Michael Bar-Zohar i Nissim Mishal "Amazonki Mosadu", tłum. Jan Pyka, Rebis - fragment:
List do autorów
Jestem lochemet – wojowniczką Mosadu.
Urodziłam się w Izraelu, w Dolinie Jordanu. Wojowniczką Mosadu jestem od dwudziestu lat. Zadania wykonuję z pełnym zaangażowaniem i entuzjazmem. Ważne jest, aby każde z nas, wojowników i wojowniczek, czuło się głęboko zobowiązane do obrony narodu, naszych rodzin i nas samych.
Ale trzeba też mieć do tego żyłkę. Brałam udział w tajnych misjach na całym świecie. Wiem, jak w dowolnej chwili zmienić swoją tożsamość i wygląd. Gdybyście mnie spotkali gdzieś za granicą, nie rozpoznalibyście mnie – zwykle nie wyglądam tak jak teraz, chyba że chcę zwrócić na siebie uwagę [Liat jest niezwykle piękna, wysoka, niebieskooka, ma kręcone blond włosy]. Kiedy słyszę z głośników, że mój zespół jest wzywany do sali odpraw, ogarnia mnie podniecenie. Wiem, że coś się wydarzy. Wiem, że poranną kawę wypiję w Tel Awiwie, ale nie mam pojęcia, gdzie na kuli ziemskiej zjem obiad.
W czasie operacji Mosadu kobiety wypełniają wszystkie zadania, dosłownie wszystkie. Tak samo jak mężczyźni. Czasem kobiety stanowią większość członków zespołu przeprowadzającego jakąś akcję. Mężczyźni przychodzą z wojska. Znają procedury: broń – informacje – sposoby i środki. Mnie to nie dotyczy. Ja jestem w szarej strefie gdzieś pośrodku. Będąc kobietą, mogę pozostawać w cieniu, niezauważona.
Kiedy my, amazonki Mosadu, czytamy w gazetach o sobie, zawsze dowiadujemy się, że jesteśmy "wspaniałe i zapierające dech w piersiach". To bzdura i wcale nam się to nie podoba. O wiele ważniejsze dla nas jest to, że pod każdym względem jesteśmy równe mężczyznom. Nawiasem mówiąc, napisaliście do mnie, że wśród kobiet wojowniczek są też "techniczki". Powinniście napisać "specjalistki do spraw cyberbezpieczeństwa, inżynierki, informatyczki".
Przysłaliście mi adres kawiarni, w której się spotykamy. Niepotrzebnie. Podajcie mi nazwę lokalu w Bangkoku, a będę tam na czas. Nie potrzebuję wskazówek. Mogę znaleźć każde miejsce, w którym mam być. Muszę wiedzieć, jak myśleć, jak działać według szczegółowego planu, a jeśli zmienią się okoliczności – umieć podjąć różne decyzje w kilka sekund. Niełatwo się tego nauczyć.
Oczywiście są zasady, których przestrzegam, niezależnie od tego, czy biorę udział w jakiejś operacji, czy też nie. Na przykład nigdy nie usiądę w kawiarni plecami do wejścia. Zawsze zapłacę za drinka, gdy tylko zostanie mi podany, abym mogła wyjść w dowolnie wybranym momencie. Kiedy jestem za granicą, a ktoś mnie rozpozna i zawoła po imieniu, prawdziwym imieniu, nigdy się nie odwrócę. Po powrocie z misji muszę umieć od razu przystosować się do mojej prawdziwej tożsamości, do życia w moim kraju. Największą radość odczuwam, gdy urzędnik imigracyjny podbija mi paszport. Już w taksówce wracam do swojego starego ja. To ogromna zmiana. Jednego dnia mogę trzymać w ręku któreś z najbardziej wyrafinowanych urządzeń, jakie Izrael kiedykolwiek wynalazł, a następnego dnia tracę głowę przed zepsutą pralką.
Jestem rozwiedziona, mam dwie córki i syna. Nie wiedzą, co robię. Moja mała córeczka rozmawiała kiedyś ze mną o szpiegach i zapytałam ją: "Może mogłabym być jedną z nich?", na co trzylatka odpowiedziała: "Ty? Ty nie umiesz udawać…". Umawiałam się kiedyś z bardzo bogatym mężczyzną, który starał się mi zaimponować. Powtarzał, że jego marzeniem było zostać wojownikiem Mosadu. "Ci faceci potrafią zmieniać tożsamość ot tak", powiedział, pstrykając palcami, "każdy z nich mógłby stanąć tuż pod moim nosem, a ja nie domyśliłbym się nawet, kim jest". Popatrzyłam na niego. Był bardzo wysoki i ja stałam praktycznie pod jego nosem.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Trio Nina, "Marilyn" i Kira. 7 marca 2007
Ibrahim Othman wysiadł z windy na czwartym piętrze hotelu i ruszył w stronę swojego pokoju, ale kilka kroków od niego się zatrzymał. Na podłodze przy sąsiednich drzwiach siedziała młoda kobieta i gorzko płakała. Obok niej leżała duża srebrzysta walizka. Nieznajoma uderzyła pięściami w jej solidną pokrywę i nacisnęła dwa zatrzaski, próbując ją otworzyć. Na próżno. Othman wahał się przez chwilę, po czym podszedł do niej.
– Co się stało? – zapytał po angielsku. – Czy mogę pani pomóc?
Uniosła zapłakaną twarz.
– Nie mogę otworzyć walizki – odpowiedziała, szlochając. – Zgubiłam klucz. Nie wiem jak. Nie wiem, co robić.
– Może zapyta pani na dole, w recepcji – zasugerował. – Oni mogą wiedzieć…
– Nic nie wiedzą! Włożyłam do niej torebkę ze wszystkimi dokumentami i kluczem do mojego pokoju. Nie mogę do niego wejść. A… moje dokumenty i pieniądze…
– Mogę spróbować pani pomóc – rzekł lekko zakłopotany.
– Nie, nie może pan.
Uklęknął obok niej i nacisnął zatrzaski, próbując otworzyć walizkę. Nic się nie stało.
– Może jednak zadzwonimy do recepcji? – zapytał ponownie.
– To nic nie da. – Zawahała się. – Chwileczkę, ktoś mi kiedyś powiedział… Ma pan może jakiś inny klucz, śrubokręt… albo scyzoryk, którego mogłabym użyć?
Wzruszył ramionami.
– Nie, przykro mi. – Nagle wpadł na pomysł. – Może klucz do mojego pokoju? Spróbujmy.
– Nie sądzę – odparła. – Ale… niech pan mi pozwoli spróbować.
Dał jej klucz do swojego pokoju. Pochyliła się nad walizką, odwracając się do niego plecami tak, że nie widział jej rąk, a następnie zręcznie odcisnęła jego klucz w jakimś podobnym do plasteliny materiale, który miała ukryty w dłoni. Nie tracąc czasu, wsunęła klucz Othmana do wąskiej szczeliny nad zatrzaskami walizki, po czym ponownie je nacisnęła. Rozległo się metaliczne kliknięcie.
– Boże! – Spojrzała zdumiona na walizkę. – Udało się!
– Udało się – powtórzył za nią.
Spojrzała na niego z radosnym uśmiechem.
– Dziękuję – powiedziała. – Bardzo, bardzo panu dziękuję. Uratował mnie pan. Naprawdę!
Oddała mu klucz i zaczęła grzebać w walizce. Zobaczył, jak wyciąga dużą brązową torebkę i otwiera ją.
– Tutaj, tutaj jest mój klucz!
Podszedł do drzwi swojego pokoju.
– Jeszcze raz panu dziękuję! – zawołała.
Wszedł do pokoju. Nie miał pojęcia, że młoda kobieta zrobiła odcisk jego klucza. W mniej niż godzinę towarzysze zapłakanej dziewczyny, Niny, zrobili jego kopię. Dzięki temu zespół operacyjny Mosadu zyskał możliwość wejścia do pokoju Ibrahima Othmana, szefa syryjskiej rządowej komisji do spraw energii jądrowej. Mosad śledził Othmana już od dłuższego czasu, ale bez większych sukcesów. Strzępy informacji z różnych źródeł, a głównie raport majora Jakobiego, służącego w Amanie, izraelskim wywiadzie wojskowym, wzbudziły podejrzenie, że Syria, być może śladem Iranu, Iraku i Libii, próbuje zbudować własną broń jądrową. Większość ekspertów Mosadu odrzuciła jednak tę teorię. Jednym z ich głównych argumentów było to, że "takie przedsięwzięcie nie pasuje do Baszara [al-Asada]. Pasowało czy nie, debata toczyła się dalej; aż w końcu ramsad (dyrektor Mosadu) Meir Dagan postanowił zweryfikować hipotezę Jakobiego. Na spotkaniu z szefami wydziałów Mosadu Dagan uparcie odrzucał wszystkie zastrzeżenia i wątpliwości. W końcu nakazał wszelkimi sposobami znaleźć odpowiedź na pytanie, czy Syria buduje instalację nuklearną. Zadanie to powierzono wydziałowi "Keszet" (Łuk), specjalizującemu się w wyrafinowanych operacjach wywiadowczych za granicą.
Przeprowadzający setki operacji rocznie "Keszet" był najbardziej aktywnym wydziałem Mosadu. Jego pracownicy wyróżniali się kreatywnością i nieszablonowością. Obmyślali pomysłowe akcje w celu zdobycia informacji, dokumentów i urządzeń, rozwinęli także sposoby subtelnego podchodzenia ważnych oficjeli wroga, którzy działali poza granicami swoich krajów. Czasem celem inwigilacji i śledztwa stawały się osoby lub delegacje wysłane przez nieprzyjazne rządy do Europy, Azji czy Afryki, czasem byli to sojusznicy wroga, dostawcy, a nawet wysocy rangą oficerowie obcych armii, którzy współpracowali z nieprzyjaciółmi Izraela.
Przeciwdziałanie zagrożeniu nuklearnemu znajdowało się na szczycie listy zadań Mosadu, a na szczycie listy krajów mogących stanowić takie zagrożenie był Iran. Jednakże ramsad Dagan uważał, że jeśli Iran był głęboko zaangażowany w projekt nuklearny, a Irak również próbował rozwinąć podobny program, to jego obowiązkiem było dopilnowanie, by żaden inny wrogi kraj nie zbudował potajemnie broni jądrowej. To dlatego uparcie nalegał, aby podległe mu służby dowiedziały się dokładnie, co robi Ibrahim Othman, "Mister Atom" syryjskiego rządu.
Według zagranicznych źródeł to Ram Ben Barak, szef "Keszetu", wysłał swoich ludzi, by śledzili Othmana. Syryjczyk dużo podróżował. – Dagan kazał nam dowiedzieć się, czy Syria ma program nuklearny, czy go nie ma – powiedział Ben Barak dziennikarzowi wiele lat później. – Przez kilka miesięcy przeprowadzasz różne akcje na całym świecie, dopóki nie dopisze ci szczęście.
Ktoś popełnia błąd w jednym miejscu, a ktoś odnosi zwycięstwo w innym. Meir Dagan był bardzo wytrwały. Wiele osób mówiło mu, że w Syrii nie może być reaktora. Że wszystkie te wydatki i czasochłonne zabiegi są na darmo. Ale my wykonywaliśmy jego rozkazy i nie odpuściliśmy. Najwyraźniej różne operacje przez dłuższy czas nie przyniosły żadnych owoców. Wysyłanie zespołów "Keszetu" śladem Othmana kosztowało fortunę, a wyniki były zerowe. Ale później funkcjonariusze Mosadu dowiedzieli się, że Othman przyjeżdża do Wiednia na doroczną konferencję Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Chociaż miał mieszkanie w stolicy Austrii, tym razem zdecydował się na pobyt w hotelu i tam poznał zapłakaną izraelską amazonkę.
Zdobycie klucza do pokoju Othmana było pierwszym etapem "tria" – trzech etapów operacji, z których każdy stanowił samodzielną misję. We wszystkich główne role odegrały trzy młode funkcjonariuszki operacyjne Mosadu.
Amazonki Mosadu - okładka mat. prasowe
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina