Nie szkodzi mu żadna krytyka. Przeczytaj zanim znów wejdziesz na TikToka [FRAGMENT KSIĄŻKI]

TikTokowi nie szkodzi żadna krytyka - ani za to, że blokuje treści nieprzychylne Chinom, ani za gromadzenie i przechowywanie danych użytkowników. Przeczytaj fragment książki Sylwii Czubkowskiej "Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę".

Książka dziennikarki ekonomicznej i technologicznej Sylwii Czubkowskiej miała premierę 7 września (Znak literanova), a już rozszedł się cały nakład i pierwszy dodruk. Czekając na kolejny, publikujemy fragment.

Mroczna historia dwóch sióstr z Mroczna historia dwóch sióstr z "The Silent Twins" wydarzyła się naprawdę

Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę - fragment:

TikTok to najgorętsza chińska aplikacji, a zarazem najszybciej rosnący serwis społecznościowy świata. W 2020 roku Donald Trump próbował sprowadzić go do parteru, a nawet groził mu zamknięciem, chyba że zgodzi się na podział i odkupienie części aktywów przez amerykańską firmę (w grze były Microsoft, Twitter, ale przede wszystkim Oracle). Nic z tych gróźb ostatecznie nie wyszło, za to TikTok szybko urósł do rangi trzeciego największego medium społecznościowego na świecie – z miliardem użytkowników wyprzedzają go już tylko Facebook i Instagram. Ale żaden inny serwis nie zyskuje popularności w takim tempie: w 2021 roku TikTok zaliczył skok liczby użytkowników o 40 proc., a rok wcześniej o blisko 60 proc.

Żadna krytyka – czy to za blokowanie treści nieprzychylnych Chinom, czy w związku z obawami o gromadzenie i przechowywanie danych użytkowników, w ogromnej mierze nieletnich – nie zagraża jego popularności. Korzystających z TikToka zdaje się nie martwić również to, że serwis miga się od obietnicy otwarcia w Irlandii swojego centrum danych, które miało zapewnić bezpieczeństwo użytkownikom z Europy (początkowo miało działać na początku 2022, ale start przesunięto na 2023 rok).

Nielegalnie udostępniał sygnał Canal+ i Cyfrowego Polsatu "Znam tę laskę z telewizora. To córka kobiety, którą zamordowałem trzydzieści lat temu" [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Nie odstrasza od niego nawet to, że mimo powtarzanych obietnic walki z rosyjską dezinformacją – a przecież relacje z wojny stały się na TikToku tak popularne, że zaczęto wręcz mówić o TokWar – serwis jakoś nie potrafił jej skutecznie zwalczyć. Miesiąc po wybuchu wojny w Ukrainie organizacja badawcza NewsGuard11 wykazała, że TikTok błyskawicznie, bo w ciągu 40 minut od rejestracji konta, dostarcza fałszywe i wprowadzające w błąd treści dotyczące wojny nowym użytkownikom aplikacji. Bez znaczenia jest nawet, czy szukali oni na platformie treści dotyczących wojny, czy nie. To nie wszystko: wyszukiwanie na podstawie ogólnych haseł, takich jak "Ukraina" czy "Donbas", skutkowało proponowaniem przez algorytm TikToka materiałów, które zawierały dezinformację, a pojawiały się one wśród 20 najtrafniejszych wyników wyszukiwania!

Jeden z menedżerów polskiego oddziału TikToka – bo serwis tak się rozrósł, że firma zdecydowała się na otwarcie biura w Warszawie – gdy rozmawiałam z nim kilka dni po wybuchu wojny, zapewnia, że robią, co mogą, i że naprawdę wkładają sporo pracy w walkę z dezinformacją. Co konkretnie robią? Tego nie może mi już powiedzieć, bo nie zgadza się na to centrala w Chinach.

