Na podstawie książki powstał film w reżyserii Giuseppe Bonito.
Gdy miałam trzynaście lat, nie pamiętałam już swojej biologicznej matki.
Z trudem wspinałam się po schodach z pękatą walizą i torbą mieszczącą wszystkie buty, jakie posiadałam. Na podeście przywitała mnie woń smażonych potraw i unoszące się w powietrzu oczekiwanie. Drzwi nie chciały się otworzyć, ktoś od wewnątrz szarpał za nie w milczeniu i mocował się z zamkiem. Spojrzałam na pająka wiszącego w próżni na koniuszku swojej sieci.
Coś zgrzytnęło metalicznie i w drzwiach pojawiła się dziewczynka z niedbale splecionymi, pewnie przed kilkoma dniami, warkoczami. To była moja siostra, ale nigdy dotąd jej nie widziałam. Otworzyła jedno skrzydło drzwi, zmierzyła mnie badawczym wzrokiem i wpuściła do środka. Wtedy jeszcze byłyśmy do siebie podobne, na pewno bardziej niż potem, gdy dorosłyśmy.
Kobieta, która mnie poczęła, nie ruszyła się z krzesła. Trzymała na rękach chłopczyka, który kątem dziąseł gryzł palec, być może wyrzynał mu się ząb. Oboje spojrzeli na mnie, malec przerwał swój monotonny lament. Nie wiedziałam, że mam takiego małego braciszka.
– No i przyjechałaś – powiedziała kobieta. – Połóż tutaj rzeczy.
Spuściłam oczy na torbę, gdy tylko nią poruszyłam, dochodził z niej smród używanych butów. Dziecko znowu zaczęło się żalić, odwróciło głowę w stronę piersi matki, mocząc śliną przepocone kwiaty na spranej bawełnie.
– Nie zamykasz drzwi? – rzuciła matka do nieruchomo stojącej dziewczynki.
– Nie wchodzą ci, co ją przywieźli? – zdziwiła się mała i skinęła w moją stronę spiczastym podbródkiem.
Dokładnie w tym momencie pojawił się zadyszany wuj, bo tak powinnam go od tej pory nazywać. Pomimo letniego upalnego popołudnia w dwóch palcach trzymał nowy zimowy płaszcz w moim rozmiarze.
– Gdzie twoja żona? – zapytała go moja biologiczna matka. Musiała podnieść odrobinę głos, żeby przekrzyczeć łkanie narastające w jej ramionach.
– Nie wstaje z łóżka – odparł wuj, potrząsając głową. – Wczoraj pojechałem po kilka rzeczy, także na zimę. – Wskazał na metkę przyczepioną do mojego płaszcza.
Przesunęłam się do otwartego okna i postawiłam bagaże na podłodze. Z daleka dochodził hałas – jakby kamieni wyładowywanych z furgonetki.
Gospodyni postanowiła poczęstować gościa kawą. Powiedziała, że zapach obudzi jej męża. Przeszła z prawie pustej jadalni do kuchni, wkładając po drodze dziecko do kojca. Chłopczyk
starał się podciągnąć na siatce mniej więcej na wysokość rozdarcia, które ktoś niezgrabnie zaszył dratwą. Gdy podeszłam do niego, wyraźnie się zdenerwował i zaczął krzyczeć jeszcze głośniej. Siostra z wysiłkiem wyciągnęła go ze środka i zostawiła na gresowych płytkach, a on natychmiast, raczkując, skierował się w stronę dochodzących z kuchni głosów. Ciemne oczy dziewczynki przeniosły się z brata na mnie, teraz przyglądała mi się spod byka. Wpierw spojrzała na moją złotą klamrę przy nowych butach, potem na jeszcze fabryczne zagniecenia na niebieskiej sukience. Za jej plecami bzyczała tłusta mucha, co jakiś czas odbijając się od ścian w poszukiwaniu drogi do wolności.
– Sukienkę też on ci kupił? – zapytała cicho.
– Wczoraj, żeby była na drogę.
– Kto to jest? – zaciekawiła się.
– Daleki wuj. Do tej pory mieszkałam z nim i jego żoną.
– To kto jest twoją mamą? – zapytała od niechcenia.
– Mam dwie mamy, jedną z nich jest twoja. – Mówiła mi czasami o starszej siostrze, ale nie bardzo w to wierzyłam. Szarpnęła mnie ciekawskimi paluszkami za rękaw.
– Niedługo nie będzie na ciebie dobra. Za rok mi ją dasz. Uważaj, żebyś jej nie zniszczyła.
Z sypialni wyszedł ziewający ojciec, na bosaka, z nagim torsem. Zobaczył mnie, gdy podążał za zapachem kawy.
– No i przyjechałaś – skomentował jak żona.
(...)
Wilgotne ciepło rozlało się pod moimi żebrami i biodrami, zerwałam się błyskawicznie. Pomacałam się między nogami – sucho. Adriana poruszyła się w ciemności, ale nie wstała. Od razu zasnęła, a może wcale się nie przebudziła, wciśnięta w kąt, jakby do tego przywykła. Po chwili ja też wróciłam do łóżka, kuląc się, jak mogłam. Byłyśmy dwoma ciałami zwiniętymi wokół mokrej plamy.
Smród powoli wyparował, tylko co jakiś czas gryzł w nos. Tuż przed świtem jeden z chłopców, nie wiem który, zaczął poruszać się przez kilka minut coraz szybciej i jęczeć.
Kiedy Adriana obudziła się rano, nawet nie drgnęła, dalej leżała na poduszce z otwartymi oczami. W końcu zerknęła na mnie bez słowa. Matka przyszła po nią z dzieckiem na ręce, powąchała powietrze.
– Znowu się zsikałaś, gratuluję. Ale się popisałaś.
– To nie ja – odparła Adriana, odwracając się do ściany.
– Jasne. Może powiesz, że siostra, taka wyedukowana. Rusz się, późno już. – Razem wyszły do kuchni.
Nie byłam gotowa, by iść za nimi, poza tym brakowało mi siły. Stałam jak wryta, nie miałam nawet odwagi, by pójść do łazienki. Najstarszy z braci usiadł na łóżku i szeroko rozstawił nogi. Między jednym a drugim ziewnięciem dotknął dłonią nabrzmiałych slipów. Gdy mnie spostrzegł, zaczął mi się przyglądać ze ściągniętymi brwiami. Zatrzymał się na piersiach schowanych pod podkoszulkiem, który włożyłam zamiast piżamy, bo było tak gorąco. Odruchowo położyłam ręce na niedawno wyrośniętych wypukłościach, byłam mokra pod pachami od potu.
– Tu żeś spała? – zapytał młodym męskim głosem. Zażenowana odpowiedziałam, że tak, a on nie przestawał się na mnie gapić.
– Masz piętnaście lat?
– Nie skończyłam jeszcze czternastu.
– Ale wyglądasz na piętnaście, a nawet więcej. Wcześnie dorosłaś.
– A ty ile masz lat? – zapytałam z grzeczności.
– Prawie osiemnaście, jestem najstarszy. Chodzę już do roboty, ale dzisiaj nie muszę.
– Dlaczego?
– Właściciel nie potrzebuje. Wysyła po mnie, kiedy trzeba.
– Czym się zajmujesz? – Robotnikiem jestem.
– A szkoła?
– A tam szkoła! Zrezygnowałem w drugiej gimnazjalnej, i tak bym nie przeszedł.
Widziałam jego wyrobione mięśnie, silne barki. Kasztanowa piana włosów pięła się przez spalony słońcem tors aż do twarzy. On też szybko dojrzał. Przeciągnął się, a wtedy poczułam zapach dorosłego mężczyzny, który wydał mi się dość przyjemny. Na lewej skroni miał bliznę w kształcie rybiej ości, pewnie po starej, źle zszytej ranie.
Nic nie mówiliśmy, ale on nie przestawał wpatrywać się w moje ciało. Od czasu do czasu dotykał ręką przyrodzenia, szukając mniej drażniącej pozycji. Chciałam się ubrać, lecz poprzedniego dnia nie rozpakowałam walizki, którą zostawiłam w kącie, musiałabym zrobić kilka kroków odwrócona do niego plecami. Czekałam więc, aż coś się wydarzy. On powoli schodził wzrokiem wzdłuż moich bioder skrytych pod białą bawełną aż do nagich nóg, do napiętych stóp. Nie zamierzałam się odwracać.
Przyszła matka, powiedziała, by się pospieszył, bo sąsiad chce go do pomocy przy pracach w polu. W zamian dostanie kilka skrzynek dojrzałych pomidorów, tych na przetwory.
– A ty idź z siostrą po mleko, jeśli chcecie śniadanie – zwróciła się do mnie z poleceniem, siląc się na łagodny ton, który na końcu zdania wybrzmiał chłodno jak dotąd. W drugim pokoju maluch przysunął się na czworakach do torby z moimi butami i rozrzucił je wokół siebie. Krzywiąc się, gryzł teraz jeden z nich. Adriana obierała fasolę na obiad, klęcząc na krześle przy kuchennym stole.
– Zobacz, ile wyrzucasz z obierkami – nie obyło się bez skarcenia ze strony matki. Adriana jakby nie słyszała.
– Ubierz się, pójdziemy kupić mleko, głodna jestem – powiedziała do mnie.
Z łazienki skorzystałam na końcu. Chłopcy zapryskali podłogę wodą i roznieśli ją dalej, ślady butów i bosych stóp zmieszały się ze sobą. W domu nigdy nie widziałam tak brudnej posadzki. Pośliznęłam się, ale nic mi się nie stało, nadal ruszałam się jak baletnica. Jesienią na pewno nie wrócę ani do szkoły baletowej, ani na pływalnię.
Porzucona córka - okładka mat. prasowe
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina