Media społecznościowe to uosobienie wewnętrznej sprzeczności. Z jednej strony mamy ich wirtualność, ulotność i nieustanną nowość doznań, których nam dostarczają, z drugiej – surową materię komponentów wprawiających to wszystko w ruch: ich starożytne korzenie i prakosmiczne pochodzenie surowców, z których są zbudowane. Trudno uwierzyć, że coś tak nowiutkiego i błyszczącego jak przeciętny telefon komórkowy zawiera składniki, których geneza sięga miliardów lat. By zrozumieć ekologiczny ślad naszego komunikacyjnego ekosystemu, musimy powrócić do podstawowych źródeł: metali ziem rzadkich i innych minerałów, bez których nasz sprzęt by nie działał.
Często myślę, że cudownie by było, gdyby na urządzeniach widniała lista składników, z których zostały zrobione, tak jak to jest na opakowaniach żywności. Może to by każdemu przypomniało o intymnych związkach mediów społecznościowych z naturą. Ravioli w puszce zawiera swojskie składniki (pomidory, wodę, marchewkę), mroczną chemię i mniej lub bardziej naturalne dodatki (fosforan sodu, gumę ksantanową, karotenal, kwas mlekowy), a także inne cuda. Z telefonem komórkowym jest tak samo. Mieści krzemionkę i piasek, główne składniki ekranu, cynę do lutowania obwodów elektrycznych, drobinki złota, srebra i miedzi rozmieszczone na płycie głównej i w kabelkach. Procesor urządzenia jest wykonany głównie z krzemu, ale zawiera też fosfor, antymon, arsen, bor, ind i gal. Dochodzi jeszcze cała lista metali ziem rzadkich, których rola jest dla laika jeszcze bardziej niejasna: tantal, terb, itr i tak dalej. W zwykłym smartfonie mamy około 70 z 83 stałych i nieradioaktywnych pierwiastków z tablicy Mendelejewa, w tym 62 różne metale. Lista składników naszej komórki byłaby dość długa. Niektóre z nich występują w śladowych ilościach, niemniej wszystkie trzeba wydobyć spod ziemi, obrobić, dostarczyć i przetworzyć w fabryce.
Dla naszych rozważań najbardziej interesujące są metale ziem rzadkich. Nie określamy ich tym mianem dlatego, że jest ich mało. Przeciwnie, jest ich pod dostatkiem. Są "rzadkie", ponieważ trudno je wydobyć i oddzielić od minerałów nośników, z którymi występują, a już na pewno nie jest to proste bez wyrządzenia dużych szkód ekologicznych. Grupa ta skupia 17 pierwiastków chemicznych, z których 16 znajdziemy w trzymanym w dłoni urządzeniu. Mają wyjątkowe własności magnetyczne i przewodzące, dzięki czemu spełniają wiele funkcji, które łączymy ze smartfonami i z tabletami. Na przykład terb, itr, gadolin i europ pozwalają na osiągnięcie żywych barw na monitorach. Neodym i prazeodym sprawiają, że komórka wibruje. Surowce te stosuje się nie tylko w telefonach. Są podstawowymi komponentami mnóstwa urządzeń wykorzystywanych w elektronice wojskowej i towarach oferowanych zwykłym odbiorcom, od samochodów elektrycznych i innych środków transportu po wyświetlacze ledowe nowoczesnych systemów uzbrojenia.
Najwięcej tych pierwiastków pochodzi z Chin, co – nawiasem mówiąc – czasami ciekawie wpływa na geopolitykę: w 1997 roku prezydent Deng Xiaoping oświadczył:
Bliski Wschód ma ropę, a my mamy metale ziem rzadkich.
W Chinach znajdują się największe na świecie ich złoża, stanowiące około 37% zasobów glo-balnych. (Wietnam i Brazylia mają po 18%, a USA około 1%). Co ważniejsze, chińskie firmy kontrolują około 85% łańcucha dostaw tych surowców (a jeszcze w 2009 roku było to aż 97%) – przyczyną takiego stanu rzeczy są niskie koszty pracy i (obowiązujące jeszcze do niedawna) niezbyt rygorystyczne przepisy dotyczące ochrony środowiska i technik wydobycia.
Waszyngtońskie think tanki załamują ręce nad chińską dominacją na rynku metali ziem rzadkich. Jeśli Chiny przetną dostawy surowców, poważnie dotknie to producentów sprzętu elektronicznego, newralgicznego dla cyfrowej infrastruktury rządowej, biznesowej, badawczej, zdrowotnej i dla innych podstawowych sektorów. W 2010 roku Chiny tak właśnie postąpiły, na dwa miesiące wstrzymując eksport tych składników do Japonii w ramach kolejnej odsłony sporu o wyspy na Morzu Południowochińskim. W 2012 roku USA, Japonia i inne kraje złożyły w Światowej Organizacji Handlu (WTO) protest przeciwko kontrolowaniu eksportu przez Chiny, który w 2015 WTO uznała za zasadny. Ten epizod skłonił kraje do zróżnicowania źródeł dostaw i poszukiwań surowców poza Chinami, niemniej chińska przewaga na rynku nadal jest bardzo duża.
Metale ziem rzadkich – niezależnie od tego, skąd pochodzą i gdzie zostały obrobione – kończą jako pionki na szachownicy międzynarodowej polityki bezpieczeństwa; znacznie bardziej rzuca się w oczy ich wpływ na środowisko naturalne. Proces ich wydobycia bywa bardzo toksyczny, tak dla bezpośredniego otoczenia, jak i całego ekosystemu oraz dla pracujących przy nim ludzi. Podczas wydobycia i obróbki tych metali zużywane są ogromne ilości wody i generowane znaczne ilości CO215. Metale ziem rzadkich trzeba oddzielić od minerałów, z którymi występują – to właśnie wtedy powstają odpady i dochodzi do zanieczyszczenia środowiska. Ogólnie rzecz ujmując, pozyskuje się je, albo zdejmując kolejne warstwy gruntu, albo wiercąc w nim otwory, do których wprowadza się rury PVC transportujące wodę, a następnie wypłukuje się ziemię wraz z zawartymi w niej substancjami chemicznymi. W obu przypadkach materiał jest transportowany do wielkich stawów osadowych, gdzie następuje oddzielenie substancji. Podczas całej operacji tworzą się ogromne ilości potencjalnie szkodliwych odpadów. Według Davida Abrahama, autora "The Elements of Power [Pierwiastki władzy]", "zaledwie 0,2% wydobywanej gliny zawiera cenne metale ziem rzadkich", cała reszta "zaśmieca góry i strumienie, gdziekolwiek trafia".
Wszystkie te procesy mogą wprowadzać do gleby i wód powierzchniowych znaczne ilości amoniaku i związków azotu lub wypłukiwać z wnętrza ziemi substancje niebezpieczne dla zdrowia, takie jak kadm czy ołów. Do metali ziem rzadkich wydobywanych w pobliżu złóż uranu niekiedy przywierają materiały radioaktywne. Niektóre z tych metali wymagają specyficznej obróbki, pod wieloma względami szkodliwej. Przyjrzyjmy się cerowi (stosowanemu do polerowania szkła ekranowego): uzyskiwany jest dzięki kruszeniu zwałów ziemi, w której występuje, i rozpuszczaniu ich w mieszaninie kwasu siarkowego z azotowym. Cały proces jest prowadzony na ogromną skalę i generuje potworne ilości toksycznych odpadów. Według Chińskiego Towarzystwa Metali Ziem Rzadkich każda tona wydobytego i obrobionego surowca pozostawia po sobie 75 tysięcy litrów kwaśnych wód i tonę radioaktywnych śmieci.
Wszędzie w Chinach, gdzie są kopalnie, odnotowuje się wysoki poziom zanieczyszczeń gruntu i wód powierzchniowych. Długotrwały kontakt z chemikaliami jest dużym zagrożeniem dla zdrowia ludzi i dla przyrody. Okoliczni mieszkańcy donoszą o groteskowych deformacjach u zwierząt – rodzą się na przykład owce z podwójnymi rzędami zębów. Picie wody z lokalnych studni, wyglądającej dobrze, lecz "potwornie cuchnącej", powoduje czernienie dziąseł i wypadanie zębów. Badania "Washington Post" obejmujące wsie usytuowane w okolicy zakładów wydobycia grafitu mówią o "iskrzącym się w nocy powietrzu, zniszczonych uprawach, pokrytych sadzą domach i sprzęcie, zanieczyszczeniu wody pitnej i miejscowych władzach przymykających na to oczy, sprzyjających wielkim zakładom, które dają ludziom pracę".
Owca - zdjęcie ilustracyjne Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Wyborcza.pl
Choć w Chinach zaczęto stosować metody mające zmniejszyć szkody środowiskowe powodowane przez wydobycie metali ziem rzadkich i innych kopalin, miejscowe społeczności już poniosły straty, których naprawienie pochłonie miliardy dolarów (jeśli w ogóle się powiedzie). Powierzchniowe stawy osadowe, do których trafia urobek, rozrzucone po kilku regionach kraju, przeważnie znajdują się w pobliżu systemów rzecznych oraz innych zasobów wód powierzchniowych i głębinowych. Najdrobniejsza nieszczelność takiego stawu (na przykład spowodowana osunięciem się ziemi) może zagrozić źródłom wody pitnej zaopatrującym dziesiątki milionów ludzi mieszkających poniżej.
Jedną z największych i najdłużej działających chińskich kopalni metali ziem rzadkich jest Bayan Obo niedaleko Baotou w regionie autonomicznym Mongolii Wewnętrznej. Dziennikarz naukowy BBC napisał, że Bayan Obo to "najbliższe piekłu miejsce na Ziemi". Jednym z niepowtarzalnych widoków w tej okolicy jest pełen odpadów zamulony staw o powierzchni 11 kilometrów kwadratowych, trzykrotnie większy niż Stanley Park w Vancouver. Dziennikarz wspomniał o "prawdziwie księżycowym, przerażającym krajobrazie rodem z dystopii", który go przygnębił i wzbudził w nim strach, gdy sam sobie uświadomił, że to "produkt uboczny nie tylko sprzętu elektronicznego, lecz także zielonych technologii, takich jak turbiny wiatrowe i samochody elektryczne, którymi zadowolony z siebie Zachód tak bardzo się ekscytuje". Nie wiedząc, jak zareagować, postąpił podobnie jak większość z nas w obliczu czegoś, co nas porusza: zrobił zdjęcia i nakręcił filmy swoim "wypolerowanym przez cer iPhone’em". Według China Water Risk, chińskiej organizacji pozarządowej zajmującej się ekologią, kopalnia "rzuciła śmiertelną klątwę na pobliskie wsie", a gigantyczny staw z odpadami (zdaniem niektórych) "to tykająca bomba, która zapowiada katastrofę Żółtej Rzeki, oddalonej o zaledwie 10 kilome-trów".
Drugi wielki okręg górniczy, gdzie wydobywa się średnio ciężkie i ciężkie metale ziem rzadkich, znajduje się na południu Chin, w pobliżu Ganzhou, i jest nazywany Królestwem Metali Ziem Rzadkich. Betonowe baseny osadowe i plastikowe zbiorniki ścieków to tutaj normalny widok. Niektóre są odkryte i wystawione na działanie czynników atmosferycznych. Zdjęcia satelitarne pokazują dziesiątki takich zlewni rozsianych w górach, niebezpiecznie blisko systemów zaopatrujących okolicę w wodę, które przez to sąsiedztwo są ciągle zagrożone zanieczyszczeniem. Płynące przez te tereny rzeki, choćby Dong Jiang, dostarczają wodę pitną gęsto zaludnionym miastom i regionom, na przykład Hongkongowi (7,3 miliona mieszkańców), Shenzhen (14,5 miliona) i Guangzhou (Kantonowi – 16,5 miliona).
Wokół kopalni rozwinął się czarny rynek metali ziem rzadkich, choć określenie jego rozmiarów jest z definicji trudne, jako że nikt formalnie nie rejestruje obrotów. Niekiedy udaje się czegoś dowiedzieć przy okazji przechwycenia nielegalnego ładunku, na przykład tony metali ziem rzadkich odkrytej przez służby celne Weihai na kontenerowcu zmierzającym ku Korei Południowej. W 2015 roku oceniano, że corocznie szmugluje się z Chin około 40 tysięcy ton metali ziem rzadkich, więcej niż wynosi oficjalny eksport, szacowany na 28 tysięcy ton. Czarny rynek wydobywczy wytwarza jeszcze więcej zanieczyszczeń, gdyż nielegalne kopalnie nie przestrzegają ani wytycznych w kwestii ochrony środowiska, ani żadnych standardów. Przeważnie stosują prymitywne techniki wypłukiwania i separacji, przez co produkują odpady i ścieki jeszcze niebezpieczniejsze niż te, które powstają przy wykorzystaniu nowocześniejszych metod. Wobec braku nadzoru i nierespektowania prawa toksyczne odpady mogą być odprowadzane bez odpowiedniego zabezpieczenia, są niewłaściwie składowane i przenikają do pobliskich systemów wodnych.
Chociaż Chiny zdominowały światową produkcję metali ziem rzadkich, rynek powoli się różnicuje. Nie oznacza to, że szkody wyrządzane środowisku nagle się zmniejszą. Posłużmy się tylko jednym przykładem: spore ilości takich pierwiastków wydobywa się w Australii, jednak firmy, do których należą kopalnie, zwykle zlecają przeprowadzenie najbardziej toksycznych procesów zagranicznym kontrahentom. Australijska Lynas Corporation zamawia obróbkę metali ziem rzadkich w Malezji i to tam pozostają trujące odpady. Firma zbudowała w tym kraju największą na świecie rafinerię kopalin użytecznych, którą jednak od samego początku prześladowała plaga "niebezpiecznych dla środowiska problemów konstrukcyjnych związanych z projektem". Ocenia się, że w zakładach spoczywa obecnie około 580 tysięcy ton promieniotwórczych odpadów niskoaktywnych.
Wielka inwigilacja materiały promocyjne - Wielka Litera