Zobacz wideo Vincent V. Severski: Jaka Rosja jest, czerwona, biała czy różowa, to ona wciąż jest Rosją [WYWIAD]

Bracia w dezinformacji

Hu Xijin, komentator "Global Times", Qingqing Chen, reporterka, Liu Xin, prowadząca program "The Point with Liu Xin" w anglojęzycznej telewizji chińskiej CGTN, Shen Shiwei, publicysta, Zichen Wang, autor newslettera "Pekingnology", który się (ironicznie) podaje za uznane przez Twitter "państwowe medium chińskie". Jeden z analityków think tanku Instytut Nowej Europy podsyła mi tę listę chińskich dziennikarzy aktywnych na Twitterze, którzy nawet nie ukrywają, że ich głównym zadaniem jest rozprzestrzenianie chińskiej narracji. Mają na Twitterze od kilkunastu do blisko pół miliona obserwujących, czyli całkiem ładne zasięgi. Piszą po angielsku, wrzucają teksty i treści nie tyle nawet prochińskie, ile raczej ostro krytykujące Stany Zjednoczone, punktujące ich imperialne zapędy, kiedy trzeba, szturchające także Unię Europejską, a w ostatnich miesiącach wyraźnie próbujące tłumaczyć atak Rosji na Ukrainę.

Choć w Chinach odgórną rządową decyzją zablokowano Facebook, YouTube czy Twitter, to wcale nie oznacza, że chińska dyplomacja i propaganda nie działają w tych mediach społecznościowych. Wręcz przeciwnie. Mimo że już od dwóch dekad działa tzw. Great FireWall, czyli cyfrowy mur umożliwiający blokowanie usług, które nie mają partyjnego błogosławieństwa, to i tak swobodnie w tych nielegalnych mediach społecznościowych udzielają się chińscy dyplomaci, politycy czy dziennikarze. Wszystko jest w porządku, dopóki nie piszą, nagrywają i postują do własnych współobywateli.

Z kolei obywatele są odpowiednio w social mediach naprowadzani. Kilka lat temu analitycy z Harvardu pod kierownictwem profesora Gary’ego Kinga po szerokiej analizie1 zidentyfikowali w mediach społecznościowych 488 mln postów i komentarzy (zamieszczonych zaledwie w ciągu roku), za których opublikowaniem stał chiński rząd. To by oznaczało, że na każde 178 komentarzy w chińskich mediach społecznościowych przypada jeden sponsorowany o charakterze propagandowym. […]

Po ponad miesiącu wojny w Ukrainie ukazała się analiza EUvsDisinfo, czyli odpowiedzialnej za zwalczanie dezinformacji specjalnej jednostki Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. A w niej już bez ogródek jest wyłożone: Chiny podbijają narrację agresora o wojnie w Ukrainie, w wielu wypadkach wzmacniając rosyjską dezinformację. Chińskie media wspierane przez państwo często powtarzają dominującą retorykę Kremla dotyczącą wojny, w tym zaprzeczanie okrucieństwom, nawet masakrze w Buczy, i przypisywanie winy za konflikt NATO i USA.

Jak to wygląda w praktyce? Wystarczy wspomnieć choćby o pokazywaniu w mediach społecznościowych NATO jako Voldemorta, czyli wcielonego zła znanego z cyklu o Harrym Potterze. To odwołanie się do popkultury o zachodnich korzeniach zauważyli analitycy z międzynarodowej grupy CHOICE, która po ataku Rosji na Ukrainę przez dwa miesiące badała chińskie narracje rozpowszechniane w dziewięciu państwach Europy Środkowej. Tyle że, jak zauważa we wstępie do ich raportu Ivana Karásková, granie Voldemortem w tej części świata, gdzie NATO ma jednoznacznie wizerunek obrońcy, a nie negatywnego bohatera, jest chybione. Ponownie widać, że może i nakłady rosną, ale znajomość lokalnej specyfiki pozostaje bardzo powierzchowna. Za tą pozorną nieudolnością może tymczasem stać długofalowa i szerzej zakrojona strategia. Katja Drinhausen, analityczka z Mercator Institute for China Studies (MERICS), ocenia, że choć na pierwszy rzut oka przesłanie idące z Chin na temat wojny w Ukrainie jest zróżnicowane, to jednak od samego początku wyraźnie widać ścisłą współpracę Chin z rosyjskimi mediami. Tam gdzie zablokowano RT czy Sputnika i Rosja utraciła możliwość wprowadzania do obiegu swojej narracji, zaczęły to robić konta powiązane z chińskimi mediami.

Szczególnie mocno stawiają na narracje żywcem zapożyczone z kremlowskiego podręcznika. Jedna z podstawowych przekonuje, że to antychińskie i antyrosyjskie nastroje NATO i USA popchnęły Rosję do konfrontacji. Inne narracje karmią teoriami spiskowymi o prowadzonych przez USA wojskowych laboratoriach biologicznych w Ukrainie i kontynuują wątek rzekomej „denazyfikacji" tego państwa. Wiele chińskich mediów państwowych wstrzymywało się w swoich relacjach od używania terminów takich jak "inwazja" czy "wojna".

Chiński kret

Czy Chiny uczą się soft power w Europie Środkowej? "Nie" – Alicja Bachulska, sinolożka z MapInfluenCE, odpowiada bez wahania. "Chińscy dyplomaci mają pole do indywidualnych inicjatyw i interpretowania lokalnego środowiska, w którym działają. Ale i tak muszą ograniczać się do wytycznych, a tymi włada partyjna nowomowa: sztuczna, dla nas wręcz śmieszna, bo pamiętana aż za dobrze z czasów komunizmu. W takiej sytuacji trudno o miękką ofensywę".

Ale co innego państwowa strategia, a co innego działania oddolne ze strony coraz bogatszych, coraz potężniejszych i coraz zwinniejszych biznesów. Dysponują one niezbędnymi środkami, a przede wszystkim mają wciąż w miarę czystą kartę. Są postrzegane przez pryzmat egzotyki, ale często nawet nie budzą skojarzeń z Państwem Środka.

Przecież ani pokolenie Z, ani nawet millenialsi przerzucający się z coraz bardziej starzejącego się Facebooka na wyczulony na trendy, bardziej responsywny TikTok nie zastanawiają się, kto jest jego właścicielem. A przecież gdy prezesi największych spółek techologicznych, czyli założyciel Facebooka Mark Zuckerberg, założyciel Amazona Jeff Bezos czy rządzący firmą matką Google’a Sundar Pichai, regularnie lądują na dywanikach polityków i są krytykowani za wszelkie (i rzeczywiście poważne) przewinienia swoich firm, wie o tym cały świat. Chińskie big techy, nawet jeżeli trafiają pod pręgierz czy to zachodnich dziennikarzy, czy chińskiej partii komunistycznej (w 2021 roku przeprowadziła ona potężny proces karania tych firm i regulowania ich działalności), to informacje o tym się nie przebijają.

Latem 2021 roku TVN poprosił mnie o komentarz do nagłej decyzji Chin, by ograniczyć czas, jaki nastolatki mogą spędzać na graniu on-line. Długo tłumaczyłam, jakie są kulisy tej sprawy. Że partii zależy na utarciu nosa firmom, które zbyt urosły, że w tle jest walka z westernizacją w kulturze popularnej, że jest to wreszcie sygnał wysyłany do big techów, by pamiętały, w jakim środowisku działają i że muszą realizować wyższe cele wyznaczane przez państwo. Jak się okazało, wszystko na próżno: powstał materiał o tym, że granie może być szkodliwe dla dzieci, a Chiny znalazły sposób na to, by z tym problemem walczyć.

Czy ktoś specjalnie musiał inspirować taką właśnie interpretację? Nie. Wystarczył brak wiedzy, by się poddać może niespecjalnie wysublimowanej, ale jednak miękkiej narracji.

A Krecik w wersji 3D podróżuje po Chinach i uczy kolejne pokolenie dzieciaków, że najlepszym przyjacielem jest panda.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

* * *

Chiny to nie Stany Zjednoczone, nie mają do zaoferowania alternatywy dla American dream, nie potrafią kręcić filmów ani robić muzyki, która podbijałaby cały świat, nie mają wyczucia w kreowaniu skutecznej soft power. Ale za pomocą coraz silniejszych marek technologicznych, ich przepastnych budżetów i wyczucia społecznych trendów po cichu i tak właśnie na miękko wywierają coraz większy wpływ na społeczeństwa. Idzie im to tak sprawnie, że często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to Chiny stoją za pewnymi trendami, zjawiskami, a nawet politycznymi decyzjami.

Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę - okładkaChińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę - okładka mat. prasowe

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Więcej o: