Shopping w XVIII wieku. Jak polska arystokracja bawiła się w Paryżu [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Po sklepach snuli się już ludzie renesansu, a praktyka "chodzenia na widzenie rzeczy" zyskała szczególną popularność w XVII i XVIII wieku. Polskie elity z chęcią jeździły na shopping za granicę. Co oznaczała karoca za 1000 lirów? Która z polskich arystokratek - ku własnej uciesze - została uznana na paryskich ulicach za królową, wzbudzając prawdziwą panikę? Jak kwoty wydawane na zbytki miały się do dochodów magnatów? O tym właśnie opowiada książka "Honor bez egzageracji. Magnackie zakupy i świat rzeczy paryskich w XVIII wieku" dr Konrada Niemiry, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Neriton. Publikujemy jej fragment.

Autor omawia praktyki nabywania przez magnatów towarów luksusowych oraz kulturowe i ekonomiczne zaplecze tego fenomenu. Dużo w książce cztero- i pięciocyfrowych kwot, haftowanych złotem kamizelek i ekstrawaganckich mebli. Towarzyszą im nastolatkowie polujący na karocę dla matki, dyplomaci buszujący w stołowych srebrach, biskupi szukający solidnych pończoch i damy wypatrujące kolorowych papug. Wszystko to posypane pudrem i nieco zabrudzone błotem zalegającym na paryskich bulwarach. Dotychczas temat staropolskich zakupów nie doczekał się osobnego opracowania. Książka Niemiry daje wgląd w niezwykle barwny aspekt zjawiska: sprawunki realizowane w Paryżu, a więc jednym z najbardziej renomowanych centrów handlu XVIII wieku i polowanie na rzeczy paryskie, które obserwujemy w Warszawie.

Zobacz wideo To nie są ludzie, a filmy! Słynni polscy "półkownicy" [Popkultura Extra]

Konrad Niemira, "Honor bez egzageracji" - fragment książki

Wśród magnatów i magnatek podróżujących w XVIII wieku do Paryża praktyka nabywania dóbr luksusowych była powszechna, a jej formy zbliżone do siebie. Podobieństwa dotyczyły zarówno typu wybieranych produktów (dominowały stroje i biżuteria), skali inwestowanych środków (minimum tysiąc dukatów), jak i samego sposobu robienia zakupów („z przytupem") i płacenia za nie (najlepiej na kredyt). Możemy więc założyć, że i społeczny odbiór tego rodzaju działań magnaterii był zbliżony bez względu na to, czy chodziło o ich recepcję in situ w Paryżu, czy o reakcje „publiczności" przebywającej w Rzeczpospolitej, czy o sposób, w jaki zakupy poszczególnych magnatów interpretowali przedstawiciele ich własnej grupy. Fakt, że przez cały wiek XVIII obserwujemy wzrost liczby zamożnych podróżników i podróżniczek udających się z Rzeczpospolitej do Paryża, pokazuje, że praktyka robienia zakupów nad Sekwaną była wśród nich coraz popularniejszym, a więc i skutecznym narzędziem komunikacji społecznej.

Co decydowało o tej skuteczności? Nie wdając się w dywagacje o znaczeniu mody na francuszczyznę czy w rozważania o aurze paryskiego luksusu, warto raz jeszcze podkreślić, co mówią najbardziej prozaiczne dane. Opracowane przez paryską policję statystyki pokazują jasno, że przynajmniej do lat pięćdziesiątych XVIII w. polskie podróże do Paryża były stosunkowo rzadkie. Także polskie źródła pokazują, że stolica Francji nie była dla mieszkańców Rzeczpospolitej popularnym celem podróży, a w każdym razie znajdowała się tu daleko w tyle za Gdańskiem, Dreznem, Lipskiem, Wrocławiem czy Rzymem. Co więcej, statystyczny podróżnik udający się nad Sekwanę był magnatem lub zamożnym szlachcicem. Stąd wyjazdy nad Sekwanę mogły być odbierane w Rzeczpospolitej jako domena wąskiej grupy uprzywilejowanych, a nie np. rzemieślników, czy ludzi kultury. Być może to właśnie ów elitarystyczny charakter decydował o symbolicznym potencjale tych podróży.

Osobnym problemem pozostaje ranga omawianego fenomenu. W kontekście jakich zjawisk należy osadzić rytuał robienia zakupów? Czy jego miejsce jest wśród problemów społecznych, ekonomicznych i politycznych, czy może należy go rozpatrywać razem ze zjawiskami interpretowanymi jako należące do „kultury wysokiej"?

Trudno spekulować, czy magnaci myśleli o towarach w kontekście ich wartości artystycznej. Zachowane źródła sugerują, że na zakupy patrzono jako na obowiązkową (a więc skonwencjonalizowaną) aktywność podróżników, a posiadanie przez magnata dużej liczby przedmiotów „własnoręcznie" zakupionych w Paryżu interpretowano w Rzeczpospolitej jako powód do dumy i wyróżnik. Do pewnego stopnia praktyki konsumpcji luksusu poddają się więc materialistycznej wykładni, zakładającej, że pokrewieństwa istniejące między zachowaniami poszczególnych magnatów były pochodną struktury społecznej, w której byli oni osadzeni. Innymi słowy: kupowano nie tyle ze względu na zindywidualizowaną pasję dla rzeczy francuskich, ile ze względu wymogi magnackiego splendoru.

Z drugiej strony, trudno oprzeć się wrażeniu, że naszkicowane wcześniej praktyki konsumpcji odpowiadają w pewnym stopniu obrzędom z pola artystycznego. Shopping był praktyką na poły publiczną, na poły intymną, odbywał się w przestrzeni publicznej i bywał obserwowany przez gapiów, umożliwiał zarówno wizualny, jak i dotykowy kontakt z luksusowymi wyrobami, narzucał skonwencjonalizowaną formę obcowania z nimi. Można więc w nim widzieć rytuał wizualny przypominający formy obcowania ze sztuką.

Powyższa interpretacja nie jest oczywiście novum. Historycy zajmujący się praktykami konsumenckimi zgadzają się, że często zbliżały się one do praktyk wizualnych. Sugerowano już, że istnieje paralela między nowożytną kunstkamerą a sklepem zarówno na poziomie ich przestrzennej formy, jak i sposobu funkcjonowania.

Dowodzono też, że osiemnastowieczna kultura konsumencka nie tylko miała cechy wspólne z praktykami wizualnymi, ale w swojej istocie była praktyką w najwyższym stopniu wizualną. Przekonywano, że biorąc pod uwagę ekonomiczne zaplecze nowożytnego świata sztuki, na współczesne muzea powinniśmy patrzeć jako na „świątynie nawyków konsumpcyjnych przeszłości".

Świat sztuki, czymkolwiek był w czasach nowożytnych, nie stał w opozycji do świata handlu, a formy doświadczania przedmiotów, które oba te pola oferowały, były względem siebie kompatybilne.

Jak wiadomo, w czasie wojaży chętnie zwiedzano rozmaite skarbce, arsenały, kunstkamery, gabinety osobliwości i kolekcje. Odwiedzano warsztaty rzemieślników i pracownie artystów. Na szlakach podróżników znajdowały się także manufaktury luster, gobelinów czy mebli. Czy zwiedzanie tych miejsc znacząco różniło się od „zwiedzania" sklepów? Czy osiemnastowieczny podróżnik inaczej patrzył na muszlę leżącą na półce kunstkamery, a inaczej na muszlę leżącą na półce sklepowej? Wiemy, że odwiedzając pracownie artystów i manufaktury, nie ograniczano się do poznawania sekretów produkcji czy oglądu obiektów, ale również dowiadywano się o możliwości zakupu i o ceny. Nie można dlatego wykluczyć, że odwiedzanie miejsc kojarzonych współcześnie z polem artystycznym nie tylko wynikało z krajoznawczej i cywilizacyjnej ciekawości, lecz także było uwikłane w praktyki konsumenckie. Innymi słowy: odwiedzenie miejsc zapełnionych wyrobami luksusowymi bez względu na to, czy mieściły się one w gabinecie osobliwości, czy butiku, mogło służyć kształtowaniu wspólnotowego gustu i wyrabianiu sobie przez podróżnika punktu odniesienia dla przyszłych konsumenckich decyzji.

Paralela między światem butików a światem rozmaitych świątyń sztuki jest wyraźniejsza, jeśli wziąć pod uwagę sposób pisania o robieniu zakupów w XVIII w. Za praktykę konsumencką uważano bowiem nie tylko kupowanie, ale także samo oglądanie towaru. W XVIII w. w uzusie językowym spotykamy zwroty „iść dla widzenia rzeczy" czy „iść widzieć rzeczy", oznaczające właśnie wyprawę do handlarza.

Motywem stale powracającymi w relacjach polskich podróżników jest też patrzenie na sklepy i "spektakl" nocnych zakupów. Shopping nie tylko więc stawał się okazją do patrzenia na rzeczy ("pożerania ich wzrokiem"), ale sam był przedmiotem wizualnej analizy. Zakupy umożliwiały ponadto uczestnictwo w modernité. Podróżnicy odwiedzający Paryż wśród atrybutów nowoczesnego miasta zgodnie wymieniali wielopiętrowe kamienice, brukowane deptaki, wysokie witryny sklepów. Wszystkie te elementy znajdowały się przede wszystkim w dzielnicach handlowych. Nie będzie nadużyciem powiedzieć, że to właśnie urbanistyczna i architektoniczna oprawa konsumpcji luksusu uchodziła w oczach wielu za synonim nowoczesności. W szerszej perspektywie analiza praktyk shoppingu skłania więc do rozważenia, co w wieku XVIII było bezpośrednio dostępną formą nowoczesności. Nie można bowiem wykluczyć, że światła, które „rozjaśniały" ostatnie lata ancien régime’u, tliły się nie tylko w gabinetach filozofów, ale także w latarniach stojących przy eleganckiej rue Saint-Honoré.

Honor bez egzageracjiHonor bez egzageracji mat. prasowe

Więcej o: