Jak Mieczysław Gorzka pisze sceny zbrodni?
W pierwszych książkach byłem bardziej bezpośredni. Jeżeli opisywałem zbrodnie czy miejsce zbrodni, ciało, to był to opis dosyć precyzyjny ze wszystkimi szczegółami, ale potem... Pisarz kryminałów nie jest psychopatą zazwyczaj, który patrzy na krew, na zbrodnie, na zło, bez żadnych emocji. Ja wymyślając te zbrodnie w pierwszych swoich książkach, bardzo je przeżywałem. Musiałem je odchorować, parę dni myśląc cały czas o tym. Odchorowywałem je, zanim siadłem i napisałem. Teraz idzie mi to łatwiej, bo mam pewne doświadczenie już w tym zakresie
- mówi Gorzka i dodaje: "Dlatego na początku te moje opisy były takie dosyć realistyczne, natomiast teraz staram się jednak unikać zbędnej makabry. Staram się pójść w innym kierunku, podziałać trochę na wyobraźnię czytelnika - żeby czytelnik poczuł zapach, wyobraził sobie coś, albo zagrać na jego emocjach".
Ebooki i audiobooki Mieczysława Gorzki w księgarni Publio >>
W trakcie całej rozmowy, której jako podcastu "Dobrze czytaj, dobrze słuchaj" można posłuchać także na Publio, Spotify i innych platformach streamingowych, mówiliśmy także m.in. o jego pierwszych próbach pisarskich, przypadkowych spotkaniach z czytelnikami podczas spacerów lub w pociągu, a także znajomości z Filipem Kosiorem - jej początek to też przypadek! - który czyta wszystkie audiobooki Mieczysława Gorzki czy godzeniem kariery pisarza z zajmowaniem się podatkami i syndromie drugiej książki.
Wiem, że czasami zespoły, które osiągnęły sukces, próbują zdyskontować tą swoją debiutancką płytę, nagrywając płytę taką samą, według tych samych zasad, i to czasami tragicznie wychodzi. Ja stwierdziłem, że moja książka druga powinna być zupełnie inna niż pierwsza. W "Martwym sadzie" jest narracja liniowa, cały czas widzimy wszystko z perspektywy Marcina Zakrzewskiego, a tutaj zacząłem kombinować. Wprowadziłem więcej postaci, więcej wątków, bardzo skomplikowaną intrygę, twisty, żeby to wszystko przewrócić do góry nogami... Starałem się przebić "Martwy sad", no nie oszukujmy się, ale okazało się później, już jak kończyłem książkę "Iluzje", stwierdziłem "nie, no to jest takie proste, że czytelnik się o razu domyśli, kto jest tym głównym zabójcą", więc na trzy rozdziały przed końcem stwierdziłem: "Nie, to nie będą oni, to będzie kto inny" i jeszcze dopisałem całą końcówkę, gdzie Zakrzewski ujawnia tego prawdziwego mordercę. Dlatego taka gruba wyszła.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Przyznaje, że przy innych książkach ma jednak od razu na początku plan na koniec, choć... zdarza mu się zmieniać decyzję w sprawie osoby mordercy. I mówi, że stara się pisać takie książki, jakie sam chciałby czytać.