"Wyspa" - miejsce, którego nie zapomnisz, książka pełna niewyobrażalnego zła

Na wakacje wręcz idealna lektura. Piasek, woda, może jakieś eukaliptusy za oknem? Śmierć, gwałt, wyżerające mózg mrówki i pijani bandyci wyjęci spod prawa w trakcie łowów na ludzką zwierzynę. Adrian McKinty wraca z thrillerem dla tych, którzy umieją wyłączyć gen strachu.

W sumie zaczyna się jak słodkie romansidło. Heather poznaje starszego od siebie mężczyznę, który właśnie pożegnał na zawsze ukochaną żonę. Nienarzekający na brak pieniędzy cudotwórca od sztucznych kolan i bioder potrzebuje nowej miłości i opieki dla swoich nastoletnich prawie dzieci. Ona pragnie wreszcie stabilizacji, spokoju, dobrobytu. Razem udają się do Australii, gdzie Tom ma dawać wykłady w środowisku lekarskich specjalistów. Ona ma siedzieć, pachnieć i zajmować się dziećmi, które w najlepszym wypadku jej nie zauważają, a w najgorszym - nienawidzą i mnożą roszczenia.

To dla nich, dla świętego spokoju i miłości Toma Heather rezygnuje z romantycznej wyprawy po winnicach, tylko spełnia marzenie rozwydrzonych małolatów i pożyczonym porsche (nie najnowszej generacji ku wściekłości męża) jedzie z nimi na oddaloną o rzut kamieniem w rekina od Melbourne wyspę. I się zaczyna jatka.

Zobacz wideo POPKultura, odc. 120

Na "Wyspie" Adriana McKinty'ego śmierć jest nieuchronna

Wszystko, co chciałbym napisać poniżej, będzie pewnego rodzaju spojlerem, choć postaram się owijać jak umiem, aby nie odebrać wam przyjemności obcowania z czystym złem. Kilka rad na początek:

  • nigdy nie jeździjcie na wycieczki tam, gdzie nie ma zasięgu, a jeśli już musicie, to zostawcie namiary, gdzie jesteście;
  • czy naprawdę na wakacyjny wypad musicie wybierać wyspę, na którą prowadzi tylko przeprawa promowa?
  • upewnijcie się, kto mieszka w pobliżu, i czy czasem nie jest to wyjęta spod prawa, skoligacona sama ze sobą wielokrotnie rodzina, którą rządzi wiecznie pijana, bezzębna i bezwzględna pani matka;
  • wreszcie, jeśli już rozglądacie się za koalami, to niech chociaż kierowca uważa na drogę. A w przypadku wypadku nie słuchajcie nikogo, kto radzi ukryć ciało i zwiewać;
  • scyzoryk na wakacjach to równie dobra rzecz jak znajomość geografii i dlatego warto jeździć z dziećmi, nawet takimi, które nas nie za bardzo lubią.

Zgadliście, życie rodziny na wyspie Dutch Island w kilka godzin zamieni się z kiepskiego romansu w krwawy horror. Najstraszniejsze w tej historii nie jest wcale to, że wszystkim generalnie grozi mniej lub bardziej okrutna śmierć, ale że jest ona nieuchronna. To bezradność, sytuacja bez wyjścia, pułapka stanowi o tym, że nowa książka McKinty'ego wciąga jak kopiec krwiożerczych mrówek swoje spętane ofiary. Nie ma policji, nie prawa, nie ma zasad, a jeśli są, to tylko te, które dyktuje chora rodzina. Nie ma tabu, nie ma świętości, dzieci są takimi samymi celami jak dorośli, a pogoń za Heather i jej walka o przetrwanie przypomina zabawę kota z umierającą myszą.

Opowieść jest genialnie napisana, bardzo obrazowo, bez długaśnych przelotów przyrodniczych, ale z zachowaniem wszelkich potrzebnych dla zbudowania poczucia grozy detali. Uwierzcie - można czytać "Wyspę" w wannie, nad brzegiem basenu czy podczas moczenia nóg w jeziorze, a i tak w połowie książki zapragniecie wstać i odnaleźć kran ze zwykłą wodą i z ulgą pociągnąć łyk. McKinty umie w grozę. Jego bestseller "Labirynt" wciągał równie mocno, choć w szybkim i strasznym finale niebezpiecznie blisko spotykał się z absurdem. Tu literackie narzędzia są podobne: poczucie totalnej porażki, sytuacji bez wyjścia, więzienia, uciekającego czasu sprawiają, że finał zaskakuje, następuje nagle i wypluwa czytelnika z książki wciąż pogrążonego w zupełnie innym świecie. Dosłownie jak obudzeni w środku nocy mrugamy oczami i nie wierzymy, że to już koniec.

Owszem, nie zapomnę wspomnieć, że jest to też historia o niewiarygodnej sile, o determinacji i odwadze, o przesuwaniu granic. Ci barbarzyńcy z rodziny O'Neilów nie sądzili, że polowanie na kobietę, która właśnie poczuła się matką chroniącą dzieci, w dodatku córkę byłych wojskowych mających za sobą służbę na Bliskim Wschodzie, będzie tak długie, krwawe i trudne. Ale tu już muszę się zatrzymać, żeby nie zdradzić pędzącej na łeb tropikalnym kanionem fabuły. Weźcie zapas wody, strzelbę do ochrony przed rekinami, działające przy braku sieci walkie-talkie i czytajcie.

<<Reklama>> Ebooki i audiobooki Adriana McKinty'ego są dostępne na Publio.pl >>

Więcej o: