Był wieczór. Ale nie zwyczajny wieczór, tylko wieczór Zorzy.
W jaskini palił się ogień, który oświetlał ściany przyjemną żółcią. Ari leżał na ziemi. Na nim siedziała jego młodsza siostra Aniju, waliła w niego pięściami i wrzeszczała:
– Wstawaj! Ari! Rusz się! Nie zdążymy! Na Zorzę! Dzisiaj Zorza, Ari! No już!
– Przestań! No, przestań wreszcie! Złaź! – bronił się Ari, który był, owszem, o wiele większy – miał bowiem prawie jedenaście lat, a Aniju tylko pięć – ale i tak nie potrafił się obronić przed gradem jej ciosów.
– Nie! Wstań, to przestanę!
Ari w końcu zdołał złapać dziewczynkę wpół, unieruchomić jej ręce i zdjąć ją z siebie.
– Następnym razem, jak chcesz, żeby ktoś wstał, nie siedź mu na brzuchu – poradził jej, otrzepując się.
– Następnym razem, jak nie chcesz, żeby ktoś siedział ci na brzuchu, wstań! – Dziewczynka się wyszczerzyła, odgarniając grzywkę z czarnych jak węgielki oczu.
– Następnym razem… – zaczął Ari, ale nic sensownego nie przyszło mu do głowy, więc pokazał siostrze język i powiedział do mamy, która wrzucała jajka do gotującego się nad ogniem wrzątku:
– Idę po sanki!
– Tylko uważaj! – roześmiała się mama. – Pamiętacie, jak w zeszłym roku prawie się spóźniliśmy na Zorzę (niech nam zawsze świeci), bo jakiś Czarny Ptak wyrwał Ariemu uprząż do sań i Ari musiał za nim biec aż do lasu?
– Tak! Pamiętam! Ha, ha. Wrócił cały podziobany! Włosy miał… o, takie. – Aniju dramatycznie złapała się za włosy, żeby pokazać, jak wyglądał Ari po walce z Ptakiem.
– Podziobany, ale z uprzężą – powiedział z godnością Ari, zwinął swoje przydługie włosy w węzeł na karku, nałożył kurtę, odpalił pochodnię od ognia i wymaszerował z jaskini w ciemność.
– Tylko się pospiesz! Za pięć minut musimy wyjść! – krzyknęła jeszcze mama. – Zorza nie czeka!
W policzki uderzył go mróz. Jak zawsze w noc Zorzy niebo było zupełnie czyste; widać było już, jak nad lasem wschodzi powoli mniejszy księżyc, któremu na imię było Siarnaq. Cienie drgały na śniegu w złotym świetle pochodni. W powietrzu czuć było ostry, elektryczny zapach, który zawsze poprzedzał nadejście Zorzy. Ari szedł i pogwizdywał. Po chwili upewnił się, że Aniju nie może go zobaczyć – w końcu był poważnym, starszym bratem – i zaczął podskakiwać, tańcząc wokół śnieżnych hałd. Sanki stały przywiązane tuż za ich skałą, kilka kroków od wejścia do jaskini. Wystarczyło zakręcić tam, gdzie kończyła się skalna grań.
Ari skręcił – a potem od razu się zatrzymał.
Przed sankami siedział nieruchomo wilk. W dodatku był to nie zwykły wilk, jakich dużo mieszkało na Tlate Hiin, ale zadziwiająco ogromne, szare wilczysko z siwiejącym pyskiem i czarnym pasem sierści na grzbiecie. Było tak duże, że jego pysk znajdował się na wysokości twarzy chłopca.
Może i Ari był chudy jak patyk, ale na pewno nie był niski. Chłopiec przełknął ślinę. Nie spodziewał się tu wilka, a już na pewno nie tego wilka.
Silla - ilustracja z książki mat. prasowe
Trochę o nim wiedział. Na przykład, że nazywał się Gho i że nie był stąd. Po prostu jakiś czas temu pojawił się na Tlate Hiin. Mówiono, że wybiegł ze Śpiącego Lasu i od razu poszedł do domu wróżbity Sii. Wilk Gho nigdy z nikim innym nie rozmawiał i tylko czasem przemykał po Tlate Hiin, łypiąc oczami na boki. Ale kilka dni temu, kiedy Ari na chwilę odsunął zasłonę przy wejściu do jaskini, żeby sprawdzić, czy już się ściemnia, zobaczył siedzącego w oddali wilka Gho, który przyglądał mu się z dziwnym wyrazem pyska. Ari podskoczył i natychmiast schował się do środka, a potem zupełnie o tym zapomniał.
A teraz wilk Gho siedział przed nim i patrzył na niego w ten sam dziwny sposób. Jakby go o coś podejrzewał. Nie było to przyjemne.
– Ludzkie szczenię – odezwał się w końcu wilk z gulgoczącym warczeniem. – Ari. Masz na imię Ari.
Ari skinął głową.
– Pokaż oczy – warknął wilk.
Powiedział to tak, że chłopcu nawet nie przyszło do głowy, żeby nie posłuchać. Otworzył szeroko oczy. Oczy Ariego były nie czarne, jak u mamy i Aniju, ale zielonkawe i wilk długo się w nie wpatrywał swoimi żółtymi ślepiami. A potem zaczął węszyć: obwąchał twarz chłopca, jego kurtę, rękawice. Kiedy wsadził nos prosto w kołnierz Ariego, łaskocząc go sterczącymi wąsami, chłopiec wzdrygnął się i odskoczył; mało brakowało, a upuściłby pochodnię.
– No tak – rzekł wilk do siebie. – Coś się zgadza, a coś się nie zgadza. Nie tak łatwo zebrać myśli… Jestem już stary.
Twój… twój ojciec, Tiikai, był pierwszym rybakiem z Tlate Hiin, który zginął, tak?
Ari się zdenerwował. Nie lubił, kiedy ktoś wspominał o jego tacie. Wszyscy wiedzieli, że kilka lat temu mróz na Tlate Hiin zaczął się robić coraz większy i rybakom coraz trudniej było przeprawiać się na Południowe Jeziora, żeby łowić ryby. Ale ciągle próbowali, bo kiedy mróz rośnie, wszyscy robią się głodniejsi. Na szczęście w łowieniu zawsze pomagały rybakom foki, które wpływały do jezior z morza, wystawiały wąsate głowy z przerębli i kładły na lodzie ryby dla ludzi, niedźwiedzi i wilków. Pewnego razu gdy tata ze swoim przyjacielem niedźwiedziem Pou-Pienem wyprawili się na ryby, okazało się, że fok w wodzie już nie ma. Zniknęły. Zamiast nich zamieszkały w jeziorach jakieś potwory. To właśnie one wciągnęły tatę Ariego do wody. Jakie potwory? Tego nikt nie wiedział, bo nikt nie zdołał się im przyjrzeć, ale Ari podsłuchał, jak Pou-Pien opowiadał mamie: „Po prostu zniknął, Narija! Zniknął, na Zorzę! I woda w przeręblu zrobiła się czerwona od krwi!".
Potem zginęli jeszcze jeden człowiek i dwa niedźwiedzie i w końcu rybacy przestali chodzić na połów. Było to po prostu zbyt niebezpieczne. Wszyscy przerzucili się z ryb na jaja Czarnych Ptaków i na Tlate Hiin zaczął się trudny czas. Niby ciągle było co jeść, ale nikt nigdy nie miał szansy najeść się do syta.
Ari nie chciał o tym rozmawiać z kimś obcym. Zebrał się na odwagę i powiedział:
– O co chodzi, Gho? Nie mam czasu stać i rozmawiać. Spieszymy się na Zorzę.
Wilk potrząsnął wielkim łbem.
– Myślę, że Zorza, niech nam zawsze świeci, może przynieść ciekawe wieści – zagulgotał. – Tak. Idź, idź na Zorzę, ludzkie szczenię. Mam przeczucie, że Sii wyczyta dzisiaj z Zorzy coś, co może cię zainteresować.
I wyszczerzył zęby, nie wiadomo, czy w uśmiechu, czy jako ostrzeżenie.
„Lepiej nic nie odpowiadać, bo wygląda na to, że stary wilk ma nie po kolei w głowie" – pomyślał Ari i cofnął się ostrożnie o krok. „Przecież wróżby z Zorzy są dla wszystkich i nie ma żadnego powodu, żeby Zorza zajmowała się właśnie mną. Poza tym wcale nie podoba mi się wyraz jego pyska".
– Coś złapało świat za gardło i nie chce puścić – zawarczał Gho, jakby mówił nie do Ariego, tylko do kogoś, kto krył się w mroku gdzieś za nim. – Robi się zimniej, głodniej, okrutniej.
Krowy… Tak! Nawet one… Coś się dzieje… Koniec, koniec może przyjść. A ty, ludzkie szczenię… – Wilk zniżył głos i zbliżył głowę do chłopca. Jego oczy błyszczały, odbijając ogień z pochodni, a Ari poczuł na twarzy jego cierpki oddech.
– A ty… posłuchaj mnie teraz… Posłuchaj mnie bardzo uważnie…
Ari przełknął ślinę. Odsunął się jeszcze o krok. Wilk był nie tylko dziwny; mógł być też niebezpieczny. W końcu czyż wilki czasem nie polowały? A temu tutaj wystarczyłoby jedno kłapnięcie zębami i Ari nie miałby żadnych szans.
– Ari?
To był głos mamy. Obok niej podskakiwała Aniju. Chłopiec wypuścił ze świstem powietrze. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że podczas rozmowy z wilkiem wszystkie mięśnie miał napięte.
Mama i wilk spojrzeli na siebie. Przez długą chwilę żadne nic nie mówiło, oboje tylko nieufnie mierzyli się wzrokiem. To było dziwne, bo mama Ariego ze wszystkimi na Tlate Hiin zawsze rozmawiała ciepło, jak ze starymi znajomymi.
– Narija – powiedział w końcu wilk.
– Gho.
– Twój syn… twój syn jest już prawie dorosły – zawarczał wilk.
– Nie jest dorosły. – Narija zesztywniała. – Nie ma dwunastu lat.
– Pożyczony czas płynie szybciej – warknął wilk.
– Do widzenia. Spotkamy się na Zorzy – odpowiedziała zimno mama.
– Niech nam zawsze świeci. – Wilk popatrzył jeszcze na Ariego, obrócił się i jednym susem znikł w ciemności.
Mały księżyc Siarnaq świecił już wysoko nad lasem. Cała trójka stała chwilę bez słowa, a ich cienie migotały na śniegu.
– Czego on chciał od ciebie, Ari? – zapytała w końcu Aniju.
- Nie wiem. Obejrzał mnie i obwąchał, a potem gadał coś o końcu świata.
– Miły był?
Chłopiec się zawahał.
– Nie.
– To czemu zaczepia mi brata? Co to, jego brat? Pysk mu obiję! – krzyknęła dziewczynka w stronę, gdzie zniknął wilk.
Ari się roześmiał, chociaż dalej czuł się trochę nieswojo.
– Dobra, obij, tylko pamiętaj, żeby bić szybko, zanim ci odgryzie rękę.
– To wilk wróżbity Sii, prawda?
– Wilk, który MIESZKA u Sii – skarcił siostrę Ari. – Wilki nie są czyjeś. Nikt nie jest czyjś.
– Ja jestem naszej mamy – obraziła się Aniju. – A ty jak chcesz.
Chwilę jeszcze patrzyli w ciemność.
– Dobra, dzieciaki, zbieramy się – otrząsnęła się z zamyślenia mama. – Zorza nie będzie czekała. Mam jaja. – Pokazała niewielką torbę. – Aniju, wskakuj na sanie, Ari, załóż uprząż.
Ruszamy!
I ruszyli.
Silla - okładka mat. prasowe
Opowieści świata Zorzy to nowa seria fantasy dla młodych czytelniczek i czytelników od wydawnictwa Agora dla dzieci, stworzona przez filozofkę i publicystkę Karolinę Lewestam, zilustrowana przez Mariusza Andryszczyka. "Silla" to pierwszy tom cyklu.
<Reklama> Ebook "Silla" Karoliny Lewestam jest dostępny na Publio.pl >>