Jak wynika z informacji podanych przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Krakowie, 209 zł naliczono w związku z tym, że czytelnik książkę przetrzymywał przez 500 dni. Nieterminowy użytkownik biblioteki rachunek opłacił, ale zdjęcie "paragonu grozy" umieszczone na profilu "Baba od polskiego" sprawiło, że dyrektor placówki postanowił dokładnie wyjaśnić, dlaczego opłata wyniosła właśnie tyle.
Jerzy Woźniakiewicz w osobnym wpisie na swoim profilu na Facebooku zaapelował, by wszyscy dokładnie się zastanowili, z czego opłaty za przetrzymywanie książek dokładnie wynikają. Wyjaśnił, że w bibliotece na Rajskiej w Krakowie książki można wypożyczyć na miesiąc, a po upływie tego terminu bezproblemowo można przedłużyć termin jeszcze trzy razy.
Zasady rozpisane w regulaminie placówki gwarantują zatem użytkownikowi bezpłatny dostęp do książki przez cztery miesiące. "To chyba wystarczająco długo, by ją przeczytać?" - pyta retorycznie Woźniakiewicz.
Następnie przedstawił szacunkowe obliczenia i na tym przykładzie wskazał, że przetrzymywanie książek ma całkiem wysokie "społeczne koszty". Jeśli książka zostanie oddana po miesiącu od wypożyczenia, rocznie może z niej skorzystać nawet 12 osób. Jeśli każdy czytelnik przedłużałby do maksimum regulaminowy czas przewidziany na lekturę, ta liczba spada już tylko do trzech osób. A biorąc pod uwagę, że wiele tytułów jest dostępnych tylko w pojedynczych egzemplarzach, to blokuje dostęp innym czytelnikom.
Warto też pamiętać, że w mniejszych ośrodkach miejskich czy wiejskich, biblioteka publiczna często jest jedyną czytelnią, z której mieszkańcy mogą skorzystać. Jeśli po upływie terminu książka będzie przetrzymywana przez kolejny rok, to następnych 12 osób nie będzie mogło jej przeczytać za darmo.
W założeniu więc jeśli interesującego czytelnika tytułu nie będzie można wypożyczyć, to oznacza konieczność zakupu książki. Woźniakiewicz podkreśla:
Jeśli nie znaleźli tej książki na półce, musieli kupić ją w księgarni – każdy z nich swój egzemplarz. Średnia cena książki to około 30 zł. Zatem ze względu na nieregulaminowe zachowanie jednego z czytelników biblioteki książki za 30 zł musiało zakupić od trzech do ponad 12 osób.
Oznacza to, że wydali na nie od 90 do nawet ponad 360 zł. Zapytacie: a ile zapłaciła osoba, która przez rok przetrzymywała tę książkę? Tylko 35 gr za każdy dzień przetrzymania. Po roku przetrzymywania jej należność wobec biblioteki wyniosła 127,75 złotego.
"Czy dalej uważacie, że to wysoka opłata za przetrzymanie książek?" - dopytuje. Wskazuje też, że taka opłata zatem to nie kara, a raczej rekompensata wyrównująca koszty ponoszone przez bibliotekę i utrzymującą ją lokalną społeczność, wynikające z czyjegoś zaniedbania.