W "Mamach do pogadania" słuchamy głosów i historii matek ze wszystkich kontynentów, z ponad 90 krajów na świecie. Opowiadają o macierzyństwie, rodzicielstwie, jego trudach, wyzwaniach, bezwarunkowej miłości do dzieci oraz tradycjach związanych z wychowaniem dzieci w swoich krajach. Anna Pamuła pokazuje, że mimo znaczących różnic – kulturowych, społecznych, ekonomicznych – mamy całego świata bardzo wiele łączy. Podobnych rzeczy się boją, nad podobnymi się zastanawiają i o podobne walczą.
Kiedy jestem z córką w parku, nie odstępuję jej na krok. Boję się, że zostanie porwana – powiedziała mi Hianeya, mama z Meksyku. Od razu pomyślałam, że przesadza. Myliłam się. – Co roku w Meksyku w Dzień Matki tysiące kobiet, zamiast cieszyć się tortem i kwiatami, maszerują ulicami, domagając się od rządu, by znalazł ich zaginione dzieci. Według nieoficjalnych statystyk od 2006 roku, kiedy rozpoczęła się wojna gangów narkotykowych, w naszym kraju zginęło 80 tysięcy ludzi, w tym dzieci. Wiesz, czego boimy się najbardziej? Że dziecko zostanie porwane dla organu. Istnieją kartele handlujące nerkami! Albo takie, które każą dzieciom pracować jak niewolnikom. Dziwisz się, że trzymam moje dziecko na smyczy? To przykre, ale u nas to bardzo popularny sposób wyprowadzania dziecka na spacer.
Powieść Hianei była zbyt straszna i nie chciałam jej wierzyć. Zaczęłam więc przeszukiwać internet i odkryłam, że rzeczywiście w Meksyku co roku kilka tysięcy dzieci zostaje porwanych (liczba ta znacznie wzrasta, jeśli weźmie się pod uwagę porwania dokonane przez jednego z rodziców). W krajach europejskich to kilka przypadków rocznie. Nie udało mi się znaleźć danych o handlu organami (policja utrzymuje, iż jest to rzadki proceder, tylko szeroko nagłaśniany w mediach), ale przeczytałam kilka artykułów na temat niewolniczej pracy dzieci, na przykład historię z lipca 2020 roku opublikowaną przez CNN, kiedy to 23 dzieci, w wieku od trzech miesięcy do 15 lat, zostało znalezionych przez policję w opuszczonym domu na południu Meksyku. Były więzione przez kartel i używane do niewolniczej pracy.
W Europie i Stanach Zjednoczonych problem porwań nie występuje na tak szeroką skalę, ale rodzice i tak się boją. Przypomniała mi się historia "najgorszej matki świata", Lenore Skenazy. W 2008 roku zapoczątkowała ruch Free-Range Kids.
"Walczymy z przekonaniem, że dzieciom stale zagrażają zboczeńcy, porywacze, ekshibicjoniści, bakterie, stopnie w szkole, frustracja, porażka, mężczyźni, całonocne pidżama party i winogrona, które nie są bio". Ten manifest powstał zaraz po tym, jak ekipa telewizyjna wpadła do szkoły, szukając dziewięcioletniego Izaaka, syna Skenazy. "Chcieli przeprowadzić ze mną wywiad, bo sam pojechałem do domu metrem" – tłumaczył potem chłopiec. Matka wyposażyła go w mapę metra i bilet i pozwoliła, by samodzielnie dotarł ze szkoły do domu na Manhattanie. Chłopiec był wniebowzięty. Ameryka wstrząśnięta. Skenazy wykorzystała tę sytuację i zaczęła nawoływać do "uwolnienia dzieci". "Nawet jeśli rodzic chciałby, aby jego dziecko zostało porwane, to statystycznie musiałby je zostawić samo na ulicy przez 700 500 lat" – powiedziała tygodnikowi "New Yorker".
Według amerykan?skiego psychologa Petera Greya, jeśli w jakimkolwiek kraju bawia?ce sie? dziecko zostanie porwane, padnie ofiara? molestowania lub zginie z ra?k obcego, media rozdmuchuja? te? historie? i rozniecaja? le?ki dorosłych. W rzeczywistos?ci nieszcze?s?cia tego rodzaju zdarzaja? sie? bardzo rzadko, a w ostatnich czasach coraz rzadziej. W większości krajów na świecie, w tym w Polsce, porwania dzieci mają najczęściej tzw. rodzicielski charakter. Matka lub ojciec porywa dziecko, bo nie może się dogadać z partnerem albo jest ofiarą przemocy psychicznej lub fizycznej. W reportażu "The great (fake) child-sex-trafficking epidemics" ("Wielkie – fałszywe – epidemie handlu dziećmi"), opublikowanym przez "The Atlantic", dziennikarka przytacza zatrważającą historię, która obiegła media społecznościowe na całym świecie w 2020 roku, jakoby amerykańska operacja wojskowa miała uratować 35 tysięcy "niedożywionych, zamkniętych w klatkach i torturowanych" dzieci z tuneli pod nowojorskim Central Parkiem i innymi miastami USA. Był to oczywiście fake news, ale skutecznie aktywował lęki rodziców na całym świecie.
"Pod pewnymi względami jest to tylko najświeższy wyraz strachu, który jest częścią amerykańskiego krajobrazu od początku XX wieku, kiedy to dzieci zaczęły być postrzegane jako ekonomicznie bezużyteczne, ale emocjonalnie bezcenne" – pisze Tiffany. Dziennikarka pokazuje, jak w latach osiemdziesiątych, w reakcji na zmiany społeczne i morderstwo sześcioletniego Adama Walsha, który został uprowadzony z domu towarowego Sears na Florydzie, ruszyła lawina paniki moralnej. Politycy, obsesyjnie odwołując się do "wartości rodzinnych", używali w przemówieniach nadmuchanych liczb dotyczących handlu narkotykami, pornografii i przestępczości. Matki, zachęcone do pracy przez feminizm drugiej fali, poszły do biur, ale nie bez poczucia winy i niepokoju, że zostawiają dzieci same w domu lub pod opieką obcych. Wskaźnik rozwodów rósł, a batalie w sądach o opiekę nad dzieckiem stawały się coraz bardziej powszechne, co prowadziło do skomplikowanych sytuacji prawnych, jak rodzicielskie porwania dzieci. W 1985 roku "Denver Post" opublikował reportaż, za który dziennikarze zdobyli Pulitzera. Mozolnie obalali mity na temat zaginionych dzieci: faktyczna liczba dzieci porwanych przez nieznajomych, według dokumentacji FBI, wyniosła 67 w 1983 roku. Wraz z bardziej wiarygodnymi informacjami panika dobiegła końca. Rozumiałam strach Hianei, chociaż sama nigdy go nie doświadczyłam, bo mieszkam w kraju, w którym nie dochodzi do porwań tak często. Ale zdałam sobie sprawę, że mam inne lęki, które odziedziczyłam albo wytworzyłam z czasem, czytając media, książki, oglądając filmy. Od tej pory zaczęłam pytać wszystkie mamy świata, czego się boją.
Shazia z Pakistanu z córkami Noor (z lewej) i Imane. W jej kraju strach to dla wielu matek codzienność. Nie zaleca się spacerów z wózkiem, więc większość życia spędzają w domach, najbardziej boją się zamachów terrorystycznych. Alexandre Saada /materiały promocyjne wydawnictwa Agora
Matka z dzieckiem na spacerze - zdjęcie ilustracyjne Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Wyborcza.pl
O strachach mówiły mi też kobiety w ciąży: boją się, że nie będą wiedziały, co zrobić, gdy dziecko będzie płakać, boją się, że nie będą mieć wystarczająco dużo czasu, by zająć się dzieckiem (głównie tam, gdzie urlop macierzyński jest krótki albo nie istnieje), martwią też, że poronią z własnej winy albo że nie będą kochały drugiego dziecka tak samo jak pierwszego.
<<Reklama>> Ebook "Mamy do pogadania" Anny Pamuły jest dostępny na Publio.pl >>
Matka zaczyna się martwić o dziecko w ciąży i nie przestaje do końca życia. Oczywiście istnieją stopnie wyluzowania – lub jego braku – i zależą one od wielu czynników: historii rodzinnej, przebiegu porodu, naszego temperamentu czy środowiska. (W Nowym Jorku istnieją nawet żarty na temat żydowskiej mamy, która zdaje mi się bardzo podobna do polskiej: znerwicowana, wiecznie martwiąca się i karmiąca). Strach nie ma racjonalnego podłoża. Czasem wydaje się zaszyty głęboko w nas, jakby pokolenia przed nami zostawiły ślady swoich doświadczeń. Jest coś wzruszającego w tym, że wszystkie mamy na świecie mają podobne strachy. Wszystkie piszemy te same czarne scenariusze, bo dzieci są dla nas często najważniejsze na świecie. Niezależnie od kraju, pochodzenia etnicznego, wyznawanej religii – kochamy i boimy się tak samo.
Mamy do pogadania materiały promocyjne wydawnictwa Agora