem i żoną. Od tej chwili atmosfera zmienia się z podniosłej na radosną. W kaplicy czuć niemal ulgę. Goście klaszczą, a chór śpiewa "Can’t Help Falling in Love".

— Cześć, pani Johnson! — Na twarzy Toby’ego widać ulgę.

— Cześć, panie Johnson. Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy małżeństwem!

— Ja też nie. Bałem się, że znów zemdlejesz. Jak się czujesz?

— Dobrze — odpowiadam, choć to wierutne kłamstwo. Mam mdłości, zatkane uszy i rozmyty obraz.

Choć cieszę się, że w końcu się pobraliśmy, odnoszę wrażenie, że przegapiłam ceremonię. Że duchem byłam gdzie indziej. Zbiera mi się na płacz, kiedy myślę, jakie to niesprawiedliwe. Dlaczego akurat dziś źle się czuję, i na dodatek musiałam zemdleć tuż przed własnym ślubem?

Wpisujemy się z Tobym do rejestru, a goście w pośpiechu wychodzą na zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. W końcu i my ruszamy ich śladem, ale najpierw Celia zarzuca mi na ramiona białą etolę ze sztucznego futra.

— Straszny ziąb. Nie chcę, żebyś się przeziębiła. No i gratulacje. Piękna z was para.

Cieszę się, że nie pyta mnie o samopoczucie, bo znów musiałabym skłamać i powiedzieć, że unoszę się na chmurce, choć tak naprawdę ogarniają mnie rozczarowanie i czarne myśli.

Kiedy wychodzimy z kaplicy, goście biją brawo, wiwatują i obrzucają nas srebrnym i złotym confetti. Celia miała rację, jest bardzo zimno, więc bez ociągania ruszamy kamienną ścieżką do hotelu. Dla postronnego obserwatora wszystko przypomina pewnie scenę z filmu. Drogę ozdabiają nam lampki i zimowe rośliny — gwiazdy betlejemskie, ciemierniki, ostrokrzew i bluszcz. Chwila powinna być magiczna, ale nie jestem w stanie się nią cieszyć. Jest mi równocześnie zimno i gorąco, mam dreszcze i oblewa mnie pot. Nie potrafię zebrać myśli, jakbym coś przegapiła. Uśmiecham się i gawędzę z gośćmi, przytulam i całuję męża. Mam jednak wrażenie, że występuję w przedstawieniu, że odgrywam wyuczone kroki. Co, do cholery, jest ze mną nie tak?

Ebook „Żona" Shalini Boland jest dostępny w Publio.pl >>

Fragment powieści „Żona" Shalini Boland (przeł. Dorota Malina), która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Więcej o: