Agent Ben Ripley powraca. W "Szkole szpiegów w tajnej służbie" znowu wszystko stanie na głowie [FRAGMENT]

Styl, którym Stuart Gibbs pisze dla dzieci (teoretycznie 9+) sprawia, że cały czas czujesz się, jakbyś był w środku akcji. Nie ma tu dłużyzn, przestojów, każde zdanie posuwa historię do przodu - to naprawdę świetnie napisana powieść dla współczesnego czytelnika, przyzwyczajonego do szybkiego życia i absorbującego ciągle nowymi bodźcami świata. Tę zaskakującą serię uwielbia mój syn, uwielbiam i ja. Piąty tom właśnie pojawił się w księgarniach, a my publikujemy fragment.

Stuart Gibbs "Szkoła szpiegów w tajnej służbie", przekład: Jarek Westermark, Agora dla dzieci - fragment:

Rozdział 2 ZLECENIE 

Tajny środek transportu, w drodze przez Waszyngton, 10 lutego, Godzina 15.30

Prezydent David Stern był wysoki i przystojny: miał kanciastą szczękę, idealną fryzurę i profesjonalnie odciśnięty dołeczek na brodzie. Nosił trzyczęściowy niebieski garnitur, a na klapie miał przypinkę z amerykańską flagą.

Tak zaskoczyła mnie jego obecność, że przez dłuższą chwilę nie usiadłem. Po prostu stałem przygarbiony w aucie, patrząc na tylne siedzenie, czy raczej gapiąc się na prezydenta z rozdziawionymi ustami. Kiedy kierowczyni dodała gazu, poleciałem naprzód, tak więc pierwsze, co zrobiłem w towarzystwie przywódcy naszego kraju, to padłem jak długi u jego stóp. Cyrus Hale przewrócił oczyma.

Zadowolić go było jeszcze trudniej niż jego wnuczkę, choć byliśmy razem już na trzech udanych misjach. Teraz, gdy był „agentem emerytowanym" (czyli wciąż pracował dla CIA, tyle że nieoficjalnie), przestał nosić garnitury. Miał na sobie spodnie od dresu, pasujący polar oraz nerkę na suwak. Prezydent Stern uprzejmie wychylił się, żeby pomóc mi wstać.

– Ups – powiedział, a w jego ustach nawet to słowo jakimś cudem zabrzmiało godnie. – Chyba wzięliśmy cię z zaskoczenia.

Starałem się powiedzieć „tak", ale wciąż byłem w takim szoku, że zdołałem jedynie pisnąć. Prezydent wcisnął guzik interkomu wbudowany w podłokietnik i odezwał się do kierowczyni:

– Ostrożnie, Courtney. Nasz gość jeszcze nie zapiął pasów.

Courtney odruchowo wcisnęła hamulec. A ponieważ właśnie udało mi się podnieść z podłogi, siła bezwładności rzuciła mnie na fotele ustawione tyłem do kierunku jazdy. Courtney zerknęła, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.

– Nic mu nie jest – rzucił Cyrus, więc ruszyliśmy dalej.

Szybko zapiąłem pasy.

Zobacz wideo [AUTOPROMOCJA] Wywiad z Vincentem V. Severskim

SUV przekroczył bramę akademii i ruszył w stronę centrum. Pokonaliśmy jakieś dwadzieścia metrów, po czym utknęliśmy w korku. Waszyngton to pod tym względem najgorsze miasto w kraju. Nawet ślimak mógłby nas przegonić.

Gapiłem się na prezydenta, aż wreszcie mój mózg zdołał sformułować słowa.

– Jakim cudem po prostu wyszedł pan z Białego Domu? Bez całej kolumny aut?

Stern parsknął śmiechem.

– Kolumny ściągają mnóstwo uwagi. Jeśli chcę poruszać się incognito, robię właśnie tak.

Wskazał palcem za okno.

Szkoła szpiegów w tajnej służbie - ilustracja Mariusz AndryszczykSzkoła szpiegów w tajnej służbie - ilustracja Mariusz Andryszczyk mat. prasowe

Rzeczywiście, nikt z pieszych czy innych kierowców nawet na nas nie patrzył. Nie mieli pojęcia, kto siedzi w środku. Czarnych SUV-ów było w Waszyngtonie tyle co latarni – wciąż woziły w tę i z powrotem dyplomatów niskiego szczebla.

– Bez obstawy agentów Tajnej Służby? – spytałem.

– Wątpię, żebyśmy wpadli w jakieś tarapaty, ale gdyby nawet…– Prezydent skinął głową na kierowczynię. – Courtney poradzi sobie w każdej sytuacji.

Zerknąłem przez ramię i przez taflę szkła (z całą pewnością kuloodpornego). Courtney była drobna i nie wydawała się przesadnie groźna, ale Erica Hale również nie sprawiała takiego wrażenia, a potrafiła przecież rozłożyć na łopatki pluton najemników.

Napotkałem spojrzenie Courtney, odbite w lusterku. Widziałem w jej oczach błysk, który oznaczał, że gdybym podniósł rękę na prezydenta, zabiłaby mnie bez chwili zawahania. Znów spojrzała przed siebie, na zakorkowaną ulicę.

A ja ponownie zwróciłem się do prezydenta.

– Często pan tak robi?

– Nie. Szczerze mówiąc, niemal nigdy. Ale potrzebowałem odrobiny prywatności, a wyznam ci, że w Białym Domu trudno na nią liczyć. Nikt poza naszą czwórką nie wie, że tu jestem. Moi pracownicy sądzą, że uciąłem sobie drzemkę.

– Drzemkę? – powtórzyłem.

– Czasem potrzebuję się przekimać. Niełatwo jest być przywódcą wolnego świata. Co rusz w środku nocy budzą mnie najróżniejsze kryzysy. Tak czy owak, Cyrus i Courtney zorganizowali wszystko, żebym mógł się wyrwać. I oto jestem. Muszę przyznać, że ciekawie jest przemieszczać się jak zwykły obywatel.

– Tęskni pan za tym? – spytałem.

– A skąd! – odparł. – Od lat nie musiałem stawać na czerwonym świetle. Sterczenie w korkach jest do bani.

Prezydent mówił przyjaznym, ojcowskim tonem, który sprawił, że zaraz się odprężyłem. Zapomniałem już, że na początku mnie zatkało, i zamierzałem dalej ciągnąć bezsensowną gadkę o niczym, ale Cyrus uciszył mnie ruchem ręki.

– Przepraszam, że się wcinam, panie prezydencie, ale mamy do omówienia kwestie ważniejsze od ruchu na drodze.

– Oczywiście. – David Stern spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. – Benjaminie, poinformowano mnie o pewnym bardzo istotnym problemie, a agent Hale twierdzi, że mogę powierzyć ci jego rozwiązanie.

Zerknąłem na Cyrusa, zaskoczony, że powiedział komuś na mój temat coś dobrego. Nie potwierdził słów prezydenta, a jedynie podał mi teczkę.

Był na niej stempel TYLKO DLA TWOICH OCZU: OPERACJA "WONNY PIŻMOSZCZUR" oraz gruba pieczęć z wosku, na której odciśnięto logo CIA.

Serce zabiło mi mocniej. Wspaniale było dostać do rąk teczkę, której zawartość mogłem obejrzeć tylko ja. Ale…

– "Wonny piżmoszczur"? – Nie zdołałem ukryć rozczarowania.

– Wiem, nazwa jest do niczego – powiedział prezydent. – Ale zapewniam, że misja ma pierwszorzędne znaczenie. Z tego, co rozumiem, Agencja nadawała kiedyś swoim misjom ekscytujące nazwy takie jak "Atak kobry" albo "Błękitny płomień", ale z czasem wszystkie wykorzystano i zostały nam same odpady. Mogło być gorzej, wierz mi. Ostatnia misja, w której uczestniczyłem, nazywała się "Czarujący mors".

Nastrój nieco mi się poprawił. Spróbowałem złamać pieczęć, która zabezpieczała dokumenty. Okazała się zaskakująco twarda. Mocowałem się z nią przez kilka sekund, ale bez skutku.

– Rany Julek! – mruknął Cyrus, wyszarpnął mi teczkę z rąk i sam wziął się do przełamywania pieczęci. Tyle że też nie dał rady.

Prezydent Stern zasłonił dłonią usta, żeby ukryć uśmiech.

Cyrus cisnął teczkę na podłogę.

– Wiecie co? Nie musimy teraz otwierać tej teczki. I tak znam jej zawartość. Oto sedno sprawy: mamy wiarygodne informacje, że Pająk planuje zamach na prezydenta.

