"Nawet gdy są w dżinsach, bluzach, zapłakane, to te zrobione dłonie takie piękne". Przekonuje: jesteście dość!

"Przydarza mi się dokładnie to, co tobie. Raz zaśpię i zrywam się jak poparzona, biegnąc gdzieś w czapce zupełnie niepasującej do outfitu, a raz wstanę jak skowronek i mam energię na umycie ośmiu okien. Innym zaś razem biorę wolne od życia i przez brudne okna wyglądam lepszego jutra, a ono nadchodzi. Lub nie" - przekonuje autorka "Jestem dość". Przedpremierowo publikujemy fragment książki.

Twórczyni internetowa, artystka kabaretowa, autorka popularnego bloga matkojedyna.com neguje wyczerpujący perfekcjonizm i destrukcyjne dążenie do ideału i mówi do nas wszystkich: jesteście dość! Z takimi decyzjami, jakie podjęliście wtedy i z takimi, jakie podejmujecie dzisiaj. Ze wszystkimi mocami i niemocami. Jesteście dość.

Książka Magdaleny Mikołajczyk "Jestem dość" ukazuje się 23 listopada nakładem wydawnictwa Muza.

cały czas*

budzik delikatnym pipczeniem wyrywa mnie ze snu. piąta trzydzieści – środek nocy! nawet jeśli położę się wcześniej, choć to się raczej nie zdarza. jestem sową, która musi być skowronkiem. w innym wypadku nie zdążę ze wszystkim. śniadanie, ubranie, makijaż, dojazd do obu prac. tak bardzo chciałabym wcisnąć drzemkę. "jeszcze pięć minutek", myślę. ale znam siebie. pięć, siedem, dziesięć i nagle jest ósma. a bo to raz? drzemka to moja zguba. pomarańczowy przycisk na ekranie telefonu migotaniem woła o atencję, ale jestem twarda. inaczej wstaję za późno i sama mam migotanie, tyle że przedsionków. nie lubię nie zdążyć. lubię rano wypić herbatę, lubię poczuć, jak jej ciepło ścieka mi po przełyku i wpada do żołądka. nie lubię poparzonych ust i przełkniętych naprędce kęsów czegokolwiek. lubię ciepłe śniadanie i ciepłą herbatę. i ciepłe łózko, lecz decyduję się wstać. wymaga to ode mnie takiego wysiłku, że w zasadzie dzień już mógłby się skończyć, ale nie może. wstaję przed wszystkimi i nastawiam ekspres, żeby kawa nakapała do dzbanka i gorąca czekała na domowników, gdy ja już będę w drodze. tymczasem owijam się w biały szlafrok, który wcale nie jest biały, bo wczoraj na śniadanie robiłam jajko na miękko, przedwczoraj chleb z dżemem, no i psu dawałam mokre, a potem on dawał mokry pysk na moje kolana. klasyk. więc owijam się w swój niebiały szlafrok, wlokę do łazienki i ziewam głośno do lustra. kłaki sterczą, na czole pryszcz, w oczach czarne śpiochy. dobrze, że brwi i usta zrobiłam, to przynajmniej się nie muszę za bardzo malować. choć bolało na maksa. cóż, tak wybrałam. powinnam ochlapać się zimną wodą, żeby pory mi się zamknęły, a oczy otworzyły. dupa. nie chce mi się. chce mi się stać pod ciepłą wodą z zamkniętymi oczami i myśleć o bzdurach. ale nie leję wody, bo planeta. i nie zdążę do pracki. a lubię ją, więc ubieram się i lecę. nie mam zbyt dużej ilości ciuchów. w szpitalu i tak noszę kitel, u siebie w gabinecie "mundurek". mam kilka rzeczy, które noszę na zmianę. moje kombinacje ubrań toczą się kołem tak długo, póki się w nie mieszczę. ostatnio przytyłam i jak tak dalej pójdzie, to wkrótce sama się wytoczę kołem. spódnica, spodnie i żakiet, do tego cztery podwójne bluzki. podwójne, bo zawsze rano w szpitalu się zabrudzę, wygniotę, popiszę, zapocę. ludzie nie mogą mnie takiej oglądać, więc w samochodzie wożę zawsze drugi komplet. i przebieram się zaraz po tym, jak posprzątam gabinet. kuriozalnie to wygląda, gdy w tych białych bluzkach z mankietami, kokardami, bufiastymi rękawami lecę na szmacie i odkurzam przydługie zasłony. te, których nie zdążyłam zanieść do krawcowej, więc teraz udaję, że tak miało być. po południu u siebie w gabinecie – nowa bluzka, nowa ja, nowi ludzie.

Zobacz wideo Marcin Margielewski: Bliźniaczki syjamskie z Janikowa były akcją PR-ową. Ten sam książę zabił cztery córki

każdy dzień jest w zasadzie podobny. na pierwszą zmianę szpital, by pomóc tym najbardziej potrzebującym. jestem, mam dla nich zawsze dobre słowo, nawet jeśli dla siebie mi brakuje. bo też jestem człowiekiem i zwyczajnie może. a skąd w pani tyle dobra, a skąd w pani tyle siły? – pytają. czy zawsze mam dobro i siłę? a skąd! uśmiecham się do ludzi. część wypracowałam, część odkryłam. uśmiecham się do siebie. ze sobą najtrudniej, wiadomo. nawet terapeutom. po południu jestem w swoim gabinecie, odświeżona, wybielona, przebrana z powrotem za siebie z rana. znów dla ludzi.

grzywka mi się postrąkowała, przypinam ją jakimś motylkiem. nie mam nic innego. moje dni są długie, coraz więcej osób potrzebuje pomocy. nie mogę i nie chcę odmawiać wizyt. o, paznokci znowu nie pomalowałam. no trudno. czasem patrzę na paznokcie kobiet, które do mnie przychodzą. mają takie ładne. nawet gdy są w dżinsach, bluzach, zapłakane, to te zrobione dłonie takie piękne. dobrze, że o sobie myślą. dobrze.

dzisiaj, na koniec dnia, przychodzi ktoś pierwszy raz. to łatwiej. bo nowy start. bo nie muszę pamiętać co było, nie muszę jeszcze analizować, szukać i czytać notatek. poznamy się, zobaczymy, czy sobie nawzajem pasujemy. muszę pamiętać o pierwszym wrażeniu. żeby się uśmiechać. i żeby nie marszczyć czoła. być sobą, jak zwykle. o. jaka młoda i drobna osoba w ogrodniczkach. musi jej być bardzo wygodnie (mnie guzik w spodniach już wbija się w brzuch). ma krótkie włosy, trochę potargane, chyba specjalnie. to też musi być bardzo wygodne, umyć, zmierzwić i już. wszystko w niej jest spójne, wszystko do siebie pasuje, wszystko takie prawdziwe. i dłonie ma piękne, z pomalowanymi paznokciami, lecz je chowa. a tyle może nimi dać.

jest dobra i empatyczna. utalentowana i z depresją. płacze. mówię jej, że jest piękna. słucha, choć nie słyszy. pytam o doświadczenia. trudno jej, lecz się dzieli. pytam, ile ma lat. dwa razy więcej niż przypuszczałam. mówię jej to. odpowiada mi, że też jestem piękna. czyli słyszy. rumienię się i choć się niedawno pudrowałam, świeci mi się czoło i broda. e tam. raz po raz podnosi na mnie swoje czarne, duże oczy. i jest w nich nadzieja, sporo nadziei. ona myśli, że ta nadzieja wylewa się razem ze łzami, że ją marnuje. ale mówię, że nadziei na lepsze życie nie da się wypłakać. i wtedy ona płacze jeszcze bardziej. podaję jej chusteczkę i najcieplejszym głosem, jaki w sobie mam, mówię jej: „pani magdo, bez presji. jest pani normalną osobą w kryzysie zdrowotnym. wyjdzie pani z tego". widzę na jej twarzy, jak cała wypłakana nadzieja do niej wraca. cała.

wychodzi, ale wiem, że wróci. do mnie. do siebie. do życia.

<<Reklama>> Ebook "Jestem dość" Magdaleny Mikołajczyk jest dostępny na Publio.pl >>

Jestem dość - okładkaJestem dość - okładka Muza

* zachowaliśmy pisownię oryginalną, autorka nie używa wielkich liter

Więcej o: