Cezary Harasimowicz "
O tym, żem jest synem afrykańskiego księcia, i o innych ważnych sprawach na sam początek
Posłuchajta, co wam chcę wyznać, zanim się przeniesę na łąki niebieskie.
Nazywam się Agrippa Hull i z ręką na sercu przysięgam, że wszystko, co tu opowiem, jest prawdą i nic mi się w głowie nie miesza. Tak mi dopomóż Bóg. Dobiegam już cudem jakimś dziewięćdziesiątki, ale pamięć i umysł mam jeszcze w miarę niczego sobie. Jestem synem afrykańskiego księcia, urodziłem się jako wolny człowiek 7 marca Roku Pańskiego 1759 w Northampton w stanie Massachusetts.
Gdy byłem całkiem mały, ojciec mój, Amos, odszedł z tego świata i moja matka, Bathsheba Hull, przymuszona biedą, oddała mnie na wychowanie do wolnych czarnych rolników. Jak żem już skończył osiemnaście lat, tom się zaciągnął do armii i służyłem pod rozkazami w regimencie pana generała Johna Patersona, żeby bić tych psich synów Brytyjczyków, którzy nam się ośmielili wydać, no wiecie, "akta nietolerancji", a my chcieli mieć wolną Amerykę. O Panu Generale Tadeuszu Kościuszce (diabelnie trudne do wymowy to polskie nazwisko, ale się z tym uporałem) będzie ta historia i coby ludzie wiedzieli, co się u nas w Ameryce nawyprawiało.
Byłem ordynansem Pana Generała przez cztery lata, wiele żem się od niego rzeczy dowiedział o jego życiu, woli, uczuciach, pragnieniach i czynach. Najsamprzód tylko wspomnę, jakeśmy się z Panem Generałem naszli, bo to ważne, coby zrozumieć, że Pan Generał był mężem o żelaznym charakterze, lecz o sercu miętkim i wrażliwem.
Gdzieś tak chyba będzie w maju 1777 roku mocno i na ament zaprzyjaźnilim się z Panem Generałem Kościuszką. Oj, bralim ciężkie baty od Brytyjczyków tamój, we Forcie Ticonderoga. Potem była krwawa wojaczka pod Saratogą i to budowanie West Point, potem poszli my na Południe, gdzie się obficie krew lała. Dotarlim w wojennym znoju do Karoliny Północnej. No i tam oczom naszym ukazała się żałość i nędza Armii Kontynentalnej pod dowództwem pana George’a Washingtona. Jeszcze do teraz, po latach, widzę łzy, jakie się w oczach Pana Generała zakręcili, kiedy zobaczył, co się z ludźmi wyprawia na plantacjach bawełny w Karolinie Południowej. Nawet żeśmy byli świadkami buntu tych niewolników i jak te ludzie byli gotowe oddać życie w zamian za wolność od kajdanów.
Mi mówił Pan Generał, że tam, gdzie się urodził, to też jest taka niewola, bo chłopi to są przez panów szlachciców traktowani jak tutej my. I to go bardzo bolało. Bo Pan Generał najmocniej to wolność umiłował. Pochodził z kraju, co ta wolność mu była odebrana.
Ten kraj się Polska nazywa i natenczas ta republika szlachecka była rozbierana na trzy kawałki. To jakby pokroić cóś żywe i patrzeć, jak krew z niego wypływa. Może i też rozumiał Pan Generał ludzką nędzę, bo pochodził ze szlachetnej, ale biednej rodziny.
No, żem się rozgadał, co tam kajsi za morzem, a chcę gadać, co u nas w Ameryce, bo to mnie najbliższe jak koszula, co ją moja kochana Peggy, mój jasny promyczek, tymi swoimi cudnymi rączkami do bielutka pierze. Peggy to moja druga żona, o trzydzieści lat młodsiejsza, pierwszej było Jane, ale ona już na łąkach niebieskich.
Ja bardzo przepraszam, że takie moje pierdoły wtrącam, bo miałem o ważnych rzeczach rozprawiać. To już się bierę w cugle.
A było to tak…
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
O tym, jakem się dowiedział z gazety o śmierci pana generała
U nas w miasteczku, co się Stockbridge nazywa, jest kilka gazet do czytania. Ja przeczytać całkiem umiem, bo mnie Pan Generał nauczył. Lubiałem zawsze przeczytać gazetę, bo cóś można się z niej dowiedzieć o świecie i ludziach, i co tam w Ameryce się naszej dzieje, cośmy o nią walczyli. Ja najbardziej lubiałem przeczytać "Western Star", bo w "Western Star" rzadko uświadczyłeś "czarnucha". O słowo mi się rozchodzi. A poza tym w "Western Star" od czasu do czasu pisało, co się dzieje z Panem Generałem, no bo Pan Generał walczył o wolność Ameryki, a potem miał we w tej tam Europie różne przygody. Nie wszystko "Western Star" pisało, ale zawsze cóś. Jednego dnia w Roku Pańskim 1795 serce mi stanęło, bo w gazecie napisali, że Pan Generał umarł we więzieniu w Rosji.
Ubrałem się w czarny surdut i tak w nim żem chodził przez cały czas, nawet do obory i na pole, jako żałobnik, aż się moja Jane zeźliła.
– Zdejmij to żeż wreszcie, Grippy! – wrzeszczy na mnie moja kochana żoneczka, jeszcze wtedyk była mocno żywotna. ("Grippy" się na mnie mówi tak na co dzień).
Lubiałem nawet, wam powiem, jak Jane się na mnie wydzierała, bo robiła to tak, że się z jej oczów iskry sypali jak z nieba gwiazdy, i zara mi flecik grał wesołą melodyjkę. Ale wtedyk mi nie było do hocków-klocków, bo mnie żałość w sercu ściskała po moim Panu Generale.
– Nie wrzeszcz na mnie, kobieto – rzeczę ponurym głosem. – Ja Panu Generałowi wszystko zawdzięczam i jak mu się umarło, to trza porządnie żałobę odprawić, kobieto – tak mówię.
A Jane swoje:
– To daj na mszę za jego duszę, Grippy.
Zastanowiłem się, czoło mi się zmarszczyło jak woda na naszej rzece Housatonic, kiedy wiater idzie od wzgórz. Pomyślałem se, że muszę faktycznie pogadać z wielebnym Haynesem, coby jakoś zbiorowo się pomodlić w kościele kongregacjonalistycznym. Ja co prawda nie byłem członkiem Pierwszego Kościoła w Stockbridge, i w ogóle żadnego kościoła, bo tak trochu miałem z Panem Bogiem na pieńku, ale za duszę trza się gdzieś pomodlić, tak wypada. I żeby to nawet miało kosztować pińdziesiąt centa, przecież warto tyle zapłacić za zbawienie duszy Pana Generała, co to mu się zmarło we więzieniu tamój gdzieś w Rosji.
Patrzę więc ci ja na moją Jane, widzę, jak się sypią z jej oczów iskry, flecik zaczął przygrywać, jak mówię, chociaż nie powinny mi być w głowie hocki-klocki. No, ale krzepki mus czasami silniejszy od litościwej żałości. Ja was wszystkich przepraszam, że o takich rzeczach opowiadam, co powinny być pod kołdrą ukryte, ale to ma się jakoś do mojego Generała. Jak to się ma do Pana Kościuszki, to się dowiecie później, cierpliwości.
– Grippy, co ty robisz? – pyta moja Jane.
– Kazałaś mi, kobito, zdjąć surdut, to go zdejmuję.
– Ale jakoś ci dziwnie z oczów patrzy.
– Jak mi dziwnie z oczów patrzy? – ja jej na to i już odpinam pasek od spodni. – Normalnie po bożemu mi się patrzy – mówię.
– Grippy! Ty jesteś w żałobie!
– Jane… – ja jej na to szeptem.
– Grippy… – ona mi na to.
Tu muszę przerwać, bo nie uchodzi opisywać, co my robili z Jane, bo to są rzeczy, co jednak powinny zostać pod kołdrą. Jak już to się stało i gwiazdy spadły z oczów mojej Jane na ziemię, to spod moich powiek popłynęły znowu łzy za Panem Generałem Kościuszką. I zara mi przed tymi załzawionymi oczami stanęły te wszystkie lata, cośmy w znoju, krwi i pocie spędzili z kochanym Panem Generałem na wojaczce. Zapadłem się w sobie nie wiem na jak długo, jakbym w studnię wpadł.
– Grippy – mówi mi słodkimi usteczkami moja Jane.
– Co tam? – ja jej na to.
– To się chyba stało.
– Co się stało? – zapytuję.
– No "to".
– Co: "to"? – dopytuję.
Moja Jane odwraca śliczniutką twarzyczkę do mnie i powiada słodziutko:
– Dzieciaka sobie zrobilim. Wreszcie.
Jane mówi "wreszcie" i moja Jane wie, co mówi. Bo na pierwszego dzieciaka długo czekalim. Już miałem te trzydzieści siedem roków, moja Jane trochu młodsza, ale wiadomo, że czas leci i dzieciaka wyglądalim jak słonka na wiosnę. Nie po to się ten kawalątek ziemi kupiło, żeby nie było tego komu zostawić, jak się pójdzie do grobu. Moja Jane codziennie się modliła do Pana Jezusa, żeby dał nam dzieciaka, ale Pan Jezus, ten, co na krzyżu wisi nad naszym skrzypiącym łóżkiem, to on cóś nie chciał nas wysłuchać.
– Skąd ty, kobieto kochana, wiesz, że my dzieciaka se zrobili?
– Wiem i już.
– I jeszcze mi powiedz, że to synek będzie – rzekłem i żem się w myślach uśmiechnął do tego synka.
– Córeczka – ona mi na to.
Zdmuchłem uśmiech w myślach jak płomyk świeczki, bo wiadomo, że chłopak w gospodarstwie jest pomocniejszy.
– Skąd ta pewność, Jane? – zapytuję jeszcze raz.
– Gdybyś tak często jak ja modlił się do Pana Jezusa, tobyś umiał z nim rozmawiać. Tylko mi, Grippy, nie przerywaj. Umiesz pytlować jak najęty, nasze ludzie ze Stockbridge słuchają cię jak jakiego mądralę, ale do najważniejszych rozmów to się nie umiesz wyrychtować. Ja wiem, co mi powiesz, że ja baba jestem i baba inaczej świat pojmuje, i do innej gadki jest przystrojona. To ja ci powiem, Grippy, że gdybyście wy, chłopy, chociaż tyle mieli uczucia, co brudu za paznokciami, toby ten świat był inszy.
I znowuż sypnęły się jej gwiazdy z oczów, ale mnie już flecik nie zagrał, bo mnie zeźliło takie gadanie, i mówię:
– Uczucia we mnie nie ma? Mnie serce pęka na myśl o Panu Generale Kościuszce.
– "Pan Generał" i "Pan Generał" – żachła się moja żonka. – Ci się łzy kręcą, bo ta wasza wojaczka i wojaczka.
– Co mówisz, kobieto! – Już mi się w gardle zagotowało. – Ta nasza wojaczka to wolność przyniesła Ameryce.
A ona mi na to:
– Ty mnie, Grippy, nie denerwuj, bo przy nadziei jestem, w błogosławionym stanie. "Wolność", gadasz? Ładna mi wolność… – Tu jej się głos załamał, mojej Jane.
Tera nie powiem wam dlaczego, może później opowiem. W każdym razie tyle wam zdradzę, że moja Jane nie urodziła się wolna. I ta niewola wlazła jej w duszę i serce jak drzazga, której nie można wyjmnąć.
Nic się nie odezwałem, bo było mi trochu głupio, i już nie chciałem jej gniewać, mojej Jane, bo jeśli to prawda, że była zaciążona i od paru minut w błogosławionym stanie, mogło to jakoś na duszę dziecka źle zrobić. Jedne, co mi przyszło do głowy, to:
– Kocham cię, Jane.
A ona mi na to:
– Ty lepiej wstań, Grippy, i ubierz się w surdut, i idź do wielebnego zamówić mszę na niedzielę za tego twojego Pana Generała. Nie! Nie całuj mnie. Ściąg koszulę. No, żeby chłop w koszuli robił dzieciaka, a ja potem muszę ją prasować…
Testament, czyli opowieść o Tadeuszu Kościuszce słowami jego ordynansa, syna afrykańskiego księcia Agrippy Hulla - okładka Wydawnictwo Agora
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina