Dev Deshpande dokładnie pamięta chwilę, w której zaczął wierzyć w prawdziwą miłość.
Ma dziesięć lat, siedzi z nogą założoną na nogę w salonie, wpatrując się z zachwytem w telewizor i oglądając "Długo i szczęśliwie". Program przypomina mu historie, które czyta przed snem pod namiotem z pościeli w "Gwiezdne wojny", dawno po tym, jak rodzice kazali mu zgasić światło – opowieści o rycerzach, wieżach i magicznych pocałunkach. I filmy, które ogląda ze swoją opiekunką, Marissą, o gorsetach, przystojnych mężczyznach ze srogimi minami i wymownych tańcach w milczeniu. Opowieści, przez które jego serce wydaje się za duże w stosunku do ciała małego chłopca.
Tyle że "Długo i szczęśliwie" jest lepsze od tamtych historyjek, ponieważ jest prawdziwe. To reality show. Piękny blondyn na ekranie wyciąga ozdobioną klejnotami tiarę w kierunku kobiety w różowej sukni.
– Czy zechciałabyś zostać moją księżniczką?
Kobieta roni łzę, gdy w tle wzbiera muzyka. "Tak. Tak!". Zakrywa usta dłońmi, a mężczyzna wkłada koronę na jej głowę, złoto spoczywa na jej złotych włosach. Złocista para obejmuje się i całuje.
Jak zahipnotyzowany ogląda świat karet zaprzęgniętych w konie, sukni balowych i romantycznych gestów z rozmachem. Świat dalekich egzotycznych podróży i prowadzących do omdlenia pocałunków przy ceglanym murze, gdy w oddali wybuchają fajerwerki. Świat, gdzie długie i szczęśliwe życie z ukochaną osobą jest gwarantowane. Patrzy, wyobraża sobie siebie w roli jednej z kobiet i to, jak obtańcowuje salę balową z jakimś przystojnym księciem.
– Wyłącz to anachroniczne patriarchalne gówno – rzuca jego mama, wchodząc do domu z dwiema torbami zakupów, po jednej na każdym ramieniu.
Ale Dev nie wyłączył anachronicznego patriarchalnego gówna. Prawdę mówiąc, zrobił inaczej. Przyłączył się do niego.
– Wznieśmy toast! – ogłasza, jednocześnie rozlewając resztę szampana do kieliszków wyciąganych w jego stronę przez ochocze dłonie. – Za początek wyprawy i znalezienie miłości!
Ma dwadzieścia osiem lat, siedzi na tylnej kanapie limuzyny z pięcioma pijanymi kobietami w pierwszy wieczór zdjęć do nowego sezonu "Długo i szczęśliwie". Są tu była miss, blogerka podróżnicza, studentka medycyny, programistka i Lauren. Wszystkie piękne i błyskotliwe, maskują zdenerwowanie rozlewanym obficie szampanem, a kiedy w końcu limuzyna staje pod bramami zamku, wznoszą w podnieceniu toast. Dev obowiązkowo pociąga łyczek, żałując, że nie jest to coś mocniejszego, co stłumiłoby ból jego za dużego serca.
Przez najbliższe dziewięć tygodni będzie uczył zawodniczki występowania przed kamerą, przeprowadzi je przez Zadania Grupowe i Ceremonie Koronacyjne, pomoże im stworzyć ich własne idealne historie miłosne. Jeśli zrobi to dobrze, za dziewięć tygodni jedna z kobiet otrzyma Finałową Tiarę, zdobędzie narzeczonego i będzie żyła długo i szczęśliwie.
I może wtedy Dev zapomni o własnym życiu, o tym, że jemu nikt nigdy nie zagwarantuje długiego i szczęśliwego życia z drugą osobą.
Przykleja najlepszy uśmiech producenta do twarzy.
– Dobrze, drogie panie! Nadszedł czas, byście poznały księcia z bajki!
Chór okrzyków wypełnia limuzynę. Dev czeka chwilę, aż ucichnie.
