Olga Tokarczuk nie pisze dla wszystkich. Wszyscy wcale nie muszą czytać jej książek

- Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać książki trzeba mieć jakąś kompetencję, pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze - powiedziała Olga Tokarczuk i jej słowa, a właściwie reakcja na nie Mai Staśko, rozpętały internetową aferę. "Durną jak szpadel" - jeśli zacytujemy Karolinę Korwin-Piotrowską. Czy w kraju, w którym 62 proc. ludzi nie przeczytało ani jednej książki w ostatnim roku nie wypada się przyznać do tego, że nie czyta się Tokarczuk?

- Nigdy nie oczekiwałam, że wszyscy mają czytać i że moje książki mają iść pod strzechy. Wcale nie chcę, żeby szły pod strzechy. Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać książki trzeba mieć jakąś kompetencję, pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze. Te książki, które piszemy, są gdzieś zawieszone, zawsze się z czymś wiążą - mówiła Olga Tokarczuk podczas Festiwalu Góry Literatury, który powstał z jej inicjatywy w 2015 roku. Noblistka dodała:

Nie wierzę, że przyjdzie taki czytelnik, który kompletnie nic nie wie i nagle się zatopi w jakąś literaturę i przeżyje tam katharsis. Piszę swoje książki dla ludzi inteligentnych, którzy myślą, którzy czują, którzy mają jakąś wrażliwość. Uważam, że moi czytelnicy są do mnie podobni, piszę do swoich krajanów.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

O tej wypowiedzi zrobiło się głośno w literacko-popkulturowej bańce, gdy skomentowała ją aktywistka Maja Staśko. "Wielu idiotów czyta książki. Wielu czułych, wrażliwych i empatycznych ludzi nie czyta książek" - napisała, nazywając słowa pisarki klasistowskimi. Pojawiły się słowa o niepotrzebnych podziałach, smutku (wyrażanym często przez autorów książek). W obronie Tokarczuk stanęła m.in. Karolina Korwin Piotrowska, dziennikarka i przyjaciółka Tokarczuk: 

Nie wszystkie książki są dla wszystkich. Są różne wrażliwości i różna gotowość na konkretne rzeczy, zdania, słowa, metafory, historie, jest też różne wykształcenie, także emocjonalne. Tak, niektóre książki nie są dla idiotów. Całe szczęście. Jeśli to klasizm, cóż, zastrzelcie mnie.

Afera w mediach społecznościowych wybuchła akurat w dniu, gdy odebrałam zamówiony "Empuzjon", najnowszą książkę Olgi Tokarczuk. I mogłabym teraz chwalić się tym, jak bardzo jestem ważna i oświecona, sadzić, jak bardzo inteligentna... Ale nie będę. Bo ja, po pierwsze, jestem w stanie przyznać się, że nie wszystko w prozie Olgi Tokarczuk rozumiem, a po drugie, uważam, że zarówno jedna jak i druga strona tego "konfliktu" częściowo rację ma, a częściowo nie. 

 

Bo takie książki nie są dla wszystkich. I chociaż w życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby publicznie mówić o moich czytelnikach - czy raczej nieczytelnikach - "idioci" - każdy autor ma prawo, a nawet powinność, pisać dla swojego czytelnika. Takiego, jakim go sobie wyobraża. Nie udawajmy, że pisząc, nie chcemy dotrzeć do konkretnego audytorium, nawet jeśli pisarz w wywiadach będzie twierdził, że to "uniwersalna powieść dla szerokiego grona odbiorców". Z drugiej strony, tak jak jedni będą przy wigilijnym stole kłócić się, że na początek to tylko barszcz z uszkami, a inni kontrować argumentami o wyższości grzybowej, tak każdy ma prawo lubić i sięgać po takie książki, po jakie chce. Wiadomo, że jest literatura lepsza i gorsza (i to także w obrębie poszczególnych gatunków). W Polsce jednak dla większości społeczeństwa ona w ogóle "nie jest".

W marcu 2022 roku na pytanie Biblioteki Narodowej o lekturę co najmniej jednej książki w ciągu 12 miesięcy poprzedzających badanie twierdząco odpowiedziało 38 proc. respondentów. Fajnie by było nie nazywać ich idiotami, a raczej zachęcić do sięgnięcia po książkę. Nie oszukujmy się jednak, że powinni zaczynać od np. "Biegunów". Bo rzeczywiście, nie każda książka jest dla każdego. Książki Tokarczuk wymagają pewnych kompetencji, poezja wymaga pewnych kompetencji - co nie znaczy, że niektórzy bez takowych nie znajdą w niej piękna. Ja na razie odłożyłam "Empuzjon" na półkę, bo chcę się dowiedzieć, jak skończy się kolejny czytany przeze mnie thriller. Przez "Biegunów" nie przebrnęłam. Wrócę do nich, albo i nie. Mam ważniejsze problemy w życiu.

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Być może Tokarczuk nie powinna mówić "nie wierzę", a zmienić to na "mało prawdopodobne, że przyjdzie taki czytelnik, który kompletnie nic nie wie i nagle się zatopi w jakąś literaturę i przeżyje tam katharsis". Wszyscy [sic!] jesteśmy jednak skłonni generalizować.

Nawet mając szerokie kompetencje w jednej dziedzinie, możemy nie rozumieć czegoś w innej. I nie jest to powód, by stawiać się nad innymi - tak samo jak nie jest do tego powodem "obrona pokrzywdzonych". Wielu ludzi dowiedziało się o niej w 2019 roku przy okazji Nobla. I sięgnęli po jej twórczość albo i nie. I to też jest OK.

<<Reklama>> Ebooki i audiobooki Olgi Tokarczuk są dostępne na Publio.pl >>

Więcej o: