Rodzice Małgosi są w domu około czwartej. Śpiącą Ewelinę kładą do łóżka, Krzysztof zasypia razem z nią. Jadwiga znów czeka na starszą córkę. Kręci się po kuchni, ale nie ma już nawet co posprzątać. Liczy, że tym razem Małgosia będzie na czas.
Proponowali, że ją odbiorą, ale wolała jechać pociągiem z koleżankami. Obiecała wrócić o piątej rano.
Jadwiga słyszy hamujący pociąg. Wygląda przez okno, żeby wypatrzyć Małgosię. Nie ma jej. Może jeszcze zagadała się z koleżankami na peronie? Albo z jakimś chłopcem, z którym wstydziła się pokazać przed domem? Jadwiga chodzi od okna do okna, na balkon, ale Małgosi wciąż nie widać.
Około szóstej dzwoni do domu Iwony. Wcześnie, ale nie jest w stanie już dłużej czekać. Numer ma od Małgosi, wzięła na wszelki wypadek. Odbiera mama Iwony. Jej córka wróciła, śpi już od godziny.
Jadwigę ogarnia przerażenie.
Rodzice budzą Iwonę. Nie wie, gdzie jest Małgosia. Straciła ją z oczu jeszcze na imprezie, szukali jej nawet ze znajomymi, ale bez skutku. Myśleli, że może wcześniej wróciła do domu, źle się przecież czuła. W świetlicy została tylko jej kurtka. Iwona zabrała ją ze sobą, kiedy całą grupą wychodzili na pociąg.
*
– Nikogo już nie ma – mówią właściciele Alcatraz, gdy przed dyskoteką zjawiają się rodzice Małgosi razem z Iwoną i jej ojcem. Nie, nigdzie nie widzieli dziewczyny w czarnej sukience. Ale Jadwiga i tak wchodzi do środka, żeby się rozejrzeć. Pusto.
Miłoszyce, dawna dyskoteka Alcatraz Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl
Zbliża się siódma rano. Chodzą po domach. Rozpytują. Ktoś widział Małgosię koło posesji na tyłach dyskoteki. Mieszkają tam R., tak im powiedziano.
Główna brama zamknięta, za to otwarta jest mała drewniana furtka. Krzysztof od razu idzie zapukać do drzwi, a Jadwiga rozgląda się po podwórku, które kończy się dużą stodołą. Cały trawnik jest przyprószony śniegiem, wydeptane ślady dwóch osób prowadzą tylko od bocznej furtki do studni i z powrotem. Otwiera im kobieta w średnim wieku.
– Nie widziałam żadnej dziewczyny, ale sprawdzę po pokojach, czy może córki kogoś nie przyprowadziły – mówi, gdy rodzice pytają ją o Małgosię. Ale w łóżkach śpią tylko domownicy.
Rodzice pukają też do domu Urszuli. Otwiera im zaskoczona. Zna Jadwigę, kiedyś razem pracowały, ale jej córki nigdy nie widziała. Budzi Andrzeja, syn był przecież na dyskotece, może coś wie. Tak, pamięta Małgosię, wymiotowała przed świetlicą, mówi, że Krzysiek się nią zajmował, a potem przyszedł jej brat Irek i zabrał ją do domu. Urszula faktycznie widziała, jak jakichś dwóch chłopaków prowadziło dziewczynę przez wioskę.
Tylko że Małgosia nie miała brata. A żadnego Irka nie znała.
Rodzice pytają więc o Irka. Ktoś powiedział, że didżej miał tak na imię. Mieszka po drugiej stronie Miłoszyc, za torami. Podjeżdżają autem, bo to kawałek. Ale on nic nie wie. Chociaż faktycznie widział dziewczynę w czarnej sukience. Siedziała na podeście koło miejsca, skąd puszczał muzykę. Była pijana.
Sprawdzają każdy ślad na śniegu, pukają od domu do domu. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie.
Przemarznięci i zrezygnowani wracają do Jelcza, ale nie są w stanie bezczynnie siedzieć i czekać. Dzwonią na policję. Nie po raz pierwszy. Wcześniej we Wrocławiu odprawiono ich z kwitkiem i skierowano na komisariat w Jelczu. A tam nawet nie przyjęli zgłoszenia o zaginięciu, bo jeszcze za wcześnie. Tym razem do Miłoszyc wysyłają posterunkowego. Rodzice mają się z nim spotkać na miejscu. Kazali im zabrać ze sobą zdjęcie Małgosi.
Jadą ze znajomą, z którą spędzili sylwestra. Odwiedzają domy, w których byli już wcześniej, pukają też do sąsiednich. Ktoś kojarzy dziewczynę w czarnej sukience, ktoś sobie przypomina, że odchodziła z dyskoteki z jakimiś mężczyznami, ale nikt nie potrafi powiedzieć nic więcej.
Rodzice są coraz bardziej zdenerwowani. Kiedy kolejny raz pyta o córkę, Jadwidze załamuje się głos. Znów odchodzą z kwitkiem.
– Spokojnie, znajdziemy ją – próbuje pocieszać policjant.
– Pan nic nie rozumie – krzyczy na niego Jadwiga. – To nie jest normalne, że Małgosia nie wróciła na noc! Może inne dziewczyny przychodzą do domu po imprezach następnego dnia wieczorem, ale nie ona. Wiem, że coś się musiało stać. Porwali ją, może gdzieś przetrzymują. Czuję, że córka tu jest, w Miłoszycach.
Policjant już się nie odzywa.
Ruszają do lasu. Na ścieżce są wydeptane ślady. Krzysztof się schyla, ogląda z każdej strony, ale są za duże, nie mogły ich zostawić buty Małgosi. Sprawdzają bunkry, które stoją przy drodze. Nic.
Jadą razem na komisariat, żeby Jadwiga i Krzysztof mogli złożyć oficjalne zawiadomienie o zaginięciu córki. O godzinie trzynastej dyżurny na komendzie w Jelczu--Laskowicach wypełnia formularz. W rubrykę okoliczności zaginięcia Małgorzaty K. wpisuje: "W dniu 31.12.1996 r. około godz. 19 udała się na dyskotekę do Miłoszyc. W dniu 1.01.1997 r. około godz. 0.15 była widziana po raz ostatni w towarzystwie dwóch mężczyzn".
Dodaje jeszcze rysopis dziewczyny: 150 centymetrów wzrostu, sylwetka smukła, twarz owalna, cera blada, młodzieńczy trądzik, nos mały i prosty, uszy średnie, oczy ciemnobrązowe, włosy długie, ciemne i proste, czarna sukienka przed kolano.
*
Nie ma powodu, żeby się spieszyć, przecież to Nowy Rok. W domu rodziny R. wszyscy jeszcze śpią, chociaż to już południe. Tej nocy są w komplecie – babcia Maria, jej syn Józek z żoną Danutą, trzy córki. U Kamili, najstarszej, jest jeszcze Zygmunt, jej chłopak. Odwiedził R. razem ze swoim młodszym bratem Marcinem. Od listopada pomieszkiwał też z nimi kolega Józka z pracy w Niemczech, Karol.
Rano budziła ich po kolei matka, Danuta. Dopytywała, czy nie śpi u nich jakaś dziewczyna, której szukają rodzice, ale zaraz potem wszyscy wrócili do łóżek. Jest już dobrze po dwunastej, kiedy wynurzają się z pokoi. Danuta kręci się po kuchni, gotuje obiad, jej mąż Józek pije kawę.
– Napal w piecu, zimno się już zrobiło – prosi go.
– Tylko najpierw muszę go naprawić. Sadza się osadziła i strasznie dymi.
Józef wychodzi do szopy po zapasowe kolanko. To po drugiej stronie podwórka. Przez noc przysypało je delikatnie śniegiem. Rozgląda się. Na lewo jest stodoła, przy niej budę ma pies Roki, może jeszcze do niego zajrzy.
Nagle dostrzega coś niepokojącego.
Leży tuż obok stodoły, przy jej szczytowej ścianie.
"Jakąś lalkę albo manekina psy przytargały" – myśli Józef.
"A może kożuch, ostatnio Roki wyciągnął jeden ze stodoły".
Józef podchodzi bliżej.
*
Ma na sobie jedynie skarpetki. Poza tym jest zupełnie naga. Leży na plecach, jej nogi są nienaturalnie podkurczone, a całe ciało brudne i poranione. Długie, potargane ciemne włosy rozrzucone wokół głowy. Obok leżą ubrania.
Kilka metrów dalej Józef widzi plamę krwi. Biegnie do domu.
*
Urszula przez okno widzi radiowóz, który jedzie na sygnale, a zaraz za nim karetkę. Pyta sąsiadki, co się stało. Sąsiadka słyszała, że znaleźli jakąś dziewczynę z osiedla w Laskowicach. Urszula szybko się ubiera. Biegnie drogą w stronę świetlicy. Przy posesji R. stoi już tłum.
Gapie powtarzali sobie później, że radiowóz wjechał na podwórko tak szybko, że wpadł w poślizg i na pewno zatarł wszystkie ślady. A prokuratorka z Oławy, która akurat miała dyżur, wyglądała, jakby kompletnie nie była przygotowana do prowadzenia śledztwa, bo taki mróz, a ona włożyła baletki.
– Jakby prosto z imprezy przyjechała – komentowali.
*
Jest czternasta, może piętnasta. Rodzice Małgosi po złożeniu zawiadomienia o zaginięciu córki znów jadą do Miłoszyc. W jednym z domów słyszą, że znaleziono zgwałconą dziewczynę. Ledwo stamtąd wychodzą, mija ich karetka. Jadwiga macha ręką. "Jak jest karetka – myśli – to Małgosia żyje. Żyje, żyje" – kurczowo trzyma się tej nadziei. Macha drugi raz, karetka się zatrzymuje. Tak, dostali wezwanie, ale na razie nic więcej nie mogą powiedzieć. Koło domu R., tego samego, który odwiedzili rano, rodzice widzą tłum ludzi.
– Żyje? – Krzysztof dopytuje gapiów.
– Czy ona żyje? – powtarza Jadwiga.
Ludzie nawet na nich nie patrzą, oczy mają skierowane w głąb podwórka. Ktoś rzuca: – Nie żyje.
Przepychają się, ale zatrzymuje ich policja. Proszą, żeby ich przepuścić. – To może być nasze dziecko.
Przebiegają przez podwórko, jeszcze kawałek i widzą swoją córkę. Obok leży czarna sukienka. Prokuratorka pyta, czy to ich dziecko. Chcą ją dotknąć, przytulić, ale im nie pozwalają.
*
Lekarka z pogotowia wypisuje akt zgonu. Notuje ochłodzenie zwłok, obecność plam opadowych na plecach, udach i pośladkach, obrażenia na ciele. Jako domniemaną przyczynę śmierci wpisuje: zgwałcenie, wykrwawienie, zamarznięcie. Ze znakiem zapytania.
Miejsce zgonu: ogród, Miłoszyce.
Ściągnięty z Wrocławia pies kilka razy próbuje podjąć trop, ale nic z tego. Jego przewodnik tłumaczy, że jest za zimno. – Po co ten pies, jak Małgosię już znaleziono – denerwuje się Krzysztof. Płacze. Do końca oględzin stoi obok Jadwigi przy płocie posesji. Nie wiedzą, co innego mogliby robić.
Krzysztof dostrzega koleżanki Małgosi. Iwona wygląda, jakby się śmiała.
– Co wam tak wesoło – krzyczy do nich. – Ona nie żyje!
Po latach, gdy pytam go o tamten dzień, mówi tylko: – Trzeba to przeżyć, żeby zrozumieć.
Dziewczyna w czarnej sukience materiały promocyjne - Wydawnictwo Agora