– Sprawdzę u naszego reżysera, jak się mają sprawy. Za chwilę wracam.
Jak na zawołanie asystentka kierowniczki produkcji otwiera mu drzwi limuzyny. Dev wysiada z samochodu.
– Hej, skarbie – wita się Jules z troską w głosie. – Jak się masz?
Dev przesuwa torbę do przodu.
– Nie traktuj mnie protekcjonalnie.
Ale ona zdążyła się już odwrócić i raźnie maszeruje w stronę wzgórza bliżej zamku.
– Jeśli nie chcesz, by się nad tobą litowano, pewnie nie potrzebujesz tego – tu wyjmuje torebkę miętowych oreo spod ramienia – by zagłuszyć zalewającą cię depresję?
– Zalewającą mnie? To za dużo powiedziane. Lubię myśleć, że raczej pluskam się w depresji.
– A ile razy płakałeś w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, słuchając piosenki na rozstanie Lelanda Barlowa?
– Trafiony, zatopiony.
Jules uderza paczką ciastek o jego klatę, nie zatrzymując się. Potem zerka na niego z ciekawością, jakby szukając dowodów na to, że urządził sobie epicki festiwal płaczu pod prysznicem przed trzema godzinami, a potem znów w lyfcie, w drodze do hotelowej sali balowej, skąd odebrał uczestniczki. Spogląda na jego strój. Dev ma na sobie standardowy uniform na pierwszy wieczór: szorty z głębokimi kieszeniami, koszulkę z krótkim rękawem – czarną, by ukryć plamy potu pod pachami – i wygodne buty, dzięki którym przetrwa dwunastogodzinne zdjęcia.
– Wyglądasz jak hinduski Kevin James po utracie wagi.
Przykleja czarujący uśmiech Fajnego Deva i podejmuje grę. Ona ma na sobie sztruksowe ogrodniczki i koszulkę z koncertu Paramore, do tego gigantyczne martensy i nerkę przewieszoną przez ramię i pierś, tak że przypomina ona szarfę. Gęste włosy spięła w zwyczajowy kok na czubku głowy. Jules Lu wygląda jak typowa dwudziestoczterolatka przeszczepiona z Los Angeles, ze swoim monstrualnym kredytem studenckim, zadowalająca się czymś mniejszym niż marzenie o karierze w stylu Grety Gerwig.
– A ty przypominasz smutną starszą osobę z koncertu Billie Eilish.
Obiema rękoma pokazuje mu faki, jednocześnie przechodząc tyłem przez kontrolę bezpieczeństwa. Oboje migają identyfikatorami przed ochroniarzem, po czym niezwłocznie czmychają, by uniknąć zderzenia z meleksem wiozącym dwoje gońców. Okrążają ramię dźwigu, skąd z wysokości sześciu metrów kręcono ujęcia wprowadzające, i biegną wprost do drugiego reżysera, który zaczepia ich i wręcza im różowe poprawione harmonogramy dnia na planie zdjęciowym. Dev zawsze uwielbiał chaos i magię panujące pierwszego wieczoru zdjęć.
Jules ordynarnie sprowadza go na ziemię.
– Jesteś pewien, że nie chcesz o tym porozmawiać? – pyta.
Najwyraźniej ma na myśli rozstanie Deva i jego chłopaka sprzed trzech miesięcy oraz to, że Dev ma zaraz zobaczyć swojego byłego po raz pierwszy, odkąd podzielili się rzeczami. Ryan zabrał playstation piątkę, mieszkanie i wszystkie prawdziwe meble, Dev zatrzymał kolekcję wspólnych kubków Disneya i zestaw płyt DVD.
"To", o czym nie rozmawiają, to także fakt, że Dev będzie musiał pracować ramię w ramię z Ryanem przez kolejnych dziewięć tygodni.
Rozmawianie o tym jest ostatnią rzeczą, jakiej chce teraz Dev, więc zapycha sobie usta trzema ciasteczkami. Jules przekrzywia głowę i wpatruje się w niego.
– Jestem tu dla ciebie, wiesz. Gdybyś chciał… – Nie kończy zdania, gdyż nie czuje, że może zaoferować mu pełne emocjonalne wsparcie. Zamiast tego, ucieka się do zwyczajowego droczenia. – Daj mi znać, gdy będziesz gotowy to sobie odbić. Znam przynajmniej czterech kolesi z mojej siłowni, z którymi mogłabym cię umówić.
– Och, kochanie, nie udawaj, że kiedykolwiek przekroczyłaś próg siłowni.
Jules uderza Deva w ramię.
– Próbuję być dobrą przyjaciółką, dupku.
Jules jest świetną przyjaciółką, ale nie można ot tak odbić sobie sześciu lat związku, a myśl o powrocie do randkowania sprawia, że Dev chce wczołgać się do łóżka na kolejne trzy miesiące. Nie ma ochoty chodzić na niezręczne pierwsze randki z wysportowanym, przystrzyżonym queerowym mężczyzną z West Hollywood, któremu z pewnością będą przeszkadzały jego mizerna budowa ciała, dżinsy z Costco i bardzo niemodne okulary z apteki. Sądził, że czasy pierwszych randek ma już dawno za sobą.
– Raczej zrobię sobie urlop od facetów – mówi do Jules z wystudiowaną obojętnością w głosie, podczas gdy dalej maszerują do Centrum Dowodzenia. – Skupię się na pisaniu scenariusza miłosnych historii innych ludzi.
Jules zbacza w kierunku stołu, gdzie można sobie dolać cold brew.
– Jasne, no tak, w tym sezonie praca będzie ci pasowała jak ulał. Poznałeś już księcia z bajki?
– Nie, ale to niemożliwe, żeby był taki zły, jak głoszą plotki na grupowym czacie.
– Jest j e s z c z e gorszy. – Jules podkreśla każde słowo klaśnięciem. – To chodząca k a t a s t r o f a. Skylar mówi, że zepsuje cały sezon. I złamie kilka k a r i e r.
Dev może i by się przejął, gdyby nie pamiętał, że Skylar Jones popadała w katastroficzny nastrój za każdym razem, gdy zaczynali coś kręcić.
– Skylar myśli, że każdy sezon będzie ostatni. Szczerze wątpię, że Charles Winshaw położy kres dwudziestoletniej franczyzie. Do tego na Twitterze wystarczająco podniecali się castingiem.
– Hm, najwidoczniej zdjęcia przed planem były okropne. Zabrali go na plażę, a on prawie zleciał z białego konia.
Dev przyznał, że nie brzmi to w s p a n i a l e.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
– Charles jest odludkiem. Pewnie potrzebuje trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do kamer i świateł. To potrafi przytłoczyć.
Jules przewróciła oczami.
– Przyjęcie odludka nie przekona nikogo, że te instagramowe influencerki przyszły do programu w poszukiwaniu miłości.
– To nie są instagramowe influencerki – upiera się Dev, podczas gdy Jules Lu znów przewraca oczami. – Nie wszystkie są influencerkami z Insta. I oczywiście, że przyszły po miłość.
– Bo przecież nie po to, żeby wypromować nową linię odjechanych festiwalowych opasek na głowę na Etsy – ironizuje Jules.
– Jedyni ludzie, którzy przyszli do programu, żeby odnaleźć miłość, mają tak wyprane mózgi przez przemysł ślubny i tak bardzo uzależniają poczucie własnej wartości od małżeństwa, że potrafią sobie wmówić, że autentycznie zakochali się w kimś, z kim spędzili łącznie może dziesięć godzin.
– To naprawdę smutne, że mimo młodego wieku jesteś już taka cyniczna.
– Smutny to jest ślepy idealizm u kogoś tak starego jak ty.
Dev rzuca w Jules ciasteczkiem oreo, w duchu przyznając jej trochę racji. W kwestii Charlesa Winshawa, nie w kwestii miłości i małżeństwa.
<<Reklama>> Ebook "Długo i szczęśliwie" Alison Cochrun jest dostępny na Publio.pl >>
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina