Uwaga! Książka zawiera nieocenzurowane opisy przemocy fizycznej i psychicznej. Sugerujemy, aby nie sięgały po nią osoby szczególnie wrażliwe na tego typu treści.
Zbudziwszy się rano po pierwszej nocy spędzonej w piwnicy, Sylvia chciała się pozbierać i wrócić do normalności, ale była tak zmaltretowana i posiniaczona, że ledwie mogła się poruszać. Ciało miała opuchnięte i zesztywniałe. Gdy wspięła się po schodach i dowlekła do kuchni, jej siostry i dzieci starej nie było już w domu. Ale czekała na nią Gert. Przysiadła na jedynym niezepsutym krześle, które ostało się w pomieszczeniu.
– Możliwe, że wszyscy słyszeli kłamstwa, jakie rozpowiadałaś na temat mojej córki, ale możesz być pewna, że teraz już wiedzą, że jesteś kłamczuchą. Nie muszę cię karać, sama ściągnęłaś na siebie dosyć cierpienia, ale nigdy więcej nie waż się wycierać swojej kurwiej gęby imionami moich córek.
Po weekendzie Sylvia wróciła do szkoły. Oficjalnym powodem jej wcześniejszej nieobecności była grypa. Siniaki, których nie zakrywało celowo pruderyjne ubranie dziewczynki, zbladły i pożółkły, a siostry Baniszewski wspaniałomyślnie pożyczały jej podkład, przynajmniej dopóki żółte plamy nie wchłonęły się na tyle, że można je było uznać zwykły objaw trądziku. Odtąd Sylvia starannie unikała w szkole towarzystwa dzieci Gert. Nie mogła ryzykować, że powie lub zrobi coś nieodpowiedniego, co dotrze do "mamy", albo że Coy znów się na nią wścieknie. Było dla niej oczywiste, że pozbawiono jej ochrony należnej wszystkim dzieciakom. Wiedziała, że jeśli rozzłości Gert, każdy będzie mógł ją bezkarnie skrzywdzić. Wynikało z tego jednoznacznie, że "mamie" można zarzucić więcej niż tylko nadgorliwość w opiece nad dziewczynką. A jednak, mimo gróźb Gert, które Sylvia usłyszała następnego dnia po pobiciu, wciąż wydawało jej się, że najgorsze, co miało ją spotkać, już ją spotkało. Niestety, widmo zagłady wciąż było blisko niej.
Tymczasem życie Sylvii nabrało jednak jaśniejszych barw. Znalazła w szkole kilka koleżanek, przy których mogła odpocząć od domowych koszmarów. Jej najbliższą przyjaciółką, oczywiście poza siostrą, była trzynastoletnia Anna Sisco. W porównaniu do obytych w towarzystwie młodych z klanu Baniszewski, siostry Likens żyły jak pod kloszem, ale ich izolacja była niczym w porównaniu z izolacją Anny, która nie mogła zrozumieć, dlaczego Sylvia nigdy nie zaprasza jej do domu ani nie daje się zaprosić do niej. Likensówna nie chciała ryzykować wypytywania w domu o to, gdzie była, bała się też przyprowadzać koleżanki do domu Gert. Wystarczało, że ona i jej siostra były w mocy staruchy. Robiła więc wszystko, by nikt inny nie wpadł w te wiedźmie szpony. Poza tym Sylvia nie miała pojęcia, jak Anna zareagowałaby na to, jak jej koleżankę traktowało się w domu rodziny Baniszewski. Gdyby spróbowała stanąć w obronie Sylvii albo donieść na Gert, mogłoby się rozpętać nowe, nieznane jeszcze piekło.
Chaos, w którym Anna znalazłaby się, przychodząc do domu rodziny Baniszewski, potęgowały jeszcze regularne wizyty Coya. Nigdy potem nie znęcał się nad Sylvią tak sumiennie jak tamtej pierwszej nocy, w szale wściekłości, ale Gert i tak posyłała go z dziewczynką do piwnicy, gdzie Sylvia musiała podporządkować się jego kaprysom, które na szczęście ograniczały się do rzucania nią o podłogę. Dziewczynka nie była pewna, czy zdołałaby wytłumaczyć Annie swoje przyzwolenie na taki stan rzeczy, tak aby nie wyjść na chorą psychicznie. Sama ledwie potrafiła to sobie zracjonalizować.
Jednak w końcu uległa namowom Anny i przyprowadziła ją do domu pewnego wieczoru, w środku tygodnia, bo wtedy dzieciaków, które zwykle się tam kręciły, było mniej. Pomyślała, że jeśli szybko pokaże przyjaciółce dom, ta – zażenowana jego stanem – wreszcie odpuści i przestanie się do niej wpraszać. Gdy stanęły w drzwiach, usłyszały dobiegający z któregoś z odległych pomieszczeń dźwięk gramofonu, co było dobrym znakiem. Gert siedziała w salonie, cierpliwie czekając na jakąś rozrywkę. To już nie był dobry znak. Ani trochę. Gdy "mama" pochwyciła spojrzenie Sylvii, na jej twarzy pojawił się na chwilę zły uśmiech, lecz zaraz potem znów weszła w swoją zwykłą rolę czarującej matrony z sąsiedztwa.
– A któż to? Czyżby przyjaciółka Sylvii? Jak to dobrze, że wreszcie mogę cię poznać!
Sylvia zamarła. Miała tylko moment na jakąkolwiek próbę zapanowania nad sytuacją, zanim Gert jak zwykle przetoczy się po niej niczym walec i zmiażdży ją swoją wykrzywioną wersją rzeczywistości, tak że Sylvii pozostanie jedynie ją zaakceptować. Dziewczyna otworzyła usta, ale było już za późno. Gert poklepała miejsce obok siebie na sofie i wyszczerzyła się w uśmiechu pełnym sztucznej słodyczy oraz udawanej, statecznej, matczynej aprobaty.
– Chodź, siadaj. Sylvia nie pisnęła o tobie słówka, a wszyscy umieramy z ciekawości. Jak ci na imię? No, śmiało, nie wstydź się. Klapnij sobie.
Potem, z tym samym uśmiechem, zwróciła się do Sylvii:
– Może skoczysz po jakieś picie dla swojej koleżanki?
Sylvia na ołowianych nogach powlekła się do kuchni, by poszukać napojów. Nie miała pojęcia, co ją czeka po powrocie do salonu. Gdy weszła, nie zdążyła się nawet odezwać, bo pięść Anny natychmiast trafiła ją w policzek. Kompletnie osłupiała dziewczynka cofnęła się chwiejnym krokiem do korytarza. Anna przypuściła kolejny atak, bezładnie młócąc rękami powietrze. Prawie żaden z jej ciosów nie dosięgnął Sylvii. Potem jej przyjaciółka zalała się łzami, a jej chaotyczne postękiwania zmieniły się ostry krzyk:
– Jak mogłaś?! Jak śmiesz rozpowiadać ludziom takie rzeczy o mojej mamie?! Ty... wstrętna kłamczucho! Powiem wszystkim, co z ciebie za... Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką!
Płacząc, przecisnęła się obok Sylvii i wybiegła na ulicę. Zszokowana Likensówna nie próbowała jej gonić. Gert smutno pokręciła głową.
– Naprawdę musisz przestać kłamać, Sylvio. W przeciwnym razie wszyscy cię znienawidzą. A tego byś nie chciała, prawda? Nie chciałabyś, żeby cały świat dowiedział się, że jesteś małą, wredną, kłamliwą dziwką.
Sylvia w kilku krokach pokonała dzielący je dystans. Zawisła nad Gert i przez chwilę wydawało jej się, że nieograniczona przestrzeń pewności siebie wychudzonej staruchy zaczyna się kurczyć. "Mama" cofnęła się nieznacznie i to wystarczyło, by wyrwać dziewczynę z uścisku nienawiści. Przecież nie jest taka jak młodzi Baniszewscy. Nie jest potworem. Nie będzie nikogo krzywdzić tylko dlatego, że ten ktoś jest okrutny. Ona jest ponad to. Jest lepsza od Gert. Pozwoliła sobie tylko na uprzejmy uśmiech i nieznaczny błysk wyższości w oku.
– Proszę, oto twoje napoje. Mamo.
Utrata sympatii Anny i pogłoski o braku wiarygodności Sylvii spowodowały, że dziewczynka została zupełnie odizolowana od rówieśników w szkole. CZęść plotek musiała dotrzeć również do dorosłych członków tej społeczności, bo wkrótce i nauczyciele, którzy wcześniej, ze względu na jej trudną sytuację rodzinną, podchodzili do Sylvii z sympatią, teraz stali się wobec niej oziębli. Wszystko, co mówiła i robiła, zaczęli traktować z podejrzliwością i nieustannie ją obserwowali. Dziewczynka miała wrażenie, że Gert nagle rozszerzyła zasięg swoich wpływów i zmieniła jej świat według swoich zamysłów. Był to świat, w którym istniał tylko jeden złoczyńca – Sylvia Likens.
<Reklama> Ebook i audiobook "Mama od tortur" Ryana Greena są dostępne na Publio.pl >>
Mama od tortur mat. prasowe