Natychmiast usiadłem prosto, naprawdę przestraszony. Jeśli istniała organizacja zdolna ominąć wszystkie zabezpieczenia i skasować szefa naszego kraju, to był nią właśnie Pająk. Bałem się też, bo siedziałem obecnie tuż obok Sterna, więc gdyby nasi wrogowie postanowili uderzyć w tej chwili, również źle bym skończył.

– Skąd pochodzą informacje?

– Podsłuchaliśmy rozmowy, które prowadzono za pośrednictwem monitorowanych przez nas kanałów – wyjaśnił Cyrus. – Było ich wystarczająco wiele, żebyśmy uznali zagrożenie za realne.

Sądząc po tonie jego głosu, uważał, że to wyjaśnienie powinno mi wystarczyć, i nie życzył sobie z mojej strony więcej pytań. Miałem jednak do zadania jeszcze jedno.

– "My", czyli kto?

– Mój zespół – powiedział Cyrus.

– Czyli?

– Te dane są poufne.

– Pytam, czy to oficjalna operacja CIA – wyjaśniłem. – A może kolejna nieautoryzowana misja?

Cyrus uniósł brwi, zaskoczony, że śmiałem zadać takie pytanie.

Prezydent parsknął i posłał mu znaczący uśmiech.

– Sam mówiłeś, że jest bystry.

Szkoła szpiegów w tajnej służbie - ilustracja Mariusz AndryszczykSzkoła szpiegów w tajnej służbie - ilustracja Mariusz Andryszczyk mat. prasowe

– Czasem aż do przesady – mruknął Cyrus. Potem znów spojrzał na mnie. – Jak wiesz, już wcześniej mówiłem, że bardzo niepokoi mnie stopień infiltracji CIA przez agentów Pająka. Z wyjątkiem ciebie i Eriki nie ma w Agencji nikogo, komu moglibyśmy w pełni zaufać.

– A twój syn?

– Zaufanie można zdefiniować na dwa sposoby – wyjaśnił Cyrus. – Można ufać komuś, że nie jest zdrajcą… oraz że w danej sytuacji zadziała odpowiednio kompetentnie. Wiem, że mój syn nie pracuje dla Pająka. Ale kompetentnych działań spodziewałbym się już raczej po orangutanie.

Oczywiście miał rację, choć Alexander Hale zdołał przez lata zgrywać dobrego agenta i zamydlić przy tym oczy całej CIA. Największy talent miał do przekonywania innych, że ma mnóstwo talentów. Chciał dobrze, ale był skrajnie nieudolny i nieostrożny. W kluczowych momentach zawsze uderzał się w głowę i tracił przytomność.

– A ufasz dyrektorowi szkoły? – spytałem. – Został poinformowany o mojej aktywacji.

– Skąd wiesz? – spytał podejrzliwie Cyrus. Przez moment chciałem mu wszystko opowiedzieć, ale ostatecznie zdecydowałem się na zdanie, którym Erica zawsze raczyła mnie w takich sytuacjach.

– Uczę się, żeby zostać szpiegiem. Zdobywanie informacji to moja praca. Czy dyrektor wie, co się dzieje?

– Nie wiedziałby tego, nawet gdyby siedział z nami w tym aucie – rzucił Cyrus. – Owszem, powiedziałem mu, że Pająk wrócił do gry, i kazałem bezzwłocznie zatwierdzić twoją aktywację, ale okłamałem go co do całej reszty. Uważa, że chcemy zinfiltrować podstawówkę w miejscowości Bethesda. A jeśli Pająk założył nam podsłuch na linii – w co nie wątpię – mam nadzieję, że jego agenci również kupili tę wersję wydarzeń.

– A więc misja nie jest autoryzowana? – spytałem.

– W czasie jej trwania priorytetem będzie ochrona życia prezydenta za wszelką cenę – rzucił Cyrus, uchylając się od udzielenia jednoznacznej odpowiedzi.

– Czy będziemy pracować dla Tajnej Służby?

– Nie – odparł Cyrus. – Ona też mogła zostać zinfiltrowana. Jeśli o mnie chodzi, żadna rządowa agencja bezpieczeństwa nie jest godna zaufania.

Zerknąłem na prezydenta, ciekaw, czy Cyrus trochę jednak nie przesadza. Prezydent wzruszył ramionami.

– Agent Hale uważa, że Pająk może już mieć kreta w Białym Domu – że jest nim ktoś z personelu albo któryś z moich ochroniarzy – i że ten kret zamierza wziąć udział w zamachu.

– Nie może pan po prostu wymienić personelu?

– W Białym Domu pracuje więcej osób, niż się ludziom wydaje – odparł prezydent. – Każdego dnia na posesji przebywa średnio tysiąc agentów Tajnej Służby, nie licząc kilkuset

pracowników Zachodniego Skrzydła, a do tego dochodzą kucharze, kamerdynerzy, ogrodnicy… i kto wie, ilu jeszcze ludzi! Litości! Przecież zatrudniam na pełen etat aż trzech florystów. Zwolnienie choćby jednego pracownika rządowego wiąże się z górą papierkowej roboty.

– A z tym kretem to i tak tylko przeczucie – dodał Cyrus. – Wiem jedynie, że agenci Pająka planują zabić prezydenta. Nie mam pojęcia, z jakich metod skorzystają. Gdyby mieli swojego człowieka w Białym Domu, na pewno byłoby im łatwiej. Przecież nieraz infiltrowali już CIA. I właśnie w tym momencie do akcji wkraczasz ty, Benjaminie.

Wyjrzałem przez okno. Powoli przebijaliśmy się przez korek na Dupont Circle. Bardzo, bardzo powoli. Dupont to jedno z najgorzej zaprojektowanych rond na świecie – dziesięć ulic zbiega się w jednym punkcie, w którym auta suną wolniej niż lodowce. Widziałem jednak, że zmierzamy w stronę Białego Domu, co było istotną wskazówką na temat planu Cyrusa.

– Chcecie, żebym był waszym szpiegiem w Białym Domu?

– Właśnie – rzekł Cyrus. – Operacja „Zając polarny" pokazała nam, że nikt się nie spodziewa, że tajnym agentem będzie dziecko.

– Tylko Leo Shang się tego nie spodziewał – poprawiłem. – Pająk to inna historia. Przecież wiedzą, kim jestem! Już wcześniej krzyżowałem im szyki.

– Fakt – przyznał Cyrus. – Dlatego podczas pobytu przy 1600 Pennsylvania Avenue masz nie zwracać na siebie uwagi. Liczę, że ludzie Pająka cię nie zauważą. Odkąd zeszłej jesieni pomogłeś nam zniszczyć jego siedzibę, Pająk nie działa tak sprawnie jak kiedyś. Jego szefowie są rozproszeni po całym świecie. Każdy prowadzi operacje wywiadowcze na własną rękę. Jeśli zachowasz ostrożność, prawdopodobnie nie połapią się, że bierzesz udział w operacji.

– Jak to możliwe? – spytałem. – Będę przecież jedynym dzieciakiem w Białym Domu.

– Nieprawda – przypomniał mi prezydent.

I wtedy pojąłem, na czym konkretnie ma polegać moja misja.

Prezydent Stern miał dwoje dzieci: piętnastoletnią córkę Jemmę oraz trzynastoletniego syna Jasona. Choć rodzina próbowała trzymać ich z daleka od blasku jupiterów, byli dwójką najsłynniejszych dzieci w Ameryce, a może i na świecie. Kilkukrotnie widziałem ich w telewizji: stali za ojcem, gdy składał przysięgę prezydencką, brali udział w poszukiwaniu jajek wielkanocnych w Białym Domu, machali, wchodząc do Air Force One. Zawsze zdawali się dobrze wychowani i uśmiechnięci.

– Mam udawać przyjaciela pana syna? – spytałem.

– Zgadza się – odparł prezydent. – Jason jest w twoim wieku. Często zaprasza znajomych. Twoja obecność nie wzbudzi podejrzeń.

– Będziesz się musiał, rzecz jasna, trzymać blisko Jasona, żeby wszystko wypaliło – dodał Cyrus. – Jason przeszedł już odprawę i bardzo chce pomóc. Bądź co bądź chodzi o życie jego ojca. Podczas dzisiejszej wizyty w Białym Domu będziesz musiał sprawiać wrażenie…

– Dzisiejszej? – powtórzyłem.

Cyrus zmarszczył brwi, zirytowany, że wchodzę mu w słowo.

– Pająk zaczął już wprowadzać swoje plany w życie. Myślałeś, że kiedy ruszy nasze śledztwo? Za miesiąc?

– Nie – odparłem. – Przepraszam. Wszystko dzieje się tak szybko…

– Dobry agent musi być gotów na aktywację zawsze i wszędzie – poinformował mnie Cyrus. – Twoja przykrywka jest następująca: poznaliście się z Jasonem w grze online. Od razu się polubiliście. Dlatego zaprosił cię na zabawę do Białego Domu.

Żachnąłem się.

– Agencie Hale, zabawa jest dla dzieci. Możemy powiedzieć, że to impreza?

Cyrus zgrzytnął zębami.

– Macie się spotkać w celu wspólnej zabawy. Koniec kropka. Dalej: wszyscy goście Białego Domu muszą najpierw przejść kontrolę bezpieczeństwa w Budynku Eisenhowera w zachodniej części nieruchomości. Jason wpisał cię już na listę odwiedzających. Na pewno masz ze sobą legitymację szkolną?

– Tak jest. – Wyciągnąłem ją z portfela i podsunąłem mu pod nos.

Wedle dokumentu chodziłem do drugiej klasy Akademii dla Uzdolnionej Młodzieży imienia Świętego Smithena, która stanowiła oficjalną przykrywkę Akademii Szpiegostwa. Wszyscy uczący się w niej przyszli szpiedzy udawali, że chodzą do Świętego Smithena. Legitymacja wyglądała bardzo oficjalnie, choć zdobiło ją moje najgorsze zdjęcie wszech czasów. Martwiło mnie jednak coś innego: choć nazwa szkoły była fałszywa, na legitymacji widniało moje prawdziwe imię i nazwisko: "Benjamin Ripley".

– Nie dostanę pseudonimu? – spytałem.

– A po co ci? – burknął Cyrus.

– Ostatnio go używałem. Podczas operacji „Zając polarny".

– To co innego – rzucił. – Wtedy próbowałeś wykiwać trzynastoletnią dziewczynę. A żeby dostać się do Białego Domu, musisz zostać prześwietlony przez agentów Tajnej Służby Stanów Zjednoczonych. Stworzenie fałszywej tożsamości wystarczająco dobrej, żeby ich oszukać, zajęłoby długie miesiące. Nasza szkoła podaje się za Akademię Świętego Smithena od ponad pięćdziesięciu lat, więc to dobrze ugruntowana historyjka. Ale jeśli chodzi o ciebie, Służba przeanalizowała już dostępne informacje, potwierdziła numer ubezpieczenia i zadzwoniła do twoich rodziców, żeby upewnić się, czy nie jesteś niebezpieczny.

– Moi rodzice wiedzą, że jadę do Białego Domu? – spytałem zaskoczony.

– Tak – odparł Cyrus. – Bardzo się cieszą.

Wyciągnąłem telefon. Przez całe popołudnie byłem tak skupiony na innych sprawach, że nie spojrzałem na niego od godziny. W tym czasie przegapiłem cztery połączenia od rodziców i otrzymałem od nich kilkadziesiąt wiadomości. Matka chciała, żebym zrobił sobie z Jasonem Sternem selfie, a ojciec pytał, czy mogę zgarnąć z Białego Domu jakieś fajne pamiątki.

Wciąż staliśmy w korku na Dupont Circle. Prezydent zdawał się tym zirytowany o wiele bardziej niż świadomością, że tajna organizacja złoczyńców szykuje na niego zamach.

– Nie do wiary – narzekał. – Jeśli jeszcze zwolnimy, zaczniemy toczyć się w tył.

Cyrus nacisnął przycisk interkomu, żeby porozmawiać z Courtney.

– Zatrzymaj się. Ben pojedzie do Białego Domu metrem.

– Tak? – spytałem.

– Nie możesz przecież przyjechać razem z prezydentem. Prezydent nie pilnuje dzieci podczas zabawy – powiedział z naciskiem. – Musisz dotrzeć do Białego Domu tak, jak zrobiłby to zwykły nastolatek. Podróż metrem nie zajmie ci wiele czasu.

– Dotrzesz szybciej, niż gdybyś stał w tych korkach – dodał prezydent. – Może ja też przesiądę się do metra?

– Odmawiam – odparła Courtney, kierując SUV-a w stronę oznaczonej na czerwono strefy, gdzie nie wolno było parkować. – Przypominam, że ktoś chce pana zabić. Korzystanie ze środków transportu publicznego byłoby wysoce ryzykowne.

– Może nikt nie uwierzyłby, że to naprawdę ja – zasugerował z nadzieją Stern. – Prezydent w metrze? Kto to kupi?

– Obawiam się, że nie ma takiej możliwości – powiedziała Courtney.

– Ech. – Prezydent zmarszczył brwi i zapadł się w fotelu. – Zwyczajność jest do niczego.

– Kiedy przejdziesz już przez kontrolę bezpieczeństwa w Białym Domu, spotkasz się z Jasonem, który pokieruje cię dalej – powiedział Cyrus.

– Jeśli jest coś, co chcesz zobaczyć, po prostu mu o tym powiedz – dodał prezydent. – Wie, że ma ci we wszystkim pomagać.

– Miej oczy i uszy szeroko otwarte – rozkazał Cyrus. – Kiedy tylko dowiesz się czegoś, co będzie wymagało działań, natychmiast daj mi znać. Pamiętasz mój numer komórkowy?

– Tak. – Talent do liczb był moim jedynym atutem w świecie szpiegów. W wielu sytuacjach chętnie zamieniłbym tę umiejętność na lepszą znajomość sztuk walki – albo celniejsze oko – ale fakt, że potrafię wyrecytować każdy numer czy zestaw współrzędnych, jaki kiedykolwiek poznałem, już kilkukrotnie okazał się bardzo pomocny.

Courtney nareszcie dotarła do czerwonej strefy.

– Oczekuję, że sporządzisz raport z dzisiejszych działań w Białym Domu – powiedział Cyrus, po czym sięgnął, żeby otworzyć drzwi.

– Chwileczkę! – rzuciłem. – Czy możesz powiedzieć mi cokolwiek więcej o intrydze Pająka? Kogo podejrzewasz o bycie kretem? Mężczyznę czy kobietę? Cokolwiek…?

Cyrus jęknął, jakby moje pytania były całkiem absurdalne.

– Gdybym wiedział coś więcej, wszystko bym ci przekazał. W tym przypadku siedzimy głęboko w szybie.

– Szybie? – powtórzyłem.

– Szybie górniczym – wyjaśnił Cyrus. – Czyli w ciemności. Kretem może być każdy. A jeśli Pająk połapie się, że coś wiemy, sprawy mogą bardzo szybko przybrać niewłaściwy obrót. Więc niczego nie schrzań.

Cyrus może i był genialnym agentem, ale zagrzewać do działania nie umiał za grosz.

– Powodzenia – powiedział prezydent.

– Dzięki – odparłem. A potem mogłem już tylko wysiąść z auta. Więc tak zrobiłem.

Chodniki przy skrzyżowaniu pękały w szwach od pieszych, ale czarny SUV zdawał się nie interesować zupełnie nikogo. No, poza pracownikiem służb parkingowych, który gnał do nas z zapałem godnym komandosa z Navy SEALs, w biegu wypisując mandat.

– Nie wolno tu parkować! – warknął. – Czerwona strefa!

Courtney opuściła szybę i posłała mu wściekłe spojrzenie.

– Nie zaparkowałam. Stoję z włączonym silnikiem! To dozwolone!

– Nie na mojej warcie – sapnął facet. – Zgodnie z paragrafem 46a podpunkt D Kodeksu drogowego czerwonej strefy nie wolno blokować nawet na chwilę niezależnie od przyczyny…

– Nawet jeśli chodzi o bezpieczeństwo narodowe? – spytał David Stern, otworzywszy okno. – Bo widzi pan, jestem prezydentem Stanów Zjednoczonych.

– A ja królową Szwecji – odparł sarkastycznie mężczyzna. Nieświadomy faktu, że naprawdę stoi oko w oko z prezydentem, dramatycznym ruchem zerwał mandat ze swojego bloczku i podał go Courtney.

– Palant! – wrzasnęła, po czym znów włączyła się do ruchu.

Ja tymczasem ruszyłem na stację metra, usiłując zachować spokój. Mniej niż godzinę temu był to jeszcze zupełnie normalny dzień szkoły. No, o ile w szkole szpiegów w ogóle bywało normalnie. A teraz nagle wysłano mnie na kolejną nieautoryzowaną misję: miałem pokrzyżować plany zbrodniczej organizacji, która już kilkukrotnie próbowała mnie zabić. I nie mogłem liczyć na wsparcie Eriki Hale.

Zadanie wydawało mi się ekstremalnie trudne, wymagające i niebezpieczne.

A rzeczywistość miała przerosnąć moje lęki.

<Reklama> Ebook i audiobook "Szkoła szpiegów w tajnej służbie" są dostępne na Publio.pl >>

Szkoła szpiegów w tajnej służbieSzkoła szpiegów w tajnej służbie mat.prasowe

Więcej o: