Między Kają a Profesorem zaczyna się niebezpieczna gra, która trwać będzie całą noc [FRAGMENT]

Jeszcze nie wiemy, kto jest myśliwym, a kto ofiarą, lecz polowanie już się rozpoczęło. A z każdym jego epizodem coraz bardziej dręczące staje się pytanie: co wydarzyło się wcześniej... Publikujemy fragment debiutanckiej powieści

– Spróbuj. – Podała mu kieliszek. – Kobiecie z bronią się nie odmawia.

Patrzyła, jak niepewnie podnosi szkło do ust i upija łyk.

– Smakuje jak przeszłość – powiedziała. – Czujesz? Wygląda i smakuje jak przeszłość. Wino z czasem traci kolor, jak wspomnienie. Czerwień blednie, przechodząc w jasny brąz. Ale staje się też łagodniejsze. Powstaje dodatkowa słodycz. To jest dobre. Tytoń, czekolada i dym.

Profesor nie odpowiedział, ale nie odłożył kieliszka.

Stanęła przy oknie. Śnieg dookoła latarni wyglądał jak szarańcza.

– Piękny jest ten śnieg. Nie pamiętam, kiedy ostatnio było tak biało. Aż ma się ochotę łapać płatki i je porównywać. Podobno nie ma dwóch takich samych. To jak z prawdą, wiesz? Tu też nie ma dwóch takich samych.

– Mówi się, że istnieje nieskończona liczba przeszłości. Nie- skończona liczba interpretacji. Jeśli to prawda, bierzemy sobie po prostu jedną z nich i rozsiadamy się w niej. Bierzemy ją za swoją. Za prawdziwą. Co się wydarzyło. Z kim. – Zamyśliła się. – Byłam kiedyś na wakacjach z jednym znajomym. Na wyspie. Przez ty- dzień, prawie dwa. Co rano ruszaliśmy dalej, co noc rozbijaliśmy namiot. Czasem łapaliśmy stopa, ale głównie maszerowaliśmy, żeby okrążyć całą wyspę. Byliśmy wtedy biedni jak myszy. Tak się mówi, prawda? Jak myszy.

Nowa książka J.K. RowlingNowa książka J.K. Rowling. Fabuła nawiązuje do oskarżeń o transfobię i rasizm

Czekała na reakcję. Ale Profesor tylko patrzył. Czekał.

– W każdym razie w czasie tego wyjazdu prowadziłam coś w rodzaju notatek i zapisywałam te wszystkie nazwy z okrutną liczbą spółgłosek, opisem miejsc, obcymi słowami, jakimi opisywali je poznani po drodze ludzie. Pisałam niewiele, ale i tak wyszło z tego z dwadzieścia stron dziennika. Tego, jak było. Jak wydawało mi się, że było. Rok później mój znajomy wrócił na tę wyspę. Tym razem sam. Na tydzień, a może na miesiąc. W każdym razie wrócił i opowiadał. Fantastyczna podróż. Okrążył całą wyspę. To jak my rok wcześniej, mówię, a on patrzy zdziwiony. Że przecież w zeszłym roku mieszkaliśmy w jednym miejscu i tylko raz czy dwa wyskoczyliśmy gdzie indziej. Dlatego chciałem wrócić sam, mówi, zrobić to lepiej. Mówię mu, że przecież widzie- liśmy wszystko, wymieniam miejsca. On macha ręką, że nie, że tam nie byliśmy. A ja siedzę i nie dowierzam. Próbuję argumentować, że mogę pokazać moje notatki, mapę z trasą zaznaczoną pisakiem, zdjęcia, ale po co. Czy jego wspomnienie jest gorsze niż moje, bo jest inne? Dla niego jest równie prawdziwe. Po co bić się o prawdę, myślałam, słuchając, jak sprzedaje nasze wspólne wspomnienia jako swoje, późniejsze. Prywatne i pojedyncze. Przywłaszczył je sobie i teraz powtórzy je tysiąc razy, i całkiem się w nich umości. Słuchałam i nie mogłam uwierzyć. Wiesz, że były badania? Że wspomnienia nie są stałe. Że zmieniają się za każdym razem, gdy je odtwarzasz. Siedzimy przy stole. Ty mówisz, że było ognisko, więc ja dopisuję do moich wspomnień ognisko, czy je pamiętam, czy nie, i dla mnie od tej pory to ognisko jest tak samo prawdziwe jak wszystko inne. Zresztą połowa wspomnień nie jest naszymi wspomnieniami, więc nie ma o co kruszyć kopii. Tak się mówi, prawda? Kopii. Ładnie…

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Bartosz Gelner i Eliza Rycembel w serialu 'Gry rodzinne'Pilaszewska: Zbyt duża poprawność polityczna blokuje powstawanie interesujących projektów

Profesor nie potwierdzał. Pomyślała, że może powinna sobie znaleźć innego słuchacza. (Bardziej zaangażowanego?).

– I tak sobie myślę: może wystarczy empatia? Posłuchasz mojej wersji, wyciągniesz wnioski i dopiszesz ją do swojej, gdzieś obok?

Odzapomnisz, czego nie pamiętałeś. Bo nie może być tak, że tylko ja to pamiętam. I tak sobie myślę, że to nie będzie kradzież. Podzielę się z tobą tym wspomnieniem. Wpuszczę cię do niego.

– I ty mówisz o empatii?

– Akurat nie powinieneś się obruszać. Empatia nie jest oczy- wista. Jej też trzeba pomóc. Najchętniej bym ci to rozrysowała. Ty, ja, twoje mieszkanie, twoja narzeczona. Mogę mówić: narzeczona?

– Nie byliśmy zaręczeni.

– Wiem, ale co to za słowo, konkubina.

– Partnerka?

– Dobre! – (Kaja prawie się cieszy). – Naprawdę dobre. Choć takie związki niewiele mają wspólnego z partnerstwem. Ty, ona, jej tata, twoje plecy. To bardziej ta kategoria.

– Nieprawda…

– A o tym już rozmawialiśmy. Prawda. Jest tyle prawd, że w sumie możemy sobie darować kłótnię o resztę.

Upiła łyk wina.

Tak rzadko zachowuje się odważnie. Teraz nie ma zamiaru prze- rwać. To taki akt wiary w coś wielkiego. W siebie.

– O znaczeniach też możemy sobie porozmawiać. Ponoć prowadziłeś kiedyś wykłady z semantyki.

Profesor jęknął.

– Bardzo ładne słowo. Czego tam uczycie? Trudnych słów?

– Między innymi.

– Nie jesteś za rozmowny. Chciałoby się powiedzieć, że kiedyś byłeś bardziej towarzyski.

– Może i byłem….

– Właśnie! I o tym właśnie rozmawiamy. Nad tym też się zastana- wiałam. Kiedyś i teraz. Czy rozmawiając z tobą dziś, porozmawiam

z tym, kim byłeś wtedy. Bo ludzie się podobno zmieniają. Ja na przykład akurat niekoniecznie…

– Widzę…

– …ale inni ludzie całkowicie być może. Albo w sądzie, mało to się zdarza, że ktoś dostaje wyrok za coś, co zrobił dawno temu? Wtedy ten wyrok dostaje zupełnie inna osoba.

– To tak nie działa…

– Ale nadążasz, prawda? Zupełnie inna. I tak sobie myślę, że tak może być. Że ty też mogłeś się zmienić. I wtedy to spotkanie nie miałoby sensu…

– To spotkanie nie ma sensu.

– …i wtedy zrozumiałam, że jest jedna metoda. Co trzeba zrobić, żeby rozmawiać z tym, kim byłeś wtedy. Muszę ci w tym po- móc. Pomóc sobie przypomnieć. Stać się jeszcze raz tamtą osobą.

Człowiekiem, którego spotkałam wtedy, piętnaście lat temu…

– Szesnaście.

– A widzisz, pamiętasz! – Kaja cieszy się. Jak dziecko.

– Pamiętam wiele rzeczy, ale nie wiem, czy się wydarzyły. Kaja pokiwała głową.

Piękne zdanie. Ukradzione.

– Nie jestem zawiedziona, nie oczekiwałam nic lepszego. Wybacz entuzjazm, ale chyba tego właśnie nam teraz brakuje. Entuzjazmu. Ale trudniej jest ze względu na okoliczności. Byłoby dużo łatwiej, gdybyś się po prostu ucieszył ze spotkania, zamiast próbować mnie prowokować.

Profesor nie odpowiedział.

– Nie? Niech będzie. Poradzimy sobie i bez entuzjazmu.

– Jesteś wariatką, kompletną wariatką.

– To też jest jedna z możliwych interpretacji. Jeśli ci pomaga, możesz się jej trzymać. Ale cholera, na filmach ludzie jakoś chętniej

pomagają zmotywowani rewolwerem. Może dlatego, że to nie rewolwer. Wiem, trzeba było kupić coś bardziej spektakularnego, ale ten miły Albańczyk mówił, że to wystarczy. Wyglądał, jakby się znał na rzeczy. Fatalna obsługa klienta, prawda?

– …jesteś cholerną, pieprzoną wariatką…

– Jestem wariatką z bronią, nie zapominaj o tym – wtrąciła i uśmiechnęła się przepraszająco. – Ludzie stanowczo za mało się do siebie uśmiechają, nie sądzisz? Gdyby to zależało ode mnie, wprowadziłabym jakieś ułatwiacze. Na kasach jakieś ściągi na przykład. Jak wtedy, gdy zamawiasz hamburgera i cię z automatu pytają o frytki i colę, co mogliby jeszcze, że jak dzień i że ładna fryzura. Świat byłby lepszy.

– …zdecydowanie.

– Bez ironii. Ironia, mój drogi, ironia nie jest twoim przyjacielem. Nie w tej sytuacji. Ironia to w ogóle kiepska strategia. Skoncentruj się. Teraz musimy się zastanowić, co dalej.

– Mam kilka pomysłów…

– Omówimy je później. Teraz ustalmy obowiązującą przeszłość, a potem przejdziemy do przyszłości. Tych kilka wieczorów. Kilkanaście w zasadzie, ale nie bądźmy drobiazgowi. Nie zaprze- czasz, że były.

Profesor otworzył usta, ale zrezygnował.

Zobacz wideo Keanu Reeves - najmilszy człowiek na świecie?

– Broń. Nudny argument, ale działa. Nie martw się. Teraz możesz się bronić. Nawet najgorsze prawo daje możliwość zwolnienia z odpowiedzialności, jeśli zbrodnia była w obronie własnej. Ok, słabe porównanie. Seks rzadko bywa w obronie własnej. Ale są inne wyjaśnienia. Pomyślmy. Może było tak, że była noc, ciemno było i nie wiedziałeś, że to nie twoja narzeczona? Każdemu się może zdarzyć. Albo wiem: byłeś pijany i zasnąłeś. I też nie wiedziałeś, że ktoś cię okrutnie wykorzystał? Pozwól, że otworzę okno. Ciepło tutaj. Myślisz, że to wino?

Otworzyła okno. Zimne powietrze wlało się do pokoju, odsuwając powiewającą firankę. Przez sekundę zdawało jej się, że wpadają płatki śniegu. Poczuła przyjemny chłód, który sprawiał, że miała ochotę sama się objąć i przytulić. Spojrzała na ulicę. Na ludzi, którzy przemykali cicho, zawinięci w płaszcze.

– Naprawdę nie chciałam ci wtedy zniszczyć życia – powiedziała, odwracając się w jego stronę. – Myślałam, że na to nie zasłużyłeś. Wtedy. Teraz tak nie myślę.

– W zasadzie moglibyśmy się rozejść – zaryzykował Profesor. – Nawet teraz.

– Teraz? – Podeszła do stolika. Znowu byli nieznośnie blisko.

– Powinnaś już wyjść.

– I zapomnieć. Myślisz, że umiałbyś zapomnieć?

– To w sumie nietrudne. Już raz zapomniałem. Uśmiechnęła się.

Diabeł siedział w tym uśmiechu. Złośliwy, stary diabeł, czekający, żeby chwycić go za kark, wbić w niego zęby. Paznokcie unurzać w krwi. Cały był z jadu i cały był czarny. Mogłaby tak czernieć od palców po serce, od serca po stopy, w obu kierunkach. Wtedy ludzie by coś zauważyli. Wiedzieliby coś. Jakie to złe, pomyślała, że zła nie widać. Że nie pojawia się rysa na magicznym lusterku, żeby ostrzec, dać czas na ucieczkę.

<<Reklama>> Ebook "Oddech" Niny Igielskiej jest dostępny na Publio.pl >>

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Więcej o: