"Od 1988 roku amerykańskie szkoły się uwsteczniają" [FRAGMENT]

W sondażu przeprowadzonym niedawno w Stanach Zjednoczonych poproszono respondentów, by znaleźli słowo, które ich zdaniem najlepiej opisuje obecne czasy. Wśród ośmiu najczęściej wymienianych określeń znalazły się: "niepokojące", "chaotyczne", "wyczerpujące" i "nerwowe". Jak to możliwe, że Amerykanie stracili wiarę w przyszłość? Co sprawiło, że w jednym z najbogatszych krajów świata nierówności społeczne są porównywalne do tych, z którymi mierzono się w XIX wieku? I dlaczego "amerykański sen" coraz częściej staje się "amerykańskim mirażem"? Publikujemy fragment książki "Biedni w bogatym kraju. Przebudzenie z amerykańskiego snu" autorstwa Nicholasa D. Kristofa i Sheryl WuDunn w przekładzie Anny Gralak.

By to zrozumieć, dziennikarskie małżeństwo – Nicholas Kristof i Sheryl WuDunn – prowadzi nas przez kolejne kręgi amerykańskiego piekła: bezrobocie, uzależnienia, problemy z edukacją i opieką zdrowotną, utrata majątku, ubóstwo wśród wielodzietnych rodzin, przeludnienie. Z reporterską precyzją pokazują, że rzesza ciężko pracujących Amerykanów czuje się niezauważana i nierozumiana, co pogłębia polaryzację, rasizm i nietolerancję i stopniowo zżera tkankę społeczną. "Biedni w bogatym kraju" to rzetelne studium problemów, z którymi mierzy się amerykańska klasa robotnicza, oraz wyzwań stojących przez rządem USA. To również próba odpowiedzi na pytania o źródła kryzysu i powody, dla których państwo przestało interesować się obywatelami.

Nicholas D. Kristof, Sheryl WuDunn, "Biedni w bogatym kraju. Przebudzenie z amerykańskiego snu", tłum. Anna Gralak, Wydawnictwo Czarne - fragment książki:

Największą chlubą Stanów Zjednoczonych w historii był brak systemu klasowego oraz to, że każdy ma tu szansę na sukces. Przystępując do analizy naszego narodu, należy jednak przyznać, że obecnie mamy hierarchię klasową, a Greenowie i Knappowie znajdują się na samym jej dole. Nową amerykańską arystokracją są miliarderzy pokroju Jeffa Bezosa, zaś tacy ludzie jak Kristofowie, WuDunnowie i prawdopodobnie wszyscy Amerykanie, którzy sięgnęli po tę książkę, tworzą nową klasę uprzywilejowaną. Ta dwudziestopierwszowieczna wersja feudalizmu opiera się nie tylko na pieniądzach, lecz także na dostępie do edukacji oraz na możliwości przekazania swoim dzieciom przywilejów i wartości. Dzieci jednego procenta najbogatszych rodzin mają siedemdziesięciosiedmiokrotnie większe szanse na naukę w college’u z Ligi Bluszczowej niż dzieci z dolnych dwudziestu procent.

Więcej ciekawych fragmentów książek znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>

Pisarz Matthew Stewart zauważył, że w dawnych arystokracjach bogaci byli lepiej odżywieni i dzięki temu odróżniali się fizycznie od niedojadających, skarłowaciałych mas. W dziewiętnastowiecznej Anglii szesnastolatki z klasy wyższej były o dwadzieścia centymetrów wyższe niż chłopcy z niższych warstw społecznych. W dzisiejszych czasach różnica w wyglądzie nie wiąże się ze wzrostem, lecz z otyłością, cukrzycą oraz chorobami serca i wątroby – wszystkie te przypadłości są bowiem co najmniej dwukrotnie częstsze wśród Amerykanów osiągających niskie dochody niż wśród ich bogatych rodaków.

W epoce feudalnej panowie mieszkali we dworach, a wieśniacy pracowali w polu. Wciąż słychać echa takiego układu: dyrektor generalny przedsiębiorstwa rolnego ma do dyspozycji prywatny odrzutowiec, a zwykli pracownicy harujący przy taśmie montażowej noszą pieluchy dla dorosłych, ponieważ nie dostają odpowiedniej liczby przerw na skorzystanie z toalety. Tak ponoć zdarzało się w amerykańskich zakładach przetwórstwa drobiu. W 2019 roku Kenneth Griffin, menedżer funduszu hedgingowego, kupił najdroższy dom, jaki kiedykolwiek sprzedano w Stanach Zjednoczonych, penthouse o powierzchni dwóch tysięcy dwustu trzydziestu metrów kwadratowych przy Central Park South na Manhattanie. Zapłacił za niego dwieście trzydzieści osiem milionów dolarów – dzięki uldze podatkowej dla właścicieli mieszkań w najlepszych lokalizacjach będzie jednak płacił od niego taki podatek, jakby jego nieruchomość była warta zaledwie dziewięć milionów czterysta. Na Florydzie pewien deweloper kończy budowę domu wzorowanego na pałacu w Wersalu, wyposażonego w jedenaście kuchni, pięć basenów i garaż na trzydzieści samochodów. Są to pomniki dzisiejszego braku równości, tak samo jak Wersal w czasach ancien régime’u. Podobnie jak w okresie feudalizmu, potrzebą najwyższej wagi jest nie tylko redystrybucja dochodów generowanych w ramach niesprawiedliwego systemu, lecz także restrukturyzacja zasad, która pozwoli stworzyć sprawiedliwsze społeczeństwo i da większe szanse tym na dole hierarchii. (…)

Jak to ujął Horace Mann, edukacja powinna być "wielkim zrównywaczem szans". Obydwoje skorzystaliśmy z systemu kształcenia, który w latach sześćdziesiątych stał się bardziej merytokratyczny. Później jednak nasze pokolenie stworzyło nową elitarną kastę opierającą się po części na olbrzymich rodzicielskich inwestycjach w dzieci. Dzisiejsi młodzi ludzie idą do college’ów z Ligi Bluszczowej dzięki doskonałym wynikom w teście kompetencji dla uczniów szkół średnich (SAT), lecz osiągają takie wyniki, ponieważ rodzice od niemowlęctwa czytają im książki, od najmłodszych lat posyłają ich na zajęcia dodatkowe oraz wydają tysiące dolarów na przygotowanie do SAT. Ivy Coach, przedsiębiorstwo z siedzibą w Nowym Jorku, inkasuje półtora miliona dolarów za pięcioletni pakiet: dobór odpowiedniej dla dziecka szkoły z internatem i gwarancję doskonałego wyniku egzaminu oraz dostania się do renomowanego college’u – i najwyraźniej to działa. Brakuje miejsca dla niesfornych, bystrych dzieciaków, których rodzice nie mają w domu ani jednej książki i podchodzą obojętnie do kształcenia. Być może dostanie się do college’u zależy od kryteriów, które wydają się obiektywne, na przykład od ocen i liczby punktów, lecz weźmy pod uwagę, że college kończy siedemdziesiąt siedem procent dzieci z górnego kwartyla dochodów i tylko dziesięć procent dzieci z dolnego kwartyla. Ma to olbrzymie znaczenie w kontekście osiągnięć życiowych i mobilności społecznej: dyplom college’u jest wart średnio dodatkowe osiemset tysięcy dolarów zarabianych w ciągu całego życia. W Kanadzie, gdzie nie występują tak ogromne nierówności w zakresie edukacji, dzieci z rodzin o niskich dochodach mają mniej więcej dwukrotnie większe szanse na osiągnięcie wyższych dochodów niż ich rówieśnicy ze Stanów. Jak stwierdzono w "The Chronicle od Higher Education", amerykański system kształcenia jest obecnie „machiną nierówności".

Zobacz wideo

W większości krajów publiczny system edukacji przeznacza więcej zasobów na kształcenie dzieci nieuprzywilejowanych niż bogatych. W Stanach Zjednoczonych finansuje się szkoły publiczne z lokalnych podatków od nieruchomości, a zatem zamożne przedmieścia korzystają ze znakomitych placówek otwierających drogę na najlepsze uniwersytety, zaś dzieci z ubogich środowisk męczą się w trzeciorzędnych szkołach, w których często pracują najgorsi nauczyciele. Przeszło sześćdziesiąt pięć lat po sprawie Brown przeciwko kuratorium oświaty w Topece wciąż utrzymują się kolosalne dysproporcje na tle rasowym w zakresie kształcenia publicznego, i jest to problem dotyczący praw obywatelskich, którym powinniśmy się zająć w tym stuleciu. Od 1988 roku amerykańskie szkoły się uwsteczniają, popadając w coraz większą segregację rasową. Obecnie piętnaście procent czarnoskórych uczniów uczęszcza do "szkół apartheidowych", w których najwyżej jeden procent uczniów ma białą skórę, i mają gorsze wyniki niż uczniowie placówek zintegrowanych. Pod względem umiejętności czytania czarni uczniowie są średnio dwa poziomy niżej niż biali, a dzieci z ubogich dzielnic cztery poziomy niżej niż te z zamożnych. "Po cichu i subtelnie przeciwnicy integracji odnieśli zwycięstwo" – pisze Rucker C. Johnson w swojej książce Children of the Dream [Dzieci z marzenia], poświęconej integracji w szkołach. (…)

Ludzie martwią się oszukiwaniem na bonach żywnościowych (wskaźnik występowania nadużyć jest na poziomie półtora procent), ale nie mają świadomości, że miliarderzy ukrywają majątki za granicą, pozbawiając skarb państwa około trzydziestu sześciu miliardów dolarów rocznie z tytułu podatków – to wystarczająco dużo, by opłacić wysokiej jakości opiekę w żłobkach i przedszkolach dla wszystkich obywateli. Joseph Stiglitz, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, powiedział, że "pomyliliśmy ciężką pracę nad gromadzeniem majątku z zagarnianiem majątku".

Podczas gdy w niektórych dziedzinach nowa arystokracja otwiera się na kobiety, w innych, takich jak finanse, pozostaje bastionem białych mężczyzn. Kobiety stanowią zaledwie dwa procent wspólników w przedsiębiorstwach wysokiego ryzyka i – prawdopodobnie nieprzypadkowo – tylko około dwóch procent kapitału wysokiego ryzyka płynie do przedsiębiorstw zakładanych przez kobiety. Zaledwie 0,2 procent amerykańskiego kapitału wysokiego ryzyka trafia do przedsiębiorstw założonych przez Afroamerykanki. Facebook, Google i Amazon osiągnęły zawrotny sukces trochę dlatego, że stworzyli je ambitni, genialni wizjonerzy, a trochę dlatego, że ci wizjonerzy byli białymi mężczyznami z dostępem do kapitału. (…)

Sądownictwo karne to doskonały przykład systemu o podwójnych standardach. Zapłać trefnym czekiem, a możesz skończyć z wyrokiem za poważne przestępstwo, trafić do więzienia i stracić dzieci. Ale popełnij przestępstwo w rodzaju uchylania się od płacenia podatków albo oszustwa finansowego, a w większości wypadków to ci się opłaci. Nawet jeśli zostaniesz postawiony w stan oskarżenia i skazany, jest bardzo mało prawdopodobne, że trafisz za kraty. Na przykład Joel Sanders, były dyrektor finansowy w kancelarii prawnej Dewey & LeBoeuf, został skazany w 2017 roku za przestępstwa związane z udziałem w oszustwie podczas pracy w tej kancelarii, która ostatecznie zbankrutowała. Na mocy bardzo osobliwej ugody Sandersa nie posłano do więzienia, lecz nakazano mu zapłacić milion dolarów grzywny w ciągu trzech lat. Sanders znalazł nową pracę na stanowisku dyrektora operacyjnego w innym przedsiębiorstwie, gdzie według biura prokuratora okręgowego Manhattanu zarabiał trzysta siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów rocznie, a także zachował dom na Long Island, apartament na najwyższym piętrze w Miami z widokiem na ocean i około miliona dolarów w płynnych aktywach. Ponadto wziął w leasing dwa luksusowe pojazdy, audi i mercedesa. Mimo to w 2018 roku jego adwokat złożył wniosek o anulowanie grzywny, podając w uzasadnieniu, że „byłaby ona nadmiernym obciążeniem" dla Sandersa i jego rodziny.

(…) Dlatego zamożni Amerykanie stworzyli sobie własne rozwiązania. Poziom w szkołach publicznych spada? Poślij dziecko do szkoły prywatnej – arystokracja tak właśnie robi. Jeśli pogarsza się poziom bezpieczeństwa publicznego, zamieszkaj na strzeżonym, zamkniętym osiedlu albo zdaj się na prywatnego ochroniarza. Jeśli na publicznym basenie robi się zbyt tłoczno albo obowiązują coraz krótsze godziny otwarcia, zbuduj sobie basen za domem albo kup domek letniskowy. Gdy na lotniskach robi się nie do wytrzymania, lataj prywatnymi samolotami. Gdy sieć energetyczna staje się zawodna, kup sobie generator prądu. Gdy metro ciągle się spóźnia, przesiądź się do ubera.

Philip Alston, specjalny sprawozdawca ONZ do spraw skrajnego ubóstwa i praw człowieka, zjeździł część najbiedniejszych i pogrążonych w największej beznadziei krajów na świecie, by zwrócić uwagę na globalne ubóstwo. Badał jednak również Stany Zjednoczone i ze zdumieniem oraz zjadliwością pisał o zgodzie Amerykanów na biedę i brak równości. "Stany Zjednoczone już wiodą prym wśród krajów wysoko rozwiniętych pod względem nierówności dochodów i majątku, a teraz robią, co w ich mocy, aby tę przepaść pogłębić" – oznajmił. (…)

– Ten kraj to kloaka stosunków pracy. W Europie jest znacznie lepiej – oznajmił nam Richard Trumka, przewodniczący Amerykańskiej Federacji Pracy i Kongresu Organizacji Przemysłowych (AFL-CIO). Twierdzi, że członkostwo w związku zawodowym pozwala białemu mężczyźnie zarobić o trzydzieści procent więcej, a w przypadku kobiet i osób o innym kolorze skóry ta korzyść jest nawet nieco wyższa.

Utrzymywanie nadmiaru pracowników pod naciskiem związków zawodowych było faktem, lecz teraz zastąpiono je utrzymywaniem nadmiaru korporacji i znaczną ingerencją w wolny rynek. Umowy, w których zapisuje się zakaz konkurencji, uniemożliwiające pracownikowi zdobycie pracy w konkurencyjnym przedsiębiorstwie (dotyczy to nawet szeregowych miejsc pracy w fast foodach), ograniczają około osiemnastu procent amerykańskich pracowników, czyli trzydzieści milionów osób. Dzięki tym zapisom olbrzymie korporacje zastraszają pracowników, zmniejszają ich mobilność i utrzymują koszty pracy na niskim poziomie--. Ekonomiści szacują, że wzrost nierówności wynagrodzeń aż w jednej trzeciej wynika z osłabienia związków zawodowych.

W Danii, po części dzięki silnym związkom zawodowym, pracownicy McDonalda zarabiają dwadzieścia dolarów za godzinę, korzystają z płatnego urlopu macierzyńskiego i ojcowskiego, z płatnych nadgodzin, z grafików pracy układanych z czterotygodniowym wyprzedzeniem, z planów emerytalnych i pięciu tygodni płatnego urlopu wypoczynkowego w roku. Zauważmy też, że choć podatki są tam wysokie, przeciętny Duńczyk pracuje o jedną piątą krócej w skali roku niż przeciętny Amerykanin. (…)

– Amerykanie uważają, że system jest zupełnie zmanipulowany – powiedział nam Fred Wertheimer, wieloletni ekspert w dziedzinie etyki rządowej. – I mają rację.

Można by pomyśleć, że w demokracji nierówności ekonomiczne regulują się samoczynnie, ponieważ niepokoją albo oburzają opinię publiczną, a to skutkuje wprowadzeniem podatków albo zastosowaniem innych narzędzi politycznych mających zniwelować różnice w dochodach. Nieczęsto się tak jednak zdarza. Badania wskazują, że na całym świecie akumulacja majątku często prowadzi także do akumulacji władzy, którą następnie zaprzęga się do powiększania tego majątku. Właśnie taki proces obserwujemy w Stanach Zjednoczonych. Nasz system polityczny docenia ogromne datki, więc politycy tworzą korzyści dla bogatych, a ci z kolei nagradzają polityków. Czy to coś innego niż średniowieczna symbioza króla z arystokracją, podnosząca rangę tych, którzy uciskali chłopstwo, chlubiąc się jednocześnie swoją wielkodusznością i utyskując na wieśniaczą moralność?

<<Reklama>> Ebook "Biedni w bogatym kraju. Przebudzenie z amerykańskiego snu." jest dostępny na Publio.pl >>

Nicholas D. Kristof, Sheryl WuDunn 'Biedni w bogatym kraju. Przebudzenie z amerykańskiego snu' - okładkaNicholas D. Kristof, Sheryl WuDunn 'Biedni w bogatym kraju. Przebudzenie z amerykańskiego snu' - okładka Wydawnictwo Czarne

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Więcej o: