Śmierć, głód, tortury i mały kotek. Przeczytałam "Dziewczynkę z Kijowa", pierwszy wojenny wyciskacz łez

Marta Nowak
Maurizio Onnis i Luca Crippa sklecili "Dziewczynkę z Kijowa" w jakieś dwa miesiące, a od dziś także polski czytelnik może wzruszyć się historią fikcyjnej Alisy, która ucieka przed wojną. Smutna buzia stockowego dziecka, autorzy doświadczeni w produkcji łzawej prozy o Holokauście, a w środku morze cierpienia - oto najwyraźniej przepis na bestseller.

Okładka "Dziewczynki z Kijowa" (wyd. Harde, przekład: Elżbieta Stanisława A. Janowska Moniuszko) obiegła internet kilka tygodni temu i zrobiła niemałe wrażenie. Za reprezentatywny przykład nastrojów niech posłuży tekst Michała Nogasia w "Gazecie Wyborczej", w którym nazwał wydanie pozycji "najgorszym z możliwych sposobem żerowania na ludzkiej tragedii". 

Dla Onnisa i Crippy ludzkie tragedie to nie pierwszyzna. Jak zachwala wydawca, napisali już razem "Fotografa z Auschwitz". Być może właśnie to doświadczenie w gatunku holo-polo pozwoliło im wyprodukować blisko trzystustronicową książkę szybciej niż zrobiłby to Remigiusz Mróz: włoska premiera "Dziewczynki…" odbyła się w niespełna trzy miesiące po tym, jak do Ukrainy wjechały rosyjskie czołgi. 

(uwaga: w dalszej części tekstu pojawią się drastyczne motywy i cytaty) 

Alisa i jej rodzina

Tyle tła, przechodzimy do samej pozycji. Happy endu można domyślić się już po lekturze spisu treści – książka dzieli się na części "Wojna", "Ucieczka" i "Wolność" – i ja też nie będę ograniczała się przy zdradzaniu kolejnych wydarzeń fabuły. Ale nie uprzedzajmy faktów, na razie poznajemy małą Alisę i jej bliskich. Razem żyją w kijowskim mieszkaniu, które może i jest skromne, ale bez reszty wypełnia je miłość. Rodzice kochają siebie nawzajem, Alisę i dziadka Ołeksandra. Dziadek kocha Alisę, córkę Polinę, zięcia, kotka Milou i wspomnienie zmarłej żony. 

Kiedy mama i tata patrzą na siebie, między nimi fruwa kolorowe konfetti – kilka tygodni temu zapisała Alisa w temacie jednej ze szkolnych lekcji

– czytamy. Sama główna bohaterka, która oprócz wypracowań pisze dziennik (czy autorom, tak biegłym w temacie Holokaustu, przypomniała się Anne Frank?), ma dziesięć lat i dokładnie wiemy, jak wygląda, bo to zapewne jest najważniejsze.

Urodziła się w lipcu i była spod znaku Raka. (...) W wieku dziesięciu lat Alisa miała więcej centymetrów niż wiele dziewczynek w jej wieku. Była szczupła, ale nie przesadnie smukła. Miała ciało jeszcze niedojrzałe, ale czuła, że rośnie. (...) Oczy błękitne, włosy kasztanowy blond z fioletowym pasemkiem sięgającym do podbródka, co nie podobało się jej mamie.

Rodzinną idyllę zmąconą jedynie sporami o pasemka przerywa jednak wojna. Ojciec Alisy, Semen (włoska wersja imienia Siemion, co najwyraźniej umknęło w przekładzie i korekcie) ginie od razu, przypadkiem, od strzału w samochód w środku miasta. Później, po wybuchu w czasie przeprawy przez rzekę, Alisa i dziadek nie mogą odnaleźć Poliny. Ruszają więc pieszo w kierunku Polski we dwoje.

Porno cierpienia

Tułaczka nie oszczędza Alisy i dziadka:

Ołeksandr spojrzał na wnuczkę. Była już wychudzona przez przeżycia i ten marsz połączony z nieregularnymi posiłkami, często skromnymi. Jej niedojrzałe ciało było coraz bardziej chude. Dziadek zasmucił się i oddał dziewczynce jedną ze swoich kromek chleba. Alisa popatrzyła na niego z wdzięcznością i zjadła chleb z apetytem.

Nawet jeśli spuścić zasłonę milczenia na kolejne wzmianki o "niedojrzałym ciele" dziesięciolatki, nie sposób nie zauważyć, że fragment o heroicznym oddaniu dziecku kromki chleba mógłby równie dobrze znaleźć się w "Fotografie z Auschwitz". Do czasów drugiej wojny światowej pasuje też opis łachmanów uchodźców:

Buty miały zdartą podeszwę, a w prawym była nawet spora dziura. Spodnie teraz bezkształtne, bez konkretnego koloru i płaszcz też niewiadomego koloru. Koszula śmierdziała, był tego pewien.

Jak można się domyślić, Alisa i dziadek w czasie swojej drogi doświadczają wszystkiego, co najgorsze. Przeżywają bombardowania, wybuchy, ostrzały, a dziewczynka po raz pierwszy widzi zwłoki i rannych. Oto kolejna próbka prozy Onnisa i Crippy:

Pięcio- lub sześcioletnia dziewczynka niesiona na noszach, z zamkniętymi oczami i białą twarzą. Z jej ust wydobywał się cichy charkot, ale tak głęboki, że (...) przeszył uszy wszystkich. Płaszczyk nasiąknięty krwią. Płaszczyk w smerfy, taki sam, jaki nosiła Alisa, gdy była mała. I otwarta rana, okropna, z boku. Kawałki gazy na ranie.

Nawet jeśli autorzy nie mogą tak pokierować drogą Alisy, by trafiła we wszystkie miejsca, w których dzieją się największe potworności, część udaje się im umieścić w opowieściach snutych przez innych uchodźców. Zanim dziewczynka wślizgnie się do śpiwora i wyciągnie dziennik, słucha o biciu i egzekucjach. Inny wątek – pisany oczywiście tym samym egzaltowanym językiem – został poświęcony grupie Ukrainek w rosyjskiej niewoli, torturowanych i zbiorowo gwałconych. Tu oszczędzę dalszych szczegółów i cytatów, wystarczy, że ja musiałam to czytać.

Pumy i łzy

Czy w tej strasznej drodze zdarzają się jednak wzruszające chwile? Jakżeby inaczej. I tak Alisa w promieniach zachodzącego słońca, na tle ruin, widzi majestatyczną pumę (uciekła z zoo). Poznaje też rówieśników – przy zszywaniu kawałków materiału, które mają posłużyć ukraińskim żołnierzom za kamuflaż, dzieci spontanicznie zaczynają opowiadać o tym, co najpiękniejszego przeżyły w czasie ucieczki. Przykład:

Rusłana mówiła cicho. – Moje najpiękniejsze rzeczy dzieją się codziennie. To, że w czasie podróży każdego dnia mogę trzymać mamę za rękę.

Autorów ewidentnie inspirowały także autentyczne wydarzenia z pierwszych dni wojny: pewnego dnia w schronie jasnowłosa dziewczynka śpiewa czystym głosem piosenkę z Krainy Lodu. Ale na tym nie kończą się igrzyska wzruszenia. Główni bohaterowie mają na przykład okazję podróżować w autokarze wiozącym małych pacjentów onkologii dziecięcej:

Cztery rzędy kompletnie łysych głów, czaszki chłopców i dziewczynek. Głowy chłopców były odkryte. Głowy niektórych dziewczynek miały zawiązane kolorowe chustki.

W czasie podróży Alisa zaprzyjaźnia się z jednym z chorych chłopców – ofiarowuje mu kartkę z wypisaną myślą "Grzech utraty nadziei jest najbardziej śmiertelnym grzechem", a potem opowiada tyleż złożoną co wzruszającą bajkę niby o jakiejś innej dziewczynce, a tak naprawdę o sobie. 

Onnis i Crippa prawdopodobnie dobrze też wiedzą, jak czuli są ludzie na cierpienie zwierząt. Powieść zaczyna się od opisu paniki i śmierci w mikołajowskim zoo, po drodze Alisa i dziadek widzą też transport zwierząt z innego. Do tego sami podróżują z kotem Milou, a u kresu tułaczki, na warszawskim peronie, dziewczynka spotyka innego malutkiego kotka o zaropiałych oczach. Od razu czuje do niego miłość – tę samą, którą wcześniej obdarza cudem odnalezioną (ktoś miał jakieś wątpliwości?) mamę. 

Tuliła ją, chowając twarz w matce, płacząc, starając się w konwulsyjnym szlochu utopić cały lęk, rozczarowanie, przerażenie, które zebrało się w niej aż do tej chwili.

I to właśnie czułość dziesięciolatki wystarcza do tego, żeby w ostatniej części powieści Polina w jednej przełomowej chwili wyszła z ciężkiego zespołu stresu pourazowego. Również ten moment autorzy opisują w swoim charakterystycznym stylu:

Łzy mieszały się z kroplami wody, najpierw tłumione, potem niepowstrzymywane i znów tłumione. Uścisnęła dziewczynkę najmocniej, jak umiała. Nadal potrzeba było czasu, ale one znów były razem, ciało z jej ciała i krew z jej krwi. Znów były mamą i córką. Nierozłączne.

Bo miłość zwycięża wszystko, a "Dziewczynka z Kijowa" nie ma opisywać prawdy, tylko robić pieniądze na ludziach czułych na łzawe bajdurzenie – podczas gdy ta wzruszająca wojna nadal trwa.