Ryszard Kozik: Chciałbym zacząć od kilku książek, których raczej nie przeczytałbym, gdyby nie urlop, bo zwyczajnie zabrakłoby mi na to czasu i koncentracji. Zapewne nie przeczytałbym "Gwiazdy porannej" Karla Ovego Knausgarda od Wydawnictwa Literackiego. To powieść wymagająca skupienia i przemyślenia. Czyta się ją bardzo dobrze, choć chwilami czułem się zagubiony. Nie w fabule, ta nie sprawiała mi kłopotów. Miałem je z rozważaniami filozoficzno-teologicznymi, które są ważnym elementem tej opowieści o życiu i śmierci, o tym, co po niej, o mrokach czających się w ciemności i/albo w naszych głowach i sercach, o miłości, szaleństwie, zdradzie, zagubieniu, o dylematach i wyborach, o konsekwencjach, tym co rzeczywiste i nierealne...
Ale o czym to? Na niebie pojawia się nowa gwiazda (wyjątkowo duża i jasna) - nikt nie wie, czym jest, choć koncepcji pojawia się sporo. W jej blasku/cieniu rozgrywa się równolegle kilka historii. Rodzinna sielanka w domku nad morzem zamienia się w koszmar, gdy mama-artystka zaczyna pogrążać się w szaleństwie. Pastorka dochodzi do wniosku, że jej małżeństwo straciło sens. Dawny dziennikarz śledczy, zepchnięty do opisywania kultury, dostaje ważny cynk o brutalnym morderstwie członków deathmetalowego zespołu. Z oddziału psychiatrycznego ucieka nocą nagi pacjent... I jest jeszcze natura, ważny bohater tej opowieści. Znajdźcie na nią czas!
Anna Kowal: Potwierdzam - byłeś mocno zdeterminowany, żeby doczytać tę książkę w trakcie urlopu. I rzutem na taśmę ci się udało.
Ryszard: Przez rok pomiędzy naszymi półkami wędrowała powieść Quentina Tarantino "Pewnego razu w Hollywood" od Marginesów… Ale w sumie to lepiej, że z tą lekturą czekałem, bo teraz czytałem "Pewnego razu..." przede wszystkim jak powieść, a rok temu porównywałbym ją nieustannie do świeżo obejrzanego filmu. Pamiętałem zarys fabuły, czy co fajniejsze sceny, ale zupełnie nie przeszkadzało mi to w lekturze.
Książka w jeszcze większym niż film stopniu jest hołdem Tarantino dla dawnego Hollywood. Siłą rzeczy więcej tu wyliczanek tytułów i aktorów, anegdot i opowiastek z planów, czasem dotyczących filmów i aktorów prawdziwych, czasem wykreowanych lub zbudowanych na czyjeś podobieństwo (jak para głównych bohaterów). Widać tu wielką miłość autora do filmu, wielką pasję i pracę włożoną w ten projekt. Ale jakże to przyjemna musiała być praca, skoro Quentin dziękuje na wstępie za opowieści o "Hollywood tamtych czasów": Bruce'owi Dernowi, Davidowi Caradine'owi, Burtowi Reynoldsowi, Robertowi Blake'owi, Michaelowi Parksowi, Robertowi Forsterowi i Kurtowi Russellowi. Dla tych, którzy nie oglądali, ani nie czytali: to opowieść o byłej gwieździe serialu telewizyjnego, aktorze westernowym Ricku Daltonie i jego przyjacielu, dublerze/kaskaderze Cliffie Boothie. W tle mamy "Rodzinę" Charlesa Mansona, małżeństwo Polańskich i słynny napad, w którym zginęła Sharon Tate (u Tarantino kończy się on jednak nieco inaczej niż w rzeczywistości). Bardzo dobra rzecz.
Anna: Oddawaj na moją półkę.
Ryszard: Uprzejmie proszę. I napiszę kilka słów o "Czerwonej pigułce" Hariego Kunzru (Rebis) także trochę się pozmagałem (ale były to bardzo pozytywne zmagania). Nowojorski pisarz przeżywa kryzys twórczy. Pracy nie ułatwia mu fakt, że po narodzinach córeczki jego prywatna przestrzeń bardzo się skurczyła. Kiedy pojawia się propozycja stypendium twórczego w ośrodku nad berlińskim jeziorem Wannsee, wraz z żoną uznają, że to dobre rozwiązanie. Niestety na miejscu nasz introwertyczny bohater dowiaduje się, że stypendyści mają pracować w dużej, wspólnej sali, uczestniczyć w spotkaniach i jeść razem posiłki. Stara się tego unikać, ale presja rośnie. Wena nie wraca, a on spędza czas na wędrówkach po okolicy i internecie, oraz obsesyjnym oglądaniu serialu kryminalnego, w którym odkrywa zaskakujące cytaty... Do czego go one zaprowadzą? Do odkrycia prawdy o świecie - upraszczając: że wszyscy żyjemy w światach z serialu podobnego do "West World" lub w "Matriksie", albo że w siłę rośnie nowy faszyzm, który wszelkimi dostępnymi drogami zmierza do przejęcia władzy? Do załamania nerwowego i całkowitego popadnięcia w szaleństwo? A może do - niby banalnego, ale bardzo przecież prawdziwego - odkrycia, że najważniejsza w życiu jest rodzina i miłość?
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Poza wakacjami nie nadrobiłbym też raczej ważnej zaległości i nie przeczytał książki "2001: Odyseja kosmiczna". Odpowiedź na pytanie: co było pierwsze, powieść Arthura C. Clarke'a, czy film Stanleya Kubricka, jest niby oczywista - film, choć i bardziej skomplikowana, bo tak naprawdę pierwsze były opowiadania Clarke'a, na wątkach których powstał scenariusz. Panowie napisali go wspólnie. W 1968 r. Kubrick nakręcił film, a Clarke wydał powieść. Doczekała się ona trzech kontynuacji. Drugi tom cyklu został zekranizowany w 1984 r.
W 1999 roku na Księżycu zostaje odkopany tajemniczy monolit - my wiemy, że podobne rozmieszczono dawno dawno temu także na Ziemi, aby przyspieszyć rozwój naszej cywilizacji. Naukowcy nie mają o tym pojęcia. Monolit wysyła jednak sygnał w kierunku Japeta, księżyca Saturna. Półtora roku później w stronę tej planety wyrusza statek Discovery One. Na jego pokładzie znajduje się pięć osób, w tym trzy zahibernowane oraz kontrolujący statek komputer HAL 9000. Gdy pojawiają się kłopoty w funkcjonowaniu komputera i kierownictwo lotu chce go wyłączyć, ten zaczyna się bronić... Kontakt z obcą cywilizacją plus kłopoty ze sztuczną inteligencją to samograj. Z pewnością doczytam pozostałe tomy serii.
A skoro jesteśmy w przestworzach… Porządkując półkę z książkami dla córeczek ze zdziwieniem znalazłem tam "Kosmos. 10 rzeczy, które należy o nim wiedzieć. 14 miliardów lat dla zabieganych" dr Becky Smethurst (Marginesy). Założenie autorki, żeby w niewielkiej książeczce w przystępnej formie opisać Kosmos, wydaje się dość karkołomne, nawet jeśli ma to być opowieść ograniczona do autorskiego wyboru 10 tematów. Kosmos wiele osób pasjonuje, ale wiedzę pozwalająca zrozumieć zachodzące w nim zjawiska posiada już zdecydowanie mniejsza grupa. Wielki Wybuch, grawitacja, ciemna materia, antymateria, czarne dziury... - to tematy, od których zaczyna się kręcić w głowie. A autorka dorzuca rozważania na temat prawdopodobieństwa kolonizacji innych planet i istnienia życia poza ziemią. Wyjaśnia też, dlaczego w nocy niebo jest czarne oraz zastanawia się, czego jeszcze nie wiemy, a także co już wiemy, choć nie zdajemy sobie jeszcze z tego sprawy.
Anna: Ja też przeczytałam coś odlotowego! Ponieważ "Aglę" Radka Raka czytało mi się bardzo dobrze, z entuzjazmem zabrałam się do "Apostaty" Łukasza Czarneckiego (Insignis). Ale trochę się przeliczyłam... Powieść to co prawda też trochę kryminał a trochę horror, więc gatunki zdecydowanie mi bliższe, ale bardzo rozbudowany, wymyślony świat trochę mnie pokonał. Trzeba przyznać autorowi, że ma rozmach. Historia jest rozłożona na kilka lat, pojawiają się retrospekcje, są demony, magowie, mroczne kulty, okultyzm itd. itp. Niestety, konieczność nieustannego ogarniania "co, kto, gdzie, kiedy, dlaczego" odebrała mi cześć radości z czytania. Nie winię autora – to ciekawy debiut, to raczej ja mam za mało doświadczenia w czytaniu fantastyki. Podobały mi się dwa pierwsze opowiadania/duże rozdziały. One opowiadały jakąś część historii, nie były przekombinowane, czytało się je przyjemnie. Natomiast w całej książce trochę zabrakło mi historii bohaterów. Takich drobnych akcentów albo opowieści z przeszłości, które sprawiają, że możemy się z bohaterem utożsamić, polubić go albo i nie.
Ryszard: Ja po "Agli" postanowiłem doczytać wcześniej powieści Raka i ostatnią, jaka mi została było "Kocham cię Lilith" od wydawnictwa Prószyński i S-ka. Autor po raz kolejny mnie zaskoczył. Po lekturze początku pomyślałem, że jego debiutancka powieść znacząco różni się od późniejszych, przede wszystkim dlatego, że jest dość tradycyjna w formie, a i temat nie jest wyjątkowo oryginalny. Do Sanatorium w Beskidzie Niskim przyjeżdża młody kuracjusz. W oko wpadają mu dwie atrakcyjne kobiety - lekarka i tajemnicza nieznajoma... I tu mnie Rak zwiódł, bo choć w opowieści sporo jest erotyki, to nie jest to romans uzdrowiskowy - ani w wersji soft, ani w wersji hard. Rzeczywistość płynnie splata się tu z majakami sennymi, a życie z literaturą. Nasz bohater toczy dysputy z bohaterem czytanej przez siebie książki, a potem wciela się w kilka jej postaci. A im bliżej poznaje tajemniczą nieznajomą, tym staje się ona jeszcze bardziej tajemnicza. Nie jest to jeszcze Rak piszący z pełnym rozmachem, jak w "Agli" czy "Baśni o wężowym sercu", ale to przecież debiut, jakiego każdemu startującemu pisarzowi bym życzył. Przejmująca opowieść o poszukiwaniu miłości i spełnienia, o zatracaniu się i przeznaczeniu.
Marta Korycka: Pozostając w klimacie fantasy, mam dla was powieść, która skierowana jest przede wszystkim do młodzieży, ale dla mnie to była świetna urlopowa rozrywka. Debiutantka A.F. Steadman bardzo zgrabnie powykorzystywała znane z serii o Harrym Potterze, Percym Jacksonie i innych tego typu schematy i napisała powieść "Skandar i złodziej jednorożców" (Poradnia K). Nie znajdziecie tu jednak stworzeń w stylu My Little Pony, ale krwiożercze bestie, które opanować mogą tylko przeznaczeni im jeźdźcy. Jednym z nich zostaje tytułowy bohater książki, który trafia na wyspę, na której dzieciaki uczą się fachu. Okazuje się jednak, że nie jest tam bezpiecznie. Bardzo dobre tempo akcji. Będą kolejne części.
Anna: Z powieściami wakacyjnymi jest trochę tak, jak ze świątecznymi – ładna okładka sugerująca lekką i przyjemną opowieść, przy której można się pośmiać albo powzruszać... a w środku, traumy dzieciństwa/czasów nastoletnich, konflikty rodzinne, rozdrapywanie dawnych ran. Zazwyczaj mi to przeszkadza, ale w wypadku książki "Lato wielkiej wagi" Jennifer Weiner od Sonii Dragi sprawa ma się nieco inaczej, bo już opis sugerował, że raczej nie będzie to śmieszna wakacyjna historia.
Czy "Lato wielkiej wagi" mi się podobało? Tak, ale... Autorka poruszyła wiele ważnych tematów – opisała, jak skomplikowane bywają przyjaźnie (zwłaszcza te licealne), pokazała, jak niewiele trzeba, żeby nabawić się niezdrowej relacji z jedzeniem (albo zaburzeń odżywiania), weszła w świat influencerów – pokazując, że zdjęcie, które widzimy, najczęściej nijak mają się do prawdziwego życia, przypomniała, że pieniądze nie gwarantują szczęścia i każdy z nas może czuć się samotny. Opisuje to w sposób przyjazny dla czytelnika (nie ma tu mądrzenia się), ale ich nie bagatelizuje. Niestety, w połowie pojawia się wątek kryminalny, który z mojej perspektywy jest zupełnie niepotrzebny, a dodatkowo psuje fabułę. Nagle z historii przyjemnej, ale też poważnej, wkraczamy w opowieść, która momentami brzmi jak komedia kryminalna. Zaczynamy gonić za mordercą, odkrywać kolejne tajemnice…
Marta: Ciekawa jestem, jak spodobałyby ci się "Sycylijskie lwy" Stefanii Auci (W.A.B), bo ja nie mogłam się oderwać. To fabularyzowana opowieść o jednej z najważniejszych rodzin Sycylii. Floriowie na początku XIX wieku zaczynali jako sprzedawcy orientalnych przypraw, potem weszli m.in. w biznes związany z tuńczykiem i winem Marsala. Autorka, krótko przybliżając historyczne tło, opowiada historię braci, którzy nie mogli się dogadać i byli uwikłani w nietypowy trójkąt uczuciowy, a potem kolejnych pokoleń. Są tu interesy, zawiść, spryt, miłość, nienawiść, bieda i bogactwo - słowem, saga pełną gębą. Bardzo wciągająca.
Anna: Jeśli chodzi o literaturę kobiecą… "Zapomniany ogród" Kate Morton od Albatrosa to pełna mrocznych tajemnic, wielowątkowa opowieść rodzinna, ciągnąca się przez trzy pokolenia. Głównie bohaterki, Nell i Cassandra próbują rozwikłać rodzinną zagadkę i okryć, kim tak naprawdę są. Cała historia jest bardzo ładna, pełna emocji i zwrotów akcji. Co chwilę pojawiają się nowe wątki, akcja naprawdę wciąga, niestety dla mnie była nieco zbyt chaotyczna. Ciągłe przeskoki w czasie, mnogość bohaterów... Musiałam naprawdę mocno się skupić, żeby zapamiętać, co, kto, gdzie i kiedy. Myślę, że gdyby historia była bardziej uporządkowana, czytanie sprawiłoby mi więcej przyjemności.
Jedna rzecz mnie zastanawia... zarówno w "Życiu Violette" Valerie Perrin, które niedawno czytałam, jak i w "Zapomnianym ogrodzie", bohaterkami są dorosłe kobiety, mające za sobą małżeństwa, trudne przejścia, dlaczego więc kiedy zaczyna się jakiś wątek miłosny, nagle zaczynają się zachowywać jak wstydliwe nastolatki? Jakoś mi źle, gdy bohaterowie w trakcie rozmów co chwilę się rumienią, a na randkę zapraszają się dość niemrawo (oczywiście to nigdy nie jest oficjalna randka).
Ryszard: Czepiasz się. Ja tam lubię, gdy ktoś się rumieni Ale pochwal się, że przeczytałaś też pierwszą książkę interaktywną.
Anna: Oj tak - "Wybór damy" Kitty Curran i Larissy Zageris od wydawnictwa Insignis. Koncepcja bardzo mi się spodobała i podczas czytania bawiłam się dobrze, ale uważam, że skakania ze strony na stronę było zdecydowanie za dużo (jeśli do wyboru była tylko jedna opcja, to przeskakiwanie mnie bardziej irytowało niż bawiło). Super, że cała historia ma tak dużo zakończeń, jest sporo zaskoczeń, fabuła jest ciekawa i wciągająca. Niestety, mnogość zakończeń sprawia, że pojedyncza opowieść jest bardzo krótka i ja czułam niedosyt. Kiedy już się wkręciłam w historię, to ta zaraz się kończyła. Książka świetnie sprawdzi się na przyjemne i leniwe popołudnie, zapewni wam dużo śmiechu, pewnie pomoże również w przełamaniu niemocy czytelniczej.
A na koniec proponuję powieść, którą mi się w trakcie wakacji czytało najlepiej. Rachel Joyce w swojej książce "Marzenie panny Benson" (Znak) zabiera nas w niezwykłą podróż. Cofamy się do lat 50. XX w. do Londynu, który dopiero zaczyna odbudowywać się po wojnie. Margery Benson jest 46-letnią nauczycielką. Ale jedno wydarzenie w szkole sprawia, że postanawia zmienić swoje życie i spełnić marzenie z dzieciństwa – wyjechać do Nowej Kaledonii i odnaleźć złotego chrząszcza. Ponieważ to poważna wyprawa, nasza bohaterka potrzebowała asystenta. Nieszczęśliwy (a może szczęśliwy) zbieg okoliczności sprawia, że w podróż życia wyrusza z Enid... Niedopowiedzeniem jest stwierdzenie, że kobiety się od siebie różnią. Są z dwóch różnych i bardzo odległych światów. Czy ta przygoda może się dobrze skończyć?
Cóż, co do zakończenia to go wam nie zdradzę, ale zachęcam do lektury „Marzenia panny Benson". Ja dawno nie miałam tak dużej przyjemności z czytania. Mamy tutaj i pełne humory dialogi i życiowe przemyślenia. Przypomnienie o tym, że warto podążać za swoimi marzeniami. A przede wszystkim dostajemy historię przepięknej kobiecej przyjaźni – rodzącej się powoli, ale takiej, która kiedy się już rozwinęła to przezwycięży wszystkie przeciwności. Korzystajcie więc z ostatnich wakacyjnych dni i czytajcie! Dużo uśmiechu i wzruszeń gwarantowane.
To jeszcze nie wszystkie nasze wakacyjne lektury. Tu znajdziecie część pierwszą, a ciąg dalszy (kryminalny) nastąpi
<<Reklama>> Polecane w artykule ebooki są dostępne na Publio.pl >>
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina