Szczyt
Śniadanie między 7 rano a 12 w południe. Zawsze omlet i pszenny chlebek przypominający ciabattę, pieczony na blasze.
Internet, pisanie blogów, analizowanie prognoz pogody. Szwajcarscy meteorolodzy nie dają nadziei. Wciąż przewidują: zimno, silny wiatr, śnieg, mgła, huragan.
Na początku marca Kowalski wpisuje w dzienniku wyprawy: "Jak grom z jasnego nieba dociera do nas informacja, że chmury się otwierają, a siła wiatru spada drastycznie. Na 4-5 marca pojawiło się światełko w tunelu – nadzieja na atak szczytowy! Nagle wszyscy odzyskaliśmy humory i bazowy marazm popadł w zapomnienie. Rozmawiamy o patentach na ogrzanie stóp, ktoś zaczyna ostrzyć raki i wszyscy zmotywowali się do uprania skarpetek. Znów zaczynamy żyć. Nie ma co ukrywać, że powoli traciliśmy nadzieję, tym bardziej że kierownik nie miał zamiaru czekać do wiosny na atak. Mówił, że 'lodowi wojownicy muszą być przygotowani na zimno i wiatr'. I jesteśmy! Bardziej niż kiedykolwiek. Czekamy tylko na sygnał: 'Do ataku!'".
W oficjalnej relacji opublikowanej na stronach Polskiego Związku Alpinizmu wszystko wygląda łatwo: – Po nocy spędzonej w obozie drugim na 6200 m himalaiści Artur Małek, Tomasz Kowalski, Maciej Berbeka, Adam Bielecki docierają do obozu czwartego na wysokość 7400 m i spędzą tu noc. Do ostatecznego ataku na szczyt mają wyjść w nocy; godzina wyjścia uzależniona będzie od temperatury (około północy, jeśli nie będzie zimniej niż minus 30 st. Celsjusza). Na szczycie powinni zameldować się 5 marca w południe.
– 5 marca, godzina 5.15. Wychodzą z "czwórki", sześć godzin później pokonują trudną, drugą już szczelinę na wysokości około 7850 m, która zagradza drogę do przełęczy. Z tego miejsca na szczyt są trzy godziny wspinaczki.
– Godzina 12.30, są już na przełęczy. Do szczytu, w zależności od warunków, pozostało od 1,5 do 2,5 godziny. Warunki pogodowe dobre.
Można też opowiedzieć o tym tak: Wielicki się martwi. Zawsze było jasne, że pierwszego dnia atakuje jedna dwójka, a druga czeka w odwodzie. Jeśli coś poszłoby nie tak, mogą pomóc, ruszyć na ratunek, sprowadzić kolegów na dół. Gdy nie ma niespodzianek, a pogoda jest dobra, mogą powtórzyć sukces kolegów, wejść na szczyt następnego dnia.
Na tej wyprawie jest inaczej. Meteorolodzy zapowiadają zmianę pogody, wszyscy chcą iść razem. Mówią, że w czwórkę będzie bezpieczniej. Tylko że planują wyjść z obozu dopiero o 5 rano. Za późno! Optymalna byłaby druga lub trzecia. Chłopaki odpowiadają, że są zbyt zmęczeni, muszą odpocząć. Trzecia to za wcześnie, wyjdą koło piątej. Decyzja zapadła, Wielicki nic nie może zrobić. Mówi tylko: "Pamiętajcie, życie nie ma ceny".
Pogoda na szczęście idealna. Minus 35 stopni w słońcu. W cieniu da się wytrzymać w bezruchu piętnaście, dwadzieścia sekund.
Wielicki obserwuje ich z bazy przez lornetkę. Malutkie kropeczki na białej ścianie Broad Peaku. Wszystko wygląda dobrze. O ósmej są już przy pierwszej szczelinie i... nie wiedzą, którędy ją obejść. Miotają się, a na tej wysokości każdy ruch to wielki wysiłek. Chodzą to w lewo, to w prawo, niepotrzebnie tracą siły. Dopiero o 12.30 stają na przełęczy, a do szczytu daleko.
Wielicki ciągle pyta przez radio: "Adam, Adam, zgłoś się! Czy wszyscy się dobrze czują? Odbiór". Bielecki: "Tyle, na ile na ośmiu tysiącach po całym dniu marszu można się czuć dobrze. Wszyscy idą, wszyscy są zjebani. Idziemy dosyć powoli".
Przed Rocky Summit znowu: "Jak się czujecie!?".
Bielecki: "Powoli ciśniemy do góry".
Docierają na Rocky Summit, ale jest godzina 16. Nie zdążą wrócić za dnia, będą schodzić w nocy.
Wielicki nie może słyszeć dyskusji na przedwierzchołku.
"Adam, daj mi Maćka" – prosi Wielicki.
Bielecki wściekły: "Włączcie swoje radia, bo kierownik nie daje mi spokoju!" – napomina kolegów. Wielicki do Berbeki: "Jest późno, może powinniście schodzić?".
Maciek odmawia: "Przyjechaliśmy tu, żeby wejść na tę górę. Idziemy dalej".
Wielicki: "Dobrze, Maćku. Wierzę w twój osąd sytuacji. Ale musicie się spieszyć. Pilnuj młodych, żeby nie zrobili jakiegoś głupstwa. I powodzenia".
Po wyprawie Bielecki zapewnia, że pytał kolegów, czy nie powinni zawrócić. Według Bieleckiego nikt nie zareagował.
Berbeka bez słowa rusza w górę.
Bielecki pyta Wielickiego przez radio o szczegóły dalszej drogi. Wielicki zdziwiony. Pamięta, gdy sam się wspinał, że droga jest już prosta, trudno zabłądzić. Ale on wspinał się latem. Może zimą wygląda to inaczej? Podpowiada, że najpierw trzeba trochę zejść, a potem jest około 20 minut do szczytu. Bielecki:
Rozwiązaliśmy się i przeszliśmy na drugą stronę lustra. Rozpoczął się wyścig ze słońcem. Stawką było nasze życie. Wiedziałem, że jedziemy po bandzie, jesteśmy zagrożeni i granica, która dzieli nas od śmierci, stała się bardzo cienka. Napędzany strachem przyspieszyłem. Zacząłem stopniowo odstawiać chłopaków.
Bielecki załamany. Patrzy w stronę szczytu, wydaje mu się cholernie daleko. Koledzy są niżej, ale mozolnie posuwają się do góry.
Wielicki próbuje się łączyć przez radio, ale nikt mu nie odpowiada.
O 17.20 Bielecki wchodzi na szczyt. Pół godziny później dociera tam również Małek. Trzydzieści metrów dalej idzie Maciek, kolejne trzydzieści metrów za nim Kowalski.
Z wierzchołka najpierw schodzi Bielecki. Zatrzymuje się na chwilę przy wchodzących kolegach. – Bardzo się cieszę, że ci się udało. Nikt inny nie zasłużył na to bardziej niż ty – mówi Berbece.
Maciek nie chce tracić energii na odpowiedź, kiwa tylko głową.
– Jak się czujesz? – pyta go Bielecki.
– OK. – Powiedz Krzyśkowi, że nie działa mi radio i że schodzę.
– OK.
Kowalskiemu Bielecki przypomina: – Gratuluję, chłopie. Musicie się spieszyć. Żeby ci nie przyszło do głowy biwakować. Musicie schodzić do oporu.
Małek schodzi zaraz za Bieleckim.
– Zaczekaj na nas, lepiej schodzić w trójkę – prosi Maciek. Małek odmawia. – Jakbym miał tu poczekać na was nawet pięć minut, to zamarznę.
Wielicki do mikrofonu krótkofalówki: "Godzina 18. Cisza. Do jasnej cholery, można osiwieć...".
W końcu odzywa się Berbeka. Wielicki: "Słucham cię, Maciek, gdzie jesteście do jasnej cholery!?". "Na szczycie, na szczycie...".
"Gdzie jest Adam?".
"Pół godziny wcześniej [wszedł]. Już schodzi".
Wielicki: "Mógł się zgłosić, gamoń jeden. Poza tym powinien był poczekać na was".
W zakopiańskim domu Berbeków bez przerwy dzwoni telefon: Maciek zdobył Broad Peak! Ale wyczyn! Gratulacje! Cieszymy się z wami.
Cała Polska już wie. O sukcesie na paskach w telewizji i w serwisach radiowych. Ewa czyta o tej górze, sprawdza czasy wejścia i zejścia, coraz bardziej się boi. Będą schodzić po zmroku.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Niemoc
Bielecki chce wrócić przed zmierzchem na Rocky Summit. Ma godzinę, potem zapadnie ciemność. Szybko analizuje. Artur Małek jest mocniejszy od niego, da radę. Tomek idzie z doświadczonym Maćkiem. Nic im się nie stanie.
Myśli tylko o tym, by być jak najniżej. Jest ciężko, bo trzeba najpierw zejść ze szczytu i podejść pod Rocky Summit. Potem już tylko w dół. Byle dotrzeć do namiotu w "czwórce". Maciek Berbeka czeka na Kowalskiego na szczycie, schodzą razem.
A potem? Tego już nikt nie wie.
Bielecki we wspomnieniach: "Zrobiło się ciemno. Wyciągnąłem czołówkę. Było coraz zimniej i zerwał się wiatr, na razie jeszcze niezbyt mocny, ale każdy podmuch potęgował odczuwanie mrozu. W najtrudniejszym miejscu grani kilkakrotnie sprawdzałem każdy stopień i każdy chwyt. W końcu dotarłem na przełęcz. Usiadłem i odetchnąłem z ulgą. Najtrudniejszy fragment zejścia miałem za sobą. Zdjąłem plecak i wyciągnąłem termos. Upiłem kilka łyków. Zwymiotowałem. Spojrzałem do góry. Zobaczyłem światełko Artura schodzącego z Rocky Summit. Nie wiem, dlaczego automatycznie założyłem, że to musi być Artur. Tomka i Maćka nie widziałem, ich światła musiała zasłaniać grań.
Siedziałem, ciężko dysząc, z dziesięć minut, aż znowu zaczęło mną telepać. Nie byłem w stanie czekać na Artura ponad godzinę. Musiałem się ruszyć".
Wielicki przez radio: "Tomek, Tomek, jak jesteś daleko? Bo widzimy cię chyba gdzieś tam w kopule szczytowej. No, teraz powinieneś mieć łatwo w dół, więc się osuwaj. Odbiór".
Kowalski: "Ale ja jeszcze nie jestem w kopule. Najgorsze, że mam podejście na Rocky Summit. Ni ch*ja nie wiem, co robić".
Wielicki: "No jak to?! To idziesz po śladach do góry". Po chwili: "To ty jeszcze nie jesteś na Rocky Summit!?".
Kowalski: "Nie, teraz jest taki odcinek i ja po prostu nie mam siły na niego podejść".
– Przed Rocky Summit dopadł mnie totalny zmrok. Bez księżyca, bez światła – wspomina Małek. Jego radio nie działa, mikrofon przypięty do kołnierza zamarzł. Na przełęczy zmienia baterie w lampie czołowej. Prosta czynność zajmuje mu 40 minut. Podnosi się, resztką sił idzie w dół. Gdzie są Kowalski i Berbeka?
Wielicki czuje niemoc. – Nie możesz nic zrobić, nie możesz pomóc – powie po powrocie z wyprawy. Chociaż nie, każe Pakistańczykom rozpalić wielkie ognisko, dodać kolegom otuchy, żeby widzieli, że pali się ogień. To znak, że ktoś tam na nich czeka.
Z opowieści Bieleckiego: "Wszedłem do namiotu, była dwudziesta trzecia. Padłem. Próbowałem się rozpiąć, ale nie byłem w stanie. Zdjąłem rękawiczki i zacząłem majstrować przy radiu. Nacisnąłem chyba wszystkie przyciski. Nic. Wyciągnąłem i włożyłem baterię. Przeszedłem na ustawienia ręczne. Zadziałało. Krzysiek właśnie rozmawiał z Tomkiem".
Wielicki: "Tomek, Tomek, odzywałeś się".
Kowalski: "Jestem, ale...".
Wielicki: "Możesz pogłośnić radio, bo słabo cię słyszę".
"Teraz lepiej?".
"Gdzie jesteś, Tomek?".
"Ostatnie spiętrzenie przed Rocky Summit".
Wielicki: "Jesteś na Rocky Summit?".
Kowalski: "Nie, teraz mam to spiętrzenie. Obawiam się, że mogę mieć problem z wejściem".
Wielicki: "No, ale musisz walczyć. Chłopcy już są poniżej przełęczy. No nie wiem, dlaczego żeście się rozstali, mieliście iść związani liną".
Kowalski: "Jak!? Maciek i Artur są poniżej przełęczy!?".
Wielicki: "No widzimy światełka, więc myślę, że są poniżej, tak że musisz drałować. Nie daj się! Jeśli oni zeszli, to i ty zejdziesz".
Kowalski: "Nie mogę oddychać".
Wielicki: "Dlaczego nie możesz oddychać? Przez chustkę oddychaj. Co, zimne powietrze jest?". Kowalski: "Nie wiem, co jest".
Wielicki: "Musisz się posuwać. Cały czas posuwaj się do przodu".
Kowalski: "Cały czas idę do przodu, ale nie mam powietrza".
Wielicki: "Nie mamy kontaktu z Maćkiem ani z chłopakami, jak będę miał kontakt, to każę im wracać po ciebie".
Kowalski: "No to będzie problem raczej. Ja idę cały czas do przodu, ale bardzo mi to idzie powoli". Wielicki: "Tylko się nie poddawaj, nie ty pierwszy schodzisz nocą. Dziesiątki ludzi schodziły nocą. Twardo musisz wracać, musisz wracać".
Kowalski: "No cały czas idę do przodu, ale nie wiem, w czym problem, może bym coś wziął?". Wielicki: "Trzymasz ślady?".
Kowalski: "Tak, idę po śladach". Wielicki: "To bardzo dobrze, dawaj z siebie wszystko, nie daj się".
Kowalski: "Mam apteczkę, może coś powinienem wziąć?".
Wielicki: "No wiesz, jeśli nie masz żadnych objawów, głowa cię nie boli ani nie masz silnego kaszlu, to ci apteczka nie bardzo może w czymś pomóc".
Kowalski: "Nie mam nic takiego".
Wielicki: "Gdyby cię bolało coś, to oczywiście tak, natomiast jeśli nie masz żadnych objawów choroby wysokościowej, to nie ma sensu nic brać".
Kowalski: "OK".
Wielicki: "Zgłaszaj się co jakiś czas".
Kowalski: "Dobra... Jak będę na przełęczy, jakoś dam radę".
Wielicki (do siebie): "No niedobrze, że się rozstali. Tomek został i teraz... Niedobrze, bardzo niedobrze...".
Godzina 22. Franek, syn Berbeków, przegląda internet.
– Najpierw znalazłem informację, że cała czwórka jest już w namiocie w obozie czwartym. Zaraz potem, na jakimś innym portalu, że w namiocie jest tylko dwóch, a pozostała dwójka jeszcze nie doszła.
Ewa płacze. Każe synom wszystko powyłączać. Przed północą rozmawia przez telefon z Arturem Hajzerem.
– Bielecki z Małkiem są w namiocie – mówi Hajzer.
– A Maciek?
– Maćka nie ma.
Ewa: – Co się tam dzieje!?
Hajzer: – No, muszą biwakować.
– A mają wszystko do tego biwaku?
– Nic nie mają! A ty jesteś w domu sama?
– A dlaczego pytasz?
– No nie wiem, ale czy tam ktoś z tobą jest?
– Tak, są ze mną dwaj synowie.
– To bardzo dobrze.
Kowalski jest coraz słabszy. Wielicki stara się przez cały czas utrzymywać z nim kontakt. Pyta, gdzie jest, jak się czuje. I czy widzi Maćka. Kowalski raz mówi, że widzi, zaraz potem, że nie widzi. Maciek przez całą noc nie odpowiada na prośby o połączenie. Ale po północy pojawia się iskra nadziei.
"Chcemy biwakować" – zgłasza Kowalski Wielickiemu.
"Kopiecie jamę?".
"Nie, siedzimy na kamieniu" – odpowiada Kowalski.
Wielicki: "To daj mi Maćka".
"Ale on nie chce gadać".
– Czy Maciek naprawdę był obok, czy to tylko majaki? – zastanawiał się Wielicki po powrocie z wyprawy.
Kowalski nie chce ruszyć dalej. Koledzy z namiotu w czwartym obozie dopingują. "Każdy krok w dół przybliża cię do życia, każda minuta zastoju – do śmierci". "Będziesz tam siedział do rana, to zamarzniesz, a poniżej grani jest już cieplej".
Bielecki we wspomnieniach: "Ciągle rozmawialiśmy z Tomkiem. Było słychać, że przeciąga słowa. Mówił bardzo wolno. To objawy hipotermii. Powiedział, że zimno mu w rękę.
– Gdzie masz rękawiczkę? – zapytał go Krzysiek.
– Nie wiem.
Artur namawiał go do schodzenia, bo poniżej przełęczy było cieplej. Tomek odpowiadał, że zsuwa się powoli i myśli o biwakowaniu. Powiedział, że spadł mu rak, było z nim coraz gorzej. Martwiliśmy się o Maćka, ale byłem pewny, że sobie poradzi. To w końcu Maciek Berbeka. Nie z takich opresji wychodził. Przyjdzie za dwie, trzy godziny. Ma już ugotowaną wodę. Czekamy na niego. W namiocie jest jasno. Wie, gdzie ma iść".
O 6.30 Kowalski mówi Wielickiemu: "Powoli się zsuwam cały czas... Nie mogę znaleźć oddechu". Potem już tylko cisza.
Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku - okładka mat. prasowe
<<Reklama>> Ebook "Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku" jest dostępny na Publio.pl >>